ROZDZIAŁ PIERWSZY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uliczki na obrzeżach Seulu nie dość, że były grobowo ciche i ciemne, to jeszcze zaczynały przypominać małe strumyki, przez padającą ulewę. Najwyraźniej nawet pogoda chciała okazać swoje niezadowolenia, a latarnie ogłosiły strajk, dając niewyraźne światło. Wokół, pomiędzy małymi bydynkami nie można było uświadczyć żywego ducha. Zresztą chyba tylko masochista wybrałby się na spacer w taką aurę.

I tak właśnie czuła się zakapturzona i przemoknięta postać, stojaca pod dachem jednego ze sklepików. W ramionach ściskała także mokry plecak, a jej buty nie wyglądały jakoś szczególnie lepiej. Ktoś przechodzący obok mógłby pomyśleć, że to jakiś bezdomny chowa się przed deszczem, lub jakaś podejrzana osoba czeka na swoją ofiarę.

To samo zresztą przyszło do głowy i samej zainteresowanej, która zamaszyście zsunęła kaptur i z oburzeniem spojrzała na niebo. Cała ta sytuacja na tyle ją wyczerpała, że nie miała siły na nic innego. Absurdalne było to, że stała tutaj po środku niczego, cała przemoczona, z paroma rzeczami w plecaku i nie miała absolutnie pojęcia, co ma dalej robić. Z westchnieniem oparła się o ścianę i z uczuciem porażki wyciągnęła z kieszeni telefon. Numer miała w szybkim wybieraniu i choć wiedziała, że to jej jedyna nadzieja, jeszcze chwilę się wahała. Do chwili, gdy błyskawica nie przecięła nieba. Na reakcję po drugiej stronie nie musiała długo czekać, odebrał po drugim sygnale.

- Hong Lin, co się dzieje?

•○●💮💮💮●○•

Kiedy tylko wsiadła do samochodu wiedziała, że czeka ją starcie. Hyun Jae wyglądał, jakby chciał ją na miejscu udusić. Zapięła pasy i spojrzała na chłopaka. Miał zmarszczone brwi i zaciśnięte usta, a jego oczy, w tym momencie skierowane na nią, puszczały pioruny, nie mniejsze, niż obecnie były na niebie. Spuściła wzrok na własne ręce, które kurczowo trzymały plecak i przygryzła dolną wargę, następnie skrzywiła się lekko i odwróciła się do niego spowrotem.

- Wiesz...

- Nawet nie zaczynaj - przerwał jej Huyn Jae. - Jest środek nocy, a ty jesteś na tym zad... - chrząknął. - Na tym pustkowiu, sama, przemoczona i w dodatku, czy to krew?!

Hong Lin podążyla wzrokiem za palcem chłopaka i faktycznie przez dziurę, w spodniach, można było zobaczyć zaschniętą ranę.

- Pewnie zahaczyłam o gałąź, gdy zeskakiwałam z parapetu - głośno powiedziała, a następnie zbeształa się w myślach.

- Znów do was przyszli? - spytał Hyun Jae, a następnie, ku zaskoczeniu Hong Lin, uderzył dłońmi w kierownicę. - Ile razy jeszcze, to się powtórzy? Co?! Tyle razy ci mówiłem, że powinnaś go zostawić. On tylko jest problemem. Nieudacznik, który zniszczył swoje życie i ciągnie na dno innych. Jest zerem, jest...

- Moim ojcem! - wykrzyknęła, przerywając tym samym monolog chłopaka. Spiorunowała go wzrokiem, po czym ciągnęła dalej. - I tak, wiem jakie zdanie masz o nim, o naszej sytuacji, a także o moim zachowaniu. I szczerze, Hyun Jae? - Wyciągnęła oskarżycielsko palec w jego kierunku. - Nie masz najmniejszego prawa, by mnie oceniać!

Po tych słowach, sięgnęła do zapięcia pasów, by od razu się z nich uwolnić. Niepotrzebnie do niego zadzwoniła. Mogła przewidzieć reakcję chłopaka. Nie raz, czy dwa dawał wyraźnie jej do zrozumienia, że sama jest sobie winna, zostając z ojcem. Odkąd poznał ich sytuację czuła, jak bardzo patrzy na nią z góry. Czy zerwany związek nie był wystarczającym dowodem?

Była na siebie wściekła, że ponownie pozwoliła, by jej były chłopak zobaczył ją w tym stanie. Najgorsze było jednak w tym to, że tylko do niego mogła iść po pomoc. Jak bardzo to było żałosne?
Poczuła, jak ręce Hyun Jae przykrywają jej własne i dopiero wtedy uzmysłowiła sobie, że cała się trzęsie.

- Uspokój się, Lin - powiedział cicho, a ona słysząc znajome zdrobnienie zastygła bez ruchu. - Nie pozwolę Ci się samotnie błąkać po nocy. Dziś zostaniesz u mnie, a rano coś wymyślimy.

Hong Lin, jeszcze przez chwilę chciała uciec, jak najdalej. Ostatecznie jednak pozostała na miejscu i kiwnęła jedynie lekko głową. Gdy samochód ruszył, opadła na oparcie i zamknęła oczy. Nie chciała patrzeć na Hyun Jae, bała się, co mogłaby wyczytać z jego twarzy.

•○●💮💮💮●○•

Była już blisko trzecia nad ranem, a klub nadal pękał w szwach. Sącząc powoli swojego drinka przyglądał się ludziom. Ironiczny uśmieszek błąkał się mu po ustach, gdy myślał ile z tych osób jutro będzie przeklinało swoją głupotę. Jedni pewnie obudzą się z potwornym kacem, czy to z powodu alkoholu, czy też sumienia, zaś drudzy będą wspominać swoje ekscesy ze wstydem.

Zaśmiał się cicho. On nigdy nie miał żadnego z tych problemów. Nie potrafił się szybko upić, a wstydu miał tyle, co słoń gracji, co często wypominali mu przyjaciele.

Jakby przyzwał ich myślami, dwaj wysocy bruneci, rzucili się tyłkami na kanapę obok niego.

- Przypomnij mi, Kim Tuen, dlaczego daliśmy się namówić na kolejny wypad do klubu? - zapytał Joon Yoo, łapiąc się za skrzydełka nosa. - Nie pamiętam bym planował samobójstwo. A ojciec na pewno mnie zabije, gdy pojawię się na kacu gigancie rano w firmie.

- Jeśli mnie pamięć nie myli - zaczął odpowiadać mu drugi brunet, Min Woo - nasz drogi przyjaciel, obecny tu TuTu, obiecał litry alkoholu i ponętne dziewczyny. O tyle, o ile, z procentów się wywiązał, to ja się pytam gdzie te laski?

Skrzywił się, słysząc to potworne przezwisko z dzieciństwa, nadane mu przez matkę. Pech chciał, że jego przyjaciele kiedyś je usłyszeli i przez ostatnie lata nie dawali mu żyć, przywołując je od niechcenia. Jak to tłumaczyli? Ach tak, że to oznaka ich przywiązania do przyjaciela. Może i by w to uwierzył, gdyby znał ich od wczoraj.

- A mało masz ich na parkiecie? - zapytał i wskazał palcem na szczupłą blondynkę przy barze. - Choćby i ona, cały czas teraz się gapi w naszą stronę.

- Głupi jesteś, czy tylko udajesz, Kim Tuen? - prychnął Min Woo. - Nie w naszą, tylko w twoją. Pożera cię wzrokiem odkąd tylko przekroczyłeś próg tego klubu.

- Nie jestem zainteresowany - skwitował od razu krótko. - Więc nic nie stoi na przeszkodzie, byś ją należycie pocieszył.

Z boku doszło go parsknięcie śmiechu. Z pytaniem w oczach popatrzył na Joon Yoo.

- No, co? - przewrócił oczami brunet. - Czasami serio się zastanawiam, czy nie grasz do innej bramki Tuen. Kiedy ostatnio dotykałeś kobiety? Nas porywasz na całonocne klubowanie, a sam smęcisz na kanapie i wracasz potulnie sam na mieszkanie.

By dać sobie czas na odpowiedź Kim Tuen wziął ponownie szklankę do ust. Nie miał najmniejszego zamiaru odpowiadać szczerze na pytanie przyjaciela. Nie żeby mu się ufał, po prostu dobrze wiedział, jak żałośnie zabrzmi prawda.

Naszczęście nie musiał wymyślać jakiejś głupkowatej wymówki, bo właśnie w tamtej chwili jego telefon zaczął intensywnie wibrować. Zanim wyciągnął go z kieszeni, ktoś przestał dzwonić. Spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi widząc, że ma dziesięć nieodebranych połączeń od swojej matki.

Bez słowa wstał z kanapy i ignorując pytające spojrzenia przyjaciół, zaczął kierować się do wyjścia. Miał złe przeczucia. Telefon o tej godzinie już sam w sobie był podejrzany, a tyle połączeń? Zwiastowały katastrofę.
Wyszedł na zewnątrz i od razu musiał chować się pod dachem, gdy kurtyna deszczu nagle na niego spadła.

- Kurwa - przeklął, otrząsając swoje ciemne włosy z kropel. Nie czekając już więcej, wybrał numer swojej matki, która od razu odebrała. - Więc, co takiego się stało, że dzwonisz tak często? Telefon praktycznie mi spłonął.

- Nie czas na Twoje żarty, Kim Tuen - odpowiedziała, a jej zdenerwowany i zaniepokojony głos od razu postawił go do pionu. - Twój dziadek gdzieś zniknął!

Zaskoczenie prawie odebrało mu czucie w ręce tak, że w ostatniej chwili uratował telefon przed upadkiem. Spojrzał na wyświetlacz z niedowierzaniem, po czym ponownie przystawił go do ucha. Tam od razu usłyszał spanikowany głos matki.

- Dobrze wiesz, że nie sypiam dobrze, gdy twój ojciec jedzie w delegację i tym razem chodziłam po domu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nie wiem, co mi przyszło na myśl, po prostu chciałam sprawdzić, czy z ojcem jest w porządku, wymigał się nawet z kolacji, bo mówił, że strasznie boli go głowa. Tylko zerknęłam, czy śpi, ale gdzie tam! Nie było go w łóżku, przeszukałam cały dom i ogród, wraz z Ji Eun i twoim bratem. Rozpłynął się!

Kim Tuen zamknął oczy słysząc, jak jego mama zanosi się płaczem. Miał na końcu języka pytanie, jak siedemdziesięcioletni staruszek mógł ich tak wykiwać, ale wiedział, że mógłby doprowadzić matkę do histerii. Dlatego przełknął przekleństwa, które mu się cisnęły na usta i szybko zapewnił, że od razu do nich pojedzie.

Kiedy tylko się rozłączył, poczuł dziwne łaskoczące uczucie w klatce piersiowej. Wiedział, że zbiera się w nim atak potwornego śmiechu. Jego dziadek był jedyny w swoim rodzaju. Seo Gi szedł zawsze swoimi ścieżkami i od najmłodszych lat uczył tego także swojego wnuka. Chłopak wiedział, że i tak nic by nie powstrzymało staruszka od postawienia na swoim. Mimo wszystko zaniepokoiła go ta sytuacja. Jeszcze nigdy zachowanie dziadka nie było aż tak drastyczne.

Szybko napisał wiadomość przyjaciołom, że musiał wracać, po czym ruszył na poszukiwanie taksówki. Jego matka odziedziczyła coś z charakteru po swoim ojcu i Kim Tuen bał się, że jeśli się nie pospieszy, to gotowa by była postawić na nogi całe komisariaty policji, jak i nie wojsko. I na tą myśl w końcu uwolnił powstrzymywany śmiech.

•○●💮💮💮●○•

Seul zaczynał dopiero tętnić porannym życiem, gdy Hong Lin już od dobrej godziny błąkała się ulicami. Wyszła od Huyn Jae, gdy tylko słońce zaczynało wschodzić. Po cichu zabrała swoje rzeczy i po prostu opuściła mieszkanie nie czekając, aż chłopak się obudzi.
Nieprzespana noc pozwoliła jej podjąć parę decyzji. Pierwszą, którą postanowiła wprowadzić w życie, było odcięcie się od byłego ukochanego. Nie mogła wiecznie na nim polegać, już i tak przez ostatni rok za dużo go nękała, mimo że nie byli już razem. To, że był również jej przyjacielem od dzieciństwa nie było żadną wymówką.

Westchnęła ciężko, mijając kolejny zakręt, by w następnej chwili stanąć bez ruchu. Przed nią rozgrywała się scena rodem z filmu. Wszystko wydarzyło się na tyle szybko, że Hong Lin zdążyła tylko dwa razy zamrugać. Jeden pokaźny typ wyleciał spomiędzy budynków i nie zatrzymując się nawet na pół sekundy dopadł jakiegoś staruszka, wyrywając mu torbę. Ten zachwiał się zaskoczony i całym ciałem uderzył w mur. Na ten widok dziewczyna krzyknęła i jakby obudzona z letargu poderwała się ze swojego miejsca.

Gdy tylko znalazła się obok mężczyzny, uklęknęła na ziemi i od razu wyciągnęła ręce, by pomóc staruszkowi, który próbował wstać.

- Wszystko w porządku? Trzeba zadzwonić po pogotowie, a na pewno po policję. - stwierdziła.

Ku jej zaskoczeniu starszy pan machnął ręką i uśmiechnął się do niej lekko.

- Jestem na tyle stary, że wiem kiedy coś mi jest, nie przejmuj się, dziecko. A co do policji, w torbie miałem tylko niewielkie zakupy, w portfelu też nie było majątku. Nie warto się przejmować - mówiąc to, otrzepywał swoje lekko zakurzone ubranie.

Dopiero wtedy Hong Lin bardziej zwróciła na niego większą uwagę. Nie wyglądał, jak typowy staruszek. Jego ubranie było, jak wyjęte z katalogu dla gentelmanów, na sobie miał okulary w złotych oprawkach, a na ręku zauważyła zegarek, który nie wyglądał jej na podróbkę. Jego już posiwiałe włosy były schludnie zaczesane. Ona w wytartych jeansach, szerokim swetrze i znoszonych butach, oraz w niesfornym kucyku wyglądała tak, jakby to ją właśnie uratowano.

- Dziękuję Ci moja droga za pomoc - odezwał się mężczyzna i już chciał ruszyć przed siebie, gdy Hong Lin delikatnie złapała go za ramię.

- Rozumiem, że czuję się Pan świetnie, ale czy mogę choć pana odprowadzić do domu? Będę spokojniejsza. - powiedziała zaniepokojona.

Wiedziała, że nawet niewielki upadek może mieć skutki z opóźnieniem. Przykładem mogłaby być jej babcia, która spadła z niskich schodów i czuła się świetnie, by po kolejnych dwóch godzinach już nie żyć. Jak się okazało kobieta miała krwiaka, który pękł.
Najpierw zderzyła się z podejrzliwym spojrzeniem. I już myślała, że starszy pan zwyzywa ją od oszustek, gdy na jego ustach ponownie pojawił się uśmieszek. Poklepał ją lekko po dłoni, a następnie wskazał ręką drogę przed sobą.

- Mieszkam niedaleko, ale chętnie będę mieć towarzysza, a więc w drogę.

Następnie dziarsko ruszył uliczką, a Hong Lin podążyła za nim i jakoś jej dotychczasowe problemy wyleciały z głowy, bardziej skupiając się na rozmowie z nowo poznanym starszym panem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro