Księga I rozdział XIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-To teraz wytłumacz mi co to jest za przepowiednia o której mówili moi rodzice. I co jest w niej napisane.

-Tego musisz dowiedzieć się sama. - Powiedział słowik i odleciał.

-Tego się nie spodziewałam po moich rodzicach. I teraz jestem jeszcze bardziej zaciekawiona co skrywa ta przepowiednia o mnie.

-Na pewno ją odkryjesz. - Odezwała się Midnight. - Nawet nie zauważyłaś, że się już ściemniło.

-Masz rację. - Powiedziałam rozglądając się. Położyłam się na ziemi a Midnight położyła się obok mnie. - Zobacz jakie piękne gwiazdy. Pomyśl tylko może kiedyś będę miała szansę spotkać się z rodzicami. Było by wspaniałe móc ich znowu zobaczyć i porozmawiać.- Powiedziałam i zasnęłam.

Następnego dnia wstałam z pierwszymi promieniami słońca. Wstałam z ziemi i zobaczyłam, że Midnight dalej śpi nie chciałam jej budzić. - Na pewno się zmęczyła. - Pomyślałam. Wyszłam więc z ogródka i skierowałam się do domu niegdyś panującego tutaj Władcy. Kiedy dochodziłam ludzie się budzili i skarżyli się, że nie ma jedzenia. Weszłam do dużego domu i zobaczyłam Barda podeszłam więc do niego.

-Wiesz co będziesz chciał zrobić?

-Nie. Nic już nie wiem. Ludzie głodują nie ma jedzenia nawet trzech dni nie przeżyjemy.

-Na pewno coś wymyślisz. -Powiedziałam a Bard zacząć gdzieś iść. - Gdzie idziesz? - Nie odpowiedział mi nic jednak więc poszłam za nim.

-Alfridzie coś się działo w nocy? - Powiedział Bard i poszedł trochę dalej.

-Nic ciekawego byłem czujny jak ważka. - Bard wyszedł z dużego domu na plac przed nim i staną jak wryty. Doszłam za chwilę i zobaczyłam to samo co on. Wielkie zastępy wojsk króla Thranduila. - O nie. O nie tylko nie to. Tylko nie to! Thranduil mnie zabije. Zabije!- Krzyczałam w myślach.

-I tylko armii elfów nie zobaczyłeś. - Powiedział Bard kierując swoje słowa do Alfrida. Bard chciał zacząć schodzić z schodów.

-Ja może się wycofam zobaczę czy Midnight się obudziła. - Powiedziałam i chciałam już zawracać ale Bard mnie zatrzymał.

-Nie. Idziesz ze mną i będziesz jako przedstawicielka kompanii Thorina.

-Ale Thranduil mnie zabije. - Ale Bard już mnie nie słuchał tylko zaczął iść pomiędzy szeregami elfów, poszłam więc za nim. Elfowie się rozstępowali robiąc przejście. Kiedy wyszliśmy z szeregów na swoim jeleniu (jeleniołosu) przyjechał król Thranduil. Gdy tylko zobaczyłam króla Thranduila wycofałam się do szeregów elfów i słuchałam bo wolałam nie wychodzić skoro zażądał mojej śmierci. Zaraz za Thranduilem wjechała jego eskorta.

-Wasza wysokość. Nie spodziewaliśmy się ciebie. - Odezwał się Bard.

-Ponoć potrzebna wam pomoc. - Powiedział Thranduil. A jak na zawołanie konie z zaprzężonymi do nich wozami po brzegi wypełnionych jedzeniem wjechały na plac. Ludzie zaczęli brać jedzenie i rozdawali sobie nawzajem uradowani.

-Uratowaliście nas nie wiem jak mam dziękować.

-Nie musisz. Nie z waszego powodu tu jestem. Przybyłem odzyskać to co moje. Y/n nie myśl, że cię nie widzę. - Powiedział król Thranduil wyszłam więc z szeregów elfów. Thranduil wydał rozkaz najechania na Erebor.

-Zaczekaj!- Krzykną Bard który pobiegł za królem, ja także pobiegłam za nim. - Chcesz iść na wojnę o kilka klejnotów?

-Nie zapomnę tak łatwo o dziedzictwie mego ludu.

-Stoimy po tej samej stronie. Moi ludzie też mają prawo do skarbów góry. Porozmawiam z Thorinem.

-Zaniechaj wojsk królu Thranduilu. - Odezwałam się wreszcie.

-Zatrzymam je ale ty nie będziesz mogła stąd uciec znasz przecież swój los i co cię później czeka.

-Tak. Zdaję sobie z tego sprawę. Pogodziłam się już ze swoim losem.

-Stać. - Powiedział Thranduil a wojska się zatrzymały.

-Chodź Y/n jedziesz ze mną.

-Ale muszę iść po Midnight.

-Mówiłaś o mnie? - Usłyszałam. Odkręciłam się więc w stronę usłyszanego dźwięku a tam była Midnight.

-Masz już konia więc jedziemy. - Powiedział Bard wchodząc na siwego konia. Pojechaliśmy do Ereboru.

-Witaj Thorinie synu Thraina. Cieszymy się, że przeżyłeś.

-Witajcie przyjaciele! - Krzyknęłam do krasnoludów.

-Wiedziałem żeby jej nie ufać dołączyła do elfów!

-Nie.

-Nie kłam!

-Nie wiem czy wiesz ale jestem już przesądzona! Zginę z rozkazu Thranduila!- Krzyczałam Thorin tylko to zignorował i odezwał się do Barda.

-Czemu stajesz przed królem pod górą uzbrojony jak na wojnę?

-A dlaczego król zamkną się w tej twierdzy niby złodziej w kryjówce?

-Być może spodziewam się złodziei.

-Mój panie nie przybywamy cię okraść szukamy sprawiedliwości porozmawiasz ze mną? - Thorin kiwnął głową i znikną a Bard podszedł do muru.

-Jak to przesądzona? - Krzykną Fili z murów.

-Powiem Ci o co chodzi. Powiedziałam żeby król Thranduil zaniechał wojsk. Odpowiedział mi, że je zatrzyma ale nie będę mogła stąd uciec. Ponieważ znam swój los i co mnie później czeka. Odpowiedziałam mu, że tak. Zdaję sobie z tego sprawę. I, że pogodziłam się już ze swoim losem. I wtedy król Thranduil powiedział, stać. A wojska się zatrzymały.

-Ale dlaczego masz zginąć? - Krzykną Kili.

-Ponieważ dowiedział się co zrobiłam jego synowi w Mrocznej Puszczy.

-I to właśnie tak go rozwścieczyło, że przez to teraz czeka cię śmierć.

-Tak.

-Kili! Fili! Nie rozmawiajcie z zdrajczynią! - Krzykną Thorin i wtedy zauważyłam, że zdenerwowany Bard idzie w moim kierunku do konia na którym jechała i co zostawił go obok Midnight. Odjechaliśmy do Dale. Król Thranduil czekał na nas na moście prowadzącym do Dale.

-Niczego nam nie da.- Powiedział Bard do Thranduila

-Szkoda. Chciałeś dobrze.

-Nie rozumiem. Dlaczego? Dlaczego ryzykuje wojną?

-Smocza choroba zatruwa mu umysł. - Powiedziałam- Choroba ta spływa na wszystkich, sączy się gęstymi strumieniami z niej. Nikt nie może powstrzymać Thorina... Chyba, że on sam.

-Dociera do nich tylko jedno. - Powiedział Thranduil wyciągając swój miecz. - Uderzymy o świcie. - Powiedział i zaczął jechać w kierunku miasta. - Jesteś z nami?

-Nie mam wyboru. - Powiedział Bard. Wszyscy pojechaliśmy do miasta. Ludzie zaczęli szykować się na wojnę wyciągając stare zbroje, miecze i dzidy. Pojechałam na plac i usiadłam na schodach chowając twarz w dłoniach płacząc przy tym.

-Nie! Nie! I nie! Ty w spiczastym kapeluszu. - Krzyczał Alfred.

Spiczasty kapelusz ma tylko jedna osoba którą znam. Mithrandir. - Myślałam. Podniosłam moją zapłakaną twarz i zobaczyłam Mithrandira. Wstałam natychmiast i zaczęłam iść do niego.

-Tak ty. Nie chcemy tu włóczęgów i żebraków i bez takich jak ty mamy dość kłopotów.

-Cicho bądź Alfridzie. - Powiedziałam.

-Y/n czemu nie jesteś z resztą kompanii?

-Zostawili mnie na brzegu jeziora przy Esgaroth. Ale to nie jest teraz ważne. Mithrandirze chcą stoczyć wojnę i nic nie można zrobić. Thorina opanowała smocza choroba gotów jest bić się o każdą jedną monetę.

-Spodziewałem się tego. Gdzie jest władca tego miejsca?

-Chodź zaprowadzę cię. - Powiedziałam i skierowałam się w stronę namiotu w który był Thranduil i Bard którzy rozmawiali o strategi na walkę.

-Nie spierajcie się z krasnoludami o drobiazgi nadchodzi wojna. Wszystkim grozi śmierć.

-Niektórym była ona przypisana wcześniej. - Powiedział Thranduil i od razu było wiadomo o kogo chodzi. O mnie. - Dlaczego Y/n w ogóle jest tutaj i słucha co mówimy?

-Bo ja tego sobie życzę i to jej też dotyczy.- Odpowiedział Mithrandir.

-Niedługo nie będzie.

-Zaczekaj z tym do końca wojny może zmienisz zdanie. Zamiast teraz przelewać niewinną krew.

-Zaatakowała mojego syna.

-Ale nie oznacza to, że trzeba od razu skazywać ją na śmierć.

-Koniec tej rozmowy.

-Czemu wszystkim grozi śmierć?- Odezwał się Bard.

-Widzę, że nic nie wiesz o czarodziejach. Są niby zimowy grom niesiony wichurą, który biegnąc z daleka wznieca w około trwogę. Ale czasem burza to tylko burza.

-Ale burza może okazać się czymś gorszym niż tylko burzą. - Powiedziałam.

-Zamilcz! Bo odejdziesz z tego świata szybciej.

-Y/n ma rację. Armie orków wyruszyły to wojownicy gotowi do walki nasz wróg wezwał wszystkie siły.

-Dlaczego teraz?

-Zmusiliśmy go gdy kompania Thorina dębowej tarczy ruszyła by odzyskać swój dom. Krasnoludy nie miały dotrzeć do Ereboru.

-Azog.

-Tak Y/n Azog Plugawy miał ich wszystkich zabić. Jego pan sam chciał być królem pod górą. Nie chodzi o jej skarby lecz o jej położenie, strategiczną pozycję. To droga do odzyskania północnych ziem Angmaru jeśli odrodzi się to królestwo zła. Rivendell, Lothlórien, Shire i nawet sam Gondor upadną.

-Armie orków o których mówisz Mithrandirze gdzie są? - Gandalf jednak nic nie odpowiedział tylko milczał. I to milczenie było właśnie najgorsze. Mithrandir nie mówił jednak nic, gdzie są wojska nieprzyjaciela. Znużona tym co się dzisiaj działo odeszłam stąd i położyłam się na ziemi i chwilę po tym zasnęłam.

Ktoś zaczął mnie szturchać w ramię.
- Y/n. Y/n wstawaj. - Obudziłam się więc.

-Bilbo co ty tu robisz?

-Zaprowadź mnie szybko do Barda. - Poszłam zaprowadzić Bilba do Barda. Bard rozmawiał właśnie wtedy z Mithrandirem.

-To ich nie powstrzyma. Myślisz, że się poddadzą? Będą bronić złota do śmierci.

-Bilbo Baggins. Y/n kiedy przyszedł?

-Sama nie wiem, obudził mnie i wtedy dowiedziałam się, że jest.

-Jeśli się nie mylę to niziołek który ukradł strażnikom sprzed nosa, klucze do moich lochów.- Powiedział Thranduil.

-Przepraszam. Przyszedłem dać wam to.- Powiedział Bilbo i położył na stół zawiniątko po chwili ukazał co się w nim znajdowało było to serce góry, arcyklejnot.

-Serce góry. Klejnot króla. Wart królewskiej sumy.

-Skąd go masz? - Zapytał się Bard.

-Należała mi się jedna piętnasta skarbu.

-Czemu to robisz? Nic nie jesteś nam winien.

-Nie robię tego dla was. Wiem, że krasnoludy mogą być uparte, zawzięte i trudne, podejrzliwe i skryte mają takie maniery, że trudno o gorsze ale są też odważne i dzielne i lojalne do bólu. Polubiłem tę gromadkę i chcę ich ratować. Thorin ceni ten kamień ponad wszystko by go odzyskać da wam wszystko i obejdzie się bez wojny.

-Y/n, Bilbo chodźcie. - Powiedział Gandalf i wyszedł z namiotu.

-Idę do domu. - Powiedziałam do Mithrandira i Bilba. Poszłam więc do mojego domu. Gdy byłam na miejscu weszłam z Midnight do ogródka, położyłam się na ziemi i zasnęłam.

Nazajutrz wstałam z pierwszymi promieniami słońca. Midnight wstała z ziemi i zaczęła skubać listki gdy skończyła wsiadłam na nią i pojechałyśmy pod Erebor gdzie wszyscy mieliśmy się znaleźć. Zatrzymałam się za Bardem i Thranduilem. Zatrzymałam się przed wojskiem a Bard i Thranduil podjechali dalej ale nagle strzała została wypuszczona prosto pod kopyta jelenia Thranduila. Zatrzymali się więc.

-Następną trafię Ci między oczy. - Krasnoludy zaczęły wiwatować a Thranduil lekko skiną głową a zaraz całe jego wojsko wzięło łuki i wymierzyło strzałami w stronę krasnoludów. Wszyscy schowali się za murami jedyny nie wzruszony stojący dalej na swoim miejscu był Thorin. Thranduil widząc to, podniósł rękę na znak by jego wojska nie strzelały.

-Przynosimy Ci wieść. Zaoferowano nam spłatę twego długu. Zgodziliśmy się.

-Spłatę? Nic wam nie dałem. Nic nie macie.

-Mamy to. - Powiedział Bard pokazując arcyklejnot.

-Złodzieje! - Krzykną Kili.

-Skąd macie dziedzictwo naszych przodków!?

-Ten kamień należy do króla!

-Król może go mieć. Jeśli zechcemy. - Powiedział Bard i schował arcyklejnot. - Ale najpierw niech dotrzyma słowa.

-Arcyklejnot ciągle jest tutaj! Oszukujecie! - Krzyczał Thorin. Wtedy zaczęło się poruszenie na murach Ereboru.

-Zrzucić go z murów!

-Nie! - Krzyknęłam.

-Nie odzywaj się zdrajczynio! Zrzucić go z murów! - Nikt jednak z krasnoludów nie zareagował. - Nie słyszeliście?! Sam to zrobię! - Zaczęła się przepychanka na murach. Krasnoludy próbowały powstrzymać Thorina. - Przeklęty! I przeklęty czarodziej który cię znalazł!- Wtedy z wojsk elfów wyszedł spiesznym krokiem Mithrandir.

-Nie podoba Ci się mój włamywacz? Proszę nie krzywdź go. Niech wróci do mnie. Kiepsko się sprawdzasz jako król pod górą Thorinie synu Thraina. - Wtedy Thorin puścił Bilba a ten szybko wziął linę i zaczął schodzić po murach.

-Nigdy nie sprzymierzę się z czarodziejami! Ani szczurami z Shire! A tym bardziej z zdradzieckimi elfami!

-Umowa stoi! Oddamy arcyklejnot jeśli spełnisz obietnicę!- Krzykną Bard. Thorin jednak milczał popatrzył się tylko w stronę Żelaznych wzgórz zacząć krążyć po murach.

-Dlaczego mam kupować coś co należy do mnie!?

-Zatrzymaj kamień sprzedaj go Ektelion da ci dobrą cenę. - Powiedział Thranduil do Barda.

-Zabiję was! Przysięgam!

-Twoja przysięga nic nie znaczy. Dość tego. - Chwilę po tych słowach dało się słyszeć ciche uderzanie, lecz nikt nie zwrócił na nie uwagi.

-Odłóżcie broń! Otwórzcie wrota ten skarb to wasza śmierć. - Powiedział Mithrandir. Thorin jednak dalej milczał.

-Odpowiedz! Chcesz pokoju, czy wojny? - Zadał pytanie Bard.

Wtedy na mur przyleciał czarny kruk Thorin popatrzył się na niego przez chwilę i odpowiedział. - Wybieram wojnę.

***

1934 słów. Już zaraz będzie bitwa. Nie mogłam się już do niej doczekać... Ogólnie to wszystkiego nie mogłam się doczekać. Ostatnio do głowy wpadł mi genialny pomysł jak zakończyć tą książkę. Ale nie zaspojleruje, będzie trzeba trochę na zakończenie poczekać. Bo wszystkie rozdziały piszę na bieżąco. Za tydzień rozdział się nie pojawi bo jestem nad morzem i nie będzie czasu na pisanie. 😢 Przepraszam za to. Oczywiście dziękuję za przeczytanie, gwiazdki i komentarze. Dziękuję. 🥰 Pozdrawiam wszystkich czytających to. ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro