Najlepsza dekada

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziś:

Ładna, postawna blondynka, na razie jeszcze ubrana w kusy, koronkowy peniuar, przesunęła dłonią po upiętych z tyłu włosach. Dotknęła dłonią zdobiącego je srebrnego grzebyka w kształcie liścia dębu. Uśmiechnęła się: to był ostatni prezent od Tomka.

Od razu zrobiło jej się ciepło na sercu. Dostała go przedwczoraj, kiedy mąż zaprosił ją na kolację do ich ulubionej knajpki. Miała to być niezobowiązująca, przyjemna randka; jedna z tych, na które zapraszał ją regularnie; a okazało się, że Tomek wymarzył sobie kolejne oświadczyny.

Musiała przyznać, że po pierwszym, dość dużym  zaskoczeniu miło jej było usłyszeć słodkie "wyjdziesz za mnie?" od człowieka, który miał za sobą już dziesięcioletni staż małżeński. Kiwnęła głową i przyjęła prezent zaręczynowy w postaci tego właśnie srebrnego cacka, które teraz zdobiło jej uczesanie. Oraz bukiet jej ulubionych czerwonych róż, aktualnie czekających na nią w domu.

Uśmiechnęła się ciepło na wspomnienie przejęcia i żaru, który bił z szarych oczu Tomka. Jej męża. Ojca ich dziesięcioletniej córki, Adrianny. I wspaniałego partnera, na którym w ciągu minionych lat nigdy się nie zawiodła.

"Ostatnia dekada była najlepszym czasem w moim życiu" - pomyślała, dotykając pierścionka, który dostała dziesięć lat temu, gdy Tomek wreszcie przekonał ją do zawarcia małżeństwa. Samego pierścionka.

Obrączkę oddała mu rano, żeby ponownie otrzymać ją za kilka godzin. Nie chciała nowej. Chciała, żeby ponownie zaoferował jej tę samą, zwykłą, którą przyjęła od niego dziesięć lat temu podczas skromnej ceremonii w Urzędzie Stanu Cywilnego. Tę samą, która podczas ostatniej dekady była świadkiem jej strachu, bólu, załamania, ale też chwytającego za serce szczęścia i takiej zwykłej, dobrej harmonii życiowej.

Przed momentem pożegnała fryzjerkę i kosmetyczkę, które zrobiły wszystko, co mogły, żeby była dziś najpiękniejszą z kobiet. Serdeczne przyjaciółki, Marta i Kleo, z pewnością przestępowały już z nogi na nogę, z niecierpliwością oczekując na moment, aż Daria otworzy drzwi sypialni.

Już za chwilę wpadną tu dwie prawie trzydziestoletnie "dziewczyny", roześmiane, rozgadane, wzruszone i pomogą jej założyć białą suknię na wymarzony, bajkowy ślub. A później powiodą ją... no nie, nie windą do nieba, jak śpiewał kiedyś zespół "2 plus 1".

Raczej bardziej prozaicznie, choć z pewnością również bardziej luksusowo: białą limuzyną, która zabierze je trzy w pobliże romantycznej polany w lesie tak blisko morza, jak to tylko możliwe.

Daria nie miała pojęcia, jak dużo wysiłku kosztowało Tomka spełnienie jej dawnej fantazji o bajkowym ślubie przy plaży. Ale się udało. I za godzinę miała ponownie zostać jego żoną w takim otoczeniu, jakie kiedyś widywała jedynie w marzeniach: nad brzegiem morza, gdzie w tle będą szumiały fale i drzewa, śpiewały ptaki... A czekający przy polowym ołtarzu staruszek ksiądz skieruje dobrotliwy uśmiech do tych dwojga, którzy po dziesięciu latach od ślubu cywilnego zamierzali potwierdzić swoją miłość, wiążąc się przysięgą podczas kościelnej ceremonii.

To za godzinę. Ale zanim wpuści tu dziewczyny z ich rozgadanym wzruszeniem, tę jedną chwilę pragnęła spędzić w samotności, ciesząc się swoim "cichym szczęściem". Tak samo jak jej ulubiona postać literacka, Ania Shirley.

"Tylko Ania robiła to po swoich zaręczynach, a ja przed ślubem. Co w sumie na jedno wychodzi" - pomyślała pogodnie o bohaterce cyklu powieści, napisanych przez Lucy Maud Montgomery oraz nakręconego na ich podstawie serialu.
.
Nikt poza najbliższymi nie wiedział, że uwielbiała tę postać.  Czytała o jej przygodach kiedyś, gdy była wczesną nastolatką. I oczywiście oglądała serial. Później przez lata jakoś nie wypadało się przyznawać do tak naiwnych, wzruszających upodobań.

Ostatnio, korzystając z pretekstu, wprowadziła córkę w ten literacki i filmowy świat, pokazując jej dobro i zło, marzenia, nadzieję,  prawdziwą i szczerą dziewczęcą przyjaźń oraz miłość, która łączy ludzi i sprawia, że stają się sobie najbliżsi.

A teraz, zadumana przez chwilę w swojej własnej historii, patrzyła przez moment na skromny pierścionek z niewielkim brylantem, wspominając te wszystkie złe i dobre chwile, których był on świadkiem. O tak, nie brakowało w jej życiu ani jednych, ani drugich. Wczesne macierzyństwo i wymuszone małżeństwo, które postrzegała jak mezalians, wiązało się z wieloma trudnościami, do których nie była wtedy przygotowana.

"Ale lepiej czy gorzej poradziłam sobie z nimi. - pomyślała z dumą i zadowoleniem. - I poradzę sobie ze wszystkim innym. Jestem silna. A mój mąż... - uśmiechnęła się na wspomnienie przystojnego, szarookiego mężczyzny - zawsze będzie mnie wspierał."

Stała jeszcze przez moment, utwierdzając się w swoich myślach, a później przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi:

- Chodźcie! - powiedziała do stojących... gdzie tam stojących! podrygujących z przejęcia dwóch eleganckich kobiet, które teraz miały na twarzach psotne uśmiechy nastolatek.

***

Przedwczoraj:

"Les fleurs", jak możnaby mylnie przypuszczać sądząc po nazwie, nie była restauracją jedynie francuską. Ten niewielki lokal, prowadzony przez ich wspólnego znajomego i jego partnerkę, posiadał w menu różnorodne dania, na zasadzie "dla każdego coś dobrego".

Rano można więc było liczyć na naleśniki i omlety, jajecznicę z bekonem, szeroki wybór kanapek. Po południu, w porze obiadowej, były dania rybne, mięsne, steki, szeroki wybór sałatek. Późnym wieczorem zaś przeważały przekąski, które świetnie wchodziły z alkoholem. Albo bez.

Właściciele, weseli, energiczni, zawsze uśmiechnięci, budowali menu pod upodobania klientów. Przez kilka lat dorobili się wiernego grona stałych bywalców. Byli to przede wszystkim rówieśnicy restauratorów, zabiegani, zapracowani młodzi ludzie, głodni sukcesu zawodowego i prywatnego.

Tomek uwielbiał wpadać do "Les fleurs" na niezobowiązujące spotkania z przyjaciółmi oraz z Darią na romantyczne kolacje. Tak, jak dwa dni temu. Z tym, że tamta kolacja była inna niż wszystkie.
Poprosił Darię, aby spotkała się tu z nim o konkretnej godzinie. Kiedy kobieta przyszła, już czekał przy stoliku, ubrany w ulubiony garnitur, z bukietem kwiatów i czerwonym, pluszowym pudełeczkiem.

Ukląkł na jedno kolano przed nadchodzącą, ujął jej rękę i zapytał:
- Daria, kochanie, od lat jesteś moim kompasem moralnym. Moim szczęściem i życiem. Jedną z dwóch najważniejszych dla mnie istot. Kocham cię jak szaleniec i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Zresztą, nigdy sobie tego nie wyobrażałem. - podkreślił:
- Wyjdziesz za mnie?

Zaskoczył ją. Oczywiście nie pomysłem ślubu, tylko dzisiejszych oświadczyn. Nie spodziewała się. Widział to po spłoszonym spojrzeniu, półotwartych z wrażenia ustach, po tym, jak dłoń, którą trzymał, zadrżała. Nie uprzedził jej. Celowo. Chciał jej zrobić niespodziankę.
Rozejrzała się nerwowo po sali, ale na razie niewiele kto zwrócił na nich uwagę:
- Wstań, wariacie! - wyszeptała. - Zanim ktokolwiek się zainteresuje....
- Nie wstanę, dopóki nie obiecasz, że wyjdziesz za mnie. - uśmiechnął się.

- No przecież już wyszłam za ciebie! - roześmiała się, kładąc mu drugą rękę na ramieniu i pokazując, że powinien się podnieść:
- Dziesięć lat temu! Zapomniałeś?

Wstał, ale nadal trzymał jej dłoń. Teraz już zaczęli budzić zainteresowanie innych klientów. Daria nie była z tego powodu zbyt szczęśliwa. Usiadła więc przy stole i wskazała mężowi, żeby zajął drugie miejsce.
- Nie zapomniałem. Niczego. - odparł, szeroko uśmiechnięty:
- Ale nie zapomniałem też, że mam prawo ci się ponownie oświadczyć, bo pojutrze wychodzisz za mnie po raz drugi. Tym razem z większą pompą.

- No i tego się trochę obawiam. - wyznała. - Nie wyjścia za ciebie - dodała szybko. - Ale tej pompy. Wiesz...

Wiedział. Od zawsze. Daria była ostatnią osobą, która dobrze znosiłaby zainteresowanie. Przez ostatnie dziesięć lat przyzwyczaiła się do bycia jego żoną i do pewnego rozgłosu, jaki wiąże się z tym, ale nadal tego nie lubiła.

Patrzył na nią, taką zarumienioną z wrażenia, przypominając sobie sytuację sprzed dekady, kiedy jeszcze oboje byli w szkole a on już wiedział, że ta dziewczyna to sens jego życia. Widział ją jako swoją żonę na jawie i we śnie, w najbardziej skrytych fantazjach i w publicznie deklarowanych zamierzeniach.

Daria miała wtedy osiemnaście lat, strasznie niskie poczucie wartości i dużą pokorę wobec życia. Nie oczekiwała od losu niczego ponad to, co mogła sama wypracować. Czasem pokrywała te kompleksy nadmierną pewnością siebie. Ale tak naprawdę była skromna, uczciwa do bólu, lojalna w stosunku do przyjaciół, pracowita i bardzo moralna.

Nie znał dotamtąd (swobodna autorska odmiana "dotąd" dotycząca czasu przeszłego) nikogo tak przyzwoitego, więc zachwycił się jej filozofią życiową. Nazywał ją swoim kompasem moralnym i postanowił się jej trzymać, jako że do tamtej chwili jego etyka krążyła czasem dość krętymi ścieżkami życia.

Był głuchy i ślepy na fakt, że Daria parokrotnie usiłowała zakończyć ich relację, uznając, że nie pasuje do niego.
Musiał sobie wyszarpać każdy skrawek jej uwagi. Każdą chwilę, którą z nim spędziła. Każde spojrzenie, uśmiech, przytulenie. Bo ona sama najchętniej trzymałaby się od niego z daleka, ukrywając jak mogła, że Tomek nie jest jej obojętny. Wolałaby zrezygnować z jego towarzystwa, niż przyznać przed samą sobą, że się w nim zakochała.

Więc kombinował jak mógł, wspinając się na szczyty kreatywności, żeby okazać jej swoje uczucia a jednocześnie nie wystraszyć. Bo Daria miała zwyczaj uciekania od potencjalnych niebezpieczeństw, chroniąc siebie przed drwinami rówieśników i wątpiąc w życzliwość otaczającego ją świata. Zyskiwał więc jej zaufanie powoli i stopniowo. Z czasem przebył drogę od obcego kolegi z klasy do przyjaciela, pomocnego w nauce czy wspólnej pracy w barze. Do kogoś, kto był gotów wspierać ją zawsze i wszędzie. A później do kogoś więcej.

Przez przypadek (a może dzięki nieuświadomionej potrzebie? nigdy tego nie rozstrzygnął) skłonił ją do intymnego tete-a-tete, w wyniku którego pojawiło się nowe życie. Klasyka: nocna impreza mocno zakrapiana alkoholem, ich dwoje, wzajemne przyciąganie idące w parze ze słabnącym oporem z obu stron, jego chęć zaspokojenia pożądania i jej potrzeba zaznania bliskości....

"Możnaby powiedzieć, że to ja złapałem na dziecko. - uśmiechnął się do własnych myśli, patrząc na siedzącą vis-a-vis elegancką kobietę. - I zmusiłem, żeby za mnie wyszła".

Teraz się uśmiechał, ale wtedy wcale nie było mu wesoło. On pochodził z bogatej rodziny, miał do dyspozycji fundusz powierniczy o dużej wartości i przed sobą morze możliwości a ona, sama o sobie mówiąc "córka sprzątaczki bez własnego mieszkania i siostra kryminalisty", wiedziała, że osiągnie w życiu tylko tyle i aż tyle, na ile starczy jej sił.

Dlatego wątpiła w sens tego związku i nie dawała się przekonać, że powinna mu zaufać. Mimo, że Tomek wychodził z siebie, żeby okazać się pomocny, wiarygodny, godzien jej marzeń i dziewczęcych fantazji.

Stresowała się nieplanowaną ciążą, różnicą poziomów, jakie ich dzieliły i nie wierzyła w pozytywne zakończenie tej historii. Dlatego okopała się, jak to miała w zwyczaju, na pozycji "sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem".... I mimo, iż zdecydowanie nie wiedziała, co powinna była zrobić, jednego była pewna: nie może się z nim związać, złamać mu przyszłości, skłonić do tak ogromnych zobowiązań i wyrzeczeń, jakie wiązały się z posiadaniem dziecka.

To ona odpowiadała dzielnie "Tomek! Osiemnastolatki nie biorą ślubu!", mimo iż wiedziała, jaką okazję życiową odrzuca i mimo że serce jej krwawiło. Ale była przekonana, że nie może stanąć na drodze jego kariery. Na niego czekały świetne studia prawnicze i miejsce w zarządzie rodzinnej kancelarii adwokackiej. Z pewnością gdzieś również była piękna, wykształcona i pochodząca z równie świetnej rodziny jego przyszła żona.

Ale on, głuchy na jej zastrzeżenia, upierał się przy zawarciu małżeństwa właśnie z Darią; doprowadzenie tego do końca, wzięcie odpowiedzialności za nią i dziecko było dla niego wówczas jedynym priorytetem.

"I okazało się strzałem w dziesiątkę!" - pomyślał, patrząc na nią ponad stołem.

- Mówiłeś coś? - zapytała niewinnie, podsuwając kieliszek ku kelnerowi, który właśnie otwierał butelkę najlepszego szampana. Zupełnie, jakby słyszała jego myśli. I jakby się z nimi zgadzała.

***

Wczoraj:

- Stary, należą ci się gratulacje.... - wysoki, szczupły brunet o malowniczo roztrzepanej fryzurze podał mu kufelek wypełniony spienionym, ciemnym płynem:

- Nie sądziłem... - uśmiechnął się wyzywająco. - Wtedy nie sądziłem, że ten ślub to naprawdę na serio i że wytrzymasz w okowach małżeńskich dłużej niż dwa czy trzy lata.

- Oj, Model, Model.... -  westchnął Tomek, przyjął podane naczynie i rozsiadł się wygodniej w fotelu. Siedzieli w hotelowym barze, wynajętym na wyłączność dla nich dwóch i spędzali coś na kształt wieczoru kawalerskiego. Na górze, w apartamencie hotelowym, przyszła panna młoda ze swoimi dwiema przyjaciółkami dopełniały tradycji wieczoru panieńskiego. 

Miały swobodę, bo córeczkę "młodych" przygarnęła na tę noc babcia. A nawet dwie babcie i jeden dziadek. Rodzice Tomka i matka Darii również postanowili spędzić razem czas, zajmując rozemocjonowaną nadchodzącym ślubem wnuczkę i pozwalając "dzieciom" na trochę oddechu i swobody. 

Co prawda Radek, "dla przyjaciół Model", jak zawsze się przedstawiał znajomym, proponował wyjście na miasto żeby się zabawić i uczcić "ostatnie chwile wolności mojego przyjaciela przed jutrzejszym ślubem", ale obaj wiedzieli, że to tylko takie gadanie dla samego gadania:

- Taaa, pójdziesz... jak ci twoja pani pozwoli. - śmiał się Tomek:
- W odróżnieniu ode mnie, ty jeszcze nie zawlokłeś jej przed ołtarz. Albo choćby do USC. 

Obaj wiedzieli, że Radek, z podobnym stażem związkowym, tylko dlatego nie jest jeszcze małżonkiem, że jego dziewczyna, Marta, przyjaciółka Darii, dotąd nie zgodziła się na ślub.

- Powoli, powoli... - uśmiechnął się Model, wydymając wargi:
- Czynię postępy. Pierścionek już przyjęła. Co prawda dopiero czwarty z kolei... Ale za to jego wręczenie podbudowałem takim uzasadnieniem, że nie była w stanie odmówić....

Upił połowę zawartości kufelka i dodał:

- Jutro drugi raz będę twoim świadkiem a Marta znów będzie towarzyszyć Darii. A później wytłumaczę jej, że nie może tak być, że przyjaciółka wzięła dwa śluby, a ona ani jednego....

Roześmieli się a później sączyli piwo powoli i w milczeniu, ciesząc się spokojnym czasem spędzanym z przyjacielem.
- A tak swoją drogą, to jak udało Ci się przekonać księżulka, żeby udzielił ślubu poza kościołem? - zainteresował się Radek.

- Trudno było. - roześmiał się przyszły pan młody. - Musiałem nie tylko solidnie wesprzeć materialnie Dzieło Boże, realizowane w tej parafii, ale również wykazać się wyjątkową wiedzą w zakresie prawa kanonicznego, casusami i precedensami w tym zakresie. W Polsce i za granicą. Księżulek był dobrym przeciwnikiem w tej dyskusji, ale ja byłem lepszy! - pochwalił się.

- Ratowałeś się swoją wiedzą? - pytał przyjaciel. 
- No coś ty! Swoją? Co to ja, omnibus? Pół kancelarii miało radochę, wyszukując dla mnie argumenty. - zaprotestował Tomek. - Musiałem się solidnie przygotować, jak do najważniejszej rozprawy w sądzie. Księżulek był fajny.... zresztą zobaczysz go jutro.... - zauważył. - Ale bardzo zasadniczy. Musiałem naprawdę postarać się, żeby go przekonać. Ale dla Darii było warto...

- Ale dlaczego właśnie tak? - drążył zaintrygowany Radek.
- Bo to była jej skryta fantazja, którą Daria snuła na pocieszenie, gdy było jej trudno i źle. - wyznał drugi mężczyzna.

Jego twarz złagodniała, głos wydawał się miękki jak satyna. A oczy patrzyły ciepło gdzieś w dal. A może w głąb? Ewidentnie odmłodniał i Radek zobaczył w nim tego chłopaka sprzed lat, który - zanim spotkał Darię - przez lata podrywał i był podrywany, taplał się w podziwie pustogłowych bananowych panienek, rozmieniał swoje życie na drobne. A który później, całkiem przypadkiem, napotkał na swojej drodze tę kolczastą, skomplikowaną dziewczynę i przepadł przy niej na wieki.

- Kiedyś się nie udało. - przyznał. - Bo jak mogliśmy obiecywać sobie "i nie opuszczę cię aż do śmierci", skoro Daria była przekonana, że takie wymuszone ciążą małżeństwo nie będzie miało racji bytu i że rozstaniemy się za rok czy dwa. - rzekł z goryczą. - Nie wierzyła w ten związek, w siebie, w nas....  Więc najpierw musiałem ją przekonać, że mamy szansę. 

Westchnął i uśmiechnął się do przyjaciela:

- Ale obiecałem sobie, że przy najbliższej okazji spełnię tę jej  fantazję: morza szum, ptaków śpiew, złota plaża pośród drzew.... - zacytował, a w zasadzie zanucił, fragment piosenki "Historia jednej znajomości" Czerwonych Gitar. - Daria w białej sukni i ja obok, oboje przejęci chwilą, w której przysięgamy sobie wzajemnie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. - opowiadał cicho, wpatrzony gdzieś w dal. 

Wstał, podszedł do barku i wziął sobie drugie piwo. Radkowi też:

- Nie dałem rady przygotować ślubu na plaży, ksiądz postawił stanowcze weto. Bo to mało poważne, bo wiatr wieje i wszyscy obecni mogą nie usłyszeć przysięgi składanej przez młodych, bo to sakrament i musi mieć poważną oprawę, a nie nowomodne wymysły rodem z amerykańskich seriali. - wymieniał zastrzeżenia przedstawiciela kościelnej hierarchii:

- Ale już na polanie dało radę to przeprowadzić. Ksiądz się zgodził. A jak zapewniłem dzieciom z parafialnej świetlicy ciepły obiad przez najbliższy miesiąc, rozkrochmalił się zupełnie. - opowiadał ze śmiechem. 

- Więc co? - tym razem to Radek podniósł się i przyniósł po kolejnym piwie. - Jutro o tej samej porze będę mógł powiedzieć: "I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem.... 

Popatrzył na przyjaciela, wykrzywił się złośliwie i dokończył:

- A com widział i słyszał, na fejsie umieściłem". 

A później, już naprawdę złośliwie, dodał:

- Chyba zrobię na jutro transparent i rozwieszę obok tego polowego ołtarza. Z napisem takim, jak kiedyś zdarzały się w pamiętnikach:

Na górze róże, na dole małżeńska awaria,
niech się kochają na wieki Tomek i Daria. 

Roześmiali się obaj, a Tomek zaprotestował:

- To już wolę przetworzonego nowocześnie Mickiewicza!

***

Tymczasem kilka pięter wyżej, w hotelowym apartamencie, trzy rozbawione młode kobiety nadrabiały zaległości w "niewidzeniu" się. O ile Marta i Daria przez te dziesięć lat utrzymywały kontakt na bieżąco, o tyle Kleo, zmuszona trudnymi przejściami, zostawiła ich przyjaźń na jakiś czas. Dopiero niedawno ponownie się spotkały i, zdeterminowane chęcią powrotu do więzi, która je niegdyś łączyła, zaczęły odnawiać kontakt. Rozsiadły się na kanapie i fotelach, sączyły prosseco i gadały, śmiały się i wspominały. Nie tylko zdarzenia z własnej przeszłości.

- A wiecie, że w Czarnym Borze szykuje się ślub takiej jednej Oli z biblioteki naszego dawnego liceum? - przypomniała sobie Marta:

- Mama mi powiedziała. Nie znam szczegółów, ale ponoć plotka goni plotkę. Coś tam się mówi o  młodocianej wpadce parę lat temu, choć nikt postronny nie wie, kto jest ojcem jej dziecka.

- Ooo, to prawie tak jak u mnie. - zauważyła Daria. - Gdyby Tomek wtedy nie uparł się przy tym ślubie, też pewnie nikomu nie powiedziałabym, kto jest ojcem Adi.

- No... Ola wychodzi za mąż i te wszystkie czarnoborskie plotkary podejrzewają, że "młody" nie jest ojcem dziecka. Jakby to było najważniejsze.  Biedna dziewczyna. - westchnęła Marta. 

- No, plotki potrafią dobić człowieka...- dodała Daria. - Wszystkie to wiemy... 

Zamyśliły się na moment, wracając do swojej przeszłości. Ale nie byłyby sobą, gdyby za moment nie wybuchnęły śmiechem. Roznosił je dobry humor, wzmocniony sączonym prosecco.

- W sumie, nasze życia... i nasza przyjaźń... - zaśmiała się Marta. - To świetny materiał na film! Na przykład na komedię romantyczną albo dramat obyczajowy... Podrzucę ten pomysł jakiemuś scenarzyście; bo aż żal, żeby taki koncept się zmarnował!

- Ale po co masz to komuś podrzucać, sama napisz scenariusz! Przecież ostatnio zaczęłaś to robić! - sprzeciwiła się Kleo:
- Napiszesz go porządnie, tak żebyśmy nie musiały się wstydzić...

- No, przynajmniej nie zakłamiesz tej historii! - dodała Daria:
- Tylko poczekaj na jutro, aż wezmę ślub! Będziesz miała od razu temat na kolejny odcinek...

Zaśmiewały się, dorzucając coraz to inne wątki plotkarsko - sensacyjne z historii miasteczka, w którym spędziły kilka lat:

- Nie tylko nasze! - zaprotestowała Kleo. - A historia córki polityka? No i sprawa tego nauczyciela, co odszedł, zanim zaczęłyśmy szkołę? 

- A pamiętacie, jak się okazało, że on ma ma fundację w Warszawie? 

- I związał się z uczennicą?

- I wygrali konkurs taneczny? Który teraz odbywa się co roku, podczas miejskiego balu sylwestrowego?

Przerzucały się coraz nowszymi przykładami, że życie w małym miasteczku potrafi być nie mniej ciekawe, niż w wielkim mieście:

- To nie tylko film, ale cały rozbudowany serial powstanie! - zdecydowała Kleo. - Będziemy ci pomagały jako konsultantki. Tylko wiesz, Marta, o czym... a raczej: o kim... nie pisać.... - obrzuciła przyjaciółkę stanowczym spojrzeniem. 

Obie jej przyjaciółki, jak na komendę, kiwnęły głowami. Akurat tego nie musiały sobie nawzajem tłumaczyć. Sprawy i ludzie z przeszłości.... a w zasadzie jeden człowiek... powinien pozostać w sferze milczenia. Wystarczy, że nigdy o nim nie zapomną. 

W okolicach północy, gdy rozbawione kończyły drugą czy trzecią... czy którąś kolejną... butelkę prosseco ("Kto by to liczył" - rzuciła beztrosko Marta), przybyły posiłki: Tomek i Radek, którzy zakończyli barową "nocną Polaków rozmowę" i rozsiedli się pomiędzy przyjaciółkami. Jeszcze przez chwilę słuchali rozchichotanych kobiet, zachowujących się w tej chwili zupełnie jak nastolatki, którymi były przed dekadą. A później Tomek zdecydował:

- Kochani, kończymy. Chcę, aby moja panna młoda była rano przytomna, wyspana i w dobrym humorze. 

Reszta towarzystwa uznała jego... a w zasadzie Darii... rację. Jeszcze tylko dziewczyny, wychodząc, ucałowały się serdecznie, życząc spokojnej nocy, i oboje "młodzi" zostali sami. 

Daria posłała mężowi zalotne spojrzenie a Tomek ją przytulił, mrucząc:

- Mojaś ty....

Dziś. Ciąg dalszy:

I już stała na ścieżce prowadzącej ku polanie. Zdenerwowana jak prawdziwa panna młoda. Za nią obie przyjaciółki, tak samo przejęte. Uzbroiły ją we wszystko, co mogło jej być potrzebne podczas ślubu: miała na sobie coś starego (pierścionek zaręczynowy sprzed pierwszej uroczystości), coś nowego (srebrny grzebyk), coś niebieskiego (kwiaty w bukiecie i pod suknią błękitną koronkową bieliznę, którą "dziewczyny" kupiły jej w prezencie ślubnym) i coś pożyczonego. To Marta przed godziną zdjęła swój pierścionek zaręczynowy i prawie siłą wcisnęła Darii na palec.

Złoty klejnocik miał jasny kamień w środku i trzy mniejsze po bokach: niebieski, zielony i fioletowy, połączone cienkim choć misternym splotem.
- Diament w środku to, wybacz, ja, Radek i nasza miłość. Ale te trzy drobniejsze kamyki po bokach symbolizują nas: ciebie, Kleo i mnie. A ten złoty splot dookoła to siła naszej przyjaźni. - Marta tłumaczyła symbolikę klejnotu. - Jak będziesz go miała na placu to tak, jakbyśmy były z tobą jeszcze bardziej, niż jesteśmy. Pamiętaj, że nasza przyjaźń jest nierozerwalna i potrwa na wieki. 

Zbrojna w tak silne atrybuty tradycji i dowód łączącej je przyjaźni, szła powoli, z każdym krokiem przybliżając się do czekającego męża, księdza i zaproszonych gości. Pantofelki nieco grzęzły w żółtym piasku a kraj luźno układającej się sukni kołysał się nad nimi w rytm jej kroków. W rękach trzymała bukiet składający się z błękitnych, czerwonych i żółtych kwiatów. 

Gdy po kilkudziesięciu krokach stanęła na skraju polany, rozległy się pierwsze słowa piosenki wylansowanej niegdyś przez zespół "Chłopcy z Placu Broni". 

Jeśli kogoś kochasz, jeśli wiesz,
Czym jest miłość,
Jaki jest jej sens.
Jeśli tylko szczęście widzieć chcesz...

Nie tylko chciała, ale widziała je przez ostatnie dziesięć lat. Wykute w smutku, płaczu, załamaniu ale i zadowoleniu dnia codziennego oraz mniejszych i większych radościach. Widziała je w oczach męża, uśmiechu córki, pomocnych dłoniach przyjaciółek, życzliwości matki.... 

Postępując w stronę polowego ołtarza, ustawionego pomiędzy dwiema brzozami, przez których listowie prześwitywały złote promienie słońca, znów czuła się trochę jak Ania Shirley, tuż przed ślubem z ukochanym Gilbertem Blythe'em. Daria również swojego przyszłego męża spotkała w szkole. Tamten związek, tak samo jak ten Darii, początkowo nie rokował dobrze. Ania, tak samo jak wierna czytelniczka jej przygód, dość długo odrzucała ukochanego chłopaka i w końcu dała się skusić jego wytrwałości. 

"A później żyła z nim długo i szczęśliwie" - pomyślała Daria. Uniosła głowę, wyprostowała się i z uśmiechem na ustach podeszła do stojącego przy ołtarzu mężczyzny. 

KONIEC

Ps. 

Bo fantazja, fantazja jest od tego, aby bawić się, bawić się na całego - śpiewały kiedyś gwiazdki z dziecięcego zespołu "Fasolki".

I ja też, pisząc to opowiadanie, popuściłam wodze fantazji. I też się świetnie bawiłam :)

Pisanie według wytycznych było wyzwaniem; bo już wielokrotnie wspominałam, że ze mną jest tak, jak z podmiotem lirycznym piosenki Czerwonych Gitar "Jestem malarzem nieszczęśliwym":

Bo choćbym nie wiem co malował
Spod pędzla mi wychodzi słoń!

A mnie wychodzi miłość. Czegokolwiek bym nie pisała: dziewięciu swoich powieści, one shota na konkurs halloweenowy czy niniejszego opowiadania według wytycznych określonych przez @xNoorshally, zawsze wychodzi mi miłość.  

Ostatnio jedna ze znajomych osób napisała mi  "jestem pod wrażeniem tego, na jak wiele sposobów potrafisz opisać miłość :D" 

I to chyba prawda. Czasem  wychodzi mi ona prosta, czasem pokręcona a czasem głęboko schowana pod innymi uczuciami. Czasem nienazwana albo nazwana źle.  Więc nie dziwcie się, że mając za zadanie napisać o fantazji, znów pisałam o miłości :)  Ale tym razem jest ona miła, łatwa i przyjemna :)

Opowiadanie niniejsze jest ukłonem w stronę czytelniczek moich dwóch powieści: "Różne oblicza miłości" i "Miłość niejedno ma imię". Szczególnie tych, które kibicują Darii i Tomkowi :)

W trakcie pisania (w scenie plotkowania podczas wieczoru panieńskiego) odniosłam się też do innych moich prac, osadzonych w uniwersum małego miasteczka:

- "Miłości w bibliotece", której bohaterką jest wspomniana podczas wieczoru panieńskiego Ola i jej skomplikowane uczuciowe przejścia,

- "Miłości i polityki" oraz "Miłości na krawędzi", gdzie opisałam przygody wspomnianej Justyny, wpływu polityki na życie rodzinne, problemów młodego nauczyciela oraz genezę konkursu tanecznego.

Nie ukrywam, że zrobiłam to w celach promocyjnych :)

Motyw przewodni: Fantazja.
Mowa tu o dawnym marzeniu Darii, które Tomek uparł się spełnić.

Użyte słowa:

1. Kreatywny, 2. Wiarygodny, 3. Drwić, 4. Zmuszać, 5. Zwątpić, 6. Wątpiący, 7. Stresować, 8. Nigdy, 9. Okazać,10. Strzał

Wygenerowane zdania:

1. Wykaza* się wyjątkową wiedzą.

2. Zdecydowanie nie wiedział* co powinien/powinna zrobić.

3. Doprowadzenie tego do końca było dla niego/niej wówczas jedynym priorytetem.

Rymem jest wierszyk, wymyślony przez Radka a tytuł powieści, do której nawiązałam, czytanej przeze mnie kilkukrotnie, zresztą ostatnio też, to "Wymarzony dom Ani" Lucy Maud Montgomery. Zresztą cała seria traktująca o przygodach rudowłosej romantyczki z kanadyjskiej Wyspy Księcia Edwarda jest mi bliska i wielokrotnie do niej zaglądałam.

Muszę to robić sama, bo nie mam córki, która posłużyłaby mi za parawan dla moich upodobań :)

Literackich i muzycznych nawiązań jest zresztą więcej: Tomek myśli o Darii, używając cytatu z "Ody do młodości" Adama Mickiewicza; słowa, które padają  z ust Radka pochodzą z XII księgi "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza a piosenki wspominane przez bohaterów opowiadania to: "Windą do nieba" Beaty Kozidrak i Bajmu, "Historia jednej znajomości" Czerwonych Gitar, "Kocham cię" Chłopców z Placu Broni. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro