Rozdział 50 "Niespodziewany koniec"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dobrze - po tych słowach chciałam skakać z radości. Nie wiem czy się uda, ale spróbować zawsze można.

- Wystarczy, że wypowiem zaklęcie - powiedział obojętnie. Ale że co? Wystarczy samo durne zaklęcie!?

- Co proszę? Wystarczy samo durne zaklęcie!?

- Tak. Jednak jest jeden haczyk - nie można wyciągnąć stamtąd jednej osoby. Umrze.

- Moment - ktoś z nich? To moja rodzina! Zrób coś, znajdź jakiś inny sposób, który zwróci mi ich wszystkich.

- Nie istnieje, Annabell - powiedział. Nie mogłam się poddać. Nie teraz. Skinęłam lekko głową dając mu znak, że może działać.

Pojawiła się Roxana. Podbiegłam do niej i mocno przytuliłam.  

- Czemu płaczesz, słonko? - spytała troskliwie. Nie miałam czasu jej wszystkiego wyjaśniać.

- Nie ważne. Cieszę się, że jesteś. 

Płakałam z myślą, że jedna bliska mi osoba nie pojawi się już, oraz dla tego, że będę musiała pożegnać się z nimi wszystkimi. Powoli zauważałam kolejną osobę - mamę. Od razu po zobaczeniu mnie i ojca, podeszła do niego. Spoko, przecież ja jestem tylko córką, lepiej podejść do niego. Jednak nie pocałowała go ani nic takiego. Uderzyła go pięścią w twarz, a dopiero potem podeszła do mnie. Uśmiechnęłam się złośliwie do ojca, co on odwzajemnił. Jeszcze Michael i Austin. Nie wiem, którego pragnę zobaczyć bardziej. Wyłaniała się sylwetka chłopaka. Tylko którego? Michael? Austin? Michael? Michael!? To Michael! Od razu ruszyliśmy sobie na przeciw i nie obchodząc się moimi rodzicami, pocałowaliśmy się. 

- Tęskniłem, kochanie. - uwielbiam jego głos. Może to samolubne, ale cieszę się, że zobaczyłam właśnie tego chłopaka. To jego tak naprawdę kocham. To on nim myślałam prawie cały czas, nie o Austinie. 

Zabrałam całą ekipę do jadalni, gdzie usiedliśmy przy stole. Od razu dostali coś dostali coś do jedzenia, a ojciec mógł przekazać im plany ratowania jeszcze jednej osoby - Davida. Zerknęłam na niego porozumiewawczo, a on zabrał się za opowiadanie. 

- Pewnie jeszcze tego nie wiecie, ale pójdziemy uratować Davida - brata Annabell - przekazał im całą historię o tym, jak to nie można nas zabić... Bla, bla, bla... Później przeszedł do sedna - Żeby go odzyskać musimy dostać się do Królestwa Wilkołaków. W tamtejszej piwnicy prawdopodobnie jest jego ciało w trumnie. Aby go ożywić potrzebujemy kogoś bardzo mu bliskiego, kto wypowie zaklęcie. Zrobi to Ana z moją pomocą. Sama nie jest jeszcze doświadczona, nigdy nie ćwiczyła posługiwania się magią. W tym czasie do piwnicy na pewno będzie chciała dostać się ochrona - wilkołaki. Musicie nas ochraniać, Alexie postaraj się unikać wilków. Wiesz co się stanie, kiedy Cię ugryzą. 

- Oczywiście. 

- Umm... Mogę wiedzieć co? - wtrąciła Roxana. Widziałam jak patrzy się na wampira, chyba się zakochała... 

- Umrze - powiedział beznamiętnie Brandon, na co dziewczyna miała bardzo zszokowaną minę - nie chcemy do tego dopuścić, więc Alex powinien zostać w swoim królestwie. 

- Nie ma mowy - powiedział wampir - Pomogę.

- Jak chcesz ale masz trzymać się z daleka. Roxano, dostaniesz trochę magii ode mnie, masz nas osłaniać. Sunny, zostajesz w królestwie. Dostaniesz interaktywną mapkę w sali komputerowej. Wszczepimy sobie czipy, żebyś wiedziała gdzie jesteśmy. Będziesz dawała nam wskazówki. Michael, także Tobie dam odrobinę magii. Tylko nie wykorzystaj jej kiedy będziesz zazdrosny... tak jak wtedy w restauracji z Annabellą... - mówił. Rzeczywiście była taka sytuacja kiedy miałam randkę z Austinem.

- Kiedy wyruszamy? - spytałam. 

- Najlepiej teraz. David musimy być uwolniony dokładnie o tej godzinie, w której umarł, czyli 19:06. - wszyscy kiwnęli głowami na znak, że zgadzają się z planem Brandona. Poszliśmy uszykować się do walki z wrogimi królestwami. Do wali o nasz ziemię. Do walki którą możemy nie przetrwać...   

17:32 

Stoimy przed bramą do podziemi Królestwa Wilkołaków. Ojciec dał nam wszystkim zaklęcie maskujące, dzięki czemu na razie nikt nas nie zauważył. Niestety, Brandon nie odzyskał jeszcze magii na tyle, żebyśmy mogli być niewidzialni cały czas. Przeszliśmy przez nieco zardzewiałe kraty prowadzące wgłąb ziemi. Ciągle padał deszcz, a krople powoli spływały po mojej twarzy dopóki nie zaszliśmy tak daleko, że nie było widać nieba. Zagłębialiśmy się coraz bardziej nie wiedząc, czy w ogóle zobaczymy jeszcze białe chmury układające się w przeróżne kształty lub promienie słoneczne okalające nasze twarze. Możliwe, że to wszystko już się kończy. Ich czas. Nasz czas.

Po kilkudziesięciu minutach znaleźliśmy się w czymś przypominającym jaskinię, gdzie na samym środku stały trzy trumny. Powoli podeszłam do nich. Na największej widniało nazwisko mego ojca - Brandon Magnael. Nawet nie wiedziałam, że on tak się nazywa. No tak - przyjęłam nazwisko po mamie, a ona nigdy tak naprawdę nie poślubiła Brandona. Po obu stronach tej największej trumny leżały dwie inne - jedna z napisem "Annabella Magnael". Dlaczego wszyscy w tym świecie nazywają mnie "Annabellą" zamiast po prostu "Aną"? Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Najwyraźniej mnie też chcieli uśpić a nawet zabić. Na kolejnej trumnie napisane było "David Magnael". To właśnie tam prawdopodobnie leży mój brat.

Alex stanął na czatach i miał dawać znak, jeśli ktoś będzie szedł. Wybiła 18:15. Jeszcze trochę i będziemy wypowiadać zaklęcie. Nagle, Alex stojący u drzwi poleciał z hukiem wprost na ścianę. Od razu za nim skoczyła przerażająca postać - półczłowiek - półwilk. Zaczęli się szarpać a po chwili Roxana i Michael próbowali rozdzielić ich swoją magią. Niestety, do środka wpadały inne stwory, które chciały dostać się do mnie i ojca, ale oni skutecznie im na to nie pozwalali. Odganiali bestie magią, którą dał im Brandon.

- Już czas. - powiedział ojciec. Otworzył powoli trumnę a w środku zobaczyłam brata takiego jak go zapamiętałam. Brązowe włosy okalały jego nienaturalnie białą twarz. Łza spłynęła mi po twarz, gdy dotykałam jego zimnego polika. Musi się udać. Ojciec stanął po jednej stronie trumny, a ja po drugiej, chwyciliśmy się za ręce i zaczęliśmy wypowiadać zaklęcie. Wszystko szło dobrze, dopóki nie usłyszeliśmy dźwięków z naszych słuchawek dzięki którym byliśmy połączeni z Sunny.

- Idzie coraz więcej wilków, już 19:00. Wypowiadajcie zaklęcie szybciej, Michael i Roxana długo już nie... - nie usłyszeliśmy nic więcej tylko szum. 

- Mamo? Mamo!? - krzyczałam ale nikt się nie odzywał.

- Nie martw się. Widocznie coś przerwało przekaz - uspokajał Brandon. - Wróćmy do zaklęcia, musimy się pośpieszyć.

Jak powiedział tak zrobiliśmy. Próbowałam się skupić, ale usłyszałam jeszcze cichy szept mego ojca. Tak jakby połączył się z mamą i rozmawiał z nią.

- Kocham cię. Zawsze cię kochałem. Wiesz, dlaczego was opuściłem. Wiesz, że musiałem, Sunny.

- Ja ciebie, też kocham. Pamiętaj o mnie, proszę.

Tak, jakby się żegnali. Nie, przecież mama na pewno siedzi w Królestwie cała i zdrowa. Teraz najważniejsze jest tylko jedno - David i zaklęcie. Podczas wypowiadanych słów poczułam mrowienie na całym ciele. David jakby powoli unosił się z trumny. Gdy był już na wysokości mojej głowy gwałtownie spadł i ocknął się. Otworzył oczy, zamrugał parę razy, i przyglądał się chyba o co chodzi. Nie mogłam wytrzymać z radości. Od razu przytuliłam go nie zważając na otaczające mnie zewsząd wilkołaki. 

- Ana? To ty? - pytał jakby z niedowierzeniem - Co się tu dzieje?

- Nieważne, David. Później wszystko ci opowiem. 

- Ale ty wyrosłaś... - zaczął się zachwycać, lecz nie mieliśmy na to czasu. 

- Musimy stąd iść. Pomóż mi odgonić wilkołaki. - powiedział ojciec. Stanęli, chwycili się za ręce, a po chwili stwory zaczęły skomleć i uciekać w stronę wyjścia. Zostaliśmy tylko ja, David, Brandon, Roxana, Alex i Michael. Wampir leżał nieprzytomny na skałach. Moja przyjaciółka szybko do niego podbiegła i zaczęła płakać.

- Nie możesz odejść... Proszę, nie teraz... Nie teraz, kiedy wszystko zaczyna się układać. - mówiła Rox przez łzy. Na nodze chłopaka było pełno krwi - ugryzł go wilkołak.

- Zrób coś! - krzyczałam w stronę ojca. Alex stał się jednym z moich przyjaciół i bardzo się do niego przywiązałam.

- Nie mogę, Annabello. Na ugryzienie wilkołaka nic już nie pomoże. - powiedział. Zaakceptowałam rzeczywistość i po prostu przytuliłam Roxanę, która krzyczała nad zimnym i bezwładnym już ciałem, które powoli zamieniało się w popiół.

- Csiii... - usłyszała cichy szept wampira, mimo że myślała, że zmarł - Cichutko, Rox... Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - wyszeptał jeszcze i odszedł do tamtego świata. Roxana wtuliła się we mnie cicho łkając. 

21:28

Ona nie mogła umrzeć! Wszystko nie tak miało być! Sunny musi żyć, to moja matka. Osoba, która musiała wytrzymywać wszystkie moje humorki nigdy nie narzekając. Która była przy mnie zawsze mimo spotkanych przeciwności losu. Nie mogła zginąć ot tak z powodu jednej paskudnej czarownicy. Brandon zwołał już Kolaahma, czyli jednego z podwładnych, ducha, aby przyprowadził trumnę i wyniósł ciało. Dlaczego muszę tracić wszystkich, których kocham? Wszystkich, których darzę jakimkolwiek uczuciem. Aż boję się pomyśleć co będzie dalej. Miałam zginąć tylko ja, nie inni. Na(nie)szczęście to się wszystko niedługo skończy. Niedługo spotka mnie nieuchronna śmierć. Na szczęście przynajmniej Roxana, Brandon, Michael i David będą mogli żyć w miarę normalnym życiem. 

- Ana?

- Tak, tato?

- Moglibyśmy porozmawiać w moim gabinecie? - spytał. Przytaknęłam głową i poszłam razem z nim. Idąc korytarzem mijałam drzwi z różnymi wzorami dopóki nie doszliśmy do tych, których szukaliśmy. Weszłam do środka i usiadłam w na krześle na przeciwko jego biurka. 

- Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że musiałem tu wrócić i wymazać Sunny pamięć, aby was chronić. To było moim celem. Kocham cię, jesteś moją jedyną córką. Słońcem, który rozświetla każdą myśl, każde miłe wspomnienie w mojej głowie jest właśnie o tobie, Annabello. Wiem, że będziesz chciała wrócić do normalnego świata, rozumiem cię. Też bym na twoim miejscu tak postąpił. Jednak pamiętaj, że zawsze, ale to zawsze możesz wrócić tutaj do mnie, do Siedmiu Królestw. Bramy do nich zawsze są otwarte dla ciebie. Każdego dnia i każdej nocy będę wyczekiwał dnia, w którym pojawisz się u wrót mojego zamku. Naszego zamku. - mówił ojciec, a ja kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Zaskoczył mnie tym wszystkim. Tym, że chciał nas chronić i że w każdej chwili mogę wrócić do magicznej krainy. Nie wiedział tylko, że tak naprawdę rozmawiam z nim zapewne ostatni raz, gdyż niedługo odejdę z tego świata zupełnie jak Sunny i Alex. Łzy napłynęły mi do oczu, nie chciałam go opuszczać. Nie chce umierać, mam  dopiero 14 lat. Czyż nie jestem za młoda na śmierć? Co zrobiłam złego? A no tak, urodziłam się. O wiele lepiej byłoby, gdybym się nie urodziła. Moim bliscy żyliby sobie spokojnie, a David w przyszłości zostałby królem. 

- Nie płacz, dziecko. Już dość wycierpiałaś. Połóż się spać.

- Dobrze. Pamiętaj, że ja ciebie też kocham najmocniej na świecie, tato. I nie zapomnij, że zawsze będę przy tobie, nawet jeśli stanie się coś nieprzewidzianego. Wrócę z Roxaną jutro o świcie. Na śniadanie będziemy już w domu.

- Zaczarujemy ludzi z twojej okolicy. Będą myśleli, że mieszkasz z kimś dorosłym. Dam tobie urządzenie, które pozwoli ci wezwać kogoś z królestwa do pomocy. Co miesiąc będziesz dostawała 2500 funtów. Gdybyś nie poradziła sobie z czymś po prostu naciśnij guzik. - powiedział i podał mi urządzenie. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i poszłam się położyć z myślą, że to ostatnia noc w moim życiu.

6:07

Pożegnałam się z Brandonem i Davidem, który zdecydował, że zostanie razem z ojcem i będzie walczył przeciw wrogim królestwom. Na koniec podeszłam do Michaela, który wyglądał na lekko przybitego.

- Będę tęsknić, Ano. - tylko tyle udało mu się wydusić. Jednak dla mnie te słowa znaczyły więcej niż dal przeciętnego człowieka. Przytuliłam go mocno i naprawdę nie chciałam puszczać. Poszłam na środek wielkiej sali i stanęłam obok Roxany, która cały czas odzywała się tylko półsłówkami. Mocno podziałała na nią śmierć Alexa. Pogrzeb Sunny i wampira na odbyć się za dwa miesiące, jesteśmy zaproszeni. 

Kiedy Brandon zaczął wypowiadać zaklęcie teleportujące w moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam ich opuszczać. Nagle, przed nami pojawiła się czarna postać. 

- "Annabello, podjęłaś decyzję, że przy powrocie do zwykłego świata, znikniesz z powierzchni całego wszechświata. Uratowałaś tym wszystkich na których ci zależy, którym udało się przeżyć." - potwór przestał mówić, uniósł rękę i skierował ją na mnie. Pogodzona się z bliską śmiercią czekałam tylko na ciemność. Na chociażby jakieś ukłucie, dzięki któremu będę wiedzieć, że umieram. Jednak poczułam tylko, jakby ktoś popchnął mnie mocno. Usłyszałam głośne krzyknięcie. Otworzyłam oczy. Mój ojciec leżał nieprzytomny na posadzce a z jego klatki piersiowej wystawała strzała. Strzała Śmierci.

Zaraz wstawię epilog i podziękowania <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro