51

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Aron~

Wyszedłem z domu, rzucając pod nosem przekleństwa pod adresem większości domowników. Wsiadłem do auta, wkładając kluczyki, które jakimś cudem znalazłem w tej cholernej doniczce, do stacyjki.

Powinienem być po Sam jakieś dwadzieścia minut temu. Tak wiem.

Kiedy miałem odjeżdżać rzucił mi się w oczy jeden, istotny szczegół. Nie zamknąłem drzwi.

- Cholera... - jęknąłem, wysiadając.

Zanim jednak do nich doszedłem, ten głupi pies wybiegł z domu.

Naprawdę? Za co? Ja się kurwa pytam za co to wszystko?

Pobiegłem za tym małym kundlem, który właśnie przecisnął się pod płotem do ogrodu sąsiada. Ja musiałem iść do furtki, bo niestety był za wysoki żebym mógł go przeskoczyć a dołem raczej nie przejdę.

Tylna furtka na moje szczęści okazała się otwarta. Powoli ruszyłem przed siebie szukając wzrokiem Puszka. Nienawidzę jego imienia, ale dobrze mu tak.

Usłyszałem cichy plusk, a po chwili zobaczyłem tego głupiego psa. Stał w oczku wodnym i właśnie kończył jeść jedną z pływających w nim ryb.

Szybko podbiegłem do niego, wyciągając go stamtąd. Przytulając do siebie przemoczonego szczeniaka, odwróciłem się z nadzieją, że nikt go nie widział. Jednak za moimi plecami zobaczyłem starszego mężczyznę, który mierzył mnie krytycznym spojrzeniem.

- Obiecuję, że odkupie panu te ryby - oświadczyłem, powoli wycofując się w kierunku furtki.

- No ja myślę - odparł staruszek.

Odwróciłem się, idąc stamtąd z wzrokiem mężczyzny palącym mnie w plecy.

Przekazałem szybko psa Nathan'owi, który miał go umyć i wysuszyć oraz odkupić te nieszczęsne ryby.

Wsiadłem do samochodu. Kolejne dziesięć minut. Sam mnie zabije.

Wybrałem jej numer i czekałem, aż odbierze.

- Tak? - usłyszałem jej znużony głos.

- Przepraszam, że się spóźniam. Suzy schowała mi kluczyki, później ten głupi pies uciekł na zewnątrz... - zacząłem się tłumaczyć, manewrując między samochodami.

- Spokojnie, przecież Jev po mnie przyjechał - przerwała mi.

- Co? Jaki Jev? - zapytałem, zatrzymując się na światłach.

- Twój znajomy - wyjaśniła mi, ale jej głos był już mniej pewny niż przed chwilą.

- Sam ja nie znam żadnego Jev'a - odpowiedziałem, ale w tle usłyszałem sygnał zakończonego połączenia.

Szybko zadzwoniłem jeszcze raz, ale odpowiedziała mi poczta. Zadzwoniłem jeszcze raz. To samo.

Rzuciłem telefon na siedzenie i nie zwracając uwagi na te gówniane światła pojechałem dalej. Miałem skrycie nadzieję, że to tylko jakieś głupie żarty, a ona siedzi gdzieś z Rose, ciesząc się, że udało im się mnie nabrać.

Najpierw pojechałem pod szkołę. Zaparkowałem, po czym szybko wysiadłem. Obszedłem z cztery razy cały budynek, ale nigdzie jej nie znalazłem.

Potem pojechałem do tej jej przyjaciółki Rose, później Alec'a i do tych dwóch idiotów których imion nie pamiętam, których imion nie pamiętam.

W drodze do domu zadzwoniłem do Nathan'a.

- Właśnie dałem mu siedem ryb - oznajmił, odbierając. - A Puszek siedzi grzecznie w domu. Nie musisz dziękować - dodał sarkastycznie.

- Nie ma jej - odpowiedziałem, ochrypłym głosem.

- Co? - chłopak wyraźnie nie rozumiał o co mi chodzi.

- Sam zniknęła - wyjaśniłam.

Kiedy wypowiedziałem te słowa, ten fakt uderzył we mnie ze zdwojoną sią. Nie ma jej. A to wszystko moja wina.

- Ale jak? Jesteś pewien?

- No kurwa nigdzie jej nie ma - warknąłem, podjeżdżając pod dom. - Już jestem, pogadamy w środku.

Szybko wysiadłem z samochodu, nie zawracając sobie głowy zamykaniem go i pobiegłem do środka.

- Nathan? - zdziwiłem się, kiedy usłyszałem jak niepewnie zabrzmiał mój głos.

- Jestem w salonie - odparł. - Opowiedz mi co się stało - polecił, kiedy usiadłem obok niego.

- No nie ma jej, co ci mam opowiadać - warknąłem, przyglądając się jak chłopak wstukiwał coś w komputer.

Nie mogłem jednak skupić się na tym co robił, bo w uszach rozbrzmiewały mi ostatnie słowa Sam. Nie mogłem znieść uczucia, że ją zawiodłem.

- Aron słyszysz mnie? - głos Nath'a przywołał mnie do rzeczywistości.

- Powtórz - mruknąłem, przecierając twarz rękoma, próbując zmusić się do myślenia.

- Mówiłem ci, że poprosiłem Clary żeby zadzwoniła do wszystkich znajomych, ale nie robiłbym sobie nadziei- westchnął.

Nie musiał mi mówić. Dobrze wiedziałem, że szanse na to są minimalne. Po prostu spieprzyłem po całości i dobrze zdaję sobie z tego sprawę.

- Stary nie przejmuj się, znajdziemy ją - dodał, widząc moją minę.

Uśmiechnąłem się lekko. Nie przejmuj się. Łatwo mu powiedzieć, przecież to nie jest jego wina tylko moja.

To był pierwszy raz kiedy zażyło mi się spieprzyć jakieś zlecenie. Zwykle byłem w stu procentach poświęcony przydzielonemu mi zadaniu i nigdy nie zdarzyło mi się żebym popełnił chociaż najdrobniejszy błąd.

Pewnie dlatego Nathan i ojciec Sam zdecydowali się żebym to ja jej pilnował. Tak jak ja, nie spodziewali się, że coś może mi się nie udać.

- Aron, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze - powtórzył Nathan, klepiąc mnie po ramieniu.

- Nie - warknąłem. - Nic nie będzie dobrze. Nie ma jej tu, nie widzisz tego? I to jest do cholery moja wina. Ja to spieprzyłem nie ty. Nie próbuj mi wmawiać, że będzie dobrze, bo sam dobrze wiesz co oni mogą jej zrobić - z każdym słowem czułem się coraz gorzej.

Kiedy skończyłem wstałem z sofy i wyszedłem, nie dając mu szansy na jakąkolwiek odpowiedź.

Wsiadłem z powrotem do samochodu. Wyjechałem z podjazdu, zaciskając mocno ręce na kierownicy.

Muszę ją znaleźć

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie wiem jak Wy, ale ja nie chcę jutro do szkoły 😢
Chce do Cal'a, Luke'a, Mike'a i Ash'a 😟

I strasznie dziwnie się czuje wiedząc, że moja przyjaciółka czyta wszystkie notatki... takie to krępujące...

Nie wiem czy ktoś z Was zauważył ( i czy dalej to czyta), ale jest już prawie 1 mln wyświetleń!!!
Dziękuję Wam tak bardzo, bardzo, bardzo 💖!!! To jest po prostu niesamowite!

Do następnego 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro