Księga I rozdział IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Y/n nigdy nie myślała o tym czemu zwierzęta ją rozumieją i się jej słuchają. Były już przy domu hobbita. Y/n poszła odprowadzić Midnight i dać jej jedzenie. Po skończeniu tych czynności poszła do domu. Weszła cicho i nie mogła uwierzyć własnym oczom zobaczyła że w kuchni siedzi krasnolud. Wiedział że krasnoludy nie lubią elfów więc cichaczem przemknęła do swojego pokoju, zostawiła tylko lekko uchylone drzwi by mogła wszystko dobrze słyszeć i widzieć. Do drzwi właśnie ktoś zadzwonił.

-Balin do usług.- Powiedział krasnolud i wszedł do domu i od razu skierował się do kuchni a tam spotkał drugiego krasnoluda.

-Witaj bracie!- Powiedział Balin.

-Na mą brodę. Jesteś krótszy i szerszy niż ostatnio.

-Szerszy nie krótszy. Za to bystry za nas obu.

Obserwowałam to wszystko z pokoju nie wiedziałam że Bilbo zaprosił gości.

-Nie wiem czy dobrze trafiliście. Nie mam nic przeciwko gościom. Lubię gości jak każdy hobbit. Ale wolę ich poznać zanim przyjdą.

Po tych słowach zrozumiałam że Bilbo nikogo nie zapraszał. Krasnoludy same się wprosił, a do tego brali jedzenie Bilba ze spiżarni. Zaraz dało się usłyszeć dzwonienie do drzwi. Bilbo poszedł w tamtym kierunku i otworzył drzwi. W drzwiach stało dwóch krasnoludów jeden był blondynem i chyba trochę starszy od bruneta.

-Fili.- Przedstawił się blondyn.

-I Kili.- Powiedział brunet.

-Do usług.- Powiedzieli obydwaj.

Mój wzrok spoczywał na brunecie. Bracia poszli do kuchni i zaczęli pomagać reszcie robić miejsce bo reszta się nie zmieści.

-Ilu was będzie?- Zapytał się Bilbo. Nikt mu jednak nie odpowiedział bo do drzwi znów ktoś dzwonił. Bilbo poszedł otworzyć. Gdy otworzył drzwi do domu wpadło siedem krasnoludów za nimi stał wysoki starzec podpierający się laską. Bilbo popatrzył się na starca i powiedział.
-Gandalf.

Wszyscy usiedli do stołu i zaczęli jeść. Zabierali wszystko z spiżarni hobbita. Obserwowałam wszystko z ukrycia nikt na szczęście mnie jeszcze nie usłyszał ani nie zauważył. Rozmawiali o czymś przy stole. Do drzwi znów ktoś zadzwonił. Gandalf powiedział że już przybył i poszedł kogoś wpuścić. Nowo przybyły zasiadł do stołu. Wszyscy już siedzieli przy stole i o czymś rozmawiali. Podali jakiś papier hobbitowi a on zaczął go czytać. Czytał coś o zwęgleniu. Jeden z krasnoludów zaczął mu tłumaczyć że może to się stać przez smoka. Bilbo właśnie wtedy zemdlał wybiegłam wtedy z mojego ukrycia by pomóc hobbitowi. Wszystkie oczy były skierowane na mnie. Czułam się dziwnie, nie lubiłam kiedy cała uwaga skupiała się na mnie. Ktoś jednak zabrał głos.

-Nie dość, że w kompanii ma być włamywacz, nie umiejący dobrze walczyć, to może mi jeszcze Gandalfie powiesz, że w wyprawie będzie brała udział kobieta.

-Nic takiego nie powiedziałem.- Powiedział Gandalf.

-A co to za wyprawa? Jeśli można spytać?- Zapytałam się.

-Nie można spytać.- Odpowiedział mi jak można się domyśleć przywódca.

-Nie wolno tak się zwracać do damy. Idziemy odzyskać dom... Erebor.- Powiedział ktoś ale nie miałam odwagi podnieść wzrok i spojrzeć kto staną w mojej obronie. Włosy opadły mi na twarz, odruchowo założyłam je za uszy.

-W dodatku elfka!- Krzyknął Thorin.

Podniosłam wzrok na zgromadzonych.

-Wiem że nie lubicie elfów. Ale chcę wam pomóc odzyskać dom!

-W niczym nam nie pomożesz. Nie wiesz jak to jest stracić dom.- Powiedział Thorin.

-Sama też straciłam dom. Znam ból straty domu. Pozbawił mnie go smok, a przy okazji pozbawił mnie rodziny! Wy macie się nawzajem! Ja nie mam nikogo!- Z płaczem wybiegłam na dwór i skierowałam się do mojej klaczy.

-Tylko ty mnie rozumiesz, tylko ty wiesz co czuję na ciebie mogę liczyć. Ty zawsze wspierasz mnie, gdy w trudnych chwilach potrzebuję cię. Mam tylko ciebie Midnight. Tylko ty mi zostałaś na tym wielkim świecie.- Poczułam na ramieniu czyjąś rękę odruchowo chwyciłam za sztylety i się odwróciłam. Przede mną stał Gandalf z Thorinem. Gandalf popchną w moją stronę Thorina by ten mnie przeprosił. Opornie mu to szło ale wreszcie mnie przeprosił i dodatkowo powiedział.

-Jeśli chcesz z nami iść musisz najpierw pokonać mnie. Broń dowolna taktyka także.

-No dobrze. Pójdę tylko po moją broń.- Wbiegłam do domu i zabrałam swoją broń. Wzięłam dodatkowo dwa sztylet które włożyłam w buty. Byłam gotowa, wszyscy już czekali. Ustawiłam się na swojej pozycji i przyszykowałam się do walki. Thorin ruszył na mnie błyskawicznie, zadawał ciosy ale każde odpierałam. Teraz ja atakowałam, a on odpierał ataki. Znów on zaczął atakować i wytrącił mi miecz z ręki a ja upadłam na plecy. Kiedy się zbliżał wyciągnęłam sztylety i wytrąciłam nimi jego broń. Błyskawicznie wstałam zrobiłam salto w tył i chwyciłam swój łuk. Napięłam cięciwę z strzałą w stronę głowy Thorina.
-Wygrałam teraz mogę dołączyć do kampanii.- Pomyślałam.

-Dobrze walczyłaś.- Powiedział Thorin.
-Od teraz należysz do kompanii.

Nie miałam pomysłu na napisanie ale coś wykombinowałam. Mam nadzieję że się spodobał rozdział i nie był nudny. Wiem że są powtórzenia i błędy. Przepraszam za to. Dziękuję bardzo osobom które to czytają. Buziaczki. 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro