Spacer

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Iruka z torbami w ręce wszedł do domu. Zdjął buty i skierował się do kuchni. Zajrzał do misek. Były puste. Otworzył lodówkę i wyjął karton mleka. Nie siląc się na przelewanie do kubka, napił się prosto z kartonika. Wyjął z torby książeczkę a resztę schował do szafki na samej górze. Odwrócił się i zobaczył wgapaiajace się w niego psie ślepia. 

- Chcecie iść na spacer?- zapytał. 

- Możemy się przejść.- powiedział Pakkun w imieniu wszystkich.- A co tu tak ładnie pachnie? 

- och. Nie sądziłem, że przez woreczek aż tak będzie czuć.- powiedział lekko zaskoczony. 

- Wiesz.... Psy mają czulszy węch niż ludzie. To co to jest? 

- Wziąłem takie coś na próbę, bo nie wiem czy będzie wam smakowało. Podobno Kakashi tylko suchą karmę wam kupuje. 

- Bo tak jest. To nie tak że z musu to robi. Po prostu on ciągnie na racjach polowych, a my na suchej karmie. Dasz nam to co tak ładnie pachnie? 

- Dam później jak będziecie grzeczni. Na smakołyki trzeba zasłużyć.- powiedział uśmiechając się. 

- To chodźmy na ten spacer.- westchnął. 

- Dobrze. Zbierz wszystkich, a ja poszukam smyczy. Podobno są tu jakieś?

- Po co ci to cholerstwo?- mruknął. 

- Inaczej nad wami nie zapanuje. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, więc musicie mi wybaczyć. 

Pakkun mruknął tylko pod nosem niezadowolony. Poleciał zebrać wszystkich i przekazać im wieści. Musieli się zastanowić czy idą na ten układ czy nie. 

Iruka z pękiem smyczy i książeczką pojawił się w drzwiach. 

- Gotowi?- zapytał miękko. 

- Ale dasz nam to co tam tak ładnie pachnie? 

- Dam. Chyba że będziecie wyjątkowo niegrzeczni to nie.- powiedział i zaczął zakładać im obroże.

Pospinał je razem. Zamknął drzwi i ruszyli na spacer do pobliskiego lasu. Iruka prowadził je na dość długiej smyczy, a w drugiej ręce trzymał książeczkę i czytał ją zaaferowany.  Co jakiś czas zerkał na psy. Obserwował co wyczyniają i czy bardzo będą szarpać na boki. Przy takiej sforze może się to wydarzyć zwłaszcza jak jeden wyczuje coś fascynującego, a reszta postanowi za nim podążyć. Wiedział, że wtedy ma raczej niewielkie szanse zapanowania nad nimi wszystkimi. Jednak jak na razie wszystko szło dobrze. Nie szarpały się tylko grzecznie szły przed nim czasem lekko się rozchodząc na boki i obwąchując pobliskie krzaki. Zatrzymali się dopiero na niewielkiej polanie

- Jak chcecie to macie chwilę żeby pohasać. Odepnę was, ale macie się tu zebrać jak was zawołam, że wracamy. Zgoda? 

- Zgoda.- przytaknęły zgodnie. 

Iruka uwolnił je od smyczy. Sam udał się pod drzewo i pogrążył w lekturze. Miał im dać pół godziny na takie swawolne hasanie, ale tak się zaczytał, że minęła godzina, a on dopiero się zorientował, że właściwie powinni wracać bo się zaraz ciemno zrobi. 

- Do mnie! Wracamy do domu!- zawołał wstając. 

Jednak rozbawiona sfora będąca w środku zabawy o nieznanych mu zasadach zupełnie go zignorowała. Iruka zebrał odrobinę czakry w płucach i stając niedaleko ryknął na nich. 

- Do mnie, powiedziałem! Noga!

Psy zaskoczone aż tak donośnym głosem sensei'a zatrzymały się w ruchu. Spojrzały na niego. Wyglądał na złego. Był lekko w ich stronę pochylony, a ręce opierał na biodrach. Pozycja karcący sensei. Mamrocząc pod nosem i niezbyt chętnie przyszły. Usiadły przed nim łypiąc na niego skruszonymi ślepiami. Iruka przeliczył je. 

- Jednego mi brakuje. Gdzie on się szweda?- stwierdził, krzywiąc się niezadowolony.  

Psy rozejrzał się po sobie. Faktycznie nie były w komplecie. 

- Brakuje Shiby.- zawyrokował Pakkun. 

- Zostańcie tu. Poszukam go - mruknął niezadowolony i zniknął za linią drzew i krzewów. 

Kręcił się po okolicy szukając jego śladów i nawołując go od czasu do czasu. Wreszcie usłyszał rozpaczliwe skomlenie. Pobiegł w tamtą stronę i zobaczył że Shiba rozpaczliwie próbuje wydostać się z potrzasku. Na domiar złego jego tylna łapa utknęła we wnykach raniąc dotkliwie.

- Shiba!- krzyknął i kucnął obok.

- Iruka- sensei, ratuj.- zaskomlał. 

- Nie ruszaj się. Zaraz ci oswobodzę. 

Pieszy położył się i zamarł w bezruchu. Iruka ostrożnie odciął wnyki i wydobył go z potrzasku. Wziął na ręce i ruszył spowrotem do czekających na niego, pozostałych psów.

 - Głupi pies z ciebie. Po coś się tak oddalał od reszty, co?- zbeształ go po drodze.  

- Bo to była głupia gra.- powiedział leżąc na jego rękach. To był inny rodzaj noszenia na rękach niż jak to robił Kakashi. I pachniał inaczej. Ani lepiej ani gorzej. Po prostu inaczej. 

- To trzeba było przyjść do mnie, a nie się samemu włóczyć. Chociaż krzywdy byś sobie nie zrobił, baka.- powiedział karcąco, ale bez wyczuwalnej złości. 

- Przepraszam, Iruka-sensei. Dobry z ciebie człowiek.- powiedział chowając pysk w jego zgięciu łokciowym.

- Martwiłem się o ciebie, niemądry ty. Obiecaj, że więcej nie będziesz się od nas oddalał bez poinformowania mnie, gdzie cię niesie.- powiedział tonem surowego nauczyciela.

- Obiecuję, Iruka-sensei.- mruknął. 

Iruka tylko się uśmiechnął. Wszedł na polanę, gdzie reszta znudzona czekaniem znów zaczęła się ganiać. Wiedział już, że normalnie do nich nie dotrze, więc skupił trochę chakry w płucach.

- Do mnie!- krzyknął podchodząc do drzewa, gdzie zostawił wszystko, co wziął na spacer.

Nindogi zatrzymały się w pół ruchu. Spojrzały na trzymającego Shibę na rękach i posłusznie podeszły. Iruka położył rannego psa na trawie. Założył smycze pozostałym i podniósł Shibę. 

- Wracamy do domu. Dość wrażeń na dziś.- powiedział i ruszył z miejsca. 

Psy posłusznie szły na smyczy. Cieszyły się, że tu takie odludzie, że nikt nie będzie łaził i nie zobaczy ich upokorzenia. Kto to widział żeby nindogi musiały chodzić na smyczy jak jakieś zwykłe wioskowe kundelki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro