52
Czy mogłabym być bardziej szczęśliwa?
Jasne. Mogłabym znaleźć sto dolców na ulicy, mogłabym przypadkiem wpaść na swoich idoli, mogłabym dostać darmową pizzę, ale szczerze? W tamtym momencie nie przeszłoby mi to przez myśl, bo czułam, że mam wszystko.
Wkroczyłam na drogę do porozumienia z rodzicami. Zdołaliśmy nawet zjeść razem śniadanie, opowiadałam im, co się u mnie dzieje i wszystko było takie naturalne, jak w typowej rodzinie.
A po tym jakby nigdy nic pozwolili mi iść do Patty na noc, dlatego całe następne dwadzieścia cztery godziny miałam spędzić z przyjaciółmi.
To brzmi jak sen, ale wiecie co?
To moje życie.
Mimo że nadal nie potrafiłam w to uwierzyć.
-Uwaga, przygotujcie się na szok – Ruda weszła do salonu, w którym siedziałam razem z Nickiem, bo reszta jeszcze nie dotarła. – Sami zrobimy żarcie!
-Zgaduję, że jak wbije Mike, to skończy się na zamówieniu pizzy – parsknęłam, a chłopak od razu mi przytaknął.
-Nie ma opcji. Możemy zrobić pizzę sami, jak już – Założyła ręce na piersi.
-A czemu właściwie? – spytał brunet, a ona westchnęła, podchodząc do nas i usiadła mu na kolanach.
-Rodzice zaczęli się rzucać, że cały czas coś zamawiamy i tylko walają się w domu pudełka po pizzy, więc założyliśmy się, czy damy radę chociaż raz zrobić coś sami.
-I ty wierzysz, że chłopaki na to pójdą? – zaśmiał się Nick, obejmując ją, a ona zaczęła bawić się jego włosami.
Jak oni słodko wyglądają, moje shippowskie serduszko krzyczy.
-Jednego kretyna będzie łatwo namówić – Tu puściła mi oczko, na co wyłącznie pokręciłam z rozbawieniem głową. – A drugiego nakłoni tylko to, że zrobimy coś dobrego, więc... Jakieś propozycje?
-Tosty francuskie – Uśmiechnęłam się uroczo, ale w odpowiedzi dostałam tylko zgodne „fuj". – Aha, fajnie macie.
-To jest za słodkie, Heyley, zlituj się – Wywróciłam oczami na wypowiedź Nicka, wystawiając do nich język.
-Zaproponujcie coś lepszego.
-Pizza, jakaś tarta, spaghetti, może lasagne? – wymieniał, a Patty zacisnęła usta, zapewne analizując wszystko po kolei.
-To robimy lasagne i sałatkę owocową – oznajmiła, przelotnie całując swojego chłopaka, po czym wstała i poszła do kuchni.
-Skąd jej ta sałatka? – spytałam wreszcie, ale w odpowiedzi dostałam tylko wzruszenie ramion.
-Hej, kochani, wiem, że tęskniliście! – Drzwi otworzyły się na oścież, a do środka wparował Mike. – Umieram z głodu, co dziś jemy?
-Niespodzianka – Uśmiechnęłam się niezręcznie, kierując wzrok na Jake'a, który właśnie wszedł do pokoju, jak na skazanie i usiadł na kanapie obok mnie. – Dobrze się czujesz?
-Biegałem za tym debilem po ruchomych schodach. Pod prąd. Nie pytaj.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem, spoglądając na bruneta, który tylko wzruszył niewinnie ramionami.
***
-Powołuję komitet do spraw gotowania, pieczenia, smażenia, krojenia...
-I innych takich – dokończyłam za Patty, na co tylko wystawiła do mnie język.
-Tak więc – kontynuowała. – Podział obowiązków. Nick gotuje makaron, ja robię sos, Mike ściera ser, a Ley i Jake kroją owoce.
-Ale... – zaczął Mike, ale ona szybko mu przerwała.
-Zamknij się, to moja kuchnia.
-Tryb Monici Geller jej się włączył, uważajcie – rzucił Jake, na co mimowolnie parsknęłam śmiechem.
-Idąc tym tropem, jesteś Ross – odgryzła się.
-To ile ty miałeś dziewczyn? – Spojrzałam na niego znacząco, na co wywrócił oczami, obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie.
-No patrz, jesteś pierwsza – Pocałował mnie w policzek, przy okazji szepcząc mi do ucha. – I sądzę, że jedyna.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, przytulając do jego boku.
-Wracając do tego, dlaczego ci przerwałem – kontynuował Mike, mrużąc na nas oczy. – Mam włoskie korzenie, to hańba przydzielać mnie do ścierania sera.
-Jej rodzice mają niezliczoną ilość rodzajów sera, jako włoski znawca możesz sam coś wybrać – dodał Nick. – Ale wybierz inny niż parmezan, to ona cię zabije. Próbowałem.
-Jakoś nadal jesteś żywy.
-Wiesz, ja mam swoje sposoby – Puścił Patty oczko, ale ona wyłącznie wywróciła oczami.
-Skończcie z tymi podtekstami – Mike zakrył uszy dłońmi, wychodząc z kuchni. – Idę do sera!
-On nie wie, że to w drugą stronę, prawda? – spytałam niepewnie, ale zostałam zbyta machnięciem ręką.
Typowo.
***
-Nie wcisnę więcej, nie ma opcji – jęknął Mike, praktycznie rzucając talerz na stół. – Jakim cudem tego wyszło tak dużo?
-Wiesz, niektórzy nie jedli lasagne, więc w sumie dostałeś przynajmniej podwójną porcję – zauważył Nick. – Taka Hayley to sobie żyje na sałatce owocowej.
Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się niewinnie i dalej jakby nigdy nic bawiłam się włosami Jake'a, który przysypiał, leżąc głową na moich udach.
-Pomijając już fakt, że troszkę pomyliliśmy ilość składników, przez co wyszło tego jakoś trzy razy więcej – dodała Patty mimochodem, na co się zaśmiałam. – Ale rodzice mogą być ze mnie dumni.
-Z nas wszystkich – poprawiłam.
Sama nie wiem, jakim cudem, ale z całą tą zabawą zeszło nam się do wieczora. Nie, żeby to miało jakikolwiek związek z wykładem Mike'a o rodzajach sera albo tym, jak chłopaki wynosili Patty z kuchni, bo „za bardzo się rządziła", czy też tym, jak zmywaliśmy pomarańczę z sufitu, bo Jake stwierdził, że umie żonglować... Nie, to wcale nie przez to.
-Obejrzałbym film – rzucił Nick. – Zgaduję, że i tak nie ruszymy się już z tej kanapy.
-Ale horror, bo nie wytrzymam jakiegoś badziewia – dodał drugi brunet, na co wystawiłam do niego język.
-Proponuję „REC" – odezwał się Jake, ziewając i przecierając leniwie oczy. – Przynajmniej będzie zabawnie.
-Stary, powaliło cię. Nawet my się tego momentami baliśmy – Mike stuknął się palcem w czoło, patrząc na blondyna jak na idiotę, ale ten tylko wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem. – Przecież oni tu zejdą.
-O to chyba chodzi, nie?
-Raczej nie – Posłałam mu znaczące spojrzenie, ale w odpowiedzi tylko puścił mi oczko.
-Proszę bardzo, zobaczymy, kto tu się będzie bał – prychnęła Patty, łapiąc pilot ze stolika i włączyła na telewizorze Netflixa, po chwili wyszukując wspomniany film.
Przegryzłam odruchowo wargę, po chwili kierując wzrok na chłopaka, który teraz obejmował mnie ramieniem.
-Czy ja chcę to widzieć?
-Nie sądzę – odparł od razu, po chwili się uśmiechając. – Ale jestem obok, więc nie masz się czego bać – Pocałował mnie w policzek, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. – Zawsze możesz się przytulić.
-Myślisz, że nie będę?
-Jestem pewny, że będziesz – W odpowiedzi wyłącznie wzruszyłam ramionami.
I w zasadzie to miał rację. Czemu?
BO TEN FILM TO BYŁA NAJSTRASZNIEJSZA RZECZ, JAKĄ WIDZIAŁAM W ŻYCIU I SAMA SIĘ SOBIE DZIWIĘ, ŻE NIE STRZELIŁAM SIĘ WTEDY W ŁEB.
Całe półtora godziny przesiedziałam wtulona w blondyna, a kiedy tylko spojrzałam w ekran, natychmiast tego żałowałam.
Już czułam w kościach, jak będę mu się żalić po nocach, że nie mogę zasnąć.
On natomiast razem z Mikiem śmiał się w niebogłosy, czym niemiłosiernie mnie irytowali, ale cóż, zawsze lepsze to, niż jakby mieli mnie dodatkowo straszyć.
Właściwie i tak miałam farta, bo z tego, co zdążyłam zauważyć to i Nick, i Patty byli równie przerażeni, przez co skończyli jako kulka trzęsąca się ze strachu.
Kiedy wreszcie to piekło się skończyło, było już zdecydowanie późno, a Mike zaczął straszyć tamtą parkę na coraz to dziwniejsze sposoby i poniekąd dziwiłam się, że żadne z nich mu nie przywaliło. Ja za to wciąż leżałam z Jakiem, trochę przysypiając, a on głaskał mnie po policzku.
-Naprawdę się bałaś? – spytał szeptem. Uchyliłam oczy, patrząc na jego twarz w półmroku.
-Nie zauważyłeś?
-Poniekąd liczyłem, że to tylko pretekst – zaśmiał się cicho, na co wywróciłam oczami. – Ale już jest dobrze?
-Najlepiej – Uśmiechnęłam się lekko, czując, jak delikatnie mnie całuje, po czym objął mnie mocniej, a ja zwyczajnie zasnęłam.
I wtedy czułam się już pewna, że nikt mi tego szczęścia nie odbierze.
***
to co skarby, chyba to kończymy
kiedy chcecie epilog?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro