59

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leżałam na łóżku, bezmyślnie wpatrując się w sufit. Nie wiedziałam co mam robić, bo Niall kolejny raz zostawił mnie samą.

Podniosłam się, słysząc kroki na korytarzu. Kilka osób musiało przebiec za moimi drzwiami, lecz nikt się przed nimi nie zatrzymał, ani nie wszedł do środka.

Z zaciekawieniem podeszłam do okna, przez które po chwili zobaczyłam pięciu mężczyzn wychodzących na zewnątrz. Nie widziałam ich tu jeszcze, chociaż nie dziwi mnie to, bo przecież większość czasu siedzę tutaj... Choćbym chciała im się przyjrzeć to nie widziałam za wiele ponieważ na dworze robiło się coraz ciemniej. Porozmawiali o czymś między sobą, po czym ruszyli przez las, w który ostatnio wpatrywałam się przez większość czasu.

Na tym skończyło się całe zamieszanie, będące jedyną ciekawszą rzeczą w tym domu. Jeśli to miejsce w ogóle można nazwać domem, bo kto normalny montował by kraty w oknie swojego dziecka?

Chociaż... Jeżeli miałabym się nad tym dłużej zastanawiać, to kiedyś ojciec ostrzegał mnie, że jeśli się nie uspokoję to, to zrobi. Ale na moje szczęście jak szybko to powiedział, tak zapomniał.

Usiadłam na parapecie, postanawiając sobie, że poczekam aż wrócą. No bo co innego mogłabym robić?

Zadrżałam lekko, kiedy ktoś niespodziewanie wszedł do środka. Odwróciłam się szybko i odetchnęłam z ulgą widząc, że to tylko Niall.

- Coś się stało? - zapytałam, mając na myśli całe to zamieszanie.

- Tak... to znaczy... wiesz, ja um... - jąkał się z wyraźnym zdenerwowaniem. - Po prostu chciałem cię poprosić, żebyś nie wychodziła z pokoju - oświadczył wręcz błagalnym tonem.

- Nigdy nie wychodzę stąd bez ciebie i raczej nie zamierzam tego zmieniać - mruknęłam w odpowiedzi. - Powiesz mi w końcu o co chodzi?

- Nieważne, to nic ważnego - powiedział szybko, znowu zamykając drzwi.

Przewróciłam oczami, odwracając się do okna. Siedziałam tak, nie zwracając uwagi na to, że już prawie nic nie widzę. Próbowałam zobaczyć cokolwiek, co mogłoby świadczyć o powrocie piątki mężczyzn.

Oparłam głowę o szybę i już prawie zasnęłam, gdy nagle zobaczyłam, że jakieś dwie ciemne postacie wychodzą z pomiędzy drzew. Zaraz... dwie? Przymrużyłam lekko oczy, ale choć było ciemno byłam pewna, że to dwójka ludzi. W takim razie gdzie podziali się jeszcze trzej?

- Co do... - zaczęłam mówić do siebie, kiedy usłyszałam głośny trzask.

Albo ktoś niechcący zrzucił jakąś niezwykle małą szafę ze schodów, albo ktoś zapomniał kluczy...

Otworzyłam szerzej oczy, kiedy usłyszałam dźwięk, który mógł być... wystrzałem?! O co tu do cholery chodzi?

Przygryzłam wargę, zastanawiając się co mam zrobić. Mogę iść tam i zobaczyć co się dzieje lub zostać tutaj, chowając się przed tą dwójką. Jeżeli chodzi o drugą opcje, to logicznie rzecz biorąc i tak mnie tu znajdą, więc mogę iść tam i udawać, że jestem odważna.

Powoli podeszłam do drzwi, po czym nie spiesząc się otworzyłam je i wyjrzałam ostrożnie na korytarz. Na moje szczęście było tam pusto. Zachęcona wizją, że może tu nie być nikogo, powoli ruszyłam przed siebie. Zeszłam na dół i po namyśle ruszyłam w kierunku salonu.

Z zaskoczeniem stwierdziłam, że w pomieszczeniu świeci się światło. Najciszej jak potrafiłam szłam przez ciemny korytarz. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi, ale przecież w takim momencie nie mogę zawrócić i schować się w łazience i czekać na nich za jedyną broń mając szczoteczkę do zębów.

Kiedy prawie doszłam do końca korytarza, poczułam, że ktoś przystawia mi coś do pleców. Nie było to nic ostrego, dlatego od razu wykluczyłam, że to może byś nóż. Przełknęłam głośno ślinę, uświadamiając sobie, że to pistolet.

Nie żebym była jakąś specjalistką jeśli chodzi o rozpoznawanie broni przystawianej mi do pleców, ale jeśli miła bym to sobie wyobrazić to, tak by właśnie wyglądało to sobie wyobrażać, to tak właśnie by to wyglądało.

- Teraz powoli się odwróć - polecił mi ktoś za moimi plecami.

Zrobiłam to, zastanawiając się dlaczego wydaje mi się, że znam głos osoby, która prawdopodobnie będzie próbowała mnie zabić. Kiedy w końcu się odwróciłam, ze zdziwieniem popatrzyłam w parę iskrzących się, niebieskich oczu.

- A... Aron? Co ty tu robisz? - wyjąkałam.

Sama nie wiedziałam czemu tak mnie to zdziwiło. Nie spodziewałam się go tutaj, nie tak szybko. Jak każdy oczytałam się tysięcy książek o porwanych dziewczynach, które były więzione przez miesiące, lata...

- Cholera i ty się jeszcze pytasz? - warknął, po czym przyciągnął mnie do siebie i zaatakował moje usta.

Zaczął mnie delikatnie całować, lecz po chwili robił to coraz szybciej. Pocałunek był przepełniony desperacją i tęsknotą. Chłopak delikatnie zsunął dłonie z moich ramion w dół pleców, jakby nie wierzył, że stoję przed nim. Podniosłam powoli dłonie i położyłam je na ciepłych policzkach chłopaka. Przygryzł moją wargę, trącając mnie nosem, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy.

- Czyżbyś się stęsknił? - zapytałam cicho, wpatrując się w jego oczy.

- Nawet nie wiesz jak bardzo - wymruczał, gładząc kciukiem mój policzek.

- Takie to słodkie, że nie mogłem wam przerwać wam wcześniej - odezwał się ktoś za nami.

Aron momentalnie wyciągnął przed siebie rękę z pistoletem, celując nim w Jev'a, który stał przed nami.

- Nie radzę, chyba, że chcesz żeby coś jej się stało - stwierdził tamten.

Z zaskoczeniem stwierdziłam, że on także trzyma w dłoni broń, która wycelowana była we mnie.

- Wiesz co masz zrobić - zaśmiał się.

Niebieskooki zacisnął szczękę, wypuszczając z dłoni pistolet, który upadł z cichym brzękiem na dywan.

- A teraz chodźcie tu, obydwoje - polecił.

Popatrzyłam na Arona, nie wiedząc co mam robić.

- Idź - powiedział cicho.

Po chwili oboje staliśmy obok siebie na środku salonu, a Jev siedział na przeciwko nas na jednej z sof, wciąż kierując dłoń z pistoletem do mnie.

- Co chcielibyście, żebym zrobił? - zapytał, uśmiechając się obleśnie. - Może, strzelę do ciebie, co? Zobaczę jak twój chłopak patrzy bezradnie, jak wykrwawiasz się na podłogę. Albo do niego. Co wtedy zrobisz? Masz ochotę sprawdzić, bo ja jestem bardzo ciekaw.

- Jeżeli chociaż ją tkniesz... - zaczął Aron.

- Csiii... - brunet pomachał rękę, wciąż we mnie celując. - To co? Myślisz, że się ciebie boje? - zakpił. - Zanim pomyślisz, żeby tu podejść będziesz leżał koło niej.

- Jev co ty tu robisz? Widziałeś Sam, nigdzie nie mogę jej znaleźć... - Niall wbiegł do pokoju, po czym popatrzył najpierw na niego a później na nas. - Co ty do cholery robisz?!

- Zastanawiam się, które z nich zabić pierwsze - odparł wyraźnie zadowolony z siebie.

- Przecież nie możesz tego zrobić... Jeśli nie wiesz to tamten drugi ma twojego ojca, możesz ją zamienić, ale jeśli ją zabijesz...

- Nie mam zamiaru jej na nikogo zamieniać - prychnął. - Nie potrzebuję go, sam świetnie sobie radzę nie widzisz? - warknął.

- Jev... - blondyn zrobił krok w jego stronę.

- Nie zbliżaj się do mnie - warknął tamten. - Nie zbliżaj się, bo ją zabiję

Wstrzymałam oddech kiedy jego ręka zatrzęsła się. Pistolet wciąż wycelowany był prosto we mnie.

- Jev ja wiem, że ty nie chcesz tego robić. Nie jesteś taki - Niall mówił do niego spokojnie, powoli zbliżając się do niego.

- Cholera jasna, Niall! Jeżeli zrobisz jeszcze jeden krok wszystkich was pozabijam, rozumiesz?! - wrzasnął.

Przygryzłam wargę, łapiąc Arona za rękę.

- Dobrze - usłyszałam głos blondyna. - Tylko proszę cię, pomyśl, jeśli...

- Zamknij się! Nie myśl, że jej pomożesz! Była naszą zakładniczką, a ty zachowujesz się jakbyś się w niej zakochał - wysyczał.

- Nie chciałem ci tego mówić, ale ona jest naszą kuzynką. Twój ojciec cię okłamał, mnie też okłamał...

- Nawet jeśli to co? to niczego nie zmienia, a teraz zamknij się bo ciebie zabiję pierwszego - chłopak wyglądał na coraz bardziej zdenerwowanego.

- Trzymasz broń i myślisz, że wszyscy się będą bali - prychnął, sięgając za plecy.

Ze zdziwieniem patrzyłam, jak Niall wyciąga pistolet zza paska, który później wycelował w swojego kuzyna.

- I co dalej jesteś taki pewny? Skoro ty możesz mnie zabić dla czego ja nie mogę tego zrobić co? - zapytał.

Wstrzymałam oddech, zaciskając mocno oczy. Jedyne na czym się teraz skupiłam była ręka Arona. Myślałam tylko o chłopaku stojącym obok mnie, nie słuchając o czym rozmawiają. Nie chciałam tego słyszeć.

Jednak coś usłyszałam. Były to dwa wystrzały. Po chwili poczułam jak jego ręka wysuwa się z mojej. Byłam przekonana, że umieram, nie czułam żadnego bólu, ale tak to sobie wyobrażałam. Jednak kiedy spróbowałam otworzyć oczy, stwierdziłam, że wciąż stoję na środku pokoju.

Niall klęczał przy Jev'ie, uciskając jego krwawiące ramię. A Aron... leżał na dywanie przede mną.

------------------------

Więc mamy ostatni rozdział, przed nami jeszcze epilog i na tym będzie koniec Opiekuna 😢
Mam nadzieję że pomimo zakończenia podoba wam się rozdział...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro