Odpoczynek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Iruka po długiej kłótni nie tylko z lekarzem prowadzącym, ale i Tsunade, został wypisany do domu pod warunkiem, że do końca tygodnia zostanie w domu i będzie odpoczywał. Oczywiście dostał od niej również pożegnalny opieprz, że ma bardziej dbać o siebie i skończyć z przepracowywaniem się. Musiał obiecać, że przestanie przeginać z pracą.

W związku z tym, że i tak nic nie mógł robić, bo coś czuł, że Tsunade go szpieguje za pomocą jakiegoś biedaka z Anbu, został dłużej w łóżku. Kiedy nie mógł już dłużej wytrzymać, wstał i udał się do kuchni. Zrobił dwie kawy i dodatkową porcję jedzenia. Podszedł do okna i otworzył je. Rozejrzał się. Na parapecie postawił kubek kawy i talerzyk z pachnącym śniadaniem.

- Pewnie jesteś tu od świtu i nie zdążyłeś nawet nic zjeść. Nikt nie powinien cierpieć z powodu fanaberii Hokage. To może nic wykwintnego, ale pożywne.- powiedział w eter i wrócił do stołu, by zjeść śniadanie i podumać nad tym, co mógłby dzisiaj porobić.

Odwrócił się plecami do okna, by pilnujący go nie stresował się i nie bał podejść i posilić się. Zjadł i wstał, by pozmywać po śniadaniu, kiedy rozległ się dźwięk dobiegający od strony drzwi, brzmiący jak drapanie pazurkami? Zaskoczony włożył talerzyk i kubek do zlewu i udał się w stronę drzwi. Otworzył je i jeszcze bardziej zaskoczony zobaczył Pakkuna trzymającego w pysku pełną, namiętnie czerwoną różę.

- Iruka-sensei, zlituj się i weź to ode mnie. Dziąsła mi krwawią.- zaskomlał.

Zreflektował się i wziął od niego kwiat. W drugą rękę wziął psa. Zamknął drzwi lekkim kopniakiem i wrócił do kuchni. Położył różę na stole. Wygrzebał jakaś starą miskę i nalał do niej wody. Postawił na podłodze i wypuścił Pakkuna. Z szafki wyjął ryżowe ciasteczko i podał mu, uśmiechając się ciepło.

- Dobry z ciebie człowiek, Iruka. Wiesz, dobre to nawet. Pewnie się zastanawiasz czemu tu jestem?- zaczął jak tylko przeżuł całkiem dobre ciasteczko. 

- Domyślam się, że twój pan cię tu przysłał, bo sam nie ma odwagi przyjść i porozmawiać.

- Przysłał. Powiedział, że mam ci dotrzymać towarzystwa, chyba, że nie chcesz to mam wrócić.

- On też chce koniecznie nadzorować co robię?- jęknął zrezygnowany, odczuwając lekką irytację.

- Nie. Tak naprawdę to nie wie czy może ci się pokazać na oczy. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem u niego taką niepewność i zagubienie. Fakt, że jest całkiem niezręczny towarzysko, ale to jego miotanie się po domu i miauczenie zaczyna nam działać na nerwy. Weź go wytresuj czy coś?

- Głupi, Kakashi. Nie będę rozmawiał ani na odległość ani przez posłańców. Jak czegoś ode mnie chce to niech ruszy swój seksowny tyłek i się tu pofatyguje.- fuknął.

- Hmm... nie jesteś więc na niego zły?

- Jestem, ale jak chce rozmawiać, to łaskawie mogę go wysłuchać. Niech ten mały egoista przestanie się wysługiwać innymi i pokaże prawdziwą odwagę jounina, no chyba, że wszyscy oni to spietrane tchórze.- prychnął, a na jego czole zapulsowała żyłka irytacji. 

- Wcale się im nie dziwię, kiedy mają się mierzyć z wkurzonym Iruką- sensei.- powiedział ostrożnie, obserwując to niepokojące zjawisko i próbując załagodzić sytuację. 

- He? Sugerujesz, że mogą się mnie bać? Przecież są na dużo wyższym poziomie ode mnie pod każdym względem.

- O, nie, bratku. Jak się zaczynasz wkurzać, to jesteś przerażający. Hokage się tak nie boją jak ciebie.- powiedział ze śmiertelna powaga na pysku.

- Och... doprawdy? W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Może dlatego, że często zdarza mi się krzyczeć i wkurzać na dzieciaki, ale tak naprawdę to chyba nie jestem na nie zły, tylko próbuję nauczyć je trochę dyscypliny. Właściwie to je rozumiem. Większość w tym wieku myśli głównie o psotach. Dorosłych natomiast można ignorować i być niemiłym, albo powiedzieć coś dosadnie. W sumie dalej nie chciałbym być Hokage....

- Jesteś dziwny. Dlaczego nie? Bo uważasz się za kogoś słabego?

- Nie, raczej dlatego, że wtedy nie mógłbym ignorować tych wszystkich ludzi, którzy mnie wkurzają. Poza tym kocham pracę z dziećmi, mimo że szargam sobie nerwy dzień w dzień. Hmm... może dlatego, że za bardzo mi zależy?- zaczął się zastanawiać na głos.

- Może masz rację. Mam sobie iść czy zostać?

- Cóż... miałem w planie posprzątać w salonie, a potem udać się na małą drzemkę.

- Drzemka brzmi dobrze.- zgodził się, po cichu licząc na coś więcej niż podłoga czy wycieraczka.

- Prawda?- rzucił uśmiechając się i wyślizgując z kuchni.

- Czemu mam dziwne wrażenie, że on jeszcze nie dorósł?- westchnął Pakkun obserwując to bardzo niedorosłe zachowanie.

Na dodatek ten chytry uśmiech łobuza. Kogoś przypominał, aż do złudzenia. Czyżby chłopak zachowanie, żarty i cała resztę wziął od niego? Doprawdy zachowują się jakby byli z jednej rodziny. Ciekawe czy ich klany nie są ze sobą jakoś spokrewnione, bo coś za dużo tu podobieństw. Nim się obejrzał Iruka już był przebrany w robocze ciuchy i szalał z miotełka ściągając pajęczyny z każdego możliwego zakamarka salonu. Potem przyszła kolej na wycieranie kurzu, jeśli w ogóle w tym domu jakiś istniał i trzepanie dywanu. W połowie tej czynności na balkonie rozgorzała zawzięta kłótnia z członkiem ANBU na temat oszczędzania się i wysiłku. Skończyło się na tym, że Iruka wrócił do środka sfochany. Poszedł do łazienki opłukać twarz, a potem do kuchni napić się wody z cytryną. W tym czasie ANBU wytrzepał mu do końca i całkiem porządnie ten dywan oraz zataszczył do salonu i na nowo rozłożył. Kiedy skończył zniknął w obłoczku, ale pewnym było, że gdzieś się czai i obserwuje. Iruka wszedł do salonu i omiótł go krytycznym wzrokiem.

- Na razie ujdzie. Powinienem jeszcze co najmniej umyć maty. Jednak jestem trochę zmęczony. Sądzę, że to dobry moment na zrobienie sobie drzemki.

Wyciągnął koc z szafy i położył się na kanapie.

- Mogę z tobą?- zapytał Pakkun przyglądając mu się.

- Tylko nie chwal się pozostałym. Raz chyba nie zaszkodzi.- mruknął i poklepał miejsce obok siebie.

Pakkun wskoczył tam i zwinął się w kłębek. Iruka patrzył na psa trochę sennie.

- Hatake to jednak uroczy idiota.- mruknął pod nosem i zamknął oczy.

Faktycznie czuł się jeszcze bardzo słabo i po zaledwie wytarciu kurzy był tak wyczerpany jakby całe mieszkanie na błysk wyczyścił. Westchnął ciężko w duchu przyznając jej rację, ale czuł się dużo lepiej drzemiąc na własnej kanapie niż w szpitalnym łóżku. Zasnął znużony nieświadomie otaczając psa ramieniem, by nie spadł. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro