23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeszukałam zamrażarkę po raz piąty, przeklinając pod nosem.

-Albo jestem ułomna, albo serio nie ma tu żadnych owoców! – krzyknęłam, po chwili słysząc przeciągłe westchnięcie i kroki, aż w drzwiach kuchni stanęła Beth.

-Nie możesz zrobić po prostu czekoladowych?

-A masz czekoladę? – spytałam, na co uśmiechnęła się niezręcznie, patrząc na mnie przepraszająco. – Tak myślałam.

-Pójdę do sklepu – rzuciła wreszcie, kierując się do przedpokoju. – W zasadzie mam ochotę na wino. To desperackie pić wino samemu? Czemu ty jesteś niepełnoletnia, ugh.

-A ty nie musisz dzisiaj...

-Muszę.

-No właśnie. A co do mojego picia to...

-Nawet nie kończ tego zdania, twoja mama i tak by mnie chętnie wyizolowała z rodziny, co dopiero jakbym ci dała alkohol. Wracam za jedenaście minut i dwadzieścia siedem sekund.

-Czas start – parsknęłam, a ona jeszcze zagroziła mi palcem i zamknęła za sobą drzwi.

Z braku lepszego zajęcia wyjęłam telefon i weszłam na Snapchata. Zrobiłam zdjęcie misce ciasta, dodałam naklejkę z godziną i wysłałam do ludzi, z którymi robiłam dni.

Eh, ja naprawdę mam nudne życie.

Spojrzałam ponownie na ekran, dostrzegając jedną nową wiadomość.

jakejoke: co toooo
xxley: babeczki
jakejoke: omg chce
xxley: zapraszam czy coś
jakejoke: chciałbym eh
jakejoke: aktualnie wywożą mnie na weekend do cioci
xxley: obstawiałabym, że to dobrze
jakejoke: niezbyt
xxley: bo?
jakejoke: bo ciebie tam nie będzie

Przeczytałam ostatnią wiadomość po raz czwarty, próbując dobrze przyswoić informacje, ale mój mózg w tamtym momencie wyjątkowo zwolnił, a całą jego prędkość przejęło serce.

Czy to źle, że tak się przejmuje czymś takim?
Holy shit.

jakejoke: a swoją drogą
jakejoke: wiesz o co chodzi pat?
xxley: w sensie?
jakejoke: cały czas się rzuca o ten bal i mówi że nick jest głupi
xxley: a zaprosił ją?
jakejoke: ........
jakejoke: przecież są parą
xxley: i co w związku z tym?
jakejoke: to chyba logiczne że idą razem
xxley: niby tak
xxley:
ale akurat patty bardzo zwraca uwagę na takie rzeczy
xxley: i wymarzyła sobie, że to zaproszenie i cały ten bal będą takie wow
jakejoke: to znaczy jak ma to zrobić?
xxley: idk, niech się wykaże kreatywnością
jakejoke: to będzie ciężkie
jakejoke: ale w sumie to nie pomyślałbym, że chodzi o to
jakejoke: dzięki Hayley, jesteś świetna!

Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, czytając ostatnią wiadomość dokładnie w momencie, gdy wróciła Beth.

-Uzależnienie! – krzyknęła od progu, po czym rzuciła w moją stronę czekoladą, której oczywiście nie złapałam. – Przegryw.

-Zgadnij, kogo z rodziny najbardziej przypominam – prychnęłam, zabierając opakowanie z podłogi.

-Stawiam na ojca. Ten też pechowiec, w końcu z twoją mamą skończył – Spojrzałam na nią znacząco. – Oj błagam cię, ona pewnie mówi na mnie gorsze rzeczy.

-Jak cię to pocieszy, to pewnie o mnie też tak mówi, gdy nie ma mnie w pobliżu.

-Nie przesadzaj i tak jeszcze nie przebiłaś Toma.

-Ale on jest już dorosły – zaakcentowałam ostatnie słowa, parodiując ton mojej rodzicielki.

W drodze wyjaśnienia... To nie tak, że nie kocham mojej mamy, bo hej, jednak miłości do rodziców nie da się ot tak wyłączyć. Za to jakoś od roku zaczęło do mnie docierać, że to nie jest osoba, od której chciałabym uczyć się stosunku do świata, rodziny, nawet wychowania dzieci i tak szczerze? Po prostu od tego uciekałam. Nie chciałam spędzać z nią czasu, nie chciałam, by miała na mnie wpływ i nie chciałam stać się taka jak ona. A Beth... Ona była inna. Mniej „perfekcyjna", bardziej roztrzepana, szalona, żyjąca po swojemu i choć może nie byłaby matką z idealnego obrazka, to w moim przypadku czułam, że to ona lepiej mnie wychowywała. Nawet jeśli była dla mnie bardziej siostrą niż ciocią.

-Dobra młoda, kończ te babeczki i się zbieraj. Odwiozę cię do domu, żebyś się nie włóczyła po ciemku i pojadę do pracy. Nocna zmiana ssie – Przeczesała włosy palcami, wychodząc z kuchni.

-Wyrażaj się przy dzieciach!

-A kto przeklinał na zamrażarkę dwadzieścia minut temu?! – krzyknęła, na co mimowolnie parsknęłam śmiechem.


***
mam ochote na te babeczki mehh:(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro