CZĘŚĆ PIERWSZA: ROZDZIAŁ 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bo górka, góreczce nierówna

CHARLOTTE

Wydawało się, że Matthew szybko odnalazł się w nowym świecie i stworzył własną rutynę. Jedna z rzeczy, która wchodziła w jego codzienność było korzystanie z mojej łazienki. Teraz wszędzie były tu także jego rzeczy. Na przykład jego maszynka do golenia. Po pierwszym dniu zgolił zarost i chodził gładko ogolony. Rano, gdy wpadałam na niego przed jego poranną toaletą, dostrzegałam ciemną poświatę na jego twarzy. Tym samym udowadniając, że nie tylko znał pojęcie jednodniowego zarostu, a i go posiadał. Z jednej strony był cały czas uczniem liceum, a z drugiej wyglądał jak mężczyzna. Było to niezwykle mylące. Na weekendy znikał kompletnie i widywałam go dopiero w poniedziałek rano na śniadaniu. Przez jego treningi tenisa zaczęliśmy osobno jeździć do szkoły, bo tak było wygodniej. Kilka razy wspomniał, że nie został fanem moich przyjaciół, a co za tym szło w szkole na przerwach nie spędzaliśmy razem czasu. Nie mieliśmy też wspólnych zajęć, bo jego ojciec zadbał o to, żeby jego były związane z przedmiotami ścisłymi, jakby na Stanford miał wybrać matematykę jako kierunek przewodni. Dziwiłam się, że jego ojciec nie pchał go w zarządzanie. Z tego, co rozumiałam sam był prezesem wielu firm. Notorycznie musiał jeździł do Los Angeles, San Francisco i godzinami wisiał na telefonie, czy siedział przed komputerem pracując. Mama wydzieliła mu nawet do tego przestrzeń w domu i w naszej pizzerii, którą prowadziła. Rodzice mieli wiele biznesów. Najważniejszymi jednak była pizzeria, w której mama pracowała dla przyjemności i produkcja wina.

Od jakiegoś czasu lubiłam wyglądać przez okno w swoim pokoju, aby przyglądać mu się jak wracał ze swojego porannego biegu. Robił to codziennie o tej samej godzinie. Dobrze wiedziałam, kiedy powinnam była wyjrzeć przez okno, aby go zobaczyć. To było całkiem zabawne, obserwować go, gdy codziennie robił dokładnie to samo. Kilkadziesiąt metrów przed domem, zaczynał zdejmować z siebie białą koszulkę, aby przetrzeć nią pot z czoła. Obserwowanie tego było magnetyczne. Nie potrafiłam oderwać wzroku. Gdy pierwszy raz zobaczyłam, jak sięgnął do rąbka swojej koszulki, aby zdjąć ją przez głowę i ukazać ten piękny ABS, nie wierzyłam własnym oczom, że ludzie naprawdę tak wyglądali. Wiedziałam, że ciężko na to pracował, a jego samodyscyplina była niewiarygodna. Czasem przechodziły mnie myśli, o które bym siebie nie podejrzewała. Tak samo z resztą było dzisiaj. Może dlatego, że gdy podszedł do tarasu to sięgnął po butelkę wody, którą wylał na swoją głowę, a tym samym woda poleciała na jego pierś. Było to tak erotycznym widokiem, że miałam ochotę jęknąć. Miałam szczęście do oglądania go takiego mokrego. Tym razem przynajmniej był ubrany od pasa w dół, ale spodenki wisiały na jego pasie tak nisko, że było widać jego idealnie wyrzeźbione V. Miałam ochotę polizać każdy z wystających mięśni. Cholera. Poczułam wypieki na policzkach. Nie powinnam była mu się przyglądać. Wyglądał jak żywa erotyczna fantazja. Jego mokre włosy, kręciły się od wody. Golił brodę, ale nie bywał u fryzjera, więc jego włosy miały długość, która pozwoliła mi odkryć, że były kręcone. Wcale nie chciałam na niego patrzeć, ale jednocześnie nie mogłam przestać. Gdy językiem oblizał wargi, zlizując krople wody, miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Byłam pewna, że w ten sposób wyglądało nagrywanie reklam Calvina Kleina. Gdyby mama złapała mnie na gapieniu się na niego, nie wiem, co by mi zrobiła. To powinno mnie powstrzymać. Konsekwencje. Ale to mnie nie powstrzymało.

A wtedy on spojrzał w górę. Z piskiem próbowałam się ukryć, ale z jakiegoś powodu byłam na tyle głupia, że dalej wyglądałam przez okno. Nie miałam wątpliwości, co do tego, że mnie ujrzał. Na nic było próbować się ukryć.

Było na to za późno. Zobaczył mnie, czego dowodem było machanie w moim kierunku. Uśmiech na jego twarzy mówił mi, że był z siebie niezwykle zadowolony. Ta jego pewność siebie mnie dobijała. Nigdy nie poznałam kogoś tak świadomego samego siebie, tak lubiącego siebie. Byłam pewna, że podziwiał się w lustrze chociaż go na tym nie złapałam.

– Może zaczęłabyś ze mną biegać, a nie gapić się na mnie jak wracam?!

Więc wiedział, że to nie pierwszy raz. Świetnie.

– To wygląda na męczące! – odkrzyknęłam, gdy otworzyłam okno na oścież.

– Ale jakie przyjemne!

Nie rozumiałam dlaczego uważał męczące rzeczy za przyjemne.

Tego poranka byliśmy sami. Jego ojciec zabrał moją mamę gdzieś na weekend i jeszcze nie wrócili. Matthewa też nie było, ale nie miałam pojęcia, gdzie on uciekał na całe weekendy. Może wracał do swojego rodzinnego domu, aby pobyć z przyjaciółmi. Nie mieliśmy okazji do za dużej ilości rozmów. Każde z nas żyło własnym życiem.

*

Nie wracaliśmy do tematu tego, gdy nazwał mnie widowiskiem i tego, że to ja byłam nim niezainteresowana i wypomniałam mu to, że byłam jego siostrą. Jasno wtedy powiedział, że nie biegał za kimś kto go nie chciał. Znaliśmy się jeden dzień, co mógł o mnie wiedzieć? I dlaczego miałby mnie chcieć? Zdecydowanie mnie nie chciał. Widziałam to chociażby po dziewczynach, które przyjmował w domu. Tak, przyjmował w domu dziewczyny. Jego ojciec nie miał nic przeciwko, a moja mama udawała, że nie rozumiała, dlaczego co kilka dni odwiedzała go nowa koleżanka. Przedstawiał je jako koleżanki do nauki, co było totalnie niezgodne z prawdą, bo nie spędzali ani minuty nad książkami. Każda była piękna. Nazwałabym je wręcz przepięknymi. Niczym nie podobnymi do mnie. Niektóre z nich znałam ze szkoły i nawet mówiły mi 'cześć', gdy przypadkowo minęłyśmy się w domu. Matthew zdecydowanie nie szukał czegoś poważnego. A ja zdecydowanie nie szukałam niczego, co było przelotne. Marzyłam o wielkiej miłości. Chciałam zakochać się na zabój i na zawsze. Chciałam tego wszystkiego, co mieli moi przyjaciele. Szczęśliwego związku. Drugiej połówki. Zastanawiałam się, co Matthew robił w weekendy, skoro sam nie miał drugiej połówki. Wiedziałam, że dogadał się z ojcem, że weekendy były dla niego, ale nigdy nie zdradził mi, co to właściwie znaczyło. Ja nie robiłam nic fajnego. Moi przyjaciele czasem nawet nie pomyśleli, żeby mnie uwzględnić w ich planach, nawet jeśli nie były to czynności, które było trzeba robić parami. Miałam wrażenie, że do nich nie pasowałam. Co mogłam poradzić na brak drugiej połówki? Że nie byłam na tyle ładna, interesująca, że nie byłam w stanie zatrzymać kolesia? Co się mówiło na takie rzeczy? 'Przykro mi?', „Tak mi przykro, że wybrał inną!'. Zawsze wybierali lepsze, lepiej pasujące do nich, cokolwiek bym nie zrobiła nigdy nie stawałam się pierwszym wyborem.

Nie rozumiałam, jak Matthewowi przychodziło tak łatwo sprowadzanie dziewczyn do domu. Nie był najlepszym rozmówcą. Był w tym wręcz straszny. Zawsze pretensjonalny. Szukający dziury w całym i mówiący do ciebie tak, jakbyś miała mu powiedzieć wszystkie swoje myśli, bo on nie będzie się domyślał. Kto do licha chciał zdradzać swoje myśli? Może to działało w łóżku. Nie. Nie chciałam o tym myśleć. Nie chciałam wiedzieć, co robił z tymi dziewczynami.

Czy gdybym tego pierwszego dnia nie poszła w zaparte, że przecież sam nazywał mnie siostrą to skończyłabym już w jego łóżku?

Nie.

To mnie nie interesowało. Chciałam czegoś więcej. Dużo więcej. Chciałam wszystkiego. Nie zamierzałam zadowolić się czymś takim.

Może moim problem było to, że sama nie potrafiłam określić, czy lubiłam druga osobę czy nie. Okazywało się, że łatwo było w tym stracić rachubę. Odkąd Ted zastąpił mnie prawdziwą dziewczyną, nie potrafiłam określić, czy darzyłam go dalej takim samym uczuciem, czy może mniejszym, a może większym, bo widziałam czego nie chciał mi dać. Ta relacja mnie frustrowała, ponieważ dalej wywoływała moje przyspieszone bicie serca. Nie potrafiłam pojąć, dlaczego moja głowa nie potrafiła skupić się na tych wszystkich minusach tej relacji i nielicznych plusach.

Dlatego uważałam, że wieloletnie przyjaźnie to takie same błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Nigdy nie wiedziałeś, czy utrzymywałeś to z powodu sentymentu czy może po prostu chwilowo się od siebie oddaliliście, ale dalej staliście za sobą murem. A może każdy poszedł w swoją stronę, ale próbowaliście się tego trzymać ze względu na te wszystkie łączące was lata?

Relacje z ludźmi mnie dezorientowały. I to nie tylko moje, ale także moich przyjaciół.

– Spotkamy się w naszym miejscu? – Zadzwonił do mnie chwilę temu, aby znów się wyżalić. Nie chciał jednak gadać przez telefon.

– No nie wiem.

To nie tak, że miałam coś innego do roboty. Może nie chciałam znowu tego słuchać? W szczególności w naszym miejscu, które stało się miejscem opowiadania o ich kłótniach. Chyba gdzieś w środku siebie je znienawidziłam. Nie chciałam przebywać w miejscu, w którym po raz pierwszy się całowałam z chłopakiem, który opowiadał mi o swoich miłosnych dramatach. W tym przypadku zdecydowanie teraźniejszość wygrywała nad przeszłością.

– Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Komu mam się wygadać?

To był jego argument na wszystko.

Może komuś komu nie wkładałeś języka do ust?

Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Nawet, gdy powiedział mi o Amy, nie nawiązał do naszego statusu. Wszystko, co pomiędzy nami było po prostu wyparowało. Czasem zastanawiałam się, czy to sobie wymyśliłam.

– Pół godziny?

Nie wiedziałam, dlaczego ten argument tak na mnie działał. Może ze strachu? Przyjaciele to było wszystko, co miałam. Nie wyobrażałam sobie ich stracić. To jeden z powód, przez który przeszłam do porządku dziennego nad nową sytuacją z jego dziewczyną. Wolałam, żeby został w moim życiu niż kompletnie z niego zniknął. No i może gdzieś w środku wierzyłam, że mu się odwidzi...

Sacramento z każdej strony otaczały góry. Z Tedem raczej podejmowaliśmy się obserwowania ich z dołu niż wchodzenia na niskie szczyty. Tak zwane nasze miejsce leżało w nizinie pomiędzy jedną górą, a drugą. Na polanie stało kilka piknikowych stolików, z których mało kto korzystał. Zawsze wydawało mi się tu prywatnie. Trochę, jakbyśmy byli w swoim małym świecie.

Świecie, w którym zostałam tylko ja.

Przyjechałam przed czasem. Nie wiedziałam dlaczego. On zawsze wszędzie się spóźniał. Nie zdziwiło mnie, więc gdy nie było go po dziesięciu minutach od naszego umówionego spotkania. Inaczej sytuacja wyglądała, gdy minęło tych minut już dwadzieścia.

Ja: gdzie jesteś???

Zero odpowiedzi.

Może prowadził samochód?

Minęło pół godziny i dalej zero informacji.

Powinnam już przyznać się przed samą sobą, że mnie wystawił. Nie byłby to pierwszy raz.

Wstałam ze stołu, aby ruszyć do samochodu i wracać do domu. Za każdym razem, gdy mi to robił czułam się coraz gorzej. Bardziej sama. Bardziej oszukana. Bardziej nieszczęśliwa. Nie potrafiłam jednak z tego powodu płakać. Dlaczego nigdy nie poleciały mi przez niego łzy?

– A kogo to moje piękne oczy widzą!

Jego głos z jakiegoś powodu mnie denerwował. Zawsze pojawiał się w najmniej oczekiwanych momentach.

– Co ty tu u licha robisz?

Nie byłam zła na niego, a pomimo zaczęłam warczeć w jego kierunku.

Wyjmował coś z bagażnika. Pomachał mi przed twarzą karabinkami.

– Będę się wspinał.

– Co robił? – Nie wiedziałam, dlaczego to mnie tak zaskoczyło.

– To dobra góreczka, żeby ćwiczyć wspinaczkę.

Sam fakt, że używał słowa ‚góreczka', nakierował mnie na to, że to raczej nie było dla niego wyzwanie.

– Wspinasz się? – Chyba miałam ciężkie kumanie.

– No czy nie to właśnie powiedziałem? – Odpowiedział może nieco rozbawiony, a może zirytowany.

– Nie wiedziałam.

Nie znałam wcześniej nikogo, kto by to robił, a tym bardziej w tym mieście. A tym bardziej, że przez ostatnie tygodnie o tym nie wspominał. Kilka razy podsłuchałam rozmowy jego ojca z moją mamą i wszystkie dotyczyły tylko tenisa. Nic nie sugerowało, że zajmował się czymś jeszcze. Z resztą czy wspinaczka to nie jeden z najbardziej niebezpiecznych sportów na świecie? Nie znałam statystyk, ale tak mi się wydawało. Wisiałeś nad przepaścią. Kto do licha decydował się na coś takiego?

– A ty, co tutaj robisz? Bo nie sądzę, że też się wspinasz.

Nie dziwiło mnie, że był tego taki pewny.

– Wracam do domu.

– Ale masz minę.

Oparł tyłek o otwarty bagażnik swojego jeepa.

Powiedziałabym, że jego osoba bardziej kojarzyła mi się z kimś, kto jeździ drogimi, szybkimi furami. Najlepiej takimi bez rejestracji. Jeep wydawał się przy nim taki zwyczajny.

– No już. Opowiadaj, co cię trapi.

Zawsze był chętny do wysłuchiwania moich bzdur, a raczej po raz drugi bardzo chciał poznać mój punkt widzenia.

– Nie pamiętam, żebyśmy byli przyjaciółmi.

W tej chwili nie czułam, jakbym w ogóle miała przyjaciół płci przeciwnej.

– No dobra, a chcesz popatrzeć, jak się wspinam?

– Jesteś, co do tego pewny? – Obróciłam się w kierunku góry. – Robiłeś to już kiedyś tak?

– No chodź, co masz lepszego do roboty?

Skąd wiedział, że nic? Bo byłem tu sama? On też był tu sam. No nie licząc tego jego sprzętu, który chyba służy wspinaczce. Sport zawsze był mi obcy.

– Może cię nauczę? – Ta propozycja była jeszcze dziwniejsza.

Wyobraziłam sobie jak spadam z tej góry, a nie jak się na nią wspinam.

– Ale wtedy potrzebuję też tego. – W jego dłoniach pojawiły się liny.

– Nie ma mowy.

W moich oczach było łatwo dostrzegalne przerażenie. Nigdy się nigdzie nie wspinałam. Nie przyglądałam się też tym skałom, aby wiedzieć, czy to w ogóle bezpieczne.

– Nie wierzysz mi. Nie ufasz mi – wymieniał. – Czym sobie na to zapracowałem?

– O Boże, ty masz jakiś odwrócony kompas.

To był żart, a przynajmniej wtedy.

Założył ręce na piersi.

– Bo co? – Nie mogłam uwierzyć, że rzeczywiście o to pytał.

– Bo sądzisz, że każdy zasługuje, żeby mu wierzyć na pstryknięcie palcem. I że powinno ufać się pierwszej osobie z brzegu.

A może po prostu już dłużej nie potrafiłam tego robić, bo czułam się oszukana.

– Aua, zabolało. – Położył dłoń dramatycznie na piersi, ale na twarzy wyglądał na rozbawionego. – Nigdy nie ryzykujesz, Char?

– O nie, tak mnie nie namówisz do wspinaczki.

Dodatkowo nie chciałam odpowiadać na to pytanie.

Jak widać, byłam mistrzem unikania odpowiedzi.

– No dobra, a chcesz popatrzeć?

Chyba tak.

– Pokaż, co robisz, gdy nie sypiasz z nie swoimi dziewczynami.

Komentarz go rozbawił. W tym samym momencie odłożył długie liny i przypiął coś innego do karabinków przy szlufce od swoich bardzo obcisłych spodni.

Podczas drogi powrotnej do miejsca, z którego przyszłam, mój telefon zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu wyświetliło się imię Molly. Jednej z moich najbliższych przyjaciółek.

– Hej, laska! – W tle usłyszałam hałasy. – Jesteśmy u Austina i zamierzamy oglądać maraton słodkich kłamstewek! Wpadaj!

– Um... – Wcale nie miałam ochoty siedzieć z nimi, gdy oni będą zbyt pochłonięci sobą.

– No chodź! – zachęcała. – Wszyscy są nawet Ted i Amy!

– Co? – To mnie niemal wmurowało w ziemię.

– No, sorry, że dzwonię do ciebie jako ostatniej...

W ogóle nie o to chodziło, ale skąd ona miała o tym wiedzieć.

– Nie mogę. Mam randkę. Pa. – Drugie zdanie starałam się wyszeptać ciszej, tak aby Matthew mnie nie usłyszał, ale chyba był za blisko, żeby to się udało.

– Słuchaj, to... – Wtedy miałam już pewność, że mnie usłyszał.

– Tak, tak – odpowiedziałam od razu. – To nie jest randka. Jak głupia bym była, gdybym tak pomyślała? – Prychnęłam. – Chciałam, żeby się odczepiła. Ktoś mnie tu dziś wystawił. Niefajne historia.

I tak już za dużo mu powiedziałam.

– Tym kimś był chłopak?

Nie wiedziałam, czy on był taki domyślny czy ja taka prosta w odczycie.

– Nie mój chłopak. – Wypowiedzenie tego bolało.

– Aha! Więc jednak lubiłaś trochę niebezpieczeństwa! – Wykrzyknął radośnie, jakby czuł, że w końcu mnie złapał na czymś nie tak normalnym.

– To w ogóle nie tak. – Czułam potrzebę wyprowadzenia go z błędu.

– No to jak?

– To był chłopak mojej koleżanki. – Na mojej twarzy był czysty grymas. – Mój były. A może nie do końca były. – Nigdy nie byłam pewna, jak to właściwie było. – Pokłócili się i chciał na nią ponarzekać, a teraz jest tam z nią. Chyba, więc się pogodzili.

– Co to za chłopak, co swojej eks narzeka na nową dziewczynę? Wiedząc, że była dalej darzy go uczuciami. – Podsumował.

– Ja wcale... – przerwałam. – Właściwie to nie wiedziałam, co czuję.

– Ja bym nie chciał takiego chłopaka. – Ta informacja nie była mi zupełnie potrzebna, ale jednak trochę mnie cieszyła. Wszyscy uwielbiali Teda. Może gdyby wiedział o nim więcej to też by tak było?

– Poza tym – kontynuował. – Co byś teraz robiła, gdyby przyszedł? Słuchała jego żali? – Parsknął. – Powinnaś się cieszyć, że nie przyszedł i przeżyjesz coś ekscytującego.

– Bo świat jest taki pełen możliwości?

Chyba nie wyczuł sarkazmu.

– Dokładnie! – wykrzyknął.

Poprawił swoje włosy, żeby założyć na głowę czapkę z daszkiem, tył na przód. Lok wystawał mu przy czole, ale szybko go też schował. Chłopcy w czapkach z daszkiem tył na przód zawsze byli moją słabością.

– Naprawdę słuchasz jego żali, co do dziewczyny? Będąc jego byłą?

– Wow. I nie możesz mu po prostu powiedzieć, żeby się pieprzył? Wysłuchujesz tego i co? Myślisz, że ty byłabyś lepszą dziewczyną? Że zerwie z nią dla ciebie?

Moje policzki zrobiły się czerwone.

– Nieprawda. – Kłóciłam się.

– To po co tego słuchasz? – Zadawał zbyt trafne pytania.

Może jednak prawda.

Jakim cudem wiedział o mnie tyle po tak krótkim czasie?

– Ja bym kazał mu iść się pieprzyć.

– Pewnie to robi.

A ze mną tego nie zrobił.

– Chryste, dziewczyno, ogarnij się.

Sam fakt, że powiedział to na głos sprawiło, że poczułam się, jak gówno. Miał rację. Wiedziałam, że ją miał rację.

– Przez ciebie czuję się jeszcze gorzej.

Nie omieszkałam mu o tym powiedzieć.

– Przez siebie.

Nieprawdopodobne, że obwiniał mnie o wszystko. Nie chciałam się tak czuć. Po prostu się tak czułam.

– Ale ty jesteś niemożliwy...

– A ty strasznie banalna.

Pewnie, dlatego Ted mnie nie chciał.

– Mógłbyś przestać mnie obrażać?

– Sama siebie obrażasz.

– I znowu to samo. – Nie mogłam nie przewrócić oczami. – Wspinasz się czy gadasz? Bo ja chyba zacznę od zobaczenia, że wiesz, co robisz i nie spadasz. No wiesz, brak zaufania.

Obrócił głowę w moim kierunku, aby na mnie spojrzeć. W jego spojrzeniu dostrzegłam ekscytację. Zazdrościłam mu jej, bo nie miałam pojęcia, kiedy ostatni raz ją czułam.

A wtedy zobaczyłam coś, czego nie spodziewałam się zobaczyć. Nigdy.

– Co ty robisz? – zapytałam, gdy zobaczyłam, jak położył dłonie na skale bez jakiegokolwiek wcześniejszego przygotowania liny czy czegokolwiek. Nie byłam pewna jak w ogóle działa wspinaczka bez asekuracji, a przecież był tu sam.

– Słyszałaś kiedyś o free solo?

– O czym?

– O wspinaczce bez zabezpieczeń.

Gadał do mnie, gdy siłą swoich rąk cały czas oddalał się od płaskiej powierzchni, na której stałam. Nie wierzyłam własnym oczom.

– Chyba sobie żartujesz! – krzyknęłam, pisnęłam, nie byłam pewna, jaki dźwięk właściwie ze mnie wyszedł.

– Nie mów mojemu ojcu. Zabiłby mnie. – Obrócił się przez ramię, aby na mnie spojrzeć. Uśmiech na jego ustach mnie dezorientował. Nie wiedziałam, czy mówił serio. Sam próbował się zabić wchodząc na te górę bez niczego! Jak mógł się tak rozpraszać spoglądaniem na mnie? Jak mógł się tym bawić?

– Złaź natychmiast na ziemię! I to już! Zabijesz się!

– Brzmisz jak mój ojciec! – Nie był w stanie ukryć rozbawienia w głosie.

Ja z kolei myślałam, że zaraz będę musiała wzywać karetkę. Jaki był numer na pogotowie? I co im miałam powiedzieć? Że myślał, że był superbohaterem, a w rzeczywistości był superdebilem? Nie chciałam patrzeć, jak spadał! Jak ginął! Na moich oczach!

– Natychmiast! O boże!

Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Dlaczego on to robił?

Gdy zobaczyłam, że wiedział, co robił i że wisiał o sile swoich rąk coraz dalej od płaskiego gruntu, przestałam go wołać. Stałam, jak oniemiała przyglądając się jak z wprawą unosi się coraz wyżej. Zdecydowanie wiedział, co robił. Moje serce było o krok od stanięcia. Czułam adrenalinę tylko na to patrząc. To nie było normalne. Ludzie nie mogli robić takich rzeczy dla przyjemności. Jak się w ogóle tego nauczył? Jak wyłączał w głowie myśl, że mógłby spaść? Czy marzył o byciu Tomem Cruisem z Mission Impossible? To było niewiarygodne. Dlaczego to robił? Gdyby spadł... nie mogłam o tym myśleć.

Kazał mi nie mówić swojemu ojcu. Czy dlatego, że to był bardzo kontuzyjny sport? Co gdyby spadł? Nie mógłby grać w tenisa, bo by nie żył albo by się połamał. Czy to tak nabawił się kontuzji, która wykluczyła go w zeszłym roku z tenisa? Jak do licha mógł tak dobrze odbijać piłki i jeszcze się wspinać? Bez niczego. Siłą swoich rąk.

– Urodziłeś się jakimś nadczłowiekiem?! – wrzasnęłam do niego, nie mając pewności, czy był w stanie mnie usłyszeć.

– Nie lubię, gdy ludzie ciężkiemu treningowi przypisują nadludzkie siły! Robię to jako człowiek! Jestem człowiekiem! Ale takim ciężkiej pracy!

Nie z tej strony przedstawił go jego ojciec. To było szaleństwo. Wisiał kilkaset metrów nad ziemią. Nie mogłam tego pojąć. Jak wpadł na pomysł, żeby w ogóle tego spróbować? Jak można nie bać się, że się spadnie? Jak był do tego zdolny?

Miałam ochotę krzyknąć, że był człowiekiem z rodzaju tych popierdolonych.

Matthew Vanderbilt był najdziwniejszą osobą, jaką poznałam w życiu i gdy sądziłam, że nie mógł mnie niczym zaskoczyć, ponieważ już pierwszego dnia pokazał się od strony gadającego od rzeczy i bez końca, on właśnie pokazał, że skrywał jeszcze więcej.

Dodatkowo zdałam sobie sprawę, że kazał mi nie mówić swojemu ojcu, a tym samym wciągnął mnie w swoje tajemnice.

Jego ojciec nie chciał, żeby to robił? Brzmiało rozsądnie. Kto do licha chciałby pozwolić dziecku tak zginąć? Tylko, że on nie spadł. Wszedł na górę bez pomocy, o sile własnych rąk. Zamierzałam to powtarzać w nieskończoność.

Chyba mieliśmy do pogadania. Teraz to ja byłam tą, która miała kilka, jak nie kilkanaście pytań chociaż bałam się, że przy nim skończy się na kilkudziesięciu, ponieważ był mistrzem tworzenia dygresji do pierwotnego tematu. To było o wiele bardziej ekscytujące niż marudzenie Teda. Miał rację nie powinnam była się na to godzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro