55.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bonnie chodziła wściekła po salonie chłopaków.

-Jak mogliście nie powiedzieć Elenie o czymś takim? - wrzasnęła nagle.

-Jakby ci to... - zaczął czarnowłosy.

-Damon Ty się nawet nie odzywaj! Zawsze się świetnie bawisz, ale tym razem nie mam zamiaru tego słuchać! Ric, Emily! Możemy wy byście mi powiedzieli co wami kierowało? - warknęła.

-Wiesz... To w sumie tak jak wygląda... - mruknęła Emily.

-Jaja sobie ze mnie robisz? Rozumiem męska solidarność i tak dalej... Ale ty? Jak mogłaś jej to zrobić? Ona Ci ufała! - krzyczała zdenerwowana brunetka.

-Zostaw ją w spokoju Bonnie! - warknął starszy z braci - Ona w tym wszystkim zawiniła najmniej. Jeśli chcesz się na kimś wyżywać to proponuję na mnie i Ricu... Ale jakby się nad tym zastanowić to Stefcio ma swój rozum i nie powinien nas słychać... - ostatnie zdanie mruknął ciszej od reszty.

Mimowolnie na twarzy blondynki pojawił się niechciany uśmiech.

Zagryzła wargi starając się nie wybuchnąć śmiechem.

-Damon czy ja nie prosiłam żebyś się zamknął? - warknęła coraz bardziej zła.

- Nie... - pokręcił głową - Ty kazałaś mi być cicho, a ja nie lubię robić tego co mi się karze...

-Jesteś tak strasznie... yhhh! Nawet brak mi słów żeby Cię opisać! - wyrzuciła ręce w górę.

Na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny uśmiech.

-Damon nie wkurzaj jej bardziej.. - mruknął Enzo do przyjaciela.

-Dobra już dobra! - mruknął.

Bonnie wzięła głęboki wdech i rozejrzała się.

Widać było, że się nad czymś zastanawia...

Ale czy ktoś był w stanie zapytać najbardziej niebezpieczną czarownicę na świecie o czym myśli? Zwłaszcza, że chwilę wcześniej groziła że ich pozabija.

W końcu jej wzrok wylądował na Stefanie.

Westchnęła i pokręciła głową.

-Idź kupić jakieś kwiaty... - mruknęła - Wiem, że nie masz za co przepraszać, ale to Elena. Inaczej będzie tylko gorzej...

-Bonnie Ty tak serio? - Damon znów postanowił wtrącić swoje trzy grosze.

-Salvatore z Tobą nie rozmawiam! - warknęła patrząc na niego.

Wzruszył ramionami i ukazał szereg zębów.

- Nie szczerz się jak upośledzony, bo Ci tak zostanie... - mruknęła Emily.

Bonnie uśmiechnęła się w jej kierunku.

-Nareszcie ktoś po mojej stronie. - stwierdziła z uśmiechem.

-Ej! Ja też jestem po twojej stronie! - Enzo przypomniał o swojej obecności.

Brunetka przewróciła oczami.

Stefan westchnął i wstał z kanapy.

-Jakie kupić te kwiaty? - mruknął i ruszył do drzwi.

-Ja mam wiedzieć? To twoja dziewczyna!

-Była... - wtrącił starszy Salvatore.

-Damon! - warknęli wszyscy jednocześnie.

-No co? - spytał jakby nigdy nic.

-Jesteś debilem... - mruknął Ric.

- To już słyszałem...

-Najwyraźniej nie przyswoiłeś informacji. - parsknął śmiechem Enzo.

-Wypierdalaj z mojego domu. - wskazał na drzwi.

Emily wybuchła śmiechem wraz z Bonnie i Alariciem.

Stefan otworzył drzwi.

-To jakie te kwiaty?

-Kurwa nie wiem! - Bonnie sięgnęła po poduszkę i rzuciła w przyjaciela.

-Jak kupię złe to powiem, że to był twój pomysł! - krzyknął ze śmiechem i wyszedł.

Bonnie jedynie zaczęła się śmiać.

-Ktoś chce czegoś do picia? - zapytał czarnowłosy.

-A masz coś oprócz bourbona?

-A po coś innego? - wtrącił się Enzo.

-Przynajmniej jeden mądry. - klepnął przyjaciela w plecy.

-Polej lepiej i nie pierdol... - mruknął Saltzman.

Damon i Enzo poszli po szklanki i trunek.

Emily poprawiła włosy które opadały jej na czoło i westchnęła.

Kolejny dzień z alkoholem.

Coś w jej życiu poszło nie tak...

Ale co z tego jeśli w tych wszystkich problemach odnalazła szczęście?

****
Zapraszam na moje nowe opowiadanie!

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Jeśli tak zostawcie gwiazdki i komenatrze! ❤❤



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro