27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stałam, wpatrując się ze zdziwieniem w kobietę stojącą przed nami. Cisza, która zaległa między nami stawała się coraz bardziej niezręczna.

-Nie wiedziałam, że przyjechałeś. Nikt nie wiedział-powiedziała cicho.

Chłopak odwrócił wzrok, nie odpowiadając.

-Może przyjechalibyście do nas. Chociaż na chwilę-dodała błagalnym tonem.

Aron odwrócił się bez słowa i poszedł. Posłałam kobiecie bezradne spojrzenie, po czym pobiegłam za nim.

Znalazłam go przy aucie. Siedział, opierając się o nie z zamkniętymi oczami. Ostrożnie usiadłam obok.

-Powiesz mi kto to był?-zapytałam po chwili milczenia.

-To jest... to znaczy była... moja babcia-odpowiedział.

-Wiesz, nie żebym była jakąś specjalistką w tej dziedzinie, ale ludzie zwykle inaczej reagują, kiedy spotkają rodzinę-stwierdziłam.

-Wiem-burknął.

-Ale dlaczego ona mówiła po angielsku?-zapytałam.

Skoro jest we Francji, to logicznie rzecz biorąc, powinna mówić po francusku. A tak nie był, ponieważ doskonale ją rozumiałam.

-Rodzice mojego ojca są francuzami. Moja matka i jej rodzina mieszkała w Stanach, ale z niewiadomych mi przyczyn wszyscy postanowili się tu przeprowadzić, kiedy moi rodzice wzięli ślub-mruknął.

Chłopak oparł łokcie na kolanach, a następnie schował twarz w dłoniach.

-Aron wiem, że to nie moja sprawa, ale myślę, że powinieneś pojechać się z nimi zobaczyć-oznajmiłam.

-Może powinienem-szepnął.

-Jeśli chcesz mogę tam iść z tobą. Jeśli to ci jakoś pomoże-dodałam.

-To jest bardzo zły pomysł-stwierdził, wstając.

Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, mając nadzieję, że jakoś to pomoże. Chociaż, jeśli mam być szczera, to sama nie wiem jak bym się zachowała na jego miejscu.

-Zaczekaj na mnie-powiedział, wręczając mi kluczyki, po czym poszedł gdzieś.

Otworzyłam samochód i usiadłam w środku. Siedziałam chwilę bezczynnie, aż zobaczyłam, że na wycieraczce leży mój telefon. Pewnie wypadł mi kiedy wysiadałam. Podniosłam go, sprawdzając czy jest cały, ale na szczęście nie zobaczyłam żadnych uszkodzeń.

Odblokowałam urządzenie i zobaczyłam, że mam wiadomość od Clary.

Clary;*:Moja mama kazała mi się zapytać kiedy wrócisz. Jakby sama nie mogła...

Me:Cieszę się, że tak się o mnie martwisz :D

Clary;*:Chciałabyś ;* Więc?

Me:Mieliśmy wracać dzisiaj ale chyba nie zdążymy

Clary;*:Coś się stało?

Me:Aron ma małe kłopoty z rodziną

Clary;*:Chyba może sobie sam poradzić?

Me:Nie chcę go zostawiać samego

Clary;*:Tylko uważaj żebyś nie pogorszyła sytuacji :D

Me:Czy ty coś sugerujesz??

Clary;*:Jaa?? Niee nicc XD

Me:Nie odzywaj się

Zablokowałam telefon, ale zaraz urządzenie zaczęło wibrować. Odebrałam szybko, przystawiając je do ucha.

-Co tym razem Clary?-zapytałam zirytowana.

-Nie trafiłaś-usłyszałam rozbawiony, męski głos.

-Alec?-nie udało mi się ukryć zdziwienia.

Rose mówiła mi, że dała mu mój numer, więc spodziewałam się, że zadzwoni tego samego dnia. Zaskoczyło mnie to, że tego nie zrobił, ale jakoś się tym nie przejęłam.

-Co się z tobą dzieje?-głos chłopaka przywrócił mnie do rzeczywistości.

-Ze mną? Nic-odparłam, marszcząc brwi, chociaż wiedziałam, że tego nie zobaczy.

-Nie na cie w szkole, w domu też nie-powiedział.

-Wiesz nie zwracając uwagi na fakt, że nie mówiłam ci gdzie mieszkam-zaśmiałam się.-To tak nie ma mnie, jestem na... ym... wakacjach?

-Beze mnie?-jęknął rozczarowany.-Jak możesz?

-Przecież masz innych znajomych oprócz mnie-odpowiedziałam.

-Tak, ale oni nie są tacy fajni jak ty-stwierdził.

-Alec, przecież to twoi przyjaciele a mnie prawie nie znasz-zaśmiałam się.

-I właśnie chciałem to zmienić, ale nie ma cię, co mi to skutecznie uniemożliwia-jęknął.

W tym momencie do auta wsiadł Aron. Wyglądał na zdenerwowanego, ale było chyba trochę lepiej niż wcześniej.

-Z kim rozmawiasz?-zapytał.

-Z Alec'iem-odpowiedziałam.

Chłopak szybko wyrwał mi telefon z ręki.

-Sorry Sam nie może teraz rozmawiać-warknął, rozłączając się.

Oddał mi telefon, jak gdyby nigdy nic.

-Aron co to miało być?-zapytałam.

-Nie lubię go-oznajmił, wzruszając ramionami.

-Ale ja go lubię-fuknęłam.

-Wolisz mnie-stwierdził.

-Tak, urzekła mnie twoja skromność-prychnęłam.

-Wiesz mam jeszcze dużo innych zalet-oznajmił.

Westchnęłam, opierając głowę o szybę, próbując powstrzymać uśmiech, króry cisnął mi się na twarz.

Aron włączył się do ruchu i jechaliśmy zapełnioną ulicą. Nienawidzę korków.

-Daleko jeszcze?-zapytałam po kilkuminutowej jeździe.

-Prawie jesteśmy-odparł.

Chociaż starał się to ukryć widziałam, że się denerwuje. Ręce miał mocno zaciśnięte na kierownicy, a ramiona napięte.

-Będzie dobrze-powiedziałam, uśmiechając się do niego.

-Nie chcę być pesymistą, ale nie wydaje mi się-mruknął.

Po chwili podjechaliśmy pod wielki, biały dom. Otoczony dużym, starannie rozplanowanym ogrodem.

W części przeznaczonej dla dzieci siedziała dwójka maluchów i trójka tochę starszych.

-Idziemy?-zapytał chłopak, otwierając mi drzwi.

W odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową. Stanęłam obok niego, a on złapał mnie za ręke i razem ruszyliśmy w kierunku domu.

Weszliśmy przez furtkę, kierując się na za dom. Zdziwiłam się gdy zobaczyłam tam basen, ale postanowiłam na razie nie zadawać żadnych pytań, które mogłyby tylko pogorszyć sytuację.

W basenie było dwóch chłopców, którzy wyglądali na siedemnaście lat. Reszta osób siedziała przy stole, pełnym różnych potraw.

Chyba trafiliśmy na jakąś rodzinną uroczystość. Nie wiem czy mogło być gorzej.

Aron zakaszlał czym zwrócił na nas uwagę wszystkich.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuje za wszystkie gwiazdki i komentarze 😍💖

Jesteście wspaniali 💖💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro