CZEŚĆ PIERWSZA: ROZDZIAŁ 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z jednej strony nagusieńki z drugiej wielowarstwowy

CHARLOTTE

– Boże! Boże! Zabierz to ode mnie! – piszczałam w niebo głosy! – Co ty tu robisz?! – Próbowałam zakryć sobie oczy, ale jakoś bałam się, że jeśli całkowicie je zasłonie to na coś wpadnę.

Na przykład na niego. Nagiego. Z ośmiopakiem. Mokrego. Był zaraz po prysznicu i nie znał słowa ręcznik. Wszędzie było mokro! On był mokry! Krople wody spływały po jego nagim torsie... a ja nigdy czegoś takiego nie widziałam! Czemu to przypominało Magic Mike'a? Czy tak faktycznie było czy ze mną było coś nie tak? Dlaczego pierwszy facet, którego widzę w całej okazałości to syn chłopaka mojej matki?

– Dlaczego jesteś nagi?! Weź ręcznik! Jezu! Jezusieński! – Nie potrafiłam skończyć wyrzucać z siebie tych randomowych słów i podskakiwać w miejscu.

– Jezu to nie wąż, ale gdyby nim był...

– Nawet nie porównuj się do pytona! To takie żałosne! – wrzasnęłam.

– Nigdy nie widziałaś nagiego faceta?

Dlaczego uznałam, że to dobry pomysł, aby rozchylić palce i mu się przyjrzeć?

Prychnął.

– Nienawidzę tych twoich prychnięć! To takie głupie! Prychasz, bo co?! Bo nie umiesz używać sów?!

– Jestem mistrzem słów – zapewnił.

Tego jego tonu też nie znosiłam. Brzmiał, jakby postradał wszystkie rozumy. Znałam go niespełna jeden dzień, a nie mogłam znieść. Dlaczego był w mojej łazience?! Nikt poza mną z niej nie korzystał! Fakt, że była połączona z jego pokojem, nie oznaczała, że mógł z niej korzystać. Powinien był się tego domyślić, skoro były w niej dwie pary drzwi. Dlaczego mimo to to zrobił? Albo dlaczego nie zamknął drzwi po mojej stronie?

– Jesteś mistrzem, mistrzem... – Nie miałam pojęcia czego. Nie wiedziałam, co chciałam powiedzieć. Na pewno coś głupiego. – Sięgnij wreszcie po ten głupi ręcznik! – Zahaczyłam dłonią o półkę z nadzieją, że wyczuję ręcznik i nim w niego rzucę, ale tym samym musiałam znów trochę rozchylić palce.

Pieprzony ośmiopak, bo nawet nie sześciopak. Ten koleś składał się tylko z mięśni. Jak to było do licha możliwe?! Tak wyglądali tenisiści? Do licha jasnego dlaczego żadnego nie spotkałam wcześniej?

Rzuciłam w niego ręcznikiem, ale to rozwiązało tylko połowę problemów, gdyż zasłonił swojego małego przyjaciela, ale dalej miał nagą klatę.

– Możesz już patrzeć. Chociaż mam wrażenie, że cały czas patrzyłaś.

– Jak to jest możliwe, że tak wyglądasz? – Zaczęłam machać dłońmi w jego kierunku.

– Wielogodzinne treningi, odpowiednia dieta, prywatny trener... – zaczął wymieniać bez zastanowienia. – Więc siostrzyce podoba się to jak wyglądam? – Zrobił krok w moją stronę, co nieco mnie przeraziło. – Daj szepnąć sobie na uszko, że to bardzo niepoprawne i niemoralne...

– Ugh! – wrzasnęłam. – Nie zbliżaj się do mojego ucha! I do mojej łazienki! Po drugiej stronie korytarza jest druga! Mówiłam ci!

– Nie mówiłaś, że ta jest twoja. – Słusznie zauważył. – Poza tym jesteśmy rodziną. Co moje to twoje, co nie?

– Wyjdź stąd! – zarządziłam.

– Ale to ty mi weszłaś do łazienki!

Chyba nie zamierzał tego kończyć, jakby było mu mało. Postanowiłam, że w takim razie muszę zdecydować się na ostateczność. Niczym taran, położyłam dłonie na jego piersi i zaczęłam pchać go w kierunku jego pokoju. Bawiło go to. Nie opierał się. A ja starałam się nie myśleć o tym, jak twarde były jego mięśnie. To było szalone. W szczególności, że pewnie, gdybym się lepiej nad tym zastanowiła mógł stanąć, a ja nie byłabym w stanie go przepchnąć. No i co gorsze właśnie to zrobił. Jakby czytał mi w myślach, po prostu się zatrzymał, a ja nie byłam w stanie przepchnąć go o ani centymetr dalej. Uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Bawiło go to. Nawet nie starał się tego ukryć. Popchnęłam go jeszcze raz, ale znów zero reakcji. Byłam o krok od wydania z siebie dźwięku, jaki wydają ludzie, gdy przesuwają meble i muszą przy tym wydawać z siebie odgłosy podnoszenia ciężarów, bo inaczej to nie miało znamienia ciężkiej pracy.

– Chyba powinnaś wybrać się na siłownie – zasugerował, gdy ja nie ustawałam w swoich próbach przepchnięcia go. – Jesteś dosyć szczupła, ale masz za mało mięśni.

– Nie wszyscy mogą być jak greccy bogowie, a raczej ich posągi!

Usłyszałam parsknięcie.

– O boże, ile ja bym dała, żebyś był posągiem, wtedy nie musiałabym słuchać tych głupich parsknięć! – Nie dawałam z nim rady. Naprawdę poczułam się, jakbym miała rodzeństwo. Tak bardzo denerwowała mnie jego osoba.

– I mogłabyś na mnie patrzeć bez wstydu?

– Ugh! – wrzasnęłam i odpuściłam próby przesuwania go.

Po chwili trzasnęłam drzwiami od swojego pokoju.

– Jak ja nie znoszę tych twoich 'Ugh!' – krzyknął za drzwiami, po czym usłyszałam dźwięk szczoteczki elektrycznej.

Nic sobie nie robił z tego, że to miała być moja łazienka, a ja wskazałam mu, gdzie jest druga. I co? Miałam pójść i zrobić awanturę przed mamą? O łazienkę? Nie byłam taką osobą. Tylko kim w takim razie byłam przed chwilą?

– Wolne, siostrzyczko! – krzyknął.

Nie ufałam mu na tyle, żeby wejść od razu po tym jak krzyknął. Bałam się, że mnie podpuszczał. Nienawidziłam, że mnie tak nazywał. W szczególności, że miał rodzeństwo. Było mu mało? Jeden brat to za mało? Nic o nim nie wiedziałam. Wydawał się takim.... Popierdolonym kolesiem. Przepraszam, chłopcem z problemami.

Mama sprowadziła do naszego domu wariata, a ja miałam z nim dzielić nie tylko łazienkę. Świetnie. Dlaczego miłość do jakiegoś faceta była ważniejsza niż ja? Dlaczego zawsze miłość do kogoś była ważniejsza niż miłość do mnie? Dlaczego nigdy nie byłam niczyim najważniejszym wyborem? Wcale nie miałam mamusiowych problemów, a przynajmniej nic o nich do tej pory nie wiedziałam. To nie chodziło o matkę. Chodziło o całe moje życie. Gdy wszyscy gonili za miłością i była dla nich ona do doścignięcia, ja błądziłam w czeluściach friendzonów, nieszczęśliwych miłości i wszystkich jednostronnych zauroczeń, które mnie w życiu spotkały. Chciałam być dla kogoś najważniejsza. Tylko tyle, aż tyle.

MATTHEW

Sacramento i San Francisco dzieliło niespełna półtorej godziny drogi jazdy, a świat tutaj wyglądał zupełnie inaczej. Ojciec od miesięcy sugerował mi, że prawdopodobnie zamieszka ze swoją nową dziewczyną, a ja to ignorowałem, bo nie sądziłem, że mnie też do tego zmusi. A jednak to zrobił i podał, co do tego niezwykle trafne argumenty.

Wywiózł nas na wieś, mimo, że nienawidził takiego klimatu.

Gdy poszedłem rano biegać, aby zobaczyć cały teren wokół domu, nie udało mi się dobiec nawet do płotu kończącego winnice, tak ogromny był to teren. Brakowało jednak, aby dom był rozbudowany, domku dla gości, większego garażu, basenu i wszystkich innych udogodnień, które mogłyby sprawić, że ojciec chciałby tu zostać. Byliśmy pośrodku natury, a to coś czego się nie spodziewałem.

Gdy zszedłem na śniadanie myślałem, że tak jak w domu będę musiał je sobie sam zrobić albo nie zjadłbym nic, ponieważ w lodówce Kathy mogłoby nie być mojego wysokobiałkowego śniadania i musiałbym zjeść coś na mieście, ale ona się przygotowała. Wiedziałem, że to ona, a nie gosposia zrobiły to śniadanie, ponieważ gdy zszedłem Kathy jeszcze stała w kuchni, a ojciec już pił swoją kawę i zajadał się tostem. W domu nie gotowaliśmy. Na pewno nie robiliśmy śniadań. Mieliśmy od tego ludzi.

– O już wstałeś, Matthew. Jak ci się spało? Łóżko jest wygodne? Słyszałam jakieś hałasy z góry. Wszystko okej?

– Wszystko okej – odpowiedziałem krótko.

– Siadaj i jedz. Kathy to wszystko przygotowała dla ciebie.

Pewnie wypadało podziękować, więc też to uczyniłem, zanim zająłem miejsce po drugiej stronie stołu, jak najdalej od ojca.

– Musimy pomyśleć o gosposi, nie może tak być, że Kathy będziesz gotować.

Kathy podszedła do niego i położyła ręce na jego ramionach.

– Och, Greg, ale ja lubię to robić. Nigdy z Charlottką nie jesteśmy w stanie przejść tego, co przygotuję.

Uśmiechnęła się do mnie. Nie pasowała do typowej kobiety mojego ojca i chyba kompletnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Byli w podobnym wieku. Zbliżali się do pięćdziesiątki i pomimo, że było widać, że oboje o siebie dbają, to Kathy miała totalną aurę pełnoprawnego rodzica. Poprzednia dziewczyna mojego ojca ledwo skończyła studia.

– Pojedziesz dzisiaj do szkoły z Charlotte. Ona wszystko ci pokaże. To pierwszy dzień. Wiedzą, że będziesz. Rozmawiałem już z trenerem i dziś ma cię sprawdzić. Szukam kogoś w pobliżu kto będzie cię też trenował prywatnie. Jest trochę kortów w Sacramento, ale ja szukam domu, w którym będziemy mieli prywatny kort. Na razie wynająłem ci codziennie jeden niedaleko szkoły.

Dla niego liczył się tylko tenis. Mój tenis. Ja jako tenisista. To było absurdalne. Nie rozumiał mnie. Miałem po raz kolejny mu powiedzieć, że nie będę grał? To nie był ten moment. Zamierzałem to zrobić w odpowiednim momencie. Miałem w głowie plan. Plan, o którym miał się nie dowiedzieć. To był tylko rok, który musiałem przetrwać. Potem wszystko wreszcie będzie tak, jak sobie założyłem.

– Charlotka wszystko wie – dodała jej matka. – Mundurek na ciebie pasuje, Matthew?

No tak.

Mundurki.

Co było bardziej niewolnicze? Idea, że bogate dzieciaki mają wyglądać wszystkie tak samo, czy to, że uczy się bogate dzieciaki, że powinny chodzić do elitarnych szkół przez całe swoje życie, aby potem albo przejmować biznesy rodziców albo być niewolnikami korpo pracy? Wydawało mi się to zawsze nazbyt ironiczne, że prywatne szkoły zabijały indywidualność. Musiałeś robić dużo, musiałeś robić więcej niż inni, musiałeś się wyróżniać, tylko po to, żeby trafić do Ligii bluszczowej, gdzie każdy się wyróżniał w szkole średniej, więc wszyscy znów byliście tacy sami. Nie zamierzałem stać się tego częścią. Wszyscy mieli w tych szkołach jeden cel, jakim było zostanie pracownikiem wielkiego biznesu lub jego właścicielem. Mnie to nie interesowało, ale ojciec tego nie rozumiał.

– A co tak ładnie pachnie? – Usłyszałem jej głos, gdy schodziła ze schodów.

Miałem wrażenie, że cały czas zapominała, że był tu ktoś jeszcze poza nią i jej matką. Obróciłem głowę, aby na nią spojrzeć.

Kurwa.

Byłem w stanie cofnąć wszystko, co przed chwilą powiedziałem na temat mundurków. Sam czułem się jak debil w krawacie w czerwono-niebieską kratkę w barwach szkoły, w białej koszuli i beżowych spodniach, ale gdy zobaczyłem jak ona schodzia po schodach w spódniczce w odcieniach mojego krawatu, w białych zakolanówkach i obcisłej koszuli, pomyślałem sobie, że to wcale nie takie złe. Nie była w moim typie, a przynajmniej nie do końca. Wiedziałem, że należała do tych grzecznych dziewczynek. Mówiło mi o tym chociażby to, jak się właśnie speszyła, gdy się tak na nią gapiłem, a ona próbowała założyć za ucho kosmyk swoich kręconych brązowych włosów. Wyglądała tak niewinnie, gdy ja nie mogłem przestać się na nią gapić. Czy to dlatego, że wydawało się, że ona sama nie wiedziała, jak pociągająca była? Miała pieprzone nogi do nieba. Nigdy nie lubiłem niskich dziewczyn, bo to było bardziej problematyczne niż gorące, ale ona do nich nie należała.

Zmarszczyła brwi, gdy nie przestawałem się na nią gapić i w końcu postanowiła się z tym zmierzyć wpatrując się w moją twarz.

– Dzień dobry – wyjąkała. – Dzień dobry, panu.

– Mów mi Greg – zaznaczył ojciec. – Właśnie mówiłem Matthewowi, że się nim dziś zaopiekujesz.

Znów spojrzała na mnie tymi wściekłymi brwiami.

– Um... – Wiedziałem, że chciała zaprotestować. Nie byłem jej ulubioną osobą. – No tak. Postaram się.

– Obiecał, że nie będzie sprawiał problemów.

– Trudno mi w to uwierzyć – wyszeptała pod nosem, ale było nas tu tak niewiele, że wszyscy ją usłyszeliśmy.

– Charlotte! – Upomniała ją mama.

– Przepraszam. – Ukryła twarz za tymi brązowymi kręconymi włosami, jakby naprawdę było jej przykro, że to powiedziała.

Czemu była aż tak pokorna?

– Już się na tobie poznała? Kiedy? – Od razu usłyszałem w głosie ojca niezadowolenie.

Ta przeprowadzka to była jego jedyna szansa na Stanford. To znaczy moja jedyna szansa!

– Dziś, gdy wparowała mi do łazienki.

– Charlotte! – Jej mama niemal wypuściła z rąk talerz, który z lekkim hukiem uderzył o stół. Sięgnąłem po bekon, który właśnie przyniosła, ciesząc się, że nie upadł na ziemię.

– Nie wiedziałam, że łazienkę też będziemy dzielić. – Dalej chowała się za włosami.

– Ja tam nie mam wstydu, ale prawdopodobnie nie powinno oglądać się brata nago. Poza tym obrazy były osiemnaście plus, więc nie jestem pewny, czy...

– Wystarczy tego! – Ojciec nie mógł mnie słuchać. – Przeprosisz Charlotte i to natychmiast!

– Ja? Mam przeprosić ją? Że weszła mi do łazienki? A nie ona mnie? Czy ty siebie słyszysz?

– Nabawisz ją traum...

– To nie tak, że nigdy nie widziała penisa.

Z ust jej mamy uleciał dziwny dźwięk. Nigdy czegoś takiego nie słyszałem.

– Prawda? – Zwróciłem się w stronę Charlotte. – No wiem, wiem to penis brata, ale... – Odgryzłem kolejny kawałek boczku.

Trochę nie wiedziałem, co się dzieje. Reagowali tak gwałtownie, bo używałem słowa penis i że pokazałem go Charlotte i to niecelowo. A może to słowo 'brat' było najbardziej bulwersujące? A może wszystko razem?

Gdy oni wydawali z siebie dziwne dźwięki, a mój ojciec gotował się ze wściekłości, a Charlotte dalej siedziała z włosami, które przysłaniały jej całą twarz. Postanowiłem zrobić sobie kanapkę.

– Przeproś ją! – Ojciec powtarzał to w kółko.

– A może ona przeprosiłaby mnie? Moje ego też jest kruche...

– Twoje ego jest przeciwieństwem twojego penisa! Bo jest tak wielkie!

Cóż.

Tego nie spodziewał się nikt.

Ani ja.

Ani jej matka.

Ani mój ojciec.

Wybuchła.

Tak nagle.

Nie mogłem powiedzieć, że mi się to nie spodobało.

Zaaprobowałem to śmiechem i to nie parsknięciem, więc nie mogła mi nic zarzucić.

– Charlotte! – Teraz cała uwaga była skupiona na niej.

– A więc jednak patrzyłaś?! Tylko gdzie masz okulary? Bo chyba masz poważne problemy ze wzrokiem.

Znów zaczęło się wydawanie dziwnych dźwięków, które nie miały sensu. Wychodziły z ust mojego ojca, jej matki. Wtedy Charlotte rzuciła we mnie plastrem szynki. A więc, miała to w sobie. Miała charakterek. Tylko nikt go z niej nie wyciągał. Mogłem czymś w nią rzucić, ale to byłoby za nudne. Zdjąłem plaster z policzka i po prostu go zjadłem.

To sprawiło, że to ona wyrzuciła z siebie przeciągłe 'Ugh" i wyszła z kuchni.

– Charlotte! Nie skończyłyśmy tej rozmowy! – krzyknęła za nią mama.

Nie nazwałbym tego rozmową.

– Mogę ją zabrać na wizytę do okulisty, jeślibyś, Kathy chciała. – Próbowałem w ten sposób rozluźnić atmosferę.

– Vanderbilt nie tak cię wychowałem! – To było ulubionym zdaniem mojego ojca, które wypowiadał do mnie tak samo często jak 'Tenis to twoja przyszłość'. To nie świadczyło ani o nim, ani o mnie za dobrze.

– No, zrobiła to jedna z nianiek, więc...

Na twarzy Kathy zobaczyłem zaskoczenie, co było przeciwieństwem do tego, co mogłem zobaczyć na twarzy ojca. Słyszał to zbyt wiele razy.

– To ja pójdę zobaczyć, co z Charlotte. Wezmę jej coś na śniadanie. – Sięgnąłem po banana ze stołu.

Czekałem, aż ktoś zaprotestuje, że w tej sytuacji raczej nie powinienem się zbliżać do Charlotte, ale nikt tego nie zrobił. Była to niezwykła szkoda.

Znalazłem ją siedzącą na ganku przed domem. Nawet tutaj wydawało się, że byliśmy daleko od centrum Sacramento, ponieważ przed nami było widać tylko fragment lasu i niekończącą się żwirową drogę. Ten dom był jedyną rzeczą, która mi się tu podobała. Stanąłem nad Charlotte i wyciągnąłem w jej kierunku banana. Może w jakiś sposób dobór owocu nie był najbardziej trafny.

– Więc masz charakterek – poinformowałem ją o moim najnowszym odkryciu w kontekście jej osoby. – Mama była zaskoczona.

– Nie powinnam była... – Na jej twarzy malowało się poczucie winy. Nie byłem pewny, czy można było ją nazwać winnym tej sytuacji. To ja ją prowokowałem i to ja wszedłem buciorami w jej życie i naruszałem jej przestrzeń osobistą. Nie chciałem, żeby się kajała tylko, żeby walczyła o swoje!

Zawsze oczekiwałem od ludzi tego, co ja sam bym zrobił na ich miejscu i wiedziałem, że to był błąd.

– Jedziemy do tej szkoły? – Wskazałem na mojego jeepa. – Oni niech tam sobie o nas rozmawiają...

Obróciła się przez ramię, ale była w stanie zobaczyć tylko zamknięte drzwi wejściowe. Myślała o mamie i o tym, co o niej pomyślała. Byłem tego pewny. Wyglądała mi na kogoś kto chce zadowolić wszystkich zanim zadowoli siebie. O dziwo nie zrobiła tego ze mną, ale może dlatego, że byłem niezamykającym się skurczybykiem.

– Pójdę po kluczyki i plecak.

No tak. plecak. Rakieta.

– Możemy jechać moim jeepem. Mam wszystko w środku. – Wskazałem na samochód. Jej auta jeszcze nie widziałem, ale wyobrażałem sobie jakiegoś mini coopera albo inny dziewczyński samochód.

– Twój samochód nie nadaje się do jazdy do szkoły.

No dobra był trochę brudny, ale to dlatego, że przyjechałem tu prosto z wyprawy w góry, o co ojciec jeszcze nie suszył mi głowy, bo chyba się nie domyślił.

Widziałem po wyrazie jej twarzy, że bardzo nie chciała wracać do środka, ale nie przemyślała tego i musiała. Powinna mi była powiedzieć, że sam mam sobie jechać do tej głupiej szkoły i rzucić we mnie kilkoma innymi obelgami, ale nie zrobiła tego, bo uważała, że i tak już przesadziła przy stole. Jak dla mnie mogłaby to kontynuować nie miałem nić przeciwko potyczką słownym.

– Zaczekaj tutaj.

Nie powinna była mnie zawieść do szkoły, po tym, co odwaliłem przy stole. Gdybym był nią odjechałbym beze mnie, ale ona nie zrobiłaby tego swojej mamie. Nawet, jeśli to by zniszczyło jej własne ego. Nie byłem tylko pewny czy ta dziewczyna posiadała coś więcej niż cień ego.

*

Trwało to dłużej niż bym przypuszczał. Gdy usłyszałem drzwi od garażu pomyślałem, że jednak mnie tu zostawi. Nie byłoby to dla mnie wielkim problemem. Ale ona wyjechała samochodem z garażu i się zatrzymała, czekając aż wsiądę. Nie wierzyłem własnym oczom. Jeździła elektryczną toyotą prius. Nie wiedziałem, czy się śmiać czy może powinienem zwątpić w całą tą historię ojca 'zdziwisz się jak majętna jest to rodzina', gdy zarzuciłem mu, że znalazł sobie kolejną utrzymankę. Nic tutaj nie trzymało się kupy. Ten dom, który byłby dla mojego ojca domkiem dla gości, a nie jego głównym, gdyby jeździł na wieś. Ona jeżdżąca kilkuletnim priusem. Może była fanką motoryzacji? I sama złożyła ten samochód tak jak ja mojego jeepa? Nie, to elektryk, więc na pewno nie. Postanowiłem, więc nie pierdolić się w tańcu i gdy wsiadłem do samochodu, w którym roztaczał się zapach lawendy, otwarcie zapytałem.

– Masz fundusz powierniczy?

CHARLOTTE

Czy mi się przesłyszało, czy on właśnie zapytał mnie o pieniądze?

– Takie coś na co wpływają różne kwoty w zależności od kolejnych kamieni milowych, które przekroczysz albo losowe kwoty, które twoi rodzice uznają za stosowne. No wiesz konto z kasą.

Tłumaczył mi jak debilowi, gdy nie odezwałam się ani słowem.

– Nie mów, że nie masz. – Nie potrafił ukryć oburzenia w głosie. – Coś z tego jest w ogóle twoje? Czy wszystko jest mamy?

Jakie to miało znaczenie? Mama była moją mamą.

– Nie czaję, kurwa, dlaczego mi nie odpowiadasz. Możemy się oczywiście bawić w te całą nienawiść i to, że nie będziemy ze sobą gadać, ale wydaje mi się, że o wiele bardziej fascynująco będzie, jeśli zaczniemy gadać.

– Tobie się buzia nigdy nie zamyka. Chciałam zauważyć.

Irytowało ją to. Nie starała się tego ukryć.

– Nawet najlepszego rozmówce w końcu męczy cisza.

– To może pogadaj z lustrem? – zasugerowałam ze słyszalną zgryźliwością w głosie.

– Bez sensu, bo ono zawsze się ze mną zgadza – odpowiedział z pełną powaga.

Spojrzałam na niego jak na wariata. Może to nie jego ojciec był problemem, a on. Wątpiłam w jego zdrowie psychiczne. Mówił jak wariat, zachowywał się jak wariat.

– To co z tym funduszem? – Wrócił do swojego pytania.

– Nie uważasz, że nieładnie pytać ludzi o pieniądze?

– Głupio, że mnie o to pytasz, skoro już zapytałem. Wiem, twoje pytanie miało mnie zawstydzić, ale nie zauważyłaś, że jestem bezwstydny?

– Może od razu daj mi swoje cv to unikniemy twoich kolejnych prób sprzedaży swojej osoby.

Oczywiście, że mnie zignorował.

– Dalej nie odpowiedziałaś.

– Oczywiście, że mam fundusz. – Źle to zabrzmiało, nie chciałam tak zabrzmieć.

– Więc dlaczego jeździsz tym czymś? – Wymachiwał rękami w moim samochodzie, jakby był co najmniej nadpobudliwy.

– Hej! To już jest poniżej krytyki! – Ten komenatarz mi jednak nie wystarczył. – Widziałeś czym ty jeździsz?

– Sam go złożyłem. Plus poniżej krytyki, a odpowiadasz tym samym?

Kątem oka widziałam uśmieszek na jego ustach. Dlaczego taki był?

– Bo zacząłeś.

Zignorował mój komentarz.

Znowu.

Robił to tak często, że zastanawiałam się, czy do końca tego dnia osiągniemy liczbę trzy cyfrową.

– Ma napęd na cztery koła. Kuchnie w środku. Nie ma drugiego takiego jeepa. Poza tym w San Fran ma sportowego merca, Tesle i kilka innych samochodów, które ojciec mi dał w prezencie, bo kupił sobie nowe.

– Oczywiście.

Co innego miałam powiedzieć na te jego przechwałki?

– Czemu nie jeździsz Teslą, skoro chcesz być eco? – Sposób jego myślenia wydawał mi się tak absurdalny, że za nim nie nadążałam.

– Bo może nie chce, żeby samochód jeździł za mnie? – Wymyślałam to na poczekaniu, to wcale nie był powód.

– Nie lubisz technologii, okej. Ale dobra doprecyzujmy to. byłoby cię stać na Tesle? Taką najdroższą? Najlepiej model, który jeszcze nie wyszedł?

Byłam o krok od prychnięcia, ale to było takie w jego stylu, więc nie chciałam tego zrobić.

– Czy ty siebie słyszysz? – Miałam nadzieję, że irytacja była słyszalna w moim głosie.

– Sprawdzam pewną teorię – poinformował mnie, jakby to była najbardziej normalna rzecz na świecie.

– Teorię o tym, że jestem bogata? Tak jestem.

Nienawidziłam tego mówić. Nie uważałam, że powinnam była kiedykolwiek mówić to na głos. Nie chciałam, żeby to było tym kim byłam. Byłam więcej niż pieniędzmi. Nie obchodził mnie ten samochód, bo spełniał swoją funkcję i był bezpieczny, a ekologia to tylko dodatek. Nie rozumiałam jego obsesji na tym punkcie. Jak mógł mnie o to tak wprost zapytać? Jak to w ogóle brzmiało 'jestem bogata'. Teraz powinien był mnie zapytać jak bardzo, czy moja mama widziała kiedyś sześć zer na koncie albo i więcej. Jednak mu wystarczyło potwierdzenie tego, że wywodzę się z rodziny z pieniędzmi. Żałowałam, że tego tak nie ujęłam. Brzmiało to mnie, jak rozpieszczony bachor, który z resztą nie byłam. On nim był. To był fakt.

– Czyli mój ojciec skończył z panienkami z cienkim portfelem. Ciekawe. Zawsze mu mówiłem, że tam nie znajdzie miłości, ale on coś gadał, że miłość nie zna wartości portfela, ale zazwyczaj tak gadał, gdy typiara była modelką, więc znała coś innego. Rozumiesz?

– Nie, ale nie rozumiem większości rzeczy, które mówisz. – Postanowiłam, że to czas, aby z nim podyskutować, bo nie dało się słuchać tych jego mądrości prosto z... dupy, tak jego mądrości były mądrościami z dupy. –Jeśli uważasz, że miłość i pieniądze to jedno, to jesteś głupi.

– Mam pewną teorię na ten temat, ale nie wiem, czy kiedykolwiek ją przetestuję.

Chciałam mu powiedzieć, że chętnie bym jej posłuchała, ale on postanowił zmienić temat, jakby fakt, że potwierdziłam stan swojego portfela mu wystarczył.

– Jechałaś kiedyś Teslą? – zaczął i nie czekał na odpowiedź. – Chodzisz do prywatnej szkoły, więc zakładam, że ludzie tam nimi jeżdżą. Gdzie aspirujesz na studia?

Brzmiał tak śmiesznie, gdy używał słowa 'aspirujesz'. Chyba próbował mi w ten sposób powiedzieć, że go to bawiło albo tym gardził chociaż sam miał studiować na Stanford. To znaczy taki był plan jego ojca.

– Już się na nie dostałam. – Zignorowałam komentarz o Tesli, bo na to zasługiwał.

– Co? Czy ty nie jesteś przypadkiem rok młodsza ode mnie?

To sprawiło, że przeszła mnie myśl, że wiedział o mnie więcej niż ja o nim. A może on nie dowiedział się z dnia na dzień? Może wiedział od dawna? To na pewno był temat do rozmowy, ale teraz zamierzałam utrzeć mu nosa i opowiedzieć o planach na przyszłość.

– Aplikowałam na potrójny dyplom do Europy. Barcelona, Londyn i Paryż. Chcę studiować lingwistykę stosowaną hiszpański i francuski.

– ¿tú hablas español?

– Hablo español y francés con fluidez.

– Teraz powinienem powiedzieć, że umiem tylko zapytać, czy mówisz po hiszpańsku I nie mam pojęcia, co powiedziałaś.

– Więc te problemy w szkole to tak na poważnie? – Nie mogłam sobie darować. Miałam wrażenie, że wręcz się o to prosił.

– Wow i kto tu teraz ma ego w kosmosie? – zapytał po hiszpańsku.

Po tym już wiedziałam, że nie znał tylko podstaw. Mówił płynnie i z ładnym akcentem. Powinnam była przetestować także jego francuski?

Może powinno mi być głupio, że tak mnie odbierał, ale z drugiej strony przy nim nie było czegoś takiego jak głupio, bo był szaleńcem i zadawał tak absurdalne pytania i miał tak absurdalne stwierdzenia, że nawet mu nie wierzyłam, że to go zabolało.

– A gdzie niby jest twoje ego? – zapytałam po francusku.

– Nie mam pojęcia, co powiedziałaś – przyznał uczciwie po angielsku. – Z francuskiego umiem: Oui Oui oraz gdzie jest moja bagietka! No przynajmniej, jeśli mowa o składaniu zdań... – Zignorowałam resztę jego wypowiedzi. On z resztą nie czekał na moją odpowiedź. – Byłaś w Hiszpanii, Francji i Anglii?

– Nie.

Nie miałam nic więcej do dodania. To go tak zaskoczyło, że obrócił się na siedzeniu bokiem, aby lepiej mnie widzieć. Prowadziłam samochód! A on wiecznie ruszał się, jakby nie mógł usiedzieć na tyłku i zaczynało mnie to stresować.

– Jak to jest, kurwa, możliwe?

Uważałam, że to przekleństwo nie było tam potrzebne, ale on je wplatał w przypadkowe zdania, jakby od tego zależało jego życie. Postanowiłam na razie w to nie ingerować. Prawdopodobnie moje wspomnienie o tym spowodowałoby, że robiłby to częściej.

– Moi rodzice nie lubili podróżować.

Nie wszyscy to lubili, a ja to akceptowałam. Było dużo innych rozrywek, z których mogłam korzystać.

– I nie wysyłali cię na obozy do Europy? Nigdy? Ani na wycieczce jakąś po którymś roku skończenia szkoły? A ty nie próbowałaś pojechać? – Wymieniał sposoby na podróżowanie, jakbym ich nie znała.

– Podróże to nie wszystko.

Prychnął.

Świetnie, znów to robił.

– Powiedział ktoś kto nie był w podroży.

– Jeździliśmy na wakacje...

Nie obchodziło go już to, co mówiłam. Wrócił do tematu pieniędzy.

– Czy przed sześcioma zerami na koncie twojej mamy jest jakaś liczba? – Wiercił się na tym głupim siedzeniu pasażera, jakby myśl o tym, że mogłybyśmy być biedne miała go przyprawić o wysypkę albo jakąś chorobę. – Powiedz, że jest chociaż jedynka.

– Sześć zer, ale takich po przecinku?

Nie mogłam sobie darować. Był tym taki przerażony, że niezakpienie z niego nie było czymś czego bym nie zrobiła. Sam się o to prosił.

– Ja pierdole.

Schował twarz w dłoniach. Ciekawe czy zastanawiał się czy to pora stąd uciekać. Musiałam przyznać, że zaczynało mnie to tak samo fascynować jak i przerażać.

– To był żart. Pokazać ci wyciąg z konta?

Gdy usłyszał te propozycje, oderwał dłonie od twarzy i niemal podskoczył na siedzeniu.

– A mogłabyś?

Nie mogłam nie przewrócić oczami na to pytanie.

– Będziesz musiał żyć w niewiedzy, przepraszam.

Tym samym udało nam się dojechać pod szkołę. Świetnie, teraz czekała mnie ta najgorsza część, wytłumaczenie tego moim przyjaciołom.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro