Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Yyyyyyyy... Michael? -powiedziałam. Duch patrzył tylko na mnie i chyba nie wiedział co powiedzieć.
-Coś się stało? -spytał -Masz dziwną minę. -może nic nie usłyszał...? Mam nadzieję. To byłoby totalnie dziwne, głupie i... i dziwne.
-Co się tak na mnie patrzycie? -spytał jeszcze raz. Jeszcze chwilę gapiłyśmy się na niego, ale na szczęście Roxana otrząsnęła się pierwsza, bo ja palnęłabym pewnie coś głupiego.
- My... Zastanawiamy się po co przyszedłeś...!? -uuuuuuu... zaczęła ostro. No tak, przecież zmusił Rox'anę do pocałunku a mnie do gapienia się na to. -Chciałem tylko omówić plan uratowania króla. -powiedział, a ja gapiłam się na niego nie wiedząc o co mu chodzi.
-Brandon'a. Twojego ojca. -aaaaaaaa... No tak. Zapomniałam.
-Wiesz, odczep się, okey? Mamy Ciebie cholernie dosyć. Spadaj na drzewo dokończyć ewolucję! -odezwałam się.
-Co wam się stało!? Annabell, chcę tobie pomóc uratować ojca! Więc z łaski twojej posłuchaj mnie!
-Chcesz mi pomóc!? Przecież robisz to tylko dlatego, że mój ojciec ci kazał! -krzyknęłam na niego. Miałam nadzieję, że zaprzeczy ale chyba się przeliczyłam. Patrzył się tylko na mnie miną jak wykutą z kamienia. Tylko oczy wszystko psuły. Przez dosłownie sekundę widziałam w nich rozpacz i smutek, ale po chwili one też stały się bez wyrazu.
-Tak, robię to tylko i wyłącznie dla niego. Więc teraz się przymknij i posłuchaj mnie w końcu, jeśli mamy go z tamtąd wyciągnąć!
-Przestań tak do mnie mówić, idioto! Rozumiem że jestes duchem i tak dalej, ale nie zapominaj, że to JA jestem z RK! JA jestem księżniczką Siedmiu Królestw! A co jeśli nie chcę go ratować!? -krzyknelam, po czym wstałam i podeszłam do niego. Zamachnęłam się chcąc dać mu w twarz ale moja ręka... przeszła przez jego głowę! Żarty sobie ze mnie robisz!?
-Jeśli chcę mogę być przezroczysty. Hehehe. -powiedział nabijając się ze mnie.
Przygwoździł mnie do ściany, ale ja nie dam się tak łatwo. Wiedziałam że nie lubi być obrażany.
-Weź zainwestuj w tic tac'i bo ci jedzie. -powiedziałam, odepchnęłam go i odeszłam. Potem Michael wyszedł. Jeszcze chwilę przed jego wyjściem spojrzałam w jego oczy. Myślałam, że zobaczę tam gniew i złość. Ale spostrzegłam ból, cierpienie i... zawiedzenie...?

♡☆♡☆♡☆♡☆♡

Hejka!

Wiecie, jak dla mnie, ten rozdział był do bani. Po prostu nudny.
Ale sami oceńcie w komentarzach ://

Parę osób napisało do mnie na priv. Bardzo wam dziękuję <3 <3 <3
Jesteście kochani ♡♡♡

Zapraszam więcej osób :)) Mam nadzieję, że też napiszecie :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro