ROZDZIAŁ SIÓDMY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obładowana siatkami i zmęczona minęła kolejny zakręt. Dwie ulice wcześniej zaczęła przeklinać swoją głupotę, że postanowiła przebyć tę drogę na piechotę. Wszystko wskazywało na to, że przeceniła swoje siły i teraz miała tego efekty, gdy ledwo stawiała kolejne kroki. Postawiła ciążące jej zakupy na ziemi, a sama oparła się o murek. Powietrze było duszne, słońce natomiast niemiłosiernie grzało, a o choć lekkim wiaterku można było zapomnieć. Po raz setny Hong Lin mruknęła po cichu dość niemiłe słowa w kierunku swojego rozumu. Westchnęła ciężko i przetarła spocone czoło. Następnie już miała sięgnąć po reklamówki, by ponowić swoją morderczą wędrówkę, gdy nagle usłyszała pisk hamowania opon. Podskoczyła przestraszona w miejscu, a następnie uniosła wzrok. Niewiele widziała przez świecące, prosto w jej oczy, promienie. Uniosła rękę, by wyostrzyć pole widzenia i aż sapnęła widząc, co też za samochód zatrzymał się tuż koło niej. Bezmyślnie rozchyliła usta i szerzej otworzyła oczy. Przyciemniana szyba została opuszczona, a tuż zza kierownicy spoglądał na nią chmurnie, nie kto inny, jak Kim Tuen.

Pierwsze, co poczuła, to zaskoczenie. Jeszcze tego samego ranka, gdy wpadli na siebie w kuchni chłopak narzekał, że spędzi pewnie cały dzień w firmie. Po nim nadeszła ulga i radość na myśl, że może jej się poszczęści i nie będzie musiała targać siatek przez kolejne ulice, do domu.

- Co ty tutaj robisz, Hong Lin? - zapytał Kim Tuen tonem, który daleki był od zadowolonego.

Dziewczyna zignorowała ten fakt. Przez parę ostatnich dni poznała na tyle jego naturę, by stwierdzić, że pomimo częstego "gburowatego" podejścia, Kim Tuen był bardzo dobrą osobą. Najlepszym przykładem był chociażby fakt, że przez cztery dni razem z nią doglądał pana Gonga. Nie potrafiłaby zliczyć ile godzin spędził razem z nią i swoim dziadkiem na graniu w karty, planszowki i czytaniu znudzonemu staruszkowi kolejnych artykułów. Będąc przy tym niewyczerpanym źródłem pozytywnej energii.

Musiała przyznać, że zapomniała już kompletnie o niechęci, jaką do niego żywiła. Poza tym miała jeszcze w pamięci ten wieczór sprzed trzech dni, gdy kompletnie się przy nim rozkleiła. Następnego dnia pełna obaw opuściła aneks. Wielkie było jej zdziwienie, gdy Kim Tuen przywitał ją w kuchni, z uśmiechem i z talerzem naleśników. Nawet nie wspomniał o jej załamaniu, jakby poprzedniego wieczora wcale nie wylewała łez w jego ramię. Jej wstydliwy sekret najwyraźniej był bezpieczny, a tym samym Hong Lin zaczęła patrzeć na chłopaka w całkowicie inny sposób.

- Wiem, że milczenie jest złotem, ale teraz naprawdę byłoby lepiej, gdybyś mi odpowiedziała, albo choć wsiadła do samochodu.

Tym razem uniosła brwi słysząc jego słowa. Zawiało trochę chłodem, jednak Hong Lin posłusznie zabrała zakupy i czym prędzej uciekła z prażącego słońca. Z westchnieniem usiadła na miejscu pasażera i praktycznie jękła, czując jak jej rozpaloną skórę muska powiew klimatyzacji. Kim Tuen ruszył w milczeniu, a kątem oka dziewczyna widziała jego pochmurną twarz i zmarszczone brwi. Całą drogę przebyli w milczeniu, a gdy tylko zaparkowali, chłopak wyszedł z auta, mocno trzaskając drzwiami. To już była ewidentna demonstracja złego humoru, dlatego Hong Lin zostawiając reklamówki od razu poszła w ślady Kim Tuena. Musiała się nieźle wysilić, by go dogonić, ale kiedy w połowie drogi do budynku w końcu jej się to udało, złapała go za ramię.

- Co tym razem się stało? - Westchnęła. - Zły dzień, humor, czy po prostu muchy w nosie?

W sekundę pożałowała swoich słów, gdy Kim Tuen odwrócił się do niej, a w jego oczach dostrzegła szalejące emocje. Instynktownie zrobiła krok w tył.

- Nie przeciągaj struny, Hong Lin. Gdzie się dziś szwendałaś?!

Z szoku, aż otworzyła szeroko usta i oczy. Następnie zamrugała, a zaskoczenie zostało zastąpione irytacją. Założyła ręce na piersi i pomimo dyskomfortu, spowodowanego jego spojrzeniem, ponownie się do niego zbliżyła.

- Jak mogłeś się sam domyśleć, po tym, jak obładowana siatami byłam, na zakupach - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Nie wiedziałam, że muszę się, księciu, meldować- dopowiedziała, będąc już na granicy swojej cierpliwości.

Kim Tuen, jakby nie dostrzegając, co się z nią dzieje, wyrzucił ręce do góry.

- Oczywiście! Jesteś nieodpowiedzialna!

- Bo poszłam do ogrodniczego?! - spytała, a raczej krzyknęła, oburzona coraz bardziej zarzutami chłopaka.

- Bo gdzieś tam - wskazał palcem za bramę - czyhają na ciebie goście spod ciemnej gwiazdy, a ty jakby nigdy nic wystawiasz im siebie, jak na tacy!

Nagle kolejne słowa, które chciały wylecieć jej z ust, zatrzymały się gdzieś w gardle. Ta wykrzyczana wiadomość trochę ostudziła jej emocje. Ale tylko na tyle, że powstrzymała się od kopnięcia go w jakąś część ciała. Jej wściekłość nadal była na wierzchu.

- To nie upoważnia cię, by się na mnie wyżywać - odpowiedziała, próbując zachować spokój. - Krzyczysz na mnie, jakbym co najmniej popełniła jakąś zbrodnie. A ja tylko staram się w miarę normalnie żyć.

- No tak - prychnął Kim Tuen, przewracając oczami. - Masz rację, to twoje życie. Szkoda tylko, że masz głęboko w dupie ludzi, których martwisz takim zachowaniem.

Tego już było dla niej za wiele. Poczuła, jak cała jej twarz robi sie czerwona, a ręce zaczynają jej drżeć i już miała coś odpowiedzieć temu gburowi, gdy poczuła, jak ktoś łapie ją za rękę i ciągnie w bok. Uniosła wzrok i z zaskoczeniem ujrzała poważną twarz Hyun Jae.

- Wszystko w porządku?

W pierwszej chwili nie potrafiła w myślach sklecić sensownego zdania. Patrzyła na swojego byłego chłopaka, a zarazem przyjaciela, który wrogo spoglądał na Tuena, stojącego przed nimi. Ten zaś, jakby nic sobie nie robił, że jest obiektem biernej agresji, ponuro patrzył na ich złączone dłonie.

- Hong Lin?

Jej wypowiedziane głośno imię dopiero ją otrzeźwiło. Uwolniła rękę z uścisku Hyun Jae, i odsunęła się od niego na krok. Wydawało jej się, że dostrzegła w jego oczach zaskoczenie, zmieszane ze złością. Możliwe, że to było tylko złudzenie, bo zaraz potem widziała jedynie jego zatroskaną minę.

- Nic się nie dzieje - westchnęła i spod byka spojrzała na Kim Tuena. - To była tylko dość ciekawa wymiana zdań.

Ten jedynie prychnął pod nosem. Widać było, że już odzyskał swój normalny rezon. Hong Lin zgromiła go wzrokiem, na co dostała jedynie uniesienie brwi z jego strony. Siłą woli powstrzymała się od przewrócenia oczami.

- Mi to raczej wyglądało na kłótnie - wtrącił Hyun Jae, a ją nagle naszła ochota, by go udusić.

- A co ty tak w ogóle tutaj robisz? - zapytała szybko, Hong Lin, bojąc się, że przyjaciel palnie coś jeszcze. - Nic się nie odzywałeś.

Choć nie chciała by zabrzmiało to jak wyrzut, tak właśnie było. Od ich ostatniego spotkania Hyun Jae nie szukał z nią w ogóle kontaktu. Ona z wiadomych przyczyn też tego kontaktu nie zaczynała. Nadal bolały ją słowa, które usłyszała z jego ust. Jeśli miałaby być ze sobą szczera, przez ostatni czas w ogóle nie myślała o chłopaku.

- Chciałem porozmawiać - odpowiedział, po czym sugestywnie spojrzał na, nadal stojącego obok, Kim Tuena.

Hong Lin poczuła się dotknięta w imieniu Tuena, choć sam zainteresowany jakby nic sobie nie robił z tego ewidentnego przytyku. Dziewczyna zerknęła na niego i stwierdziła, że jego zachowanie jest dziwne. Co najważniejsze, przez cały czas milczał, a to w ogóle nie było do niego podobne. Znając już go jakiś czas mogła stwierdzić, że jego charakter nie pozwalał mu na zignorowanie jakiejkolwiek złośliwości. W tamtej chwili jednak zamiast odgryźć się, wzruszył jedynie ramionami i zwrócił się do niej.

- Nie będę więc piątym kołem u wozu i się ulotnie - powiedział, a następnie odwrócił się na pięcie i po prostu ruszył w kierunku domu.

Zaskoczona Hong Lin odprowadziła go wzrokiem, nie ogarniając za bardzo, co tak naprawde zaszło.

- Co za typ - zaśmiał się Hyun Jae, wyrywając tym samym ją z rozmyślań. - Mam nadzieję, że cię nie nęka.

- Nie oceniaj kogoś tak od razu - mruknęła obronnym tonem, marszcząc przy tym brwi. - Kim Tuen, to... - przerwała nie wiedząc za bardzo, jak ubrać w słowa opis chłopaka. - Nie ważne - powiedziała w końcu, ale nie umknął jej zaskoczony, a zarazem zaciekawiony wzrok przyjaciela. - Chciałeś rozmawiać, więc?

Przyjaciel skrzywił się.

- Nie musisz być aż tak niemiła, Lin. Wiem, że jesteś zła, ale przyjechałem przeprosić.

Dziewczyna od razu się zawstydziła i uciekła wzrokiem w bok.

- Przyznaję, zachowałem się źle. Nie powinienem wiele z tych rzeczy powiedzieć- zamilkł i spojrzał na nią wyczekująco.

Hong Lin od razu zauważyła, że i owszem Hynn Jae przyznał się do błędu, ale nie stwierdził, że się mylił. Nie zmienił zdania, cały czas myślał tak, jak wcześniej. Czy ją to zdziwiło? W żadnym razie. Miała dużo czasu, by przyzwyczaić się do takiej rzeczywistości. Ostatni czas pozwolił jej przyjrzeć się wszystkiemu z boku. I dojść do wniosków, że ich związek, był bez sensu. Mieli inne wartości, patrzyli inaczej na życie i świat. To, że tak długo żyła w bańce dawnej miłości, było głównie przywiązaniem. Dlatego teraz, kiedy słuchała tych słów z ust Hyun Jae nie czuła już żalu. Jedynie akceptację.

- Przeprosiny przyjęte. - Zmusiła się do uśmiechu. - Cieszę się, że przyjechałeś, ale...

- Poczekaj, jest coś jeszcze. Przemyślałem sprawę, naprawdę mi przykro, Lin. ‐ Złapał ją za rękę, a ona aż się zdziwiła nagłą chęcią jej wyrwania. - Zadzwoniłem tu i tam, i popytałem o twojego ojca.

Ta wypowiedź sprawiła, że zamarła.

- Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy, by pomóc ci go znaleźć. - Po tych słowach przyciągnął ją do siebie i lekko objął. - Nie będziesz już sama, Lin. Nie zostawię cię, więc proszę, nie odsuwaj się ode mnie.

Hong Lin cała odrętwiała. Nie oddała uścisku, nie ruszyła się nawet o milimetr. Jej myśli szalały, a serce zamiast wariować w piersi, zatrzymało się na chwilę. W tamtej chwili już wiedziała, że coś się zmieniło. Że ona jest już inna. I pomimo tego, nie czuła smutku, a jedynie żal, że czasami pewne słowa i gesty przychodzą zbyt późno.

- Hyun Jae...

Chłopak odsunął ją delikatnie, a następnie przerwał jej gestem.

- Zadzwonię do ciebie później - powiedział i zrobił krok, by odejść. - Mam spotkanie, ale obiecuję, że tym razem nie zawiodę.

I zanim dziewczyna zdążyła ponownie otworzyć usta, pogłaskał ją po policzku i szybkim krokiem się oddalił. A ona została na środku ścieżki z myślą, że prędzej, czy później czeka ją konfrontacja z własnymi uczuciami.

•○●💮💮💮●○•

Wszedł do swojej sypialni i trzasnął drzwiami. Usiadł na łóżku, by po sekundzie znów wstać i zacząć krążyć po pokoju. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Buzowały w nim najróżniejsze emocje, ktore aż go rozsadzały. Czuł złość, zaniepokojenie i coś jeszcze, czego nie potrafił ani uchwycić, ani nazwać. Jęknął sfrustrowany i ponownie opadł na łóżko. Był wściekły, że tak po prostu opuścił ogród. Pluł sobie w brodę, że jednak tam nie został, mógłby dzięki temu bardziej rozeznać się w sytuacji. Od razu można było stwierdzić, że Hong Lin była blisko z przybyłym chłopakiem. Był po prostu ciekawy, kim on też dla niej był. Ten buc zachowywał się tak, jakby dziewczyna była jego własnością, a on jej cholernym obrońcą. Jakby trzeba ją było bronić, przed nim, Kim Tuenem. Dobrze, musiał przyznać, że przesadził ze słowami, ale widząc ją, jak samotnie łaziła po ulicach, dostał białej gorączki. I chyba nie było to dziwne, że zmartwienie wzięło górę. Znał jej sytuację, co więcej, widział wtedy tych gości, którzy ją szukali. To nie byli chłopcy z sąsiedztwa, nie podeszli by do niej miło i nie pogłaskali jej po główce. Na samą myśl, co by się stało, gdyby ją dopadli, jego dłonie zaciskały się w pięści.

"Co nie zmienia faktu, że znów na nią naskoczyłeś" - podsunął mu taką myśl jego własny mózg, na co warknął pod nosem.

Nagle zdał sobie sprawę z daremności swojego zachowania. Pierwsze się pokłócił z Hong Lin, a później zostawił ją samą, z jakimś typem, przed domem. Jego reakcja bardzo go zaskoczyła. Miał ochotę w sekundzie skoczyć na nogi, wybiec z domu i...Tutaj jego wizualizacja się kończyła. Bo, co miałby zrobić? Przerzucić dziewczynę przez ramię i zabrać do środka?

- Zaczynam wariować - mruknął do siebie, po czym obrócił się na brzuch, ukrywając twarz w pościeli.

Aktualnie tylko jego upór i duma zatrzymywały go nadal w sypialni. Gdy jednak usłyszał pukanie do swoich drzwi, momentalnie podniósł się do pozycji siedzącej i z nadzieją spojrzał w ich stronę.

- Proszę.

Wstrzymał oddech i aż sapnął z rozczarowania, gdy zobaczył na progu swojego dziadka.

- Dobrze, że jesteś - zaczął od razu, wchodząc do środka. - Musisz jechać ze mną do firmy.

Głośne westchnienie, które wydobyło się z jego ust sprawiło, że staruszek się zaśmiał.

- Mamy podobne odczucia - przytaknął dziadek. - Niestety twój ojciec ma inne. Podobno to bardzo ważna sprawa. Słyszałem w tle również twoją matkę. - Kim Tuen cały się spiął. - Czyżbyś nie spełniał roli idealnego szpiega?

Chłopak się jedynie skrzywił na wspomnienie rodzicielki i tych niezliczonych telefonów, które do niego wykonywała. Powiedzieć, że była uparta, to jakby nie powiedzieć nic. A on jakoś nieszczególnie chciał opowiadać o życiu w tym domu. Jak choćby sprawa z chorobą dziadka, zataił to z premedytacją, gdyby się o tym dowiedziała rozegrałaby się tragedia z komedią.

- Wstawaj już z tego łóżka i miejmy to za sobą.

Z bólem serca musiał staruszkowi przyznać rację. Lepiej było dla nich, jak najszybciej przeżyć te istne katusze i mieć spokój. Z niechęcią podniósł się na nogi, oglądnął się i stwierdziwszy, że jego ubranie jest w porządku, wskazał dziadkowi ruchem dłoni żeby szedł przodem.

Przechodząc przez ogród rozglądał się dookoła, ale nie dostrzegł ani Hong Lin, ani nieznajomego typa. Przez głowę przeleciała mu myśl, czy to by było bardzo dziwne, gdyby zostawił nagle dziadka i poleciał do aneksu sprawdzić, czy dziewczyna nie siedzi tam ze znajomym. Pokręcił jednak głową i zbeształ się w myślach. Min Woo miał rację tamtego wieczora, naprawdę coś się z nim działo.

•○●💮💮💮●○•

Zaparkował przed firmą i wraz z dziadkiem wysiadł z samochodu. Z niechęcią spojrzał na budynek. Chciałby być gdziekolwiek indziej, to było ostatnie miejsce za którym by tęsknił. Złapał pomiędzy palcami nasadę nosa i westchnął. Zaczynała go boleć głowa i wiedział, że jeśli szybko nie załatwi spraw w firmie, to wybuchnie.

- Nie dajmy im dłużej czekać, wnuku.

Po tych słowach staruszek od razu ruszył ku drzwiom, a on nie mając wyboru, ruszył za nim. Nie wiedział, jaka to ważna sprawa sprawiła, że ściągnęli nawet Seo Gi do firmy. Zważywszy jednak na to, że jego ojciec unikał tego, jak ognia, musiało być to coś z górnej półki. Wszedł do holu i od razu ze zdziwieniem zobaczył swojego brata, który stał tam z dwójką innych osób. Zdusił w sobie chęć ucieczki i z irytacją która, był pewien, malowała się na jego twarzy, podszedł do Jung Lana. Kiedy jednak się zbliżył doznał, niemałego, szoku poznając jedną z twarzy. Zatrzymał się, a brat, gdy tylko go dostrzegł, przybrał od razu neutralną postawę.

- Kim Tuen, dziadku - dodał, gdy Seo Gi również do nich dołączył. - Cieszę się, że już jesteście. Pozwólcie, że wam przedstawię - wskazał stojącą przed nimi parę. - To Park Hyun Jae i Kim Ha Na, przyjechali porozmawiać o kontrakcie.

Chłopak podniósł wzrok na osobę, która jeszcze niecałą godzinę temu, stała w ogrodzie wraz z nim i Hong Lin. Na faceta, który całym sobą obwieszczał, że coś łączy go z Lin. A teraz stał tutaj, w holu firmy jego rodziny, z uwieszoną na jego ramieniu obcą babą, która ewidentnie nie była ani jego siostrą, ani kuzynką. Od razu dostrzegł moment, gdy i on go rozpoznał. Z satysfakcją zobaczył zmieszanie na jego twarzy i jakiś cień, który pojawił się w jego oczach. Jednak to wszystko szybko zniknęło, gdy jego brat zaczął ponownie gadać o umowie, punktach i innych pierdołach, które w tamtym momencie go gówno obchodziły.

- Tuen?

Zerknął na dziadka, który patrzył na niego zmartwiony. On jednak tylko potrząsnął głową i ponownie skupił wzrok na niejakim Hyun Jae. Obserwował, jak kobieca ręka delikatnie głaskała jego ramię, a ten brał to, jak coś oczywistego i posyłał w kierunku towarzyszki urocze uśmiechy. Czuł, jak emocje biorą nad nim górę. Miał ochotę wziąć zamach i spotkać swoją pięść z tą fałszywą twarzą.

Powstrzymał się jednak. Postanowił poczekać i najpierw rozeznać się w sytuacji. Na zadanie ciosu zawsze znalazłby czas, a teraz musiał się dowiedzieć, co się dzieje. I co też planuje ten wymuskany goguś. Bo jednego był pewien, nie miał zamiaru pozwolić komukolwiek skrzywdzić Hong Lin. Nie chciał już nigdy więcej widzieć jej łez.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro