Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po mieszkaniu niósł się głos Darii. Dziewczyna robiła w kuchni śniadanie, śpiewając przy tym utwór, który uruchomiła na tablecie. Roznosiła ją pozytywna energia. Wczoraj wieczorem spędziła miło czas w towarzystwie Lukasa, a dzisiaj czekała ją rozmowa z nowym pracodawcą. Nic nie mogło popsuć jej humoru. Kiedy zagotowała się woda w czajniku, zalała herbaty, a następnie przełożyła zrobioną chwilę wcześniej jajecznicę na talerze.

— Dziewczyny! Śniadanie! — Zawołała bliźniaczki, przekładając na stół chleb i masło. 

Siostry leniwie przeszły z pokoi do kuchni. Usiadły przy stole i ziewając, posłodziły sobie herbaty. Po chwili przeniosły wzrok na Darię, która uśmiechała się od ucha do ucha, smarując chleb. Kinga szturchnęła Patrycję łokciem w bok i wymieniły porozumiewawcze spojrzenie.

— Co tam, Daria? Było bzykanko z Lukasem? — Zapytała Kinga, śmiejąc się pod nosem, a Lewicka przewróciła oczami. Spojrzała na dziewczyny i pokręciła głową.

— Nie — odparła, upijając łyk herbaty. — Po prostu spędziłam z nim fajnie czas. Poza tym to było dopiero nasze drugie spotkanie. — Dodała, kontynuując jedzenie.

— No i co z tego? Rozerwij się trochę. Nie byłaś z facetem w łóżku ponad rok, zaraz zapomnisz, jak to się robi. — Wtrąciła Patrycja, wyciągając rękę po kawałek chleba.

Ruda wzruszyła ramionami. To, że dawno nie była w bliskich relacjach z żadnym mężczyzną, nie oznaczało, że miała zaraz rzucać się na pierwszego, który się nią zainteresuje. Fakt, że Lukas bardzo ją pociągał, ale mimo wszystko zachowywała ostrożność w stosunku do niego. Czuła się dobrze w jego towarzystwie, a gdy przytulał, ogarniał ja spokój i bezpieczeństwo, ale chciała jeszcze poczekać, zobaczyć, w jakim kierunku pójdzie ta relacja. Nie chciała potem znowu cierpieć.

— Nie będę się spieszyć. Zobaczę, co z tego wyjdzie.

— Ja wiem, że masz duszę romantyczki, ale kobieto! Zacznij bawić się życiem. Szalej, całuj i kochaj się, z kim chcesz i kiedy chcesz. Nie ten, to następny. — Próbowała przekonać ją do swoich racji Patrycja, ale Daria była niewzruszona na te rady. Nie miała zamiaru zmieniać swojego systemu wartości i tak już go nagięła tym, że całowała się z szatynem na pierwszym spotkaniu. Poza tym nie wiedziała, co do niego czuje. O miłości na pewno nie było jeszcze mowy, bo za krótko się znali. Była w jakiś sposób zauroczona, a to za mało, żeby zdecydować się na pójście z nim do łóżka.

— Najpierw chcę go dobrze poznać — odpowiedziała, na co bliźniaczki pokręciły głowami.

— Na którą jedziesz do Oberwiesenthal? — Zmieniła temat Kinga.

— Na dziesiątą. Jeszcze trochę i muszę się zbierać. Jestem taka podekscytowana, że mnie wybrano — mówiła z entuzjazmem, dopijając herbatę.

— To było pewne, że dostaniesz tę robotę — odparła Patrycja. — My też powoli zbieramy się do roboty. To co? Widzimy się późnym wieczorem?

— Ja mam dzisiaj zmianę w restauracji do pierwszej w nocy, więc nie czekajcie na mnie — odparła Ruda, wstając od stołu i zabierając naczynia, które następnie schowała do zmywarki. — Miłego dnia. — Dodała, kierując się do wyjścia z kuchni.

— Miłego dnia i wynegocjuj dobrą pensję. — Zaśmiała się Kinga, a siostra jej zawtórowała.

— Postaram się — odpowiedziała Daria, po czym ruszyła do swojego pokoju.

Zabrała komórkę i włożyła buty. Przed wyjściem z mieszkania narzuciła na siebie kurtkę, bo niestety pogoda popsuła się z początkiem tygodnia. Niebo było pochmurne i wiał porywisty wiatr. Daria miała nadzieję, że w końcu na dłużej zawita słońce, ale niestety się pomyliła. Po wczorajszej słonecznej aurze nie było już śladu. Chwilę później wsiadła za kierownicę srebrnego VW Polo. Odpaliła silnik, wrzuciła jedynkę i ruszyła w kierunku Oberwiesenthal.

***

Po ponad godzinnej rozmowie z Oscarem - fizjoterapeutą, który miał być jej nowym szefem, wracała do domu. Tak naprawdę o pracy rozmawiali przez pierwsze dwadzieścia minut, kolejny czas spędzili na luźnych pogaduszkach. Mężczyzna był bardzo miły i uprzejmy, a do tego zabawny. Od razu przedstawił Darii pozostałe osoby, z którymi będzie pracowała. Była to Inga, kobieta o dziesięć lat starsza od Rudej oraz Fabian - pięćdziesięciotrzyletni mężczyzna. Lewicka cieszyła się, że będzie miała od kogo czerpać doświadczenie. Osoby, które przewinęły się przez gabinet, kiedy tam była, wyglądały na bardzo zadowolone. Zastanawiała się, czy jej przyszli pacjenci będą usatysfakcjonowani terapią, którą będzie im proponowała. Cieszyło ją też to, że pracownicy mieli holistyczne podejście do chorego. Na studiach mówił o tym każdy wykładowca, ale w praktyce było zupełnie inaczej. Gdy robiła praktyki w szpitalu, to po dostaniu zlecenia, kazano jej skupiać się tylko na danym problemie, bo nie było czasu na kompleksową terapię. Tutaj wszystko wyglądało inaczej. Szczęśliwa opuściła gabinet. Miała tu wrócić za dwa tygodnie. To będzie jej pierwszy dzień w pracy. Już nie mogła się go doczekać. Po drodze zajechała do sklepu na szybkie zakupy. Stwierdziła, że może w tutejszym markecie będzie coś ciekawszego, bo miała już dość produktów ze sklepu, który znajdował się w Breitenbrunn. Zero nowości. Chodząc pomiędzy półkami niewielkiego samu, utwierdziła się w przekonaniu, że dobrze zrobiła. Do koszyka, który zabrała na wejściu, wrzucała nowe produkty. Owoce i warzywa też wydawały się świeższe, niż w lokalnym sklepie. W końcu pół godziny później zmierzała do samochodu z zakupami w rękach. Gdy szła przez parking, wpatrywała się w szare chmury. W powietrzu wisiał deszcz, chociaż według prognozy miało nie padać. Wrzuciła siatki na tylne siedzenie, po czym zajęła miejsce za kierownicą i włożyła kluczyk do stacyjki. Wypuściła powietrze, gdy zauważyła kilka ulotek za wycieraczką na przedniej szybie. Musiała wysiąść z samochodu, żeby je wyjąć, bo gdyby faktycznie spadł deszcz, to po uruchomieniu wycieraczek, rozmazałaby wszystko na szybie. Wyjęła ulotki i podeszła do pobliskiego kosza, żeby je wyrzucić. Gdy wracała do auta, potknęła się o wystająca płytkę chodnikową. Poleciała do przodu, wyciągając przed siebie ręce, którymi popchnęła otwarte drzwi od samochodu, ale uchroniła się przed upadkiem. Jednak zamarła, gdy usłyszała, jak blokuje się centralny zamek.

— Nie, nie, nie — jęczała pod nosem, szarpiąc za klamkę. Drzwi się zatrzasnęły, a kluczyki zostały w pojeździe. — Matko, co ja teraz zrobię? — mówiła do siebie, chwytając się za głowę. Położyła ręce na kieszeniach i odetchnęła z ulgą, kiedy wyczuła, że ma przy sobie telefon. Wyciągnęła go, po czym wybrała numer Kingi.

— Halo — odezwała się przyjaciółka, po odebraniu połączenia.

— Kinga, zatrzasnęłam kluczyki w samochodzie — powiedziała zrezygnowanym głosem Daria.

— Że co?

— Zatrzasnęłam kluczyki. Co mam zrobić?

— Oj, kobieto, ty to masz szczęście. — Zaśmiała się brunetka, na co Lewicka przewróciła oczami. Liczyła na większe wsparcie. — Tylko proszę cię, nie wybijaj szyby. Zaraz podeślę ci numer telefonu gościa, który powinien ci pomóc. Tylko on zawsze ma sporo roboty i to może chwilę potrwać.

— Chwilę? To znaczy? Ja muszę być na trzecią w restauracji.

— Nie no, o tej godzinie już dawno będzie po sprawie. — Zapewniła ją przyjaciółka. — Mam taką nadzieję. — Dodała po chwili niepewnie. — Sorry, muszę kończyć, bo wołają mnie na recepcję. Wprowadzam dzisiaj nową osobę, która totalnie nic nie ogarnia. Zaraz wysyłam SMS-a. Trzymaj się, pa. — Kinga zakończyła rozmowę, a Daria, po chwili otrzymała wizytówkę z numerem do fachowca, który natychmiast wybrała.

Po rozmowie z nim nie była za bardzo pocieszona. Mężczyzna powiedział, że najwcześniej będzie na miejscu za dwie godziny. Lewicka zaczęła panikować, bo bała się, że spóźni się do pracy. Połączyła się z Lukasem. Miała nadzieję, że chłopak jej jakoś pomoże, ale on nie odbierał, tak samo Arne, do którego postanowiła zadzwonić w następnej kolejności. Stała przy zamkniętym samochodzie i skryła twarz w dłoniach. Otrząsnęła się z zimna, gdy zawiał porywisty wiatr. Wypuściła cicho powietrze z płuc, a następnie usiadła na krawężniku. Objęła się rękoma, licząc na to, że nie zmarznie za bardzo. Nie pozostało jej nic innego, jak czekać na fachowca, do którego dzwoniła wcześniej. Oczy zaszkliły się jej od łez, już prawie płakała. Zawsze tak się działo, gdy coś szło nie po jej myśli. Zachowywała się wtedy jak małe dziecko, które zgubiło się rodzicom w sklepie i stoi na środku, płacząc, bo nie wie, co ma zrobić.

***

Richard po ponad trzech godzinach treningu, pakował swoje rzeczy do sportowej torby. Miał nadzieję, że to kolejne wylewanie potu, przyniesie wymierne rezultaty w nadchodzącym sezonie. Oddzwonił jeszcze do brata, po czym opuścił szatnię i kompleks skoczni znajdujący się w Oberwiesenthal. Zapiął kurtkę pod szyję, gdy zawiał wiatr. Było dość chłodno, a on nie chciał się rozchorować. Wsiadł do samochodu i ruszył w drogę do Breitenbrunn. Uruchomił muzykę w radio, żeby umilić sobie podróż. Dojechał do przejścia dla pieszych, na którym przepuścił dwie osoby, po czym powoli ruszył dalej. Gdy przejeżdżał obok marketu, w oczy rzuciła mu dziewczyna w rudych włosach, siedząca na krawężniku. Zmarszczył czoło, gdy ją dostrzegł. Zastanawiał się, czy to może być Daria, a jeśli tak, to co tutaj robi i dlaczego w taki ziąb siedzi na parkingu? Nagle zatrzymał się, zjechał na pobocze, po czym zawrócił, a kilka minut później zaparkował niedaleko Lewickiej. Wysiadł z samochodu i wolnym krokiem ruszył w kierunku dziewczyny, która obracała w palcach papierosa. Obok niej leżała dopiero co otwarta cała paczka fajek. Kupiła za pieniądze wygrzebane z kieszeni od kurtki. W drugiej dłoni trzymała zapalniczkę, którą się bawiła, zapalając ją co chwilę. Brunet dostrzegł, jak nerwowo porusza nogą. Kiedy stanął przy niej, nawet go nie zauważyła. Wyglądała, jakby była nieobecna myślami.

— Coś się stało? — Zwrócił się do niej. Lewicka podniosła głowę, spoglądając na Richarda. Już po jej twarzy było widać, że jest zziębnięta. Policzki oraz nos miała zaczerwienione.

— Nie — odpowiedziała, wkładając papierosa do ust, by po chwili go z nich wyciągnąć. Od godziny zastanawiała się, czy zapalić. Nigdy nie paliła, ale teraz w przypływie stresu była gotowa to zrobić.

— Dlaczego tutaj siedzisz? — Lewicka głośno wypuściła powietrze, a po chwili nerwowo zaczęła zaciskać zęby.

— Zatrzasnęły mi się kluczyki w aucie — odpowiedziała, ponownie wkładając papierosa do ust. Richard włożył ręce do kieszeni od kurtki i patrzył na dziewczynę zmrużonymi oczami.

— Mogę zadzwonić po kogoś, kto ci pomoże. — Daria pokręciła głową, gdy to usłyszała.

— Nie, dziękuję. Już to zrobiłam godzinę temu.

— To dlaczego nadal tu jesteś?

— Bo czekam na fachowca? — zapytała sarkastycznie, kolejny raz wkładając papierosa do ust. Nie mogła się przełamać, żeby go odpalić.

— Twój chłopak nie mógł po ciebie przyjechać, żebyś tak nie marzła?

— Nie mam chłopaka — odparła poirytowana, zastanawiając się, dlaczego on ciągle wtrąca się w to, czy z kimś jest, czy nie.

— A facet, z którym wczoraj wieczorem się całowałaś? — Lewicka uniosła brwi do góry i z niedowierzaniem spojrzała na Freitaga.

— Nie jestem z nim, a poza tym, co cię to obchodzi? Jesteś jakimś strażnikiem moralności mieszkańców Breitenbrunn? Mogę robić, co mi się podoba — powiedziała zdenerwowana, zastanawiając się, czemu w ogóle mu się tłumaczy. 

Freitag patrzył na nią i dopiero teraz dotarło do niego to, jak to wszystko idiotycznie musiało brzmieć. Tak, to prawda, mogła robić sobie, co chciała, a jemu nic do tego. Zresztą ona się tylko całowała, a on już na drugiej randce poszedł z dziewczyną do łóżka. Sam nie mógł pojąć tego, dlaczego podjął ten temat. Podrapał się po karku i cicho wypuścił powietrze z płuc, wlepiając wzrok w ziemię. Po chwili przeniósł go na Darię i patrzył, jak kolejny raz obraca papierosa w dłoni.

— Palisz? — Ruda kolejny raz usłyszała pytanie z ust Richarda. Miała już ich dosyć. Chciała, żeby odjechał i dał jej w końcu spokój. Była tak zdenerwowana, że wszystko dookoła ją irytowało.

— Nie — odparła chłodno.

Brunet zauważył, że Ruda znowu zaczyna pokazywać swój charakter. Ten wredniejszy. Sądził, że po wczorajszej wspólnej rozmowie będzie dla niego milsza. Chociaż z drugiej strony domyślał się, że jest podenerwowana sytuacją, jaka się jej przytrafiła. Freitag zrobił krok w jej kierunku, zabrał papierosa z ręki i zgarnął leżącą obok paczkę, po czym wyrzucił wszystko do stojącego nieopodal kosza na śmieci. Lewicka zerwała się na równe nogi, po tym, co zrobił brunet.

— Dlaczego to wyrzuciłeś?

— Przecież i tak nie palisz — powiedział, wkładając z powrotem dłonie do kieszeni od kurtki.

— I co z tego? Mogłam odsprzedać komuś tę paczkę, chociażby za trzy czwarte ceny. Odzyskałabym część kasy, którą wydałam. — Richard zaśmiał się, gdy to usłyszał, a dziewczyna zgromiła go wzrokiem.

— Dobra, to ja dam ci tę kasę i będzie, że ja kupiłem od ciebie te fajki — odparł, a Ruda fuknęła.

Wyglądała jak mała, obrażona dziewczynka. Freitag obserwował jej zmieniający się wyraz twarzy, a przez jego głowę, kolejny raz przebiegła myśl, że uroczo wygląda z tymi piegami.

— Nie potrzebuję twoich pieniędzy — odezwała się naburmuszona, po czym kichnęła. Kolejny raz w ciągu tej godziny, spędzonej na parkingu. Miała nadzieję, że się nie rozchoruje.

— Chodź, razem poczekamy na tego fachowca. W aucie będzie cieplej — powiedział brunet, po czym ruszył w stronę swojego samochodu.

Ruda stała chwilę w miejscu, zaciskając usta, ale w końcu szybkim krokiem podeszła do pojazdu. Nie uśmiechało jej się dalej czekać na tym zimnie. Kiedy zajęła miejsce pasażera, otrząsnęła się z zimna, ale po chwili było jej cieplej.

— Dziękuję. — Zwróciła się do Richarda, spoglądając na niego, a ten uśmiechnął się od ucha do ucha. Po chwili ściszył radio.

— To jak, złośnico, powiesz mi, co robisz w tym mieście? — Zagadał, a ona przewróciła oczami, słysząc, jak ją nazwał.

— Nie jestem złośnicą — odezwała się. Richard pokiwał głową, uśmiechając się delikatnie, po czym przeczesał czarne włosy ręką i ziewnął.

— Polemizowałbym, ale niech ci będzie. — Machnął ręką, a Lewicka kolejny raz kichnęła. — To, co tu robisz? Na zakupy przyjechałaś?

— Nie, byłam na rozmowie z nowym pracodawcą.

— W tej restauracji, co znajduje się ulicę dalej? — dopytywał, sądząc, że szukała pracy w charakterze kelnerki. W końcu w tym zawodzie pracowała w Breitenbrunn.

— Nie, w gabinecie fizjoterapeutycznym. Za dwa tygodnie w końcu zaczynam pracę, o której marzyłam — odpowiedziała zadowolona.

— Jesteś fizjoterapeutką? — Richard nie ukrywał zdziwienia, gdy to usłyszał.

— Mhh ­— wymruczała, skupiając się na melodii, która cicho grała w radio. Właśnie zaczynał się utwór Star w wykonaniu zespołu Reamonn. Lewicka uwielbiała tę piosenkę i żałowała, że chłopak tak mocno ściszył radio.

— Dobrze wiedzieć. — Uśmiechnął się brunet. — Czyli jak będę miał jakąś kontuzję, to mogę się do ciebie zgłosić i liczyć na pomoc? — Dodał, przyglądając się profilowi twarzy Rudej.

— Chyba jako sportowiec masz swojego fizjoterapeutę? — odparła dziewczyna, przyglądając się przyciskom przy radiu. Chciała trochę je podgłośnić.

— Może ty będziesz skuteczniejsza — odezwał się Richard, kierując wzrok na radio, na którym skupiała się Daria. Domyślił się, że chce zrobić głośniej. Pochylił się do przodu, żeby wcisnąć odpowiedni przycisk i przy urządzeniu dotknął dłoni Lewickiej, która zrobiła dokładnie to samo. Spojrzeli na siebie przez chwilę.

— Przepraszam — odpowiedziała speszona dziewczyna, zabierając rękę. — Chciałam się porządzić w cudzym samochodzie, ale po prostu lubię tę piosenkę.

— Nie szkodzi. — Zaśmiał się brunet, robiąc głośniej.

Zapadła cisza i razem wsłuchiwali się w utwór. Freitag patrzył, jak Lewicka przymknęła na chwilę oczy, zasłuchana w piosence, po czym otworzyła je, spoglądając przez przednią szybę. Brunet też spojrzał przed siebie, żeby dziewczyna nie zorientowała się, że przygląda się jej z uwagą. Lewicka zauważyła, że wiatr zaczął wiać coraz mocniej. Miotał koronami drzew na wszystkie strony, a przechodzący chodnikiem ludzie, szczelniej okrywali się kurtkami. Cieszyła się, że nie musiała dłużej siedzieć w takich warunkach na krawężniku. Na początku weszła do marketu, ale po dłuższej chwili opuściła go, gdy zauważyła, że ochroniarz ciągle przyglądał się jej i dalej musiała marznąć na parkingu.

— To jak? Kiedy mogę się do ciebie zapisać? — odezwał się Freitag, gdy utwór się skończył. Lewicka przeniosła wzrok na niego i zauważyła, jak brunet uśmiecha się od ucha do ucha.

— Wolę nie wchodzić w drogę twojemu fizjoterapeucie — odpowiedziała, ale Richard nie dawał za wygraną.

W końcu uzgodnili, że jeśli będzie potrzebował pomocy, a jego terapeuta będzie nieskuteczny, to wtedy może się zgłosić do Lewickiej. Dziewczyna oczywiście wiedziała, że nigdy się to nie wydarzy.

— Wiesz, żałuję, że wyrzuciłem te papierosy. Z chęcią zobaczyłbym, jak targujesz z kimś cenę za nie. — Zaśmiał się po chwili brunet, a ona zgromiła go wzrokiem. — O! Na przykład tamtemu facetowi. — Kiwnął głową w bok, na co Lewicka wychyliła się trochę, żeby zobaczyć, o kogo chodzi.

Dziewczyna ujrzała młodego mężczyznę, opartego o samochód i spoglądającego od czasu do czasu w kierunku sklepu. Zapewne czekał na swoją partnerkę. Z daleka było widać, że jest zmęczony życiem, ale nie dziwiła się temu. Dookoła niego biegała trójka dzieci, które roznosiła energia. Wychowywanie takich urwisów musiało być nie lada wyczynem.

— Jemu oddałabym za darmo — odpowiedziała Daria, opierając się o zagłówek, a Freitag parsknął śmiechem, słysząc szczerą odpowiedź.

Rozmawiali przez kolejne pół godziny, śmiejąc się i żartując, jakby znali się od lat, gdy nagle dziewczyna zauważyła wjeżdżającego na parking białego Opla, oklejonego reklamami. Ucieszyła się, bo to był fachowiec, na którego czekała. Wysiadła z samochodu, a Richard podążył za nią. Przysłuchiwał się, jak rozmawia z mężczyzną, który zapewnił ją, że za chwilę dostanie się do środka. Lewicka podziękowała Freitagowi za to, że mogła poczekać w jego aucie. Nie chcąc dłużej go zatrzymywać, pożegnała się z nim. Po chwili brunet zajmował miejsce za kierownicą. Odpalił silnik i pomachał jeszcze Rudej przez szybę, a ona odwzajemniła gest. Wrzucił wsteczny bieg, po czym wycofał się autem. Następnie wbił jedynkę i ruszył przed siebie w drogę powrotną do mieszkania. Kilkanaście minut później uśmiechnął się, gdy z wielką prędkością, niedaleko Breitenbrunn wyprzedził go srebrny VW, za którego kierownicą siedziała Daria. Od razu pomyślał sobie, że jeśli nie zwolni, to dostanie niezły mandat z fotoradaru stojącego tuż przed miejscowością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro