Księga I rozdział IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byliśmy już gotowi do drogi, pożegnałam się z Elrondem i moją przyjaciółką. Było mi smutno że opuszczamy już to wspaniałe miejsce. Teraz czekały nas tylko dzikie kraje.

Poszliśmy w stronę Gór Mglistych. Musiałam zostawić Midnight ponieważ nie udało by jej się przedostać przez góry. Midnight miała do nas dołączyć po drugiej stronie gór. Snułam głębokie nadzieję, że nic jej się nie stanie. Wiele ścieżek prowadziły w góry i wiele przełęczy otwierało się przez nie przejście. Spojrzałam ostatni raz na dolinę Imladris, po czym poszłam dalej.

-Bądźcie czujni. Wkraczamy do dzikiego kraju. Balin znasz te ścieżki więc prowadź.- Powiedział Thorin. Zauważyłam że Bilbo też się zatrzymał i ostatni raz przyglądał się malowniczemu widokowi doliny Imladris.

-Panie Bagins. Radzę się nie ociągać.- Powiedział Thorin do Bilba.

Kierowaliśmy się do gór Mglistych, pozostawiliśmy już wiele mil za sobą od Ostatniego Przyjaznego Domu. Szliśmy coraz wyżej i wyżej pomiędzy malowniczymi szlakami górskimi i zielonymi dolinami. Od czasu do czasu odłamki skalne toczyły się po zboczach gór, niektóre nawet bardzo blisko nas ale na szczęście nic nikomu się nie stało. Szliśmy już kilka dni. Każdy dzień i wędrówka przez góry była długa jakby nie chciała się nigdy skończyć. Wszystko by było dobrze gdyby nie zaskoczyła nas jednego dnia burza a raczej coś jeszcze gorszego wojna dwóch burz. Pomiędzy szczytami górskimi migały nam błyskawice które uderzały w nie i odłamywały skały które jakby na przekór zmierzały zawsze w naszą stronę. Skały drżały, okropne grzmoty rozdzierały powietrze i swym dźwiękiem dudniły w uszach, wszędzie były oślepiające błyski spowodowane przez pioruny. Znaleźliśmy się na ciasnej półce skalnej, z której po jednej stronie ściana opadała przeraźliwie stromo w czarną nie mającą dna przepaść.

-Stać! Czekajcie!- Krzyczał Thorin próbując przekrzyczeć burzę. Stanęliśmy i jak na przekór losowi skała na której stałam odłamała się. Na szczęście nie spadłam w tą bezdenną przepaść ponieważ w ostatniej chwili złapali mnie Kili i Fili.

-Dziękuję.- Powiedziałam do braci. Zauważyłam że nie tylko mnie spotkała taka niespodzianka. Bilbo też by spadł gdyby nie Dwalin i Bofur.

-Szukajcie schronienia!- Krzyczał Thorin.

-Uwaga!- Krzykną Dwalin. Wtedy zauważyłam wielki odłamek skalny lecący w naszą stronę. Roztrzaskał się on tuż nad naszymi głowami musieliśmy się złapać góry by przypadkiem odłamki nie pociągnęły nas za sobą.

-To nie jest zwykła burza. To walka olbrzymów!- Krzykną Balin.

-Patrzcie!- Krzyknęłam. Wtedy zauważyłam skalnego kolosa który szykował się by rzucić wielkim kamieniem w naszą stronę. Rzucił w naszą stronę kamień lecz nie był to pocisk rzucany w nas tylko w drugiego olbrzyma który stał zaraz za nami. Wtedy stało się coś czego się nie spodziewałam. Pułka skalna na której stałam poruszyła się. Zauważyłam i usłyszałam następnego skalnego kolosa okazało się że stałam na jego nodze razem z kilkoma krasnoludami. Olbrzym na którym staliśmy został nagle zaatakowany przez drugiego olbrzyma przez co upadł na górę. Wszyscy zdołali zeskoczyć z nogi olbrzyma na półkę skalną, jednak ja nie znajdowałam się wśród szczęściarzy. Jako jedyna zostałam na nodze olbrzyma, który szedł w stronę innych olbrzymów z furią wypisaną na twarzy. Nic ta furia jednak mu nie dała bo zaraz został uderzony a jego części ciała zaczęły latać w różne strony. Nie miałam wyjścia musiałam skakać po jego resztkach by doskoczyć na półkę skalną i nie spaść w przepaść która nakryłaby mnie kamieniami i wtedy bym tego na pewno nie przeżyła. Musiałam zaryzykować, ryzyko się opłaciło po kilku skokach wylądowałam na półce skalnej. Serce mi biło jak szalone jeden nierozważny ruch a byłoby po mnie. Po kilku głębokich wdechach uspokoiłam kołatanie mojego serca. Uciekaliśmy dalej nie szło nam to jednak zbyt szybko. Przez to, że było mało miejsca na pułkach skalnych a zaraz pod nami znajdowała się przepaść. Co nie podnosiło na duchu. Przewróciłam się i przez to wisiałam nad przepaścią kurczowo trzymając się rękami pułki skalnej. Nie spadłam jednak, znów uratowali mnie bracia.

-Dziękuję. Już drugi raz mnie ratujecie.- Powiedziałam.

-Myślałem że już po elfce.- Powiedział jeden z krasnoludów.

-I tak przepadnie. Prędzej czy później. Nie powinna była z nami iść. Nie pasuje tutaj. Nie jest jedną z nas. Już hobbit bardziej nam się przyda niż ta elfka.- Powiedział Thorin. Mocno odczułam jego słowa i postanowiłam że udowodnię w najbliższym czasie że coś znaczę, że się przydam. Sama przecież radziłam sobie tyle lat sama.

-Dwalin.- Powiedział Thorin kiedy wchodził do najbliższej jaskini.

-Tu będzie bezpiecznie.- Powiedział Dwalin

-Rozejrzyj się tu. Górskie jaskinie rzadko są niezamieszkane.

-Pusto.- Powiedział Dwalin kiedy obejrzał jaskinię. Weszliśmy do jaskini była obszerna i ciemna. Gloin położył drzewo na podłogę i powiedział.

-Trzeba rozpalić ognisko.

-Nie. Nie tutaj. Prześpijcie się, ruszamy z samego rana.- Powiedział Thorin.

-Przecież mieliśmy czekać na Gandalfa.- Powiedziałam.

-Ty nie masz nic do powiedzenia.- Odpowiedział mi ostro Thorin.

-Ona ma rację. Mieliśmy czekać na Gandalfa. Taki był plan.- Powiedział Balin.

-Plan się zmienił.- Powiedział Thorin po czym zwrócił się do Bofura.

-Bofur. Pierwszy trzymasz straż.

Zasnęłam nie trwało to jednak długo. Mój sen został przerwany tak jak zawsze, przez mój koszmar. Wszyscy spali a przynajmniej tak to wyglądało. Może Thorin ma jednak rację? Może nie nadaję się do tej wyprawy? Może moje złudne nadzieję, że mnie zaakceptują już nigdy nie powrócą. Może po prostu tu nie pasuję? Coraz więcej takich myśli przedzierało się przez moją głowę. Z każdą myślą dochodziły następne. Czemu Gandalfa nie ma teraz z nami? Może coś mu się stało? Co dzieje się z Midnight? Czy wszystko u niej dobrze? Czy nie zaatakowali jej? Myśli zaczynały mnie coraz bardziej bombardować. Może lepiej będzie jak wrócę do Rivendell? Nie będę się przynajmniej zamartwiać tym że krasnoludy mnie nie akceptują. Przynajmniej byłoby jedno zmartwienie mniej. Wstałam z miejsca w którym leżałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

-Czemu to robisz?

-Widzisz przecież Bilbo że nie pasuje tutaj.

-Tak samo ja. Wiesz, sam myślałem czy by nie zrezygnować. Mogłabyś na mnie poczekać Y/n?

-Dobrze, poczekam.- Bilbo zabrał swoje rzeczy i poszliśmy w stronę wyjścia z jaskini.

-Co wy robicie?- Zapytał się nas Bofur siedzący w wnęce skalnej tak że na pierwszy rzut oka nie było go widać.

-Wracamy do Rivendell.- Powiedziałam. Wtedy Bofur poderwał się z swojego miejsca i podszedł do nas.

-Chcecie teraz zrezygnować?

-Tak. Nic mnie tu nie trzyma. Nie akceptujecie mnie więc czemu miałabym zostać, skoro jestem dla was tylko ciężarem.

-Należycie do kompanii, jesteście jednymi z nas.

-Thorin tak nie uważa jeśli chodzi o mnie sam przecież słyszałeś, co powiedział przed jaskinią.

-Słyszałem.- Odpowiedział Bofur.

-No właśnie.

-Chyba masz rację.

-Wiem że mam, ale według mnie Bilbo powinien zostać.

-Dlaczego?- Zapytał się mnie hobbit.

-Nie wiem mam takie przeczucie.- Mieliśmy iść już w stronę wyjścia z jaskini.

-Co to?- Zapytał się Bofur. Wtedy wzrok naszej trójki powędrował na sztylet Bilba który zaczął świecić niebieskim światłem. Bilbo wyją sztylet a ten jeszcze mocniej zaczął świecić. Zaraz dało się słyszeć dziwne szmery i uderzania ostrzy.

-Wstawać! Wstawać!- Krzykną Thorin który nagle się obudził. Wszyscy się obudzili lecz nic nie zdążyliśmy zrobić podłoga pod nami się otworzyła i wszyscy wpadliśmy do środka. Gdy skończyliśmy spadać z wielu stron zaczęły przybywać gobliny. Szpetne kreatury. Musieliśmy z nimi walczyć walka nie była jednak równa goblinów było coraz więcej. Kiedy zabijaliśmy jednego goblina na jego miejsce pojawiało się dziesięć następnych. Nie mieliśmy szans. Gobliny nas jednak nie zabiły tylko zaczęły ciągnąć nas przez ciemne korytarze. Co jakiś czas gobliny nas popychały nie robili tego delikatnie wręcz przeciwnie. Zauważyłam że nigdzie nie ma Bilba. Nie to jednak było najgorsze coraz więcej goblinów nas otaczało. Zaprowadzili nas w dziwne miejsce jakby do miasto goblinów. Wszędzie było słychać dziwną muzykę a jeszcze gorszy był śpiew króla goblinów.

-Wpada w ucho to moja własna kompozycja.- Mówił król goblinów.

-To nie piosenka to jakaś abominacja!- Krzykną Balin.

-Abominacja, mutacja, dewiacja. Wszystko tutaj znajdziecie.- Powiedział król goblinów. Gobliny zaczęły nam zabierać broń i położyli ją w jedno miejsce. Zapamiętać na inny raz, oczywiście jeśli przeżyjemy. Żeby zawsze zostawiać broń w bezpiecznych miejscach, tak by nikt jej nie zabrał.

-Kto śmiał wkroczyć uzbrojony po zęby do mojego królestwa?... Szpiedzy?! Złodzieje?! Mordercy?!- Krzyczał król goblinów.

-Krasnoludy wasza występność i jakąś elfka.

-Krasnoludy i elfka?

-Byli w frontowym przedsionku

-Co tu robicie?

-Spokojnie ja to załatwię.- Powiedział Oin

-Żadnych oszustw. Mówcie cała prawdę.- Tak bo przeciąż powiemy prawdę zamiast kłamać. Uważaj bo jeszcze się zdziwisz. Myślałam.

-Głośniej. Twoi chłopcy zdeptali mi trąbkę.- Powiedział Oin.

-Zaraz zdepczę coś więcej.- Powiedział zdenerwowany król goblinów który zbliżał się do nas.

-To ze mną powinieneś rozmawiać... Szliśmy sobie drogą, a właściwie ścieżką a może to nawet nie ścieżką tylko szlakiem. W każdym razie szliśmy ni to drogą, ni ścieżką, ni szlakiem, a potem przestaliśmy... Zrobił się problem bo mieliśmy być w Dunlandzie...

-U dalekich krewnych...- Dopowiedział jeden z krasnoludów.

-Ze strony mojej matki...- Kontynuował Bofur.

-Cisza!- Krzyknął zezłoszczony król goblinów który najwidoczniej nie połapał się w tym co mówiliśmy.

-Skoro nie chcą mówić będą cienko śpiewać. Dajcie miażdżarkę i łamacz kości. Najpierw ona. Powiedział wielki goblin wskazując na mnie.

-Zaczekaj!- Krzykną Thorin.

-Coś takiego. Któż to. Thorin syn Thraina syna Throra król pod górą. Byłbym zapomniał góry już nie masz i nie jesteś królem, czyli jesteś nikim.- Mówił wielki goblin kpiąco po to tylko by sprowokować Thorina.

-Znam kogoś kto dobrze zapłaci za twoją głowę... Tylko za głowę, bez całej reszty. Może wiesz o kim mówię?... O twoim dawnym wrogu... O bladym orku na grzbiecie białego warga.

-Azog Plugawy został pokonany. Zginą na polu bitwy dawno temu.- Powiedział Thorin.

-Sądzisz że jego plugawe dni przeminęły.- Kiedy to powiedział zacząć się śmiać i powiedział coś goblinowi. Byliśmy wciąż okrążeni przez gobliny. Nic nie wskazywało na to byśmy uszli cało, w dodatku prowadzili jakieś bronie którymi mieli nas torturować. Jeden z goblinów wziął miecz Thorin i wyciągną go z pochwy. Kiedy tylko ujrzał miecz z przerażeniem rzucił go na ziemię.

-Znam ten miecz, to pogromca goblinów! Siekacz! Ostrze które ścięło tysiące głów. Na plasterki! Bić! Zabić wszystkich! Obciąć mu głowę!- Krzyczał przerażony król goblinów. Jeden z goblinów już przykładał swoją broń do głowy Thorina jednak stało się coś, czego nikt z nas się nie spodziewał. Nagle coś błysnęło jasnym światłem którym zmiotło większość goblinów. Światła zgasły nastała ciemność, jednak za chwilę światła znów się zapaliły i ujrzałam Gandalfa.

-Podnieście broń. Walczcie! Walczcie!- Krzykną Gandalf czym zmotywował nas do walki. Pobiegłam po swoją broń tak jak reszta krasnoludów po czym zaczęła się walka. Raz za razem jakiś goblin padał zabity.

-Za mną. Szybko.- Powiedział Gandalf. Po jego słowach pobiegliśmy za nim zabijając wszystkie gobliny które pojawiały się na naszej drodze.

-Szybciej!- Krzyczał co jakiś czas Gandalf. Coraz więcej goblinów pojawiało się na drodze którą biegliśmy trzeba ich było zabijać, wszystko szło nam sprawnie ale nie znaliśmy tak dobrze tych korytarzy którymi gobliny chodziły codziennie.

-Przeciąć liny!- Krzykną Thorin. Krasnoludy od razu spełnił rozkaz Thorina. W miejscu w którym przed chwilą były gobliny nie pozostał po nich ślad bo wszystkie zleciały na dno tuneli. Biegliśmy dalej stanęliśmy na dziwnej kładce która była zawieszona nad przepaścią. Kładka się poruszyła i przeniosła nas na drugą stronę. Musieliśmy skoczyć niektórym się udało ale ja zawsze znajdowałam się w najgorszych miejscach. Kładka cofnęła się na wcześniejsze miejsce wraz ze mną Gandalfem i kilkoma krasnoludami. Gobliny które zdążyły wskoczyły na kładkę zanim ta znów wróciła się na drugą stronę. Musieliśmy walczyć z tymi goblinami które zdążyły wskoczyć na kładkę. Uporaliśmy się z tym bardzo szybko nawet zanim kładka przeniosła nas na drugą stronę. Goblinów było coraz więcej uciekaliśmy jednak dalej zabijając przy tym napotkane gobliny. Widziałam już światło dzienne przedostające się przez kamienie tam też zmierzaliśmy. Nagle spod mostu na którym staliśmy wyskoczył król goblinów uniemożliwiający nam wyjście z tunelów.

-Myślałeś że mi uciekniecie!- Krzykną król goblinów który zacząć wymachiwać w stronę Gandalfa swoją bronią.

-I co teraz magiku?- Powiedział król goblinów a Mithrandir w tym czasie uderzył swoją laską w oko goblina. Zaraz potem Mithrandir rozciął brzuch okropnej kreatury.

-To koniec.- Wtedy Gandalf zadał królowi goblinów ostateczny cios a ten upadł nieżywy. Most na którym staliśmy zacząć się walić. Spadaliśmy w dół. Gdy już znaleźliśmy się na dnie musieliśmy zacząć szybko wychodzić z pod gruzów drewnianego mostu. Szybko mi to poszło wyszłam z pod gruzów zaraz po Mithrandirze.

-Mogło być gorzej.- Powiedział jeden z krasnoludów. Zaraz po wypowiedzeniu tych słów na krasnoludy spadł król goblinów.

-Teraz już chyba nie może być gorzej.- Powiedziałam śmiejąc się.

-Nie śmiej się tylko nam pomóż.- Powiedziały krasnoludy.

-Dobra. Dobra. Już pomagam.- Powiedziałam. Razem z Gandalfem pomogliśmy wydostać się krasnoludom.

-Gandalfie! Zobacz!- Krzyknęłam ponieważ zobaczyłam gobliny które zbliżały się do nas. Byli na szczęście jeszcze daleko ale to tylko kwestia czasu zanim do nas dojdą.

-Uratuje nas tylko jedno, światło dnia. Szybciej!- Biegliśmy za Mithrandirem doprowadził nas wreszcie do wyjścia z tych dusznych korytarzy. Gdy tylko wyszłam zaczerpnęłam świeżego powietrza dalej jednak musieliśmy uciekać bo dalej byliśmy za blisko jaskiń goblinów. Gdy byliśmy już na tyle daleko, zwolniliśmy a Gandalf zacząć nas liczyć.

- A gdzie Bilbo? Gdzie nasz hobbit? Gdzie jest hobbit!?- Pytał się zdenerwowany Gandalf.

-Myślałem, że jest z Dorim.- Powiedział jeden z krasnoludów.

-Nie zwalaj na mnie.- Powiedział Dori.

-Kiedy go widzieliście?- Zapytał się Gandalf.

-Wyślizgną mi się jak nas dopadli.- Powiedział Nori.

-Jak to się stało!?

-Powiem ci. Pan Bagins wykorzystał pierwszą okazję i uciekł! Od początku chciał wrzucić do miękkiego łóżka i ciepłej chatki. Więcej go nie zobaczymy już jest daleko.- Powiedział Thorin.

-Nie wierzę ci Thorinie! A co jeśli on dalej jest w tunelach goblinów?!- Krzyczałam. Nie wierzyłam w słowa Thorina.

-Nie Thorinie.- Odwróciłam się i moim oczom ukazał się hobbit.

-Bilbo Bagins jeszcze nigdy czyjś widok mnie tak nie ucieszył.- Powiedział Gandalf.

-Myśleliśmy, że nie wrócisz.- Powiedział Kili.

-Jak wymknąłeś się goblinom?- Zapytał się Fili.

-Właśnie.- Powiedział Thorin.

-Czy to teraz ważne. Wrócił.- Powiedział Gandalf.

-Ważne. Chcę wiedzieć. Dlaczego wróciłeś?- Powiedział Thorin.

-Wiem że od początku we mnie wątpiłeś, z resztą nie tylko we mnie. Masz rację często myślę o Bag End brak mi moich książek, fotela, ogrodu. Tam jest moje miejsce, dom... Dlatego wróciłem... Bo wy nie macie domu. Ktoś wam go zabrał. Pomogę wam go odzyskać.- Powiedział Bilbo. Wtedy nastała grobowa cisza którą przerwało wycie wargów.

2317 słów! Jest to chwilowo najdłuższy rozdział. Dziękuję za przeczytanie. Mam nadzieję że rozdział się podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro