44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patty: PIŻAMOWA IMPREZA WOHOOO
Patty: aha to nie pv, sorki
Hayley: XDDDDDDDDDDDD
Mike: omg zawsze chciałem iść na piżamową imprezę dziewczyn, mogę przyjść???
Hayley: nie???
Mike: aha
Mike: a któregoś z tamtych dwóch to pewnie byście wpuściły
Patty: nope
Nick: a jakbym przyniósł pizze?
Jake: i czekolade?
Hayley: ......chce
Patty: nope.

-Czemu chłopcy chcą chodzić na piżamowe imprezy dziewczyn? – zagadnęłam, a Patty uniosła brew.

-Wiesz, oni nadal nie są świadomi, że to nie wygląda jak w filmach i nie bijemy się na poduszki w skąpych piżamach.

Parsknęłam śmiechem, wrzucając do buzi garść popcornu. Leżałyśmy rozwalone na kanapie w domu dziewczyny, z nieudanymi kucykami na głowach, ona w bluzie Nicka, a ja w jakiejś koszulce podkradniętej z szafy Toma.

Skoro on i tak ich już nie użyje, to czemu miałyby się marnować?

Co prawda rodzice nadal wierzą, że on wróci, a ja... Może po prostu nie będę wyprowadzać ich z błędu.

Oglądałyśmy po raz tysięczny „Sydney i siedmiu nieudaczników" i tak, ten film nadal bawił mnie tak samo. Potem zapewne przejedziemy do Barbie albo czegoś z Disneya.

-Swoją drogą, jak z Nickiem? – szturchnęłam ją stopą w bok, na co spojrzała na mnie, nawet nie hamując uśmiechu.

-Genialnie. Czemu pytasz?

-Zostaliście parą roku, a sama dobrze wiesz, jak to się zwykle kończy.

-Fakt, ale my łamiemy stereotyp. Cholernie się bałam, że coś się między nami zepsuje, ale to związek moich marzeń, serio – Przegryzła wargę, zamyślając się, a ja jakoś mimowolnie się uśmiechnęłam. W końcu to mój drugi najważniejszy ship. – A jak u ciebie?

-To znaczy?

-Ty i Jake? – Poruszyła znacząco brwiami, a ja pokręciłam głową. – No weź, Ley. Sama dobrze wiesz, jak to wygląda.

-Z boku tak, ale w rzeczywistości to jakoś tak nie działa – Wzruszyłam ramionami. – Zresztą jeju, o czym my mówimy?

-O związkach z tego, co się orientuję.

-Związki w gimnazjum to dno.

-Zaraz skończysz gimnazjum, więc tym się akurat nie martw – Dźgnęła mnie w brzuch, a ja uniosłam brew. – Zdradź mi chociaż cokolwiek, ty wiesz o mnie i Nicku wszystko!

-Wszystko?

-No prawie, ale o niektórych rzeczach może nie powinnyśmy rozmawiać – Uśmiechnęła się niewinnie, na co parsknęłam śmiechem. – Ale nie zamieniaj tematu. Chcę wiedzieć cokolwiek.

Spojrzałam na nią z powątpieniem, ale gdy zrobiła tę swoją minę szczeniaczka, oczywiście pękłam.

-W sumie to nie ma o czym mówić, bo większość pewnie sobie dopowiadam – Wzruszyłam ramionami, jednak ona wciąż stanowczo się we mnie wpatrywała. – Na balu, tak jak mówił Mike, zabrał mnie na górę, tańczyliśmy...

-Biedna, bardzo cię podeptał?

-Właśnie wcale, nawet przeciwnie. Powiedział, że nauczył się, żeby mi zaimp... – Zacisnęłam niezręcznie usta, gdy Patty prawie zaświeciły się oczy. – No, było uroczo. Um, ale już wróciliśmy do rzeczywistości, w sumie to tak, jakby nic się nie wydarzyło, tyle tylko, że cały czas ktoś nam coś sugeruje – Posłałam jej znaczące spojrzenie. – Uh, nie wiem.

-Mówiłaś mu, jak bardzo przeklinasz związki gimnazjalne?

-Dwa razy. Za pierwszym to chyba olał, za drugim w sumie też... - zamilkłam, nie będąc pewna, czy powinnam jej o tym mówić, skoro byłam prawie pewna, że tylko mi się wydawało.

-Ale?

-Nic, przesłyszało mi się.

-Co ci się przesłyszało? – Wzruszyłam ramionami, na co dziewczyna się gwałtownie podniosła, wzrokiem zmuszając mnie do odpowiedzi. – No Hayley!

-Użyłaś pełnego imienia, robi się groźnie – parsknęłam śmiechem, ale ostatecznie uniosłam obronnie dłonie. – Okay, ugh. Jak powiedziałam, że związki w gimnazjum to dno, to wydawało mi się, że powiedział „chodźmy na dno", ale jak spytałam, co powiedział, to zaproponował pójście na pizzę.

Patty spojrzała na mnie z uniesioną brwią, wybuchając śmiechem. Wywróciłam oczami, ale mimowolnie sama zaczęłam się śmiać.

-Jejku, Ley, jaka ty jesteś głupiutka – Otarła łzę, siadając naprzeciwko mnie po turecku i uśmiechnęła się szeroko. – Słuchaj. Jake'a łatwo przejrzeć i z kilometra widać, że mu na tobie bardzo zależy, założę się też, że mu się podobasz i to dość bardzo. Kwestia tylko twojego podejścia...

-Co ma do tego moje podejście, skoro on nic z tym nie robi?

-Dużo. Jeśli będziesz mu tylko mówić, jak to nie widzisz w czymś takim sensu, to on też nie będzie się go doszukiwał. Chłopcy są głupi, Ley, nie zauważyłaś tego jeszcze?

-Ała! – Zgodnie odwróciłyśmy głowy w kierunku czyjegoś głosu, po czym wybuchłyśmy śmiechem. – To nie jest zabawne!

-Zauważyłam – szturchnęłam Patty łokciem, na co pokiwała ze zrozumieniem głową.

Założyłam ręce na piersi, patrząc, jak Mike próbuje się wydostać z do połowy zamkniętego okna, w którym się zaklinował. Po domu rozniósł się dźwięk dzwonka, więc dziewczyna wstała, kierując się do drzwi, a ja wciąż przyglądałam się brunetowi z politowaniem.

-To czyste przekupstwo – Usłyszałam głos przyjaciółki, więc wychyliłam się, żeby mieć widok na przedpokój, w którym stali teraz Nick i Jake, obaj z poduszkami w jednej ręce i jedzeniem w drugiej.

-Żartujecie? – parsknęłam, ale widząc, że ich wpuszcza, wyłącznie machnęłam ręką. – I tyle z miłego wieczoru. A jeszcze tyle ludzi do obgadania...

-Możemy ich obgadywać z wami – Obaj opadli na kanapę obok mnie, a my z Patty spojrzałyśmy po sobie, wybuchając śmiechem.

-Wiecie, nie żebym potrzebował atencji, ale moglibyście pomóc – krzyknął Mike.

-W porządku – Jake podniósł się z miejsca, podwijając rękawy. – Potrzebuję taśmy i wiertarki.

-Okay, odwołuję, ja tu zostaję!

-I niech ktoś mi powie, że ja nie umiem sobie radzić z rozwiązywaniem problemów – Usiadł dumnie na fotelu, na co wywróciłam oczami, chociaż i tak mimowolnie się uśmiechałam.


***
rozdział we wtorek, what a crazy concept

miłego tygodnia, kochani x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro