Księga I rozdział XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Fili i Bofur wzięli Kilego pod ręce i pomagali mu iść. Poszliśmy naszą gromadką pod dom władcy.

-Pomóżcie nam mój brat jest chory. - Powiedział Fili.

-Czy to zaraźliwe? Odsuńcie się nie pozwól im się zbliżać.- Powiedział władca Esgaroth zakrywając sobie usta chustką.

-Proszę potrzebne nam lekarstwo.- Powiedział Oin.

-Czy wyglądam na aptekarza? Jeszcze wam mało? Nasz pan jest zajęty nie ma czasu dla chorych krasnoludów. Znikajcie.- Powiedział doradca władcy.

-Jest jedno miejsce do którego możemy pójść...- Powiedziałam.- Do domu Barda.

-Chodźcie to tędy. Dom Barda powinien być zaraz za rogiem. Tak to tutaj. Jeszcze trochę. - Podeszliśmy pod drzwi i zapukałam w nie. Otworzył nam Bard.

-Nie. Mam dość krasnoludów. Odejdźcie. - Powiedział Bard zamykając drzwi. W ostatniej chwili Bofur złapał za drzwi.

-Nie, proszę. Nikt nie chce nam pomóc. Kiki jest chory... Bardzo chory. - Powiedział Bofur.

-Dobrze wchodźcie. - Powiedział Bard wpuszczając nas do środka.

-Ja muszę iść za niedługo wrócę. - Powiedziałam i wyszłam. Skierowałam się do miejsca w którym ostatnio znalazłam atellas. Szukałam go i szukałam lecz nigdzie nie znalazłam. Zrezygnowana wrzuciłam do domu Barda.

-Gdzie byłaś? - Zapytał się mnie Fili gdy weszłam do domu.

-Szukałam lekarstwa.

-I?

-I nigdzie go nie mogłam znaleźć. Najlepiej będzie jak później też pójdę i go poszukam.

-Gdzie będziesz szukać lekarstwa?

-Przy świniach.

-Czemu przy świniach?

-Ponieważ królewskie ziele dają świnią do jedzenia.

-Może później ktoś inny pójdzie? Dużo już zrobiłaś szukając go.

-Ale mogłabym zrobić więcej.

-Następnym razem pójdzie Bofur.

-Co ja? - Odezwał się Bofur.

-Ty później pójdziesz szukać królewskiego ziela. Y/n da ci wskazówki gdzie można je znaleźć.

-Miejsce w którym znalazłam wcześniej królewskie ziele to pobliże cytadeli tego miasta. Dokładnie ci nie wytłumaczę ale myślę, że to ci chyba wystarczy. Królewskie ziele dają świnią do jedzenia, więc wystarczy, że znajdziesz świnie i tam powinno być królewskie ziele.

-Dobrze.


***


Kili cierpiał Oin przygotowywał stanowisko pracy by zacząć leczyć Kilego. Bofur przyniósł miskę z wodą.

-Nic nie możesz zrobić? - Zapytał się Fili Oina.

-Potrzebne mi zioła by zbić gorączkę.

-Mam wilczą jagodę, marunę. - Powiedział Bard donosząc następne zioła.

-To na nic. Masz królewskie ziele? - Powiedział Oin.

-To chwast. Karmimy nim świnie. - Powiedział Bard.

-Bofur zapomniałeś?! Biegnij szybko po królewskie ziele! - Krzyczałam.

-Nie ruszaj się. - Powiedział Bofur na odchodnym do Kilego.

-Nie sądzę by mógł i chciał się gdziekolwiek ruszyć. - Powiedziałam.


***


Kili już z bólu jęczał. Poczułam wstrząs z resztą nie tylko ja ale i reszta osób w domu Barda.

-Tato?... - Zapytała się Sigrid.

-To góra. - Powiedział Bain.

-Zostaw nas weź dzieci i uciekaj. - Powiedział Fili.

-Dokąd? Nie ma dokąd. - Odpowiedział mu Bard.

-Zginiemy tato? - Zapytała się Tilda.

-Nie kochanie.

-Smok nas zabije. - Bard chwilkę myślał i z pomiędzy rożnych ususzonych ziół wyją czarną strzałę.

-Ja zabije go pierwszy. Y/n pilnuj dziewczyn. Bain choć ze mną. - Powiedział Bard i wyszedł wraz z jego synem.

***

-Co ten Bofur tak długo nie wraca. - Powiedziałam zniecierpliwiona.

-Słyszycie to?- Powiedziałam.

-Nic nie słyszę.- Odpowiedział mi Fili.

-Tato czy to ty? - Dało się usłyszeć głos Sigrid z balkonu.

-Teraz już słyszę.

-Nie o to mi chodzi. Sigrid wracaj z balkonu już!- Sigrid się odkręciła i zaczęła piszczeć i pospiesznie zamknęła drzwi.

-Sigrid, Tilda schowajcie się. Szybko. Nie będzie przyjemnie. - Powiedziałam i chwyciłam mój łuk gotowa do walki. Przez drzwi wbiegł ork, Oin rzucił w niego miskami a ja postrzeliła go strzałą i padł martwy. Następny wpadł przez sufit i skierował się do sióstr. Zaatakował go Fili a raczej staranował go a później ja zabiłam nieprzyjaciela sztyletami. Orkowie wskakiwali przez sufit rzadziej przez drzwi ale tacy też się pojawiali. Jednego Tilda nawet zaatakowała rzucając w niego talerz a później chowając się wraz z siostrą pod stół. Krasnoludy nie wiedzieć czemu nie walczyli swoją nową bronią, a rękami. Przez drzwi chciał wejść ork jednak został zepchnięty przez rudowłosą Tauriel. Tauriel zaatakowała przeciwników zaraz przez sufit wskoczył blondowłosy elf, książę Legolas który także zacząć walczyć. Po chwili Kilego jeden z orków złapał za nogę. Tauriel rzuciła w orka sztyletem który przebił nieprzyjacielowi krtań. Walczyliśmy dalej gdy zabijaliśmy jednego zaraz przychodził następny. Tauriela zabiła przeciwnika a zaraz następny zaatakował ją od tyły Kili zareagował błyskawicznie wziął wcześniej wyjęty sztylet rzucony przez Tauriele w orka i zabił nim orka po czym upadł na ziemię i zacząć krzyczeć z bólu. Orkowie zaczęli uciekać z domu

-Wszystkich zabiliście. - Powiedział Bain.

-Jest ich więcej.- Powiedział Legolas.

-To była tylko mała grupa tych orków którzy gonili nas przy rzece. - Powiedziałam.

-Taurielo choć. - Powiedział Legolas.

-Tracimy go. - Powiedział Oin do Taurieli.

-Taurielo... - Powiedział Legolas i wyszedł z domu śladem orków. Tauriela skierowała się do drzwi i znowu dało się słyszeć jęki Kilego. Tauriela wyszła z domu ale stanęła na progu i dało się usłyszeć krótką wymianę zdań.

-Co robisz?- Zapytał się Bofur.

-Uratuje go. - Powiedziała Tauriel biorąc od Bofur królewskie ziele.

-Dajcie miskę. - Powiedziałam. Kiedy dostałam miskę podałam ją rudowłosej elfce. - Mogę Ci zaufać?

-Możesz.

-Jestem ciekawa... Skoro ty jesteś tutaj i uleczysz Kilego to co z księciem? Przecież podąża śladem wielu orków.

-Masz rację... Pójdź za nim i mu pomóż.

-Ale ja mam pilnować Sigrid i Tildy.

-Ja je będę pilnować teraz idź. - Powiedziała Tauriel a Kili znowu zacząć jęczeć.

-Jesteś pewna?

-Gdybym nie była pewna to bym tego tobie nie powiedziała. A teraz idź. - Jak powiedziała tak też zrobiłam ruszyłam śladem orków i księcia Legolasa.


***


Dobiegłam do księcia walczył właśnie z orkiem błyskawicznie się z nim uporał i odkręcił się w moją stronę.

-Man cerog? (Co robisz?) - Zapytał się.

-Przyszłam pomóc.

-Wołałem Tauriel, żeby przyszła mi pomóc.

-Ona mi powiedziała żebym to ja przyszła kiedy ona będzie leczyła Kilego. Gwaer! (Chodźmy!) Bo jeszcze uciekną nam ci orkowie. - Wyszliśmy zza zakrętu przed nami stał Bolg uśmiechając się paskudnie.

-Ar tu na'lin emma mi. (Zobaczę Twoją krew na moim ostrzu.) - Razem z Legolasem wyciągnęliśmy miecze. Gdy podchodziliśmy do Bolga z boków wybiegło dwóch orków. Oczywiście zaczęliśmy z nimi walczyć. Była to błyskawiczna walka. Kiedy zabiliśmy tych dwóch orków ruszył na nas Bolg. Legolas natarł na Bolga a ja zaczęłam walczyć z orkiem który dopiero co wybiegł zza zakrętu gdy go zabiłam zauważyłam, że Bolg trzyma miecz Legolasa a ten nie mógł go wyjąć. Bolg rzucił Legolasem o ścianę a miecz poleciał na bok. Bolg ruszył na księcia zaraz rzuciłam się na Bolga raniąc go w rękę natychmiast mnie złapał i chciał mnie rzucić tak jak Legolasa tylko bardziej brutalnie przed tym jak mnie rzucił znowu raniłam go w rękę. Bolg z furią rzucił mnie o ścianę, upadłam a on na mnie natarł już wymierzał we mnie cios ale Legolas sparował jego cios swoim mieczem. Legolas walczył z nim i nawet udało mu się przewrócić Bolga ale ten niestety szybko się podniósł kopiąc Legolasa który uderzył w ścianę. Książę skoczył na Bolga uderzając go w twarz po czym popchną go na drewniane bele i zacząć uderzać jego głową o nie. Bolg został popchnięty na ścianę i zaraz po uderzeniu w nią ruszył na Legolasa zamkną go w szczelnym uścisku przynajmniej tak to wyglądało choć na prawdę tak nie było. Legolas uwolnił się i zacząć walczyć z orkiem. W tym czasie ja walczyłam z innymi orkami którzy co chwilę dochodzili. Legolas kiedy został popchnięty w moją stronę zaczął walczyć z orkami którzy powoli zaczynali mnie okrążać. Bolg w tym czasie sobie poszedł. Zabiliśmy orków i poszliśmy zaraz za Bolgiem Legolas się trochę chwiał przez uderzenia. Zatrzymał się więc a ja razem z nim, Legolas oparł się o drewnianą belę.

-Jesteś ranny. - Powiedziałam podchodząc do niego.

-To nic takiego.

-Bolg nam ucieka.-Powiedziałam wskazując Bolga na wargu.

-Gwaer! (Chodźmy!)- Powiedział Legolas i ruszył w stronę uciekającego Bolga na wargu. Pobiegłam zaraz za nim.

-Zobacz stadnina szybciej będzie ich dogonić na koniu.

-Masz rację. - Weszliśmy do stajni a Legolas od razu wziął konia w najbliżej stojącym boksie, był on maści siwej. Wyprowadziliśmy konia i wsiedliśmy na niego po czym pogalopowaliśmy za Bolgiem po moście.

-Słyszałeś to?

-Owszem i nie wróży to nic dobrego.

-To smok. Zawróć! Trzeba im pomóc! - Krzyczałam rozpaczliwie i zauważyłam czarny cień przebiegający po lądzie. Była to Midnight. - Na lądzie się zatrzymaj widzę moją klacz. Ty pojedziesz za Bolgiem a ja zawrócę pomóc mieszkańcom Esgaroth.

-Nie jedź. Nie pomożesz im, nie jedź. Czyż nie miałaś mi pomóc? - Zsiadłam z siwego konia i poszłam do Midnight.

-Czy ich życie jest mniej warte od naszego?! Otóż nie! Jest tak samo ważne więc trzeba im pomóc! Pojedź jak chcesz za armią Bolga ale ja nie pojadę z tobą, choć miałam ci pomóc.

-Nic im już nie pomoże. Chodź jeszcze zdążymy dogonić uciekinierów.

- Nie możesz mi rozkazywać! Nie wolno zostawiać przyjaciuł a ja właśnie bym to zrobiła. - Po chwili wskoczyłam na Midnight i pogalopowałam w stronę miasta.-O ile wiem w Esgaroth jest także twoja przyjaciółka! - Krzyknęłam na odchodnym.

-Smok jest już nad miastem nic nie zrobisz! - Krzyknął książę a wtedy pierwsze płomienie ukazały się nad miastem i powoli zaczynało płonąć. Midnight się gwałtownie zatrzymała.

-Nie dam rady, nie wbiegnę tam, nie mam dość odwagi. Przepraszam cię ale nie mogę wybacz Y/n.

-Nie szkodzi rozumiem ciebie, zostaw mnie więc tutaj a ja pobiegnę tam sama. - Zeszłam z Midnight a ona pogalopowała po moście na ląd. Już tam biegłam ale zostałam złapana za talię i zostałam wciągnięta na konia po czym koń zawrócił na suchy ląd. Osobą która mnie złapała kiedy zmierzałam do Esgaroth był Legolas.

-Legolasie zostaw mnie! Zostaw! Postaw mnie na ziemię! Muszę tam wrzucić! - Krzyczałam uderzając go pięściami. Jednak ten mnie nie puszczał tylko mocniej mnie złapał bym się nie wyrwała.

-Nie puszczę ciebie bo byś upadła, a do miasta też cię nie puszczę ponieważ jest tam smok.

-Puść mnie! - Krzyczałam dalej okładając go pięściami.

-Powiem krótko. Nie. Jak widzisz teraz ci rozkazuję a ty nie możesz nic zrobić jak tylko słuchać się mnie.

-To nie jest zależne ode mnie. A teraz mnie puść!

-Wyraziłem się jasno. I przestań mnie bić bo będzie jeszcze gorzej.

-Już gorzej być nie może, zabierasz mnie od przyjaciuł nie mogę nic zrobić i co? Chcesz powiedzieć, że może być gorzej. A bić cię nie przestanę puki mnie nie postawisz na ziemię.

-Jak sama chciałaś. Więc będzie gorzej. - Po jego słowach złapał mnie tak, że zaczęło mnie wszystko boleć.

-To boli! Przestań!

-A przestaniesz się wyrywać, krzyczeć i mnie bić?

-Nigdy! - Krzyknęłam i z jeszcze większą furią zaczęłam go okładać pięściami i krzyczeć by mnie wreszcie postawił na ziemi.

-Sama tego chciałaś. - Powiedział Legolas i jeszcze mocniej mnie złapał i jeszcze gorzej poczułam ból. Łzy chciały mi napływać do oczu ale je powstrzymałam bo nie chciałam pokazać słabości i bólu który czułam.

-Wytrwały jesteś.

-A ty uparta.

-Tak samo jak ty.

-Ty jesteś jeszcze waleczna.

-To był komplement? - Zapytałam się go i trochę lżej zaczęłam uderzać go pięściami. Legolas widocznie poczuł, że jest już mniej bity i też trochę poluzował uścisk.

-Można chyba to tak nazwać. - Odpowiedział.

-Ty też dobrze walczysz, a teraz mnie puść!

-Dziękuję, ale nie puszczę cię.- Przestałam krzyczeć ale po chwili znowu się odezwałam.

-Nie musisz teraz tak ciągle galopować.

-Po prostu ciekawiłem się kiedy powiesz, żebym się zatrzymał.

-Ty, ty!

-Tak ja, ja.

-Czemu to zrobiłeś?

-By się z tobą podrażnić.

-To ci się udało to teraz się zatrzymaj.

-Dobrze pani.

-Nie nazywaj mnie tak!

-No dobrze. Damo w opresji. - Zaczęłam go znowu z całej siły bić.

-Wiesz co się stanie jak nie przestaniesz?

-Wiem. - Złapał mnie ponownie mocniej i znowu poczułam ból. - Przestań!

-Jak przestaniesz to i ja przestanę i wtedy też się zatrzymam.

-Poświęcę się. Wygrałeś, już ciebie nie będę bić chyba, że na to zasłużysz.

-Wiedziałem, że wygram. - Uderzyłam go jeszcze raz. - A to za co?

-Zasłużyłeś. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się. Zawróciliśmy w stronę jeziora ponieważ byliśmy w lesie i to prawie kilometr od miasta. Po jakimś czasie byliśmy już przed miastem całe płonęło.



***

1937 słów! Kłócą się jak stare dobre małżeństwo xd. No dobra... Dziękuję za przeczytanie, gwiazdki i komentarze. Jesteście wspaniali! Jeszcze raz dziękuję. 😘❤️Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Bo mi bardzo. 😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro