ROZDZIAŁ ÓSMY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Całe spotkanie przesiedział, jak na szpilkach. Siłą woli powstrzymywał się, od wyciągnięcia Hyun Jae z gabinetu jego ojca i zażądania natychmiastowych wyjaśnień. Aż mdliło go na widok jego uśmiechniętej twarzy i uroczych spojrzeń jego towarzyszki, która, tak nawiasem, okazała się jego narzeczoną.

     Nie wiedział, co kierowało tym kretynem, tak szczerze, mało go to obchodziło. Cokolwiek to było, nie tłumaczyło tego, jak zachowywał się w stosunku do Hong Lin, będąc z inną kobietą w związku. Gdzieś z tyłu głowy kotłowała mu się myśl, że może on z  Lin są jedynie przyjaciółmi, ale instynkt podpowiadał mu, że to nie wszystko. Zachowanie tego chłopaka ewidentnie wskazywało, że ma w stosunku do dziewczyny całkiem inne uczucia. A przynajmniej tak mu się wcześniej wydawało. Teraz jedyne o czym myślał, to o tym, czego on tak naprawdę od niej chce. Zresztą uczucie zdrady nie było mu obce. Brzydził się takim zachowaniem, a myśl, że Lin mogłaby być wykorzystana sprawiała, że dłonie same mu się zaciskały w pięści. Nie do końca rozumiał swoje uczucia, ale postanowił się przed nimi nie bronić. Hyun Jae ostentacyjnie go ignorował, rozmawiając jedynie z jego ojcem i bratem. Jego dziadek natomiast, siedział naprzeciwko niego i również milczał, ale Kim Tuenowi nie umknął fakt, że staruszek cały czas bacznie mu się przyglądał. Wiedział, że nie ominą go pytania, ale w tamtej chwili jakoś go to nie obchodziło.

     Gdy po prawie dwóch godzinach nareszcie wszyscy zaczęli się żegnać, praktycznie skoczył na nogi i bez słowa wypadł z gabinetu. Chciał jako pierwszy znaleźć się w holu, to właśnie tam miał zamiar dopaść imbecyla, który najwyraźniej był również fałszywą świnią.

     Chodził, jak nakręcony, koło wejścia. Dopiero po kwadransie zobaczył, jak drzwi windy się otwierają, a z niej wychodzi wyżej wspomniany parszywiec. Hyun Jae również go zauważył, zwolnił, po czym nachylił się do kobiety idącej obok niego i wyszeptała jej coś na ucho. Ta kiwnęła głową i ruszyła przodem. Gdy mijała Kim Tuena pożegnała się gestem głowy i wyszła z firmy. Chłopak nawet nie zwrócił na nią uwagi, cały czas wzrok miał utkwiony w Jae, który minutę później stanął naprzeciwko niego. Patrzyli się chwilę na siebie w milczeniu, a Tuen cały się spiął, gdy dostrzegł, że na ustach mężczyzny igra uśmiech.

     – W co ty pogrywasz? - zaczął nie mogąc już powstrzymywać narastającego w środku gniewu.

     – Nie wiem za bardzo, o co ci chodzi. - Wzruszył ramionami chłopak. - Rodzina Ha Ny jest zainteresowana kontraktem z firmą twojej, ja zaś zostałem zobligowany do sfinalizowania porozumienia. - Zaśmiał się. - Nawet nie wiedziałem, że to u was pracuje Lin. Co za niespodziewany obrót zdarzeń.

     Kim Tuen aż się wzdrygnął, słysząc w ustach tego człowieka imię dziewczyny.
    
     – Czy ty siebie słyszysz? - warknął i zrobił krok w kierunku Hyun Jae. - Kim jest dla ciebie Hong Lin, co? Chciałbym mieć jasność sytuacji.

     – Myślę, że nie powinno cię to interesować - odparł mężczyzna, marszcząc brwi. - Sprawy pomiędzy mną a Lin, to nie twój interes.

     ‐ Nie tobie to oceniać. - Uśmiechnął się Tuen widząc, jak na twarzy rozmówcy, pojawiają się inne emocje niż obojętność. - Myślę, że sama Lin miałaby też na ten temat swoje zdanie. Jestem też ciekawy, jakby zareagowała na wiadomość, że jesteś zaręczony.

     Na reakcję Jae nie musiał długo czekać, w sekundę jego ręką wystrzeliła do przodu i złapała za kołnierz koszuli Kim Tuena.

     – Nie wtrącaj się - warknął.

     W tej samej chwili chłopak zrozumiał, że ten palant starał się grać na dwa fronty. Nie był zwykłym dupkiem. Był zdradliwym idiotą, a dla takich, w mniemaniu Kim Tuena, nie było wybaczenia. Spokojnie i powolnie uwolnił się z uścisku dłoni, po czym teatralnie się otrzepał i posłał w kierunku mężczyzny szeroki uśmiech.

     – Myślę, że nie będę mieć wyboru. Bo widzisz, tak się składa, że nie pozwolę okłamywać Hong Lin. A na pewno nie dam jej skrzywdzić takiemu palantowi, jak ty.

     Po tych słowach odwrócił się z zamiarem odejścia, gdy ponownie przytrzymał go uścisk Hyun Jae.

     – I myślisz, że Lin ci uwierzy, gdy wyznasz jej prawdę? Znamy się od dzieciństwa, to ja się nią opiekowałem w najgorszym czasie. To mnie kochała i kocha. - Zaśmiał się szyderczo. - Znam ją i wiem, jaką jest osobą. Nie odwraca się od ludzi, których darzy uczuciem. - Puścił ramię Tuena i przekrzywił głowę. - Mnie i Lin łączy tak wiele, że nawet nie zdajesz sobie sprawy. A powiedz mi, kim ty dla niej jesteś?

     Chłopak zacisnął zęby i dłonie w pięści, patrząc na zadowoloną gębę tego oszusta.

     – A może się założymy? - zapytał Jae, a na jego usta powoli wypłynął uśmiech. - Kogo Lin postawi na pierwszym miejscu? Do kogo przyjdzie?

     Po tych słowach minął Tuena i opuścił budynek. On natomiast stał nadal w holu patrząc przed siebie i trzęsąc się z emocji, które nim targały. Będąc w takim stanie nie zauważył nawet obecności swojego dziadka, zanim ten nie położył dłoni na jego ramieniu. Wzdrygnął się pod tych dotykiem, jakby obudził się z niezbyt miłego snu.

     ‐ Co się dzieje? - spytał staruszek, próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy.

     Bezskutecznie, ponieważ chłopak uciekał spojrzeniem w bok, by tylko ukryć to, co nim targało od środka.

     – Później - wyszeptał w stronę dziadka.

     W tamtej chwili tylko na tyle było go stać. Musiał pozbierać myśli i się uspokoić. Potrzebował chwili rozmowy z kimś, kto mógł go potrząsnąć. Ale nie staruszek, nie on. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić takiej rozmowy.

     – Wrócę do domu później, poradzisz sobie?

     Spojrzał na dziadka, a gdy ten z wahaniem kiwnął głową, od razu wyszedł z budynku. Wsiadł do samochodu i wybrał numer osoby, która już przez jakiś czas wiedziała, że Tuen jest inny. Potrzebował rozmowy i potwierdzenia, że nie zwariował.

•○●💮💮💮●○•

     Hong Lin ze zdziwieniem patrzyła, jak pan Gong wychodzi z taksówki. Parę godzin temu widziała, jak wyjeżdżał spod domu wraz z Kim Tuenem. Od tamtej pory kręciła się po ogrodzie, ale nie mogła się zbytnio skupić na pracy. Sytuacja z przedpołudnia nie dawała jej spokoju. Pomimo, że ona i chłopak kłócili się już nieraz, to ta jedna, konkretna kłótnia, zdawała jej się jakaś inny. Była niespokojna i bardzo chciała wyjaśnić sytuację. A może sprawdzić, czy Kim Tuen nadal był na nią zły? Dlaczego tak jej na tym zależało jakoś nie chciała roztrząsać. Obawiała się, co mogłaby wtedy odkryć.

     Teraz patrząc, jak starszy pan samotnie idzie po ścieżce, czuła ucisk w żołądku. Czyżby chłopak był na tyle wyprowadzony z równowagi, że nawet nie chciał wracać do domu? Znów miał zamiar unikać jej, jak ognia? Jakoś ta perspektywa sprawiała, że czuła smutek i żal.

     – Dzień dobry, dziecko - przywitał ją pan Gong z uśmiechem i skinął głową na narzędzia, które miała poukładane na ziemi. - Jak widzę dalej nie dajesz za wygraną. Cała ta posesja już wygląda, jak z bajki, może wreszcie odpoczniesz?

     Próbowała również zmusić usta do uśmiechu, ale czuła, że wyszedł jej bardziej grymas. Dlatego odwróciła twarz od mężczyzny zdając sobie sprawę, że miał bystre oko i na pewno zauważy jej stan ducha. Nie chciała o tym z nikim rozmawiać. Sprawa z Hyun Jae, jego wyznanie, Kim Tuen i jego zachowanie, to wszystko sprawiało, że nie mogła znaleźć w sobie nawet iskry spokoju. Serce jej waliło, a każdy nerw był napięty, jakby czekał na jakiś wybuch.

     – Dzisiaj wszyscy, jak widzę, mają jakiś problem z własnymi humorami - westchnął przeciągle starszy pan, czym zwrócił jej uwagę.

     Zerknęła na niego kątem oka i od razu tego pożałowała, gdy zobaczyła figlarny uśmiech i wyraz twarzy pana Gonga. Od razu stłumiła swoją ciekawość i wróciła do trawy, która nagle zaczęła ją wielce interesować.

     ‐ Czy… - mężczyzna zaczął coś mówić, ale przerwał mu dźwięk telefonu.

     Dopiero po dłuższej chwili Hong Lin zorientowała się, że to jej własna komórka zaczęła dzwonić. Szybko ściągnęła rękawiczki i wyciągnęła urządzenie z kieszeni. W ostatniej chwili powstrzymała jęk, gdy na wyświetlaczu zobaczyła imię przyjaciela. Przymknęła powieki i wzięła uspokajający oddech, cały czas czując na sobie czujny wzrok staruszka, odebrała.

     – Tak, Hyun Jae?

     – Lin, cieszę się, że odebrałaś. - Po drugiej stronie usłyszała głos chłopaka, coś w jego tonie jednak sprawiło, że zmarszczyła brwi. - Dzwonię zapytać, czy znajdziesz dla mnie dzisiaj czas?

     – Coś się stało? - spytała, unosząc brwi do góry.

     – A musiało się coś stać, bym chciał cię zobaczyć?

     Słysząc taką odpowiedź od razu poczuła nieprzyjemną gulę w gardle, a palce, ze zdenerwowania, zacisnęły jej się na telefonie.

     – Nie to miałam na myśli…

     – Mam nadzieję. - Zaśmiał się po drugiej stronie przyjaciel. - Dzisiaj, o osiemnastej? Podjadę po ciebie, naprawdę mi zależy.

     Nie mogła rozszyfrować emocji w głosie Hyun Jae. Niby brzmiał prosząco i nonszalancko, ale ona, znając go tak długo, wyczuwała jakąś nutę desperacji i ponaglenia. Jakby jej zgoda miała być czymś ważnym. Wiedziała, że zastanawia się dłużej niż zwykle, czuła również milczącą irytację Jae. W końcu jednak zebrała się w sobie i odpowiedziała.

     – Tak, możemy się spotkać.

     Wypowiadając te słowa nie czuła jednak ekscytacji, czy radości, jak kiedyś. Brak tych uczuć był dla jej obcy. Tak bardzo nie mogła pojąć, co się z nią dzieje.

     – Cieszę się, naprawdę nie mogę się już doczekać - nieskrywany zapał chłopaka, był dla niej, jak cios w brzuch.

     Czuła się, jak kłamczucha. Jakby próbowała oszukać jego i samą siebie, że nic się nie zmieniło. W głębi duszy wiedziała jednak, że tak nie jest. Nie chciała nigdzie wychodzić, ani spotykać się z przyjacielem. Cały czas z tyłu głowy miała Kim Tuena i jego nieobecność strasznie ją uwierała.

     – Do zobaczenia, Lin.

     Mruknęła coś niezrozumiale, po czym przerwała połączenie. Z jej ust wydobyło się głośne westchniecie.

     – Hyun Jae? Park Hyun Jae?

     Pytanie ze strony pana Gonga sprawiło, że podskoczyła do góry. Otworzyła szerzej oczy, po czym przekrzywiła głowę w bok, zachodząc w głowę skąd staruszek zna nazwisko jej przyjaciela.

     – Zna go pan?

     Starszy pan nie odpowiedział jej od razu, tak naprawdę całkowicie to przemilczał, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem. Hong Lin spojrzała na niego zaskoczona. Pan Gong praktycznie trząsł się ze śmiechu, aż z jego oczu poleciało parę kropel łez. Otarł je, by po chwili nadal chichotać w najlepsze.

     Dziewczyna czekała cierpliwie, aż jego atak rozbawienia minie. W milczeniu jednak patrzyła na staruszka podejrzliwie. Ten widząc jej wzrok machnął ręką i z trudem się opanował.

     – Wybacz, moja droga Lin. Wszystko ze mną w porządku, nie musisz się martwić o moje zdrowie psychiczne - powiedział i znów się zaśmiał. - Tak, poznałem tego młodego człowieka. Ciekawy zbieg okoliczności, że ty również go znasz i jak dobrze zrozumiałem to dość szczególna znajomość. Nie musisz odpowiadać - dodał, gdy Hong Lin otwierała już usta. - Nie musisz się też tłumaczyć. Ale fakt, że pan Park jest z tobą, w jakiś sposób, związany tłumaczy jeden problem z humorem pewnego jegomościa.

     Po tych słowach staruszek ponownie zaniósł się śmiechem, a następnie pomachał Hong Lin i oddalił się w kierunku domu, zostawiając dziewczynę ze zdezorientowanym wyrazem twarzy i uczuciem, że coś jej umknęło.

•○●💮💮💮●○•

     Parkując na podjeździe czuł się, jakby był we śnie. Nieprzytomnym wzrokiem popatrzył na budynek, który w kilka tygodni stał się dla niego domem. I tak samo, jak bardzo pragnął już znaleźć się w jego wnętrzu, tak bardzo bał się przekroczyć próg. Ostatnie godziny były dla niego walką samego z sobą. Rolę mediatora, w tym jego zagmatwanym wewnętrznym boju, grał nie kto inny tylko Min Woo do którego pojechał od razu spod firmy. Wiedział, że przyjaciel nie będzie owijać w bawełnę i nie poklepie go tylko po plecach, rzucając tylko wyświechtane teksty. Nie sądził jednak, że aż tak go przeora emocjonalnie. O nie, Min Woo nie był współczujący, nie potraktował go łagodnie. Postawił go przed prawdą i wałkował temat, aż Kim Tuen przyjął ją do siebie i zaakceptował. Teraz musiał tylko podjąć decyzję, co z nią zrobić.

     Westchnął przeciągle i z błaganiem w oczach spojrzał do lusterka. Jakby jego własne odbicie mogłoby w czymkolwiek mu pomóc. Pokręcił głową, wyciągnął kluczyki i z ociąganiem wyszedł z auta. Czując, jakby nogi miał z ołowiu wszedł po schodach. Stanął przed drzwiami, przejechał dłonią po włosach i ostatni raz rzucając proszące spojrzenie gdzieś w górę, nacisnął klamkę.

     Po drugiej stronie drzwi powitała go cisza. Nikt nie krzątał się po korytarzu, z kuchni również nie wydobywały się żadne dźwięki. Cały dom spowijał spokój, a on sam poczuł ulgę, że nie musi, tak od razu, się z kimś konfrontować. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni i z marsową miną postanowił od razu zaszyć się w swojej sypialni. Głowa niebezpiecznie zaczynała mu pulsować w skroniach, co było sygnałem, że jego cierpliwość do nowości, tego dnia, sięgała zenitu. Starał się idąc nie wydobywać żadnego dźwięku, by nie przyciągnąć jakiegoś domownika. Potrzebował samotności, by pomyśleć. Miał nad czym.

     Jednak i tym razem los zadecydował inaczej. Mijając ostatni zakręt, zerknął kątem oka do małego saloniku, który praktycznie przylegał do jego pokoju i wtedy się zawahał. Hong Lin stała przy małym oknie, z rękami założonymi na piersi i patrzyła za szybę. Kim Tuen szybko ocenił sytuację. Była ubrana, jak do wyjścia, ale bynajmniej nie do pracy w ogrodzie. Zresztą tuż obok, na niskim stoliku, leżała jej torebka, a sama dziewczyna zerkała szybko na zegarek, który założyła na rękę. Czekała i on miał bardzo złe przeczucie, że wiedział na kogo. Zrobił krok w jej kierunku i znów się zatrzymał, podłoga zaskrzypiała pod jego nogami. Skrzywił się, a Hong Lin odwróciła się gwałtownie od okna. Widział wypływające na jej twarz zaskoczenie. Zdziwiła go jednak ulga, którą również tam wychwycił. Szybko jednak dziewczyna przybrała nautralny wyraz twarzy i Tuen nie był pewien, czy przypadkiem nie zobaczył czegoś, co chciał dostrzec.

     – Wróciłeś. - Bardziej stwierdzenie, niż wypowiedziane pytanie.

     Kiwnął głową. Oboje stali bez ruchu, w milczeniu. Nawet ich oddechy wydawały się za głośne.

     – A ty wychodzisz?

     Miał ochotę się uderzyć, gdy tylko te słowa zostały wypowiedziane. Nie wiedział, czy całkiem już odebrało mu rozum, czy po prostu podświadomie chcial przeciągnąć tę chwilę. Zobaczył nieznaczne skinienie dziewczyny, po którym ponownie spojrzała na zegarek. Zmarszczyła lekko brwi, a następnie westchnęła cicho, sięgając po torebkę.

     – Powinnam już… - zawahała się, rzucając szybkie spojrzenie w jego stronę.

     Kim Tuen nie skomentował, nie odezwał się, przesunął się jednak w przejściu. Hong Lin uśmiechnęła się blado, po czym ruszyła w jego kierunku. Do wyjścia. Poczuł nieprzyjemne uścisk w piersi. Chciał zapytać, z kim jest umówiona mimo, że wiedział. Mógł się założyć o wszystko, że to z NIM ma się spotkać. Że to ON właśnie próbuje udowodnić swoje racje i to, co powiedział wtedy w firmie. Minęła sekunda, jedno mrugniecie i Lin zrównała się z nim, praktycznie już go mijając. Myślał, że miał jeszcze czas, że będzie mógł opóźnić podjęcie decyzji. Ten moment już minął. Zresztą, w tamtej chwili wiedział, że od początku zdawał sobie sprawę, jaka ona będzie.

    Gdy tylko dziewczyna była ramię, w ramię przy nim, zadziałał instynktownie. Po prostu ciało zareagowało samo, gdy złapał ją za przedramię. W pierwszej chwili się przeraził, by w drugiej poczuć szybkie bicie serca, gdy jego palce oplotły jej skórę. Czekał aż Hong Lin zareaguje, wyrwie się z jego uścisku, zacznie krzyczeć, cokolwiek. Nie nadeszło nic z tego. Odważył się na nią spojrzeć, ich oczy momentalnie się spotkały, a on zobaczył w nich niewypowiedziane pytania. Przeniósł wzrok na swoją dłoń i westchnął przyjmując swoje uczucia.

     – Nie odchodź, to znaczy… - Zaschło mu w gardle i przełknął ślinę, by je oczyścić. - Możesz to odwołać? - spytał, ponownie patrząc w oczy Lin, tym razem pewnie, z determinacją. - Cokolwiek masz do zrobienia, z kimkolwiek masz się spotkać, czy możesz to odwołać i pojechać gdzieś ze mną?

     Otworzyła lekko usta, by po chwili je zamknąć. Spojrzała na jego rękę, która nadal ją trzymała, a on niechętnie ją puścił. Poczuł pustkę i tylko czekał, aż dziewczyna odejdzie. Dlaczego niby miałaby spełniać jego prośbę? Kim dla niej był? Ten dupek, Hyun Jae, miał rację w jednym, tak naprawdę nic nie znaczył dla Lin, choć bardzo chciał to zmienić i za wszelką cenę pragnął, by nie był w tym osamotniony. Był przerażony, tak samo, jak wtedy, parę lat temu.

     – Kim Tuen?

     Na dźwięk swojego imienia, wypowiedzianego jej cichym głosem, uniósł wzrok i aż się zachłysnął widząc jej spokojną twarz, tak blisko niego. Nie wiedział, czy dostrzegła coś w jego zachowaniu, czy też czytała mu w myślach, ale po chwili uśmiechnęła się lekko i znów się odezwała.

     – Moje plany…poczekają. Ja… - Potrząsnęła głową. - Nieważne. Tak więc, gdzie chcesz mnie zabrać?

     Cały ciężar, który miał w sercu nagle spadł i roztrzaskał się w ciszy. Ulga, która się po tym się pojawiła, desperacja, która go ogarnęła, to wszystko sprawiło, że przestał logicznie myśleć. Dlatego już się nie przejął, gdy złapał ponownie Lin, tym razem za jej dłoń, a następnie uśmiechnął się szeroko, kierując ją w stronę wyjścia.

     – W pewne miejsce. Sama zobaczysz, jak tylko cierpliwie poczekasz. Jeśli oczywiście to potrafisz.

     Odpowiedział mu okrzyk udawanego oburzenia, a następnie cichy śmiech Hong Lin.

•○●💮💮💮●○•

     Czuła, jak serce galopowało jej w piersi przez całą drogę, gdy siedziała na miejscu pasażera, a za oknem mijał krajobraz. Była bardzo świadoma siedzącego obok niej Kim Tuena, który pewnie prowadził samochód, wioząc ją w nieznane. Pomimo paru prób, nie udało jej się wyciągnąć z chłopaka gdzie też był cel ich podróży. A kiedy w końcu się zatrzymali i Lin na własne oczy zobaczyła miejsce do którego ją zabrał, oniemiała.

     Tuen pierwszy wyszedł z auta, ona zaś wyskoczyła od razu za nim. Stanęła obok niego i bez słowa spojrzała na bruneta, ten odpowiedział jej uśmiechem.

     – Pomyślałem, że to będą dobre przeprosiny za sytuację z rana - powiedział, po czym potarł kark ręką, jakby się denerwował. - Teraz jednak myślę, że…

     – Jest idealnie - przerwała mu, a następnie nie odrywając wzroku od horyzontu, przebiegła tych parę metrów i zatrzymała się przy samej wodzie.

     Morze. Patrząc na tę wzburzoną toń, czując wiatr mierzwiacy jej włosy i przyjemny morski zapach, nadal nie mogła uwierzyć, że Kim Tuen zabrał ją właśnie tutaj. Po chwili bardziej poczuła, niż zobaczyła, że chłopak do niej dołączył. Ona sama nie mogła oderwać wzroku od widoku przed nią.

     – Pewnego wieczora, gdy graliśmy w karty wspomniałaś, że chciałabyś zobaczyć morze, że widziałaś je ostatnio, gdy byłaś mała - zaczął brunet, a ona spojrzała na niego zdezorientowana. - Miałaś wtedy taki smutny, a zarazem tęskny wzrok - ciągnął dalej, nie zdając sobie sprawy, jak jego słowa oddziaływują na nią. - Dlatego wybrałem to miejsce. Pomyślałem, że może spełniając to małe marzenia sprawię… - przerwał i pokręcił głową. - Sam nie wiem, co sobie myślałem.

     Nagle Hong Lin zapragnęła parę rzeczy naraz. Chciała zmniejszyć odległość, która dzieliła ją od chłopaka i po prostu go przytulić. Chciała wziąć go za rękę i powiedzieć, jak bardzo jest wdzięczna. Popatrzeć mu prosto w oczy i przyznać się do wszystkiego, co ostatnio w niej walczyło.

     Lecz zamiast tego, odepchnęła te uczucia i kucnęła na piasku, opierając brodę na kolanach. Próbowała tym samym ponownie zamknąć te szalejące emocje, zamknąć swoje serce. Ostatnim razem, gdy je otwarła została jedynie skrzywdzona. Była odepchnięta na bok, jakby nie zasługiwała na…miłość? Ta myśl sprawiła, że zadrżała. To nie mogła być prawda. Mocniej objęła się rękami i próbując się uspokoić, zaczęła mówić.

     – Ostatnim razem byłam nad morzem jeszcze z mamą. To było niedługo przed jej chorobą. Wspomnienia z tamtego dnia to chyba jedyne tak wyraźne i radosne chwile jakie pamiętam z dzieciństwa - wyznała cicho. - Dziękuję - wyszeptała, mrugając gwałtownie, odganiając łzy, które próbowały się wydostać. - To jest aż nadto, jak na przeprosiny.

     Gdy skończyła mówić, otarła wierzchem dłoni te parę zdradliwych kropel, które spłynęły jej po policzku. Następnie uniosła głowę w kierunku chłopaka, przyzywając uśmiech, by choć tak mu podziękować. On jednak na nią nie patrzył. Twarde spojrzenie miał utkwiony przed siebie i wyglądał na złego. Hong Lin przełknęła ślinę, nagle zaniepokojona. Lecz zanim zdarzyła choć otworzyć usta, by się odezwać, to on przerwał panującą ciszę.

     – Naprawdę uważasz, że to tak dużo? - zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. - Czy aż tak bardzo nie widzisz, czego jesteś warta? Bo jak dla mnie, zasługujesz na więcej, o wiele więcej, Lin.

     Gdy wypowiadał jej zdrobniałe imię, przeniósł na nią wzrok. A to co zobaczyła w jego oczach sprawiło, że serce stanęło jej na sekundę, by w drugiej ruszyć dwa razy szybciej. Zamrugała, wbiła paznokcie w skórę, ale nie odwróciła swojego spojrzenia. Przeczuwała, że jeśli tym razem by uciekła, mogłaby tego żałować do końca swojego życia. Nie ruszyła się, gdy Tuen zbliżył się do niej. Uniosła wyżej głowę, kiedy zrobił kolejny krok.

     – Lin? - Pytanie i emocje zawarte w jej imieniu, mówiły jej wszystko. - Powiedz coś - wyszeptał chłopak, pochylając się w jej stronę. - Cokolwiek.

     Ona jednak milczała, wiedząc i przyjmując pełnię doznań. Nie odwróciła wzroku, nie zamknęła też oczu. Miała je szeroko otwarte aż do chwili, gdy usta Tuena dotknęły jej. Wtedy dopiero pozwoliła opaść powiekom i w tej samej chwili jej serce eksplodowało. Poczuła, jak dłonie bruneta obejmują jej twarz, jak nieznacznie poruszają się jego wargi na jej. Nie wiedziała, czy to ona drżała, czy on, a może oni oboje. Jej ciało zareagowało i ręce uniosły się, by objąć chłopaka za szyję. Usłyszała westchnięcie Tuena, po czym sama je wydała, gdy pogłębił pocałunek.

     Ta chwila, ten moment odkrył przed nią, że już nie ma ucieczki. Podejrzewała to już jakiś czas, pomimo wypierania i okłamywania samej siebie, to był tylko mur, by chronić swoje serce. Bezsensowne starania, ponieważ ono już było zdobyte.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro