Piknik

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Iruka pilnowany i strofowany przez swojego strażnika z Anbu miotał się po mieszkaniu nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. W końcu postanowił się przejść i zażyć świeżego powietrza przechadzając się po parku. Może uda mu się skoczyć nawet do sklepu po jakieś małe zakupy, gdyż zapasy zaczynały się kończyć. Usiadł więc w korytarzu i właśnie owijał sobie stopy bandażem, kiedy rozległo się pukanie.

- Kogo znowu licho niesie?- mruknął pod nosem, trochę zły, że wszyscy go niańczą.

Podszedł i otworzył drzwi. Stał w nich Kakashi z wielkim koszem w rękach, a właściwie to zbierał się do odejścia.

- Kakashi? Wyglądasz na przemęczonego. Wejdziesz?

- Iruka....- zaczął, ale tak bardzo się bał, że zepsuje, że słowa grzęzły mu w gardle.- Właściwie to przyszedłem zapytać czy nie poszedłbyś ze mną na mały piknik. Słyszałem, że cię ostro pilnują, więc pomyślałem, że może byś chciał się wyrwać? Mam już wszystko przygotowane i tego.... może przy okazji byśmy porozmawiali?

Iruka patrzył na niego dłuższą chwilę groźnie marszcząc brwi. Kakashi wyglądał jakby chciał się wytłumaczyć i prosić o drugą szansę, ale jak widać nie bardzo wiedział jak do tego podejść. Z tego, co mówił Pakkun, to miotał się po wszystkich kątach, więc skoro już się zebrał żeby tu przyjść...

- I tak miałem iść się przejść. Szału można dostać.

- To znaczy, że tak?

- Daj mi tylko buty włożyć i widzę, że koca to ty zapomniałeś?

- Co? Ach... Skoczę tak szybko. Musiałem zostawić w salonie na kanapie.

- Zostań. Mam w szafie.- westchnął mając cichą nadzieję, że to nie on przygotowywał posiłek w tym stanie, bo obaj trafią do szpitala z zatruciem pokarmowym.

Wrócił na boso do salonu i wyjął koc piknikowy. Podszedł do drzwi balkonowych i otworzył je.

- Idę z Hatake na piknik, więc nie musisz mnie już dzisiaj niańczyć. Przy nim się nie da pracować.- powiedział w eter, wiedząc, że jego cień jest w pobliżu i słucha.

Zamknął je a po chwili namysł uchylił górę, by się wietrzyło. Wrócił do czekającego. Wręczył mu koc i skończył się ubierać do wyjścia. Zamknął drzwi od mieszkania i ruchem ręki kazał mu prowadzić. Szli w milczeniu wzbudzając czasem cichą sensację. Cóż... niecodziennie widzi się kopiującego ninja w towarzystwie, a już na pewno nie niosącego kosz piknikowy!

Dotarli tak na sam szczyt i rozłożyli się piknikiem na "głowach".

- Piękny stąd widok na Konohę, prawda?

- Tak. Lubię tu czasem przyjść i popatrzeć. Przypomina mi wtedy, co jest moją powinnością i uświadamia, że ja sam tego chcę.

- Iruka?

- Hm?

- Bardzo jesteś na mnie zły?

- Mhm...

- Mogę wiedzieć dlaczego? Chciałbym chociaż zrozumieć, gdzie zrobiłem największy w błąd w swoim życiu.

- Cóż... pomijając fakt, że to był głupi pomysł z tymi psami. Jestem pewien, że same potrafiłyby o siebie zadbać, a ja byłem całkiem zielony, więc tego. Zdecydowanie im się nie podobało, że ja tam jestem i chyba teraz mnie nie znoszą. Nie to było najgorsze. W końcu bym się nauczył jak się z nimi obchodzić. Widziałem co się działo jak wróciłeś. Ty kochasz je, a one ciebie. Jesteście rodziną, a ja obcym, który się nagle pojawił i wpycha między was. Nie ma tam dla mnie miejsca. Może się boją, że cię ukradnę, rozdzielę z nimi. Tak też wtedy pomyślałem i dalej mi się to po głowie tłucze. Mimo wielkiego znużenia witałeś się z nimi. Było w tym tyle stęsknionej radości. Dla mnie miałeś tylko chłód. Żadnego dotyku, pocałunku, słowa. Zupełnie jakby ci przeszło. Jakbyś na tej misji poznał kogoś cenniejszego, bardziej wartościowego. Nie mogłem zostać. Potem się łudziłem że za dzień, no może dwa przyjdziesz i powiesz cokolwiek, ale ty nigdy się nie zjawiłeś, więc to zabolało i rzuciłem się w wir pracy, by tylko o tym nie myśleć. Jak widać przegiąłem troszeczkę i teraz Tsunade mnie dręczy.

- Przepraszam.- wyszeptał czując się jeszcze gorzej niż do tej pory, jakby naprawdę przegrał życie i już nic ani nikt nie mógł go ocalić. 

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?- warknął na niego burmusząc się, gdyż wcale się lepiej nie poczuł wykładając mu prosto w twarz wszystkie te żale. 

- Nie. Ja... ugh.... byłem głupi. Ja... ja chciałem podejść, przytulić się i wpić w te twoje zmysłowe usta, ale miałeś taki niefizyczny ból w oczach, że chciałem tylko zniknąć. Nie wiedziałem co się stało i w sumie liczyłem, że jak chwilę odpocznę, drzemnę się, to ty jeszcze będziesz i pogadamy, co cię tam tak boli, ale kiedy się obudziłem ciebie nie było. Kiedy zapytałem, to powiedziały, że zabrałeś swoje rzeczy i poszedłeś sobie. Myślałem, że przegrałem życie, że ta prośba zniszczyłem swoją szansę i nie chcesz mnie widzieć. Jak już to sobie uświadomiłem, to nie mogłem cię złapać. Potem w biurze... byłeś taki nieprzyjemnie wrogi... Ja.... błagam cię o wybaczenie i drugą szansę. Postaram się bardziej, bo nie mogę o tobie zapomnieć.

- Jesteś idiotą, Kakashi.- westchnął zrezygnowany, karcąc się w duchu, że w sumie są siebie warci. Dwóch beznadziejnie w sobie zakochanych idiotów. 

- Wybaczysz mi?

- A co z twoimi nindogami? Nie chcę z nimi walczyć o każdą odrobinę twojej uwagi. To nie na moje nerwy.

- Porozmawiam z nimi, ale tez musisz im trochę odpuścić. To nie są zwykłe burki.

- Dobra. Obiecuję koniec ze smyczami i spaniem na dworze? Zadowolony?

- Będę zachwycony jak dostanę swoją szansę.

- Do łóżka ich nie wpuszczę. Wybij to sobie z głowy

Kakashi zaczął się śmiać. Iruka dostrzegł, że nie był wymuszony, ani ciężki. Śmiał się jakby właśnie zdjęto mu ciężar z ramion i czuł się zbyt lekki, by zachować to dla siebie.

- Naprawdę jesteś idiotą. Moim idiotą.- powiedział i zaraz zaatakował jego usta, by nie pozwolić mu na żadne odpowiedzi.

Kakashi był tym totalnie zaskoczony i przez dłuższą chwile pozostawał bierny. Wreszcie zaczął brać udział w tym, co się działo. Chwycił Irukę i z dziecinną zdawałoby się łatwością posadził go sobie na nogach. Przytulił mocno.

- Dziękuję. Pieski chyba miały mnie już dość, kiedy tak chciałem do ciebie iść, ale trochę się bałem, że jednak będziesz moim wrogiem.- wyszeptał niemal z nabożną czcią, patrząc mu w oczy. Wciąż jeszcze nie wierzył w swoje szczęście, że jest jeszcze dla niego nadzieja. 

- Głupek. I wisisz mi wciąż zapłatę, pamiętasz?- rzucił zadziornie.

- Och.... obawiam się, że narosły już spore odsetki.- mruknął i pocałował go.

- A żebyś wiedział.- zaśmiał się i oddał pocałunek.

Oboje stwierdzili, że to niepojęte jak bardzo się za sobą stęsknili i jak bardzo im brakowało wzajemnej bliskości. Całowali się tak nie mogąc przestać. Wszystko wokół jakby przestało istnieć i nie obchodziło ich czy ktoś zobaczy czy nie. Byle się nie wtrącali.
Tą jakże romantyczną chwilę przerwało głośne burczenie kakashiowego brzucha.

- Znowu nic nie jadłeś?- zapytał karcąco i spodziewając się odpowiedzi uderzył go w czubek głowy jakby był uczniakiem.

- Przepraszam i błagam o wybaczenie, ale z tęsknoty nie mogłem jeść.

- Za co Niebiosa mnie tobą pokarały.- westchnął teatralnie i usiadł obok otwierając kosz piknikowy.

- Pojęcia nie mam, skarbie, ale cokolwiek to było to jestem za to wdzięczny.- mruknął przysuwając twarz do Iruki.

- Jedz.- burknął zasłaniając się grubą, warstwową kanapką.

- Okrutny.- chlipnął ale wziął ją i zaczął jeść.

Iruka rozlał do kubeczków herbatę z termosu i podał mu jeden. Sam również zabrał się za jedzenie, żeby nie było, że innych poucza, a sam się nie stosuje. Właściwie to śniadanie jadł już dawno, więc to mu nie zaszkodzi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro