14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elizabeth nie wiedziała co ma o tym myśleć. Przecież, chyba sytuacja się nie pogorszyła? Zrobiła coś, co odebrał za głupie?

Myśli kotłowały się w głowie, lecz nie było czasu na dogłębne analizowanie, gdyż niedługo potem znaleźli się w gabinecie Snape'a. Pierwszym co zrobił dyrektor, było położenie sporego pakunku przypominającego sześcian na swoim hebanowym biurku. Krukonka zamknęła drzwi. Tym razem nie przepuścił jej przodem, przez co poczuła lekkie ukłucie gdzieś w klatce piersiowej.

Odwrócił się do niej. Jego twarz jak zwykle nie zdradzała niczego, chociaż z drugiej strony jej wyraz nie wydawał się być jakoś bardzo nieprzyjemny czy poważny. Był taki nijaki. Wyciągnął do niej dłoń po różdżkę, którą natychmiast oddała.

- O co chodzi, panie profesorze? - spytała, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Chciałbym dzisiaj coś zrobić, ale powstrzymuje mnie kilka prac uczniów.
- Rozumiem aluzję.
- Bardzo dobrze - odpowiedział, siadając na swoim krześle i przysuwając do niej niewielki stosik esejów. - Gdybyś miała wątpliwości co do niektórych rzeczy, zajrzyj do książki. Nie mam ochoty co chwilę odpowiadać.

Skinęła głową, siadając naprzeciwko. Nie był dla niej niemiły, ale miała wrażenie, że trzyma ją na spory dystans. Nie wiedziała, czy jej się tylko zdawało, czy było tak faktycznie, lecz w pewnym momencie zapaliła jej się ostrzegawcza lampeczka. Nie bardzo wiedziała też po co zabierał jej różdżkę.

Severus sięgnął po pakunek i rozciął jego wiązanie. Gdy odwinął papier, Elizabeth spostrzegła, że to był naprawdę spory stos listów. Na myśl przyszło jej tylko jedno. Chce odpowiadać na, jakkolwiek by to nie brzmiało, listy miłosne.

- Coś nie tak, panno Claride? Moje polecenie nie było jasne?
- Nie, nie o to chodzi. Zawiesiłam się.
- Radzę się odwiesić. Nie wyjdzie pani stąd, jeśli to nie zostanie zrobione.

Kobieta przysunęła bliżej siebie pióro z kałamarzem, które Mistrz Eliksirów przygotował dla niej. Zaczęła czytać. Wypracowania należały do uczniów z młodszych klas, więc w większości nie potrzebowała żadnej pomocy. Czasami jednak, nie była pewna czy jej tok myślenia jest poprawny i odczuwała lekki dyskomfort sprawdzając informację przy swoim profesorze. Pomyślała, że mógłby uznać, iż nie przykłada się do nauki.

Im więcej czasu minęło, tym Krukonka gorzej się czuła. Okropnie drażnił ją widok Severusa z cieniem uśmieszku na twarzy, skrobiącego coś w odpowiedzi na czystym kawałku papieru. Przyznała sobie w duchu, że jest o niego bardzo zazdrosna.

"Niech sobie odpisuje" pomyślała, zwracając wzrok na esej "Niech pisze, co tam... Nie, niech się tak nie uśmiecha. I najlepiej nie odpisuje wcale" myślała, kłócąc się sama ze sobą.

Westchnęła, przekrzywiając głowę. Ile wysiłku ją kosztowało, żeby nie wrzucić tych cholernych listów do palącego się obok kominka.

- Coś nie tak, panno Claride? - mruknął zza biurka.

Nie odpowiedziała. Zamiast tego posłała mu nieco ponure spojrzenie.

- Czy wiesz co to oklumencja? - spytał znienacka.
- Nie.
- To dziedzina magii, umożliwiająca obronę przed legilimencją.
- A czym jest legilimencja?
- To bardzo trudna, podobnie zresztą jak oklumencja, sztuka polegająca na penetrowaniu umysłu drugiej istoty w celu poznania słabości, złych wspomnień, traumatycznych przeżyć lub myśli. Nie naucza się jej w Hogwarcie, ponieważ jest zakazana przez Ministerstwo.

Elizabeth, zmarszczyła brwi.

- Dlaczego mi pan o tym mówi, skoro jest zakazana?
- Nie domyślasz się? - Splótł palce, odkładając uprzednio pióro.

Kobieta pokręciła przecząco głową.

- Jesteś bardzo słaba w ukrywaniu swoich emocji- Na jego twarzy zagościł uśmiech świadczący o przebiegłości.
- Nadal nie rozumiem aluzji - Wbiła wzrok w kartkę i starała się skupić na eseju ucznia z czwartego roku.
- Bardzo słaba - powtórzył, przypatrując jej się uważnie. - Panno Claride, co powinienem odpisać na:"nie mogę przestać o Tobie myśleć"
- Sądzę, że bardzo dobre by tu było:"Ja nie mam tego problemu" - sarknęła znad kartki papieru, nawet nie patrząc na mężczyznę, który teraz uśmiechnął się kącikiem ust.

Elizabeth po dłuższej chwili ciszy oparła się gwałtownie o fotel i zmierzyła swój obiekt uczuć wzrokiem. Severus pił herbatę bardzo powoli, wpatrując się w nią. Para z kubka, która co jakiś czas uwalniała się z powierzchni napoju, beztrosko płynęła ku górze, nie zważając na napięcie rosnące w powietrzu. Profesor odstawił kubek i delikatnie oblizał swoje usta. Krukonka opuściła wzrok i wbiła go w kominek, ten gest był zdecydowanie zbyt krępujący.

Wróciła do sprawdzania prac, jednak w ogóle nie skupiała się na tym co czytała.

- A na:"spojrzenie Twoich cudnych ciemnych oczu przeszywa na wskroś me serce"?

Elizabeth oparła czoło o biurko.

- Tutaj by była dobra odpowiedź w stylu:"od takich listów mogą zajść paskudną mgłą ślepoty".

Severus powstrzymał się od parsknięcia. Dziewczyna miała umysł jak brzytwa. Wyjątkowa bystrość i inteligencja.

- A co powiesz na...
- Nie no! - krzyknęła, opierając się o fotel. - To miał być szlaban, a nie psychiczne męczarnie!
- Nie ma powodu do krzyków. Tym bardziej na swojego nauczyciela i dyrektora - odparł chłodno.

Kobieta odetchnęła, przymykając oczy i zaciskając palce na podłokietnikach fotela. Gdy otworzyła oczy spojrzała wprost na czarnowłosego.

- Przepraszam. Nie pisałam się na to.
- Szlaban ma być nieprzyjemny, żebyś zrozumiała swój błąd i go nie powtarzała.
- Nie śmiałabym, przynajmniej na lekcji.
- A w czasie wolnym? - spytał z nutą ciekawości.
- Możliwe, że by się to powtórzyło - Spojrzała na swoje kolana, unikając jego świdrującego wzroku.

Pokręcił głową.

- Dziecinada - podsumował.
- Bo?
- Zmień ton, proszę.
- Dlaczego, panie profesorze?
- Claride, spójrz prawdzie w oczy. To tylko szczeniackie zauroczenie.
- Kiedy ostatnim razem sprawdzałam, byłam człowiekiem, a nie szczeniakiem i nie zgadzam się z tym co pan powiedział.
- Uzasadnij.

Odwróciła wzrok, patrząc w kominek.

- Muszę odmówić, panie profesorze.
- Mów.
- Nie powiem - zacisnęła usta.

Severus odwrócił kartki z esejami w swoją stronę. Przejrzał je wszystkie, co jakiś czas zerkając na dziewczynę siedzącą przed nim, nie nawiązującą z kontaktu wzrokowego. Eseje opatrzone zostały komentarzem przy niepoprawnych zdaniach. Zupełnie w jego stylu, z tą różnicą, że różniło się pismo.

- Możesz iść - poinformował, a dziewczyna zsunęła się z krzesła.

Podał jej różdżkę.

- Do widzenia.
- Do widzenia.

Gdy tylko drzwi się zamknęły, Severus przymknął oczy i uśmiechnął się. Wstał od biurka, pokręcił głową, by rozluźnić mięśnie, po czym wrzucił wszystkie listy do kominka.

Krukonka szła korytarzem, rozmyślając o wszystkim, czego była świadkiem. Analizowała po kolei wszystkie fakty związane z Severusem.
"Zobowiązuje Filcha do odbierania jego listów, bo mu się nie podobają. Daje mi szlaban za rysuneczek, ok, jestem w stanie zrozumieć. Ale potem zmienia szlaban i mnie prowokuje? To się kupy nie trzyma" myśli tłukły się jej po głowie.

Elizabeth wspinała się po schodach z wyjątkowo zrezygnowanym wyrazem twarzy. Nie była tego świadoma, ale jej postawa świadczyła o wykończeniu egzystencjonalnym; zwisające luźno ręce i spuszczona głowa.

- Elizabeth! - zawołała profesor Salerie, kiedy Krukonka mijała główny korytarz. - Co się stało? Chodź na herbatę to pogadamy.
- Oj, nie wiem, panie profesor czy mam na to siłę.
- Proponuje ci herbatę, a ty się nie godzisz? Musi być naprawdę źle - mruknęła, podchodząc do uczennicy i rozpoczynając z nią wędrówkę na trzecie piętro.

Po paru minutach wreszcie usiadły w przytulnym i przestrzennym gabinecie profesor obrony przed czarną magią.

- Co się dzieje?
- Nie wiem nawet jak mam zacząć - mruknęła posępnie.
Aloysia przyjrzała się jej uważnie.
- Jakkolwiek, dalej samo poleci - Uśmiechnęła się. - Zamieniam się w słuch.

Elizabeth westchnęła ciężko i zbierała się do rozpoczęcia opowieści, a w tym czasie nauczycielka podała herbatę.

- Mam problem z jednym osobnikiem płci męskiej.
- Oj, poważna sprawa - Przysunęła w jej stronę filiżankę.
- Jest taki jeden, za którym, aż głupio się przyznać, ale szaleję - powiedziała bezsilnym tonem - I daje sobie małe szanse, bardzo małe... Bliskie zera.
- Nie powinnaś.
- Niby nie, ale taka prawda. Jest starszy ode mnie.
- Ze starszych roczników? - spytała i napiła się herbaty.

Krukonka zerknęła na nią, po czym skinęła głową, kłamiąc.

- No dobra, i co?
- On od pewnego czasu ma powodzenie, całkiem niezłe, czemu się absolutnie nie dziwię, ale dzisiaj miałam bardzo nieprzyjemną i dziwną sytuację - Złapała oddech - Wzbudzał we mnie umyślnie zazdrość.
- Skąd wiesz, że umyślnie?
- No bo wie o tym, że mi się podoba.
- Mówiłaś mu?
- Nie, ale, to znaczy, ehhh, jak to powiedzieć...
- Spokojnie, nie spieszy mi się.
- Pani profesor - zaczęła, a po pauzie podjęła - tak jakby powiedziałam mu, ale nie wprost. Trochę taka skomplikowana sytuacja. Pozbyłam się dowodu, ale i tak powiedziałam co nim było i przepraszam, lecz nie chcę tego tak dokładnie pani opowiadać.
- Nie musisz, słucham dalej.
- No więc możemy zakładać, iż wie, że do niego coś czuję i dlatego stwierdzam, że wzbudzanie zazdrości było z premedytacją.
- Bardzo możliwe.
- A w tym przekonaniu utwierdza mnie fakt, że dopytywał mnie o sprawy związane z innymi dziewczynami, którym się podoba.
- Aaa, to na pewno zamierzone działanie - Uśmiechnęła się.
- No właśnie. Ale po co?
- Powiem ci coś z doświadczenia. Są różne typy facetów, chociaż tych w obrębie twojego wieku i tak jest łatwiej rozczytać.
- Ano właśnie - mruknęła Elizabeth, patrząc na swoje dłonie, złożone na udach.
- Nie mogę ci przez to powiedzieć dokładnie co chciał przez to osiągnąć, ale jednak sądzę, że też mu się podobasz i chciał sprawdzić twoje reakcje.
- Tak pani uważa? - W jej oczach zabłysnęły iskierki, a głos miał nutę nadziei.
- Tak.
- Wątpię w to - mruknęła po chwili, a Aloysia miała wrażenie, że jeszcze bardziej zapadła się w fotelu - Jakoś mam co do tego złe przeczucia.
- Czas pokaże, Elizabeth. Nie załamuj się tylko. Jeśli nie on, to masz tysiące innych, którym marzy się taka wspaniała dziewczyna, jak ty.
- Jakoś nie spotkałam jeszcze ani jednego z tych tysięcy - sapnęła i westchnęła ciężko.
- Może źle patrzysz. Zobaczysz, będzie dobrze.

Nie wiem czy jest dobry ten rozdział, bo ostatnio mam trudne dla mnie dni i tak jakoś nie czuję bluesa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro