28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatnia doba wydłużała mi się niemiłosiernie. W nocy obejrzałyśmy kilka filmów, pogadałyśmy, posłuchałam wystarczająco dużo o słodkim Nicku, by móc już całym sercem shippować go z moją przyjaciółką, jak również przedyskutowałam z Beth jakieś pięć razy wszystkie powody, dla których powinna lub nie powinna spróbować czegoś więcej z zaznaczmy, bardzo przystojnym gościem z jej pracy.

Kocham rozmawiać i dawać rady na temat czegoś, o czym nie mam zielonego pojęcia, naprawdę.

Tak czy inaczej, zarówno noc, jak i poranek, kiedy to odsypiałyśmy i najadłyśmy się gofrów, były bardzo przyjemne, nawet powiedziałabym idealne, gdyby nie jeden szczegół. Moja głupia podświadomość, która cały czas męczyła mnie tym jednym tematem i poza nielicznymi momentami nie chciała mi dać spokoju.

Czemu ja muszę się przejmować takimi rzeczami? Znam przypadki dziewczyn w moim wieku, które uciekają z domu, piją po nocy, chodzą na imprezy, wracają nad ranem i robią o wiele gorsze rzeczy niż zwykłe trzaśnięcie drzwiami i chowanie się u własnej cioci, ale nie, ja będę czuła się najgorsza właśnie przez to. Ugh.

-Jak coś to pisz, jestem dla ciebie o każdej porze dnia i nocy i... Widzimy się jutro. Trzymaj się, maluchu – Patty przytuliła mnie na pożegnanie, jak zwykle zapominając o fakcie, że jestem od niej i starsza i wyższa, ale wciąż było to zbyt urocze i kochane, bym mogła narzekać.

Więc tak. Ona poszła do domu, Beth do pracy, a ja kolejne kilka godzin przesiedziałam z włączonym telewizorem, chociaż tak naprawdę całą uwagę skupiłam na przeglądaniu Twittera na telefonie. Cokolwiek ciekawszego zadziało się dopiero wieczorem, gdy dostałam powiadomienie o nowej wiadomości.

Jake: hey Hayley
Jake: jakkolwiek naiwnie będzie to brzmieć
Jake: nie masz może ochoty na spacer?

Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Coraz bardziej zaczęłam się przekonywać do tej relacji i do tego, że mogłam nazwać go przyjacielem.

Bo mogłam, prawda?

Hayley: w sumie oki
Hayley: tylko że jestem u cioci sooo
Jake: gdzie przyjść?

Wytłumaczyłam mu w miarę dokładnie, pod którym blokiem ma się pojawić, po czym ruszyłam do drugiego pokoju, żeby się przebrać. Pocieszał mnie fakt, że nocowałam tu tak często, że zawsze były tu jakieś moje rzeczy, dlatego szybko odnalazłam jasne jeansy, które nosiłam dobry raz do roku, kiedy już musiałam i jakąś losową koszulkę z nadrukiem. Cudnie. Więc zostało mi jakieś dwadzieścia minut.

Co zrobiłam? Wróciłam przed telewizor.

Huh, pasjonujące to życie.

Po jakichś dziesięciu minutach usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka, a chwilę później do mieszkania weszła Bethany, krzycząc od progu krótkie „hej".

-Wyjdę na spacer niedługo, okej? – Wyjrzałam do przedpokoju, patrząc na nią, kiedy parsknęła śmiechem. – Co?

-Co? A, ty mówisz poważnie – Pacnęła się dłonią w twarz, po czym spojrzała na mnie zamyślona. – W takim razie nie.

-Co?

-Powiedziałam nie. Słońce, wiesz, że ja ci ufam i wiem, że jesteś odpowiedzialna, ale mimo wszystko odpowiadam za ciebie, a jest już dość późno, więc wolałabym, żebyś została w domu. Możesz go zaprosić do mieszkania.

-Ale... - zaczęłam, po chwili orientując się, co właściwie powiedziała. – Czekaj, co? Zaprosić kogo?

-A z kim chciałaś iść na ten spacer?

-Okej, masz mnie – mruknęłam, wyjmując telefon z kieszeni, na co posłała mi swój firmowy uśmiech.

Hayley: um, zmiana planów
Hayley: nie chciałbyś wejść na górę?
Jake: że do twojej cioci?
Hayley: tak mniej więcej
Hayley: boi się mnie puścić teraz na dwór so
Jake: ...który numer?
Hayley: 15

Dosłownie kilka minut później zadzwonił domofon, więc wpuściłam blondyna na klatkę schodową. Spojrzałam w lustro, wygładzając włosy dłonią.

-Już się tak nie szykuj – Beth przeszła przez korytarz, puszczając mi oczko. – Możecie posiedzieć na balkonie, w kuchni chyba zostało trochę ciastek, jakbyście mieli ochotę i grzecznie tu, bo nie zamierzam was pilnować, kiedy mogę obejrzeć nowy odcinek serialu.

-Się wie – Spojrzałam na nią przelotnie, słysząc dzwonek. Tak więc ona zniknęła u siebie, a ja otworzyłam drzwi, po chwili widząc już ten jego charakterystyczny uśmiech. – Cześć.

-Hey Hayley – Wywróciłam oczami, mimo że zdążyłam już przywyknąć do tego powitania. – Dobry wieczór? – zaczął nieco głośniej, na co pokręciłam głową z politowaniem.

-Ogląda serial, nie usłyszy – Kiwnęłam głową, żeby szedł za mną. Zgasiłam po drodze światło i przeszłam przez salon, po chwili wychodząc na dość obszerny balkon, na którym stały dwa fotele. – Spacer to nie jest, ale chyba nie jest źle.

-Właściwie to chciałem cię po prostu zobaczyć.

-Widzieliśmy się wczoraj – Zmarszczyłam brwi, siadając na swoim miejscu.

-Musiałaś to wypomnieć?

-Jak widać – Wzruszyłam ramionami, układając się wygodniej. – Aż mi szkoda, że dziś nie ma spadających gwiazd.

-A masz jakieś specjalne życzenia?

-Jedzenie bez tycia. Może pogodzenie się z rodzicami, wakacje.

-Spieszy ci się do końca gimnazjum? – Rozłożył się na fotelu, wciąż patrząc na mnie kątem oka.

-Nie wiem. Boję się tego, ale właściwie to tak. Może wreszcie przestanę się czuć jak dzieciak, który wymyśla sobie problemy na siłę.

-Nie wymyślasz... - zaczął, ale szybko mu przerwałam.

-Pokłóciłam się z rodzicami, bo przyjęli do domu własne dziecko, wow, to jest świetne myślenie.

-Ale to nie twoja wina, że traktowali cię gorzej – Podniosłam się nieco, patrząc na niego w niezrozumieniu. – Tak, trochę podsłuchiwałem, możesz mnie zlinczować.

-Nie zamierzałam.

-Chwała ci za to. Ale poważnie Ley, gdybyś nie miała powodu, to nie robiłabyś problemu, nie jesteś taka.

Mrugnęłam kilkukrotnie, próbując przyswoić informację. Czy on nazwał mnie Ley?

-Od kiedy używasz zdrobnienia?

-Chyba od teraz. To źle?

-Nie. Po prostu zawsze mówiły tak do mnie tylko Beth i Patty, więc jestem trochę w szoku.

-Jest urocze.

Uśmiechnęłam się delikatnie.

-A ty masz jakieś życzenia? – zagadnęłam po dłuższej chwili ciszy.

-Znaleźć wszystkie te skarpetki, które zaginęły, niszcząc pary – Parsknęłam śmiechem na jego odpowiedź.

-A tak jakbyś miał być przez chwilę poważny?

-Właśnie nie musieć być poważnym. To w ogóle komuś potrzebne?

-Czasami.

-Nie powiedziałbym. Ale szczerze to chciałbym nie dorastać, tylko zatrzymać czas, dalej siedzieć w tym gimnazjum, robić głupie kawały, rozśmieszać cię, żartować ze wszystkiego, wplatać wszędzie sarkazm i nie przejmować się żadnymi głupimi dorosłymi rzeczami – przerwał na chwilę, a ja odwróciłam głowę w jego stronę. – Mówisz, że nie chcesz czuć się jak dzieciak, ale to jest w tym wszystkim najlepsze, Ley. Teraz możesz twierdzić, że taka kłótnia to koniec świata i nikt ci nic nie zrobi, bo masz do tego prawo. Kiedyś zaczną ci wmawiać, że to nic takiego, bo przecież ludzie mają gorzej, ale cholera, nikt nie ma dobrze. Nawet najwięksi optymiści tego świata. Każdy ma problemy, dołki, każdy kiedyś zastanawiał się, po co właściwie żyje i każdy czegoś żałuje, ale mam wrażenie, że to o to chodzi w życiu, żeby mimo tego potrafić się z niego cieszyć i myśleć pozytywnie... – Pokręcił głową ze śmiechem, po chwili kierując wzrok na mnie. – Wybacz, chyba się rozgadałem.

-Ale wciąż mówisz sensownie.

-Tia. Dziwnie czasem powiedzieć coś mądrzejszego.

-Często mądrze mówisz – Wzruszyłam ramionami. – W sumie cieszę się, że tu przyszedłeś.

-Ja też się cieszę.

Mimowolnie się uśmiechnęłam, co od razu odwzajemnił, po czym oboje znowu spojrzeliśmy w górę.

I może to głupie, ale kiedy tak po prostu rozmawialiśmy o wszystkim, gapiąc się na ciemne niebo, poczułam się sto razy lepiej niż przez ostatni dzień, a duża część mnie naprawdę cieszyła się, że to on tam siedział.

Może dlatego, że nie wyobrażałam sobie nikogo innego na jego miejscu.

***
hi, pozdrawiam serdecznie wraz z burzą z cudownego zadupia, buziaczki kochani

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro