22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam na zjeżdżalni, stukając palcami w uda. Naprzeciwko mnie na ławce siedziała Patty objęta przez Nicka, na drzewie obok placu śpiewały jakieś ptaki, gdzieś z tyłu słyszałam dzieci z podstawówki, natomiast na prawo rozgrywała się scena wyjęta z jakiegoś filmu akcji z tymi idiotami w roli głównej. Obaj stali na swoich pozycjach w całkowitej ciszy i bezruchu, mierząc się groźnym wzrokiem, a wszystko przez to, że w przeciągu kilku chwil mieliśmy dowiedzieć się, kto wykazuje się większym sprytem, koordynacją ruchową i umiejętnością przeciwdziałania sile grawitacji.

No dobra, może troszkę to podkoloryzowałam. W zasadzie to stali na dwóch końcach tej huśtawki-dźwigni, na którą zawsze wchodziło się, żeby sprawdzić, kto jest cięższy. O dziwo w tamtym momencie była w praktycznie idealnej równowadze i żaden z nich nie ważył się ruszyć, by to nie jego część znalazła się w dole.

Ze znudzeniem przenosiłam wzrok z jednego na drugiego, wciąż czekając na jakikolwiek ruch. I doczekałam się. Dokładnie wtedy, gdy Mike złapał butelkę podaną przez Nicka i natychmiastowo rzucił nią w Jake'a, a ten poleciał do tyłu, machając rękami, aż wylądował na trawie. Mimowolnie wybuchłam śmiechem, gdy brunet rozłożył ręce w akcie dumy.

-Przecież to twoja część jest w dole – zauważyła Patty, patrząc ze zmarszczonymi brwiami raz na huśtawkę, raz na chłopaka.

-Ale to on pierwszy znalazł się na ziemi – Pokręciłam z niedowierzaniem głową, gdy przyłożył sobie palec do skroni, jakby powiedział właśnie najmądrzejszą rzecz na świecie. Wreszcie zjechałam na ziemię i podeszłam do blondyna, który zdążył się już przewrócić na brzuch i kucnęłam przy nim.

-Żyjesz?

-A wyglądam jakbym żył? – szepnął, na co uniosłam brew, ale też przeszłam do szeptu.

-Nie.

-To załóżmy, że nie.

-Okej – Podniosłam się, patrząc po towarzystwie i ruszyłam na swoje poprzednie miejsce. – Nie żyje chyba.

-No tak, i co jeszcze? – Pat wywróciła oczami, na co wyłącznie wzruszyłam ramionami.

-Stary, ledwo co cię ta butelka dotknęła – Mike stanął przy jego nogach, kopiąc go w podeszwę buta. – No wstawaj.

Trwało to niecałe pół minuty, aż Jake złapał bruneta za nogę, przez co ten grzmotnął na ziemię tuż obok niego.

Z kim ja żyję?

-I teraz jesteśmy kwita – Blondyn obdarzył nas wszystkich swoim szerokim uśmiechem i jakby nigdy nic usiadł u dołu zjeżdżalni, na której byłam, opierając się o moje nogi.

-Nie za wygodnie? – prychnęłam, jednak wydawał się w ogóle nie zauważyć ironii w moim głosie.

-Mógłbym jeszcze poduszkę dostać.

-Poduszki to ty nad brzuchem szukaj, nawet dwie ma – rzucił Mike, zbierając się z ziemi, a ja przez chwilę zaniemówiłam.

Nie próbuj się rumienić, nie, nie, nie, co za durna twarz, nie rób się różowa!

-Zostanę przy kolanach, świetne są – odpadł Jake po dłuższej chwili, na co wewnętrznie odetchnęłam z ulgą. Okay, przy tych głupich komentarzach gramy w jednej drużynie. Przynajmniej jeden plus.

-Ley, póki pamiętam – zaczęła nagle Patty, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. – Mam dla ciebie najlepszą wiadomość tego miesiąca!

-Dawaj.

-Wszystkie najbliższe lekcje WF spędzimy na nauce poloneza na bal!

-Bal? – Zmarszczyłam brwi, na co dziewczyna oczywiście zareagowała wywróceniem oczu.

-Zostało jakieś półtora miesiąca, w jakim ty świecie żyjesz?

-Wolnym od wszelakich imprez szkolnych.

-Nietrafione, tam idziemy razem. Znaczy z partnerami – W tym momencie zawahała się chwilę dłużej, spoglądając kątem oka na Nicka, ale on zdawał się nawet jej nie słyszeć. Westchnęła, znów przybierając na twarz uśmiech. – Będzie super, zobaczysz!

***
minęły trzy dni, a ja znowu tutaj, szok


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro