Księga I rozdział II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nieee!!!...- Krzyknęła Y/n budząc się ze snu. Pływała już od kilku dni i nocy, budziła się ciągle przez jeden koszmar, który nawiedzał ją codziennie. Wreszcie dopłynęłam do bezpiecznego brzegu a przynajmniej wyglądał na bezpieczny. Zeszła z łodzi i poszła w stronę lasu bo zrobiła się głodna. Znalazła kilka owoców które zjadła, tych co nie zjadła włożyła do torby. Y/n wracała właśnie do swojej łodzi ale spostrzegła że nigdzie jej nie ma.

- Pewnie odpłynęła razem z nurtem rzeki. Przynajmniej mi się tak wydaje.

Za krzakami spostrzegła ruch, bez zastanowienia poszła w tym kierunku. Usłyszała wycie i ciche rżenie.

-Nie mógłby to być odgłos dorosłego konia jest za cichy... Lepiej to sprawdzić.

Poszła jeszcze kilka kroków i wyjrzała zza krzaków. Zobaczyła że do bezbronnego źrebaka zbliża się warg. Nie miał szansy na ucieczkę kamienie odgradzały całkiem drogę ucieczki. Y/n przyglądała się temu i zobaczyła że za kamieniami jest krew.

- Ten źrebak chyba stracił matkę. Nie mogę go zostawić na pożarcie przez warga.

Y/n wyjęła swój miecz i bezszelestnie podeszła do warga od tyłu i zadała mu śmiertelny cios. Źrebie patrzyło się na nią swoimi wielkimi brązowymi oczami.

- Jaki jesteś śliczny.

Powiedziała Y/n cicho by nie wystraszyć źrebaka. Źrebie było maści karej. Cały był kary od kopyt aż po mały pyszczek. Y/n podała źrebaków jabłko który z chęcią zaczął je jeść. Gdy jadł Y/n odsunęła się tak by mogło spokojnie przejść obok niej. Źrebak wstał i powoli ruszył za skały. Zatrzymał się przy pięknej klaczy która była cała we krwi a na ciele miała liczne zadrapania i ugryzienia. Już nie żyła.

- Skoro matka tej klaczki nie żyje to ona sama nie przeżyje. Niebezpiecznie jest tu dla młodego źrebaka w dodatku bez matki.

Po chwili wpadł jej do głowy wspaniały pomysł.

-Zaopiekuję się nim ja zyskam przyjaciela a ona przyszywaną matkę.

- Najpierw jednak trzeba dać ci imię... Y/n pomyślał chwilę... Midnight idealnie będzie do ciebie pasować.

Klaczka gdy usłyszała swoje nowe imię podskoczyła i zaczęła iść powoli w stronę lasu oglądając się co jakiś czas czy Y/n za nią idzie. Dotarły po chwili do małej jaskini była ona dość duża wpadało do niej światło więc nie było tam tak ciemno, jaskinię porastały piękne rośliny. Y/n usłyszała szum strumyka w pobliżu.

- Wspaniałe miejsce sobie znaleźliście.- Powiedziała Y/n do Midnight. Ona tylko parsknęła i ruszyła pyszczkiem tak jakby potwierdzała słowa Y/n.

Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata Midnight rosła i robiła się coraz piękniejsza. Y/n też się zmieniła jej kręcone włosy dosięgały jej do pasa na twarzy pojawiły się lekkie piegi a skóra opaliła się od ciągłego przebywania na dworze i słońcu. Midnight była już na tyle duża że Y/n zaczęła na niej jeździć. Nie posiadała siodła ani innego sprzętu. Jeździła na niej na oklep. Y/n to nie przeszkadzało przyzwyczaiła się już do tego. Całymi dniami przebywały razem powstała pomiędzy nimi więź której nikt nie mógłby rozerwać. Y/n większość swojego czasu poświęcała na trening, a w tym czasie Midnight biegała sobie w pobliżu albo skubała trawę.

Pewnego dnia Y/n usłyszała wycie wargów nie brzmiało to tak jakby był tam tylko jeden bardziej brzmiało jakby było ich tam przynajmniej dziesięć.

- Pewnie nas wyczuły. Midnight musimy stąd uciekać nie dam rady tylu wargom.

Klacz podbiegła do elfki i galopem ruszyła z nią z dala od wycia. Były już kilka dni w drodze powoli zbliżały się do jakiegoś miasteczka. Było śliczne z dala widać było wypielęgnowane kwiaty i ogródki, mieszkańcy uśmiechnięci chodzili po ulicach. Y/n razem z Midnight ruszyły do tego przyjaznego miasteczka zwanego Shire.

Mam nadzieje że nie zanudziłam i nie zasnęliście. 🤣 Rozdziały postaram wstawiać co tydzień. Piszcie komentarze i dawajcie gwiazdki (nie zmuszam)🥺. Cieszę się z każdego wyświetlenia, to mnie motywuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro