dix-neuf

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minął miesiąc. Trwała już wiosna. Buru zaczął już bez uprzedzeń i porządnie myć niepełnosprawną dziewczynę. Patricia przychodziła tylko od czasu do czasu zobaczyć jak sobie radzą. Nie musiała już pomagać, ale czasami chętnie wyręczała przyjaciela. Zżyła się nieco z Léą i trudno było jej tak po prostu ją zostawić. Poza tym nadal skrycie próbowała zeswatać z kimś czarnoskórego. Nie przejmowała się porażkami i wciąż potrafiła kogoś mu podsunąć. Mężczyzna uważał, że robiła to częściej niż dotychczas ze względu na nastolatkę, która przecież powinna mieć matkę. Czasami go to irytowało, ale nauczył się z tego korzystać. Dzięki temu mógł częściej wychodzić na imprezy z Remy'm, a Patricia zostawała zazwyczaj w jego mieszkaniu i z wielką ochotą zajmowała się nie tylko swoimi dziećmi, ale również i kotem oraz Léą.

Jamesowi udało się odejść od handlu narkotykami, choć było dosyć trudno. Musiał przysiąść na swoje życie, że nie wyda Stana, szefa oraz innych ludzi siedzących w tej branży. Wiedział, że będzie obserwowany, ale pogodził się z tym. Poza tym nie chciał iść na policję, bo to by oznaczało, że on również trafiłby za kratki. Ne miał ochoty tam wracać. Poszło mu łatwo, dlatego zaczął być podejrzliwy.
Dodatkowo wiosna oznaczała cieplejszą pogodę, co było głównym pretekstem do częstych spacerów z Léą oraz do zrzucenia zimowych kurtek.

Buru wyszedł o poranku bez budzenia śpiącej dziewczyny do sklepu, by uzupełnić pustą lodówkę. Ubrany był w czarne dresy i tego samego koloru adidasy. Palił po drodze, by się odstresować. Nie za bardzo lubił kontakty z ludźmi, a był głodny. Szedł szybkim krokiem, ale zdążył wypalić jednego papierosa przed wejściem do małego sklepu spożywczego. Przed nim zakupy robiła jakaś kobieta, na którą zwrócił uwagę, ponieważ również była czarnoskóra. Wyszła z zakupami, nie racząc go spojrzeniem. Nawet jeśli wiedziała, że mężczyzna ją obserwował – nie dała po sobie tego poznać. Buru szybko zrobił małe zakupy uprzednio witając się z jedynym sprzedawcą za ladą, by później dogonić nieznajomą. Udało mu się dostrzec jej sylwetkę, gdy zniknęła w najbardziej szemranej dzielnicy w ich mieście. Westchnął głęboko niepewny czy powinien ją śledzić, ale długo się nie zastanawiał. Nie wiedział tylko, co zrobić z małą siateczką zakupów, ponieważ prawdopodobnie okradliby zaraz przy wejściu do dzielnicy. Ostatecznie jego zapał zgasił się, gdy uświadomił sobie, że chciał śledzić nieznajomą. Przecież nie powinien. Zdecydowanie nie był to dobry pomysł, a ta kobieta powinna być świadoma niebezpieczeństw związanych z wchodzeniem do szemranej dzielnicy. Jeśli bowiem tam nie mieszkasz, możesz liczyć na niezłe lanie. Częste bójki i kradzieże przestały już przyciągać policjantów, ale niektórzy jeszcze ją patrolują, bo albo są nowicjuszami, albo pracoholikami. Między innymi dlatego James trochę się zmartwił, ale postanowił zająć się swoim życiem.

Po zrobieniu zakupów wrócił do domu, który nadal pogrążony był w ciszy, co oznaczało, że wszyscy jeszcze śpią. Mężczyzna zrobił śniadanie z produktów, które kupił. Tym razem była to jajecznica ze szczypiorkiem. Wsypał kotu suchej karmy i mleka, a potem skierował się do salonu obudzić dziewczynę, jednak myśli wciąż wędrowały ku nieznajomej spotkanej w sklepie. Nie usłyszał powitania Léi, dlatego bez słowa od razu ją nakarmił. Nie zauważył, że na początku zrobiła grymas, zastanawiając się, co go ugryzło, przez co nie otworzyła ust, a część jajecznicy będąca wcześniej na widelcu spadła dziewczynie na bluzkę.

– Oj, przepraszam – ocknął się chwilę później.

Strzepał jajecznicę z koszulki na talerz, by potem ją trochę nią nakarmić. Po opróżnianiu połowy nastolatka podziękowała i spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem.

– Co się stało?

– Wiesz... Spotkałem dzisiaj kogoś.

– Nie gadaj. Zaprosiłeś ją tutaj? – zaraz się ożywiła.

– Nie. Nawet z nią nie pogadałem.

– Patricia nie byłaby zadowolona – uśmiechnęła się lekko.

– Widziałem jak wchodzi do dzielnicy Davida.

– To twój kumpel?

– Nie. To mój dawny kolega. Przestaliśmy gadać, gdy zamknięto mnie w więzieniu.

– Nieźle. Co jest nie tak z jego dzielnicą?

– Jest najniebezpieczniejsza. David wprowadził tam zasadę: nieznajomy to łatwy cel. W skrócie jeśli jesteś tam pierwszy raz, to na pewno cię okradną.

– Martwisz się o nią?

– Tak.

– Możesz zadzwonić po Patricię i cały dzień jej szukać, jeśli chcesz.

– To nie jest miłość. Po prostu ją zobaczyłem i nie powstrzymałem przed wejściem do złej dzielnicy. Miłość nie przychodzi ot tak. Po prostu się o nią martwię.

– Jasne, jasne. Na co czekasz? Poszukaj ją i dowiedz się czy jeszcze żyje.

– Nawet tak nie mów. Na pewno żyje.

– Udowodnij i zaproś ją tu.

– Dobra.

Buru wstał. Wykonał szybki telefon do Patrici i wiedząc, że ona ma klucze do jego mieszkania, wybiegł stamtąd. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że Léa go podpuściła, żeby poznać kobietę, którą ledwo znał, a która już zaprzątała mu myśli. Wbrew wszystkiemu nadal twierdził, że się w niej nie zakochał, ponieważ uważał, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Odsunął od siebie myśli o miłości, zastępując je myślami o nieznajomej. Czy ona wiedziała, do jakiej dzielnicy wchodzi? Czy nadal tam jest cała i zdrowa? Dlaczego tak bardzo zawróciła w jego głowie? Na żadne z tych pytań nie znał odpowiedzi.

Wchodząc do dzielnicy był przygotowany na prawie wszystko. Szedł ostrożnie i starał się dostrzec tamtą kobietę. Chciał ją uratować. Na jego drodze stanęło kilku chłopaków w różnym wieku. Wyszedł mu na spotkanie David. Dalej miał włosy ufarbowane na bordowo, skórzaną kurtkę i zmęczone szare oczy. Buru widział go takiego przed tym, jak odszedł z handlu narkotykami. Kupował od niego.

– Znasz zasady, James. To nie twój teren. Co cię tu sprowadza?

– Szukam kogoś – odpowiedział pewny siebie.

– Normalnie kazałbym cię napaść, ale znam cię. Jeśli opłacisz swój pobyt tutaj, nie będziemy ci przeszkadzać w poszukiwaniach.

Buru bez słowa rzucił mu kupione niedawno narkotyki. David uśmiechnął się i zszedł mu z drogi wraz ze swoją ekipą. Następnie Buru zaczął iść przed siebie. Nie wiedział, gdzie szukać nieznajomej, ale był gotów zostać tam, dopóki jej nie znajdzie albo dopóki go nie wywalą siłą. Rozglądał się uważnie, a przy tym nie tracił czynności. Nie miał zegarka, więc czas się dla niego nie liczył, chociaż wolałby wrócić przed nocą do domu. Nieoczekiwanie los postanowił się do niego uśmiechnąć. Z klatki schodowej, którą widział wyszła czarnoskóra kobieta i szła w jego stronę. Wcześniej nie widział jej twarzy, ale był niemal pewien, że to ona. Nie miał planu i nie wiedział, co jej powiedzieć, ale zastąpił jej drogę i spojrzał w jej brązowe oczy.

– Jest pan nowy w składzie Davida? – stanęła i zlustrowała go wzrokiem.

– Nie. Zobaczyłem panią rano, jak pani tutaj wchodzi, a że słyszałem niepochlebne opinie na temat tej dzielnicy, postanowiłem przybyć pani z pomocą.

– Nie trzeba. Ja tu mieszkam. David szanuje tutejszych, a tym bardziej mnie. Wie więcej niż inni, co stało się powodem mojej nietykalności, więc jeśli pan się nie odsunie, będę zmuszona krzyknąć, a to skończyłoby się dla pana źle.

– Mam na imię James Bello. Dla przyjaciół Buru – powiedział, po czym odsunął się.

– Elizabeth Benét – uśmiechnęła się lekko, a następnie poszła dalej, nie racząc go więcej spojrzeniem.

James postanowił ją zostawić i dowiedzieć się czegoś o niej od Davida. Nadal miał w pamięci, jak długo musiał czekać na zwierzenia Léi, a nie chciał tracić czasu. Jego cierpliwość wykończyła nastolatka. Podszedł do grupki facetów, którzy wykorzystali już jego zapłatę. Buru potrafił to rozpoznawać.

– David musimy pogadać na osobności.

– Masz szczęście, że mi nudno, inaczej bym z tobą nie gadał – mężczyzna o cztery lata młodszy od niego zszedł z niskiego parapetu jakiegoś okna i dołączył do Jamesa.

Odeszli kawałek od grupy.

– Znasz Elizabeth Benét? – zaczął od razu.

– Masz coś, co przywróci mi pamięć?

Czarnoskóry westchnął i położył mu na dłoni trzy skręty oraz banknot o nominale dwadzieścia euro.

– Może być – schował do kieszeni kurtki. – To moja dobra znajoma. Pomogłem jej zamieszkać tutaj, gdy jej były mąż zaczął ją nachodzić i nękać. Bała się o synka, Francisa. Dzięki mnie i moim chłopakom już nie musi się bać, chociaż czasami wraca z miasta z nowymi siniakami. Nadal na niego nie doniosła wbrew moim słowom i to mnie wkurza. Wiem, że siniaki są przez niego, ale na mieście nie mam żadnej władzy, więc czasem to mnie dobija.

– Kim ona dla ciebie jest?

– Przyjaciółką. Nie zarywam do niej, bo jestem zdania, że byłbym fatalnym ojcem. Znam swoje słabości. Dlaczego o nią pytasz?

– Widzisz, chciałbym zacząć ją chronić. Jak wygląda jej były?

– Gdybyś dalej sprzedawał narkotyki, stanąłbym ci na drodze, ale myślę, że się opanowałeś, dlatego będę wam kibicował. Poza tym słyszałem, że masz w domu niepełnosprawną nastolatkę, więc myślę, że dasz radę być ojcem. Jednak nie myśl sobie, że będzie tak łatwo. Eliza jest nieufna, a to przez wzgląd na syna. Możesz do niej trafić tylko przez jej syna. Powodzenia.

– Dziękuję, ale zignorowałeś moje pytanie.

– Jej były... Trzymaj – David podał mu zdjęcie mężczyzny w średnim wieku.

– To on?

– Tak. Mi to zdjęcie już nie jest potrzebne, więc jest twoje. Facet pracuje w pubie jako ochroniarz, więc jeśli się o tobie dowie, to wiesz, gdzie mnie szukać. Nie muszę mówić, że jak zranisz Elizę, to cię znajdę, co nie?

– Jestem tego świadomy.

– Super. Pozdrów Remy'ego i Patricię – poklepał go po ramieniu i go zostawił.

Buru wyszedł stamtąd od razu po pożegnaniu się z Davidem. Poszedł prosto do swojego domu, by zastanowić się nad tym, czego się dowiedział oraz by zrozumieć, co takiego zaczyna czuć do Elizabeth. Nie wyprosił Patrici, której przekazał pozdrowienia i poprosił ją o chwilę spokoju. Zamknął się w pokoju i pogrążył się w rozmyślaniach na temat kobiety, którą istotnie chciał zacząć chronić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro