32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Czy to będzie złe, jeśli powiem, że shippuję cię z tym blondaskiem, do którego uśmiechasz się jak głupia już, hm, trzeci dzień? – Kylie usiadła obok mnie pod drabinkami, a ja wyłącznie popatrzyłam na nią zdezorientowana. – Myślisz, że tego nie widać?

-Mówiłam ci, że będę z nim tańczyć tego głupiego poloneza, ale poza tym tylko się przyjaźnimy, więc – Wykonałam niezidentyfikowany ruch rękoma, który ukazywał moje zdezorientowanie.

Okej, fakt, od soboty było między nami jakoś tak... miło, ale nic się właściwie nie zmieniło. Uśmiechaliśmy się, gdy akurat spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie, rozmawialiśmy tak jak wcześniej i tyle tylko, że częściej zdarzało mu się przytulić mnie na pożegnanie, ale to raczej nic niezwykłego.

-I teraz wcale się na niego nie gapisz?

-Patrzą na ich klasę, bo grają w kosza, a to zdecydowanie ciekawsze niż to coś, co my niby robimy.

-W tym jednym muszę przyznać ci rację. I powiem ci, że Mike wygląda naprawdę nieźle.

Spojrzałam na nią kątem oka, wybuchając śmiechem, za co dźgnęła mnie w bok.

-Chodźcie poodbijać ze mną, bo nie wytrzymam z tymi dziewczynami – Patty stanęła przed nami, patrząc na nas błagalnie.

-Ale wiesz, że my nie umiemy trafiać w piłkę? – spytała Kylie, na co od razu jej przytaknęłam.

-No i dobra, poodbijamy jak kaleki, tylko się ruszcie, bo zaraz mnie coś strzeli.

Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo, powoli podnosząc się z podłogi, za co Pat obdarzyła nas szerokim uśmiechem. Ustawiłyśmy się z boku sali, odbijając sobie piłkę i wow, nawet nie wychodziło nam to źle.

-Jake, szybko rób zdjęcie, bo oczom własnym nie wierzę! – Mimowolnie parsknęłam na sam ton głosu Mike'a.

-Kto i jakim cudem zmusił te dwie do jakiegokolwiek ruchu?! – krzyknął blondyn, na co moja przyjaciółka uniosła rękę. – Idę ci pomnik postawić, siostro.

-Nie przyznaję się do żadnych więzów krwi z tobą.

-I tak właśnie niszczy się miłe chwile, więc napraw ją i podaj piłkę.

-Yas, gramy z wami. Nick, chodź tu! – wrzasnął Mike, a my spojrzałyśmy po sobie z Kylie, myśląc nad drogą ucieczki, ale cóż, chyba nie miałyśmy większego wyboru.

I w zasadzie tak minęło nam kolejne pół godziny. Czy narzekałam? Może trochę, bo jednak to ja najczęściej musiałam ze swoim jękiem zażenowania samą sobą iść gdzieś na koniec sali po tę głupią piłkę, bo oczywiście to ja najczęściej nie trafiałam. Nie, żebym spodziewała się innej wersji wydarzeń, bo takowa raczej nie miałaby racji bytu.

-Znowu? – spytałam, patrząc z utęsknieniem na to chamskie, uciekające badziewie, które teraz toczyło się pod ścianę. – Przestańcie mi podawać, błagam, mam dość.

-Spokojna główka, Hayley – Mike posłał mi znaczące spojrzenie, po czym sam po to pobiegł i wrócił po dosłownie sekundzie. – Łap – Wywróciłam oczami, gdy rzucił do mnie tak, jakby właśnie bawił się z trzyletnim dzieckiem. – Gratulacje!

-Co za glonomózg – parsknął Jake, na co mimowolnie się zaśmiałam. – Podaj – Chwycił piłkę, odbił ją trzy razy nad sobą, po czym złapał i rzucił prosto w głowę bruneta, który pisnął zdezorientowany, a ja mimowolnie znów wybuchłam śmiechem.

-Moja kolej, daj mi to – Nick przejął kulę, po czym stanął naprzeciwko mnie i zaserwował, co swoją drogą cudem odbiłam. – Teraz góra, dół, dół, góra... Noga! – Zdezorientowana machnęłam nogą i pisnęłam, gdy piłka odbiła się od sufitu i z powrotem spadła na podłogę. – Powiem ci, że i tak poszło ci lepiej, niż Mike'owi.

-Wypraszam sobie – krzyknął brunet, na co pokręciłam głową z politowaniem. – Po prostu lepiej radzę sobie w nożną.

-Wciąż team kosz – wtrącił Jake.

-Wciąż team leżenie – dodałam, unosząc ręce, na co obie dziewczyny przybiły mi piątki, a blondyn wyłącznie uśmiechnął się szeroko w moją stronę, co nieśmiało odwzajemniłam.

Po prostu byliśmy mili.


***
hayley to ja, ja to hayley

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro