16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego ranka na śniadaniu Elizabeth dowiedziała się o wyjątkowym, bo niedzielnym wypadzie do Hogsmeade. Nie zapisała się jednak na listę, którą stworzył opiekun każdego domu, ponieważ stwierdziła, że i tak często tam bywa, a rodziców w domu i tak nie zastanie.

W pewnym momencie, gdy nie spiesząc się, wędrowała w stronę swojego dormitorium, wpadł jej do głowy pewien pomysł. Skoro nie ma wielu uczniów w szkole, to warto dowiedzieć się czegoś więcej na temat całego zamieszania wokół Lucjusza Malfoya.

Młoda kobieta była już bliżej najwyższego piętra zamku, niż lochów, więc skierowała się wprost do gabinetu dyrektora. Lecz kiedy znalazła się tuż przed strzegącą wejścia chimerą, pojawiły się wątpliwości.

"Wejdę i powiem, siema Sev, jak tam u kumpla blondasa? Bez sensu, przecież nie wydobędę informacji ot tak. Chyba, że przekonam dyrektora, że jestem zaniepokojona całą sytuacją i dlatego chce wiedzieć więcej. Nie głupie, ale nie znam nawet hasła do gabinetu" myślała gorączkowo "Może sprawdzę w lochach"

Odwróciła się i zaczęła iść w stronę schodów. Po paru sekundach Mistrz Eliksirów wyłonił się z pólmroku, kilka metrów przed dziewczyną.

− Właśnie pana szukałam, panie dyrektorze − odezwała się, gdy przeniósł na nią spojrzenie.
− W jakim celu, panno Claride? − Podszedł do uczennicy.

Nabrała powietrza w usta i zamilkła.

− Nie jestem jasnowidzem, chociaż mogę na takiego wyglądać − powiedział, po czym uśmiechnął się przebiegle − Czy może po prostu szukałaś okazji na spotkanie mojej osoby?
− Nie − mruknęła, spuszczając głowę i czując nagłą falę ciepła rozlewającą się po ciele. − Chciałam o coś zapytać.
− Zatem słucham − Uniósł lekko brwi − Panno Claride, nie mam całego dnia, by tu sterczeć.
− Zdaję sobie z tego sprawę, ale..
− W takim razie uszanuj mój czas − przerwał jej.

Dziewczyna spojrzała na chwilę przez okno, a potem w oczy mężczyzny. Severus był doskonałym obserwatorem, więc reakcje Krukonki na jego ruchy, barwę głosu czy proste gesty, widział bardzo wyraźnie. Dziwiła go troszkę sytuacja w jakiej znalazł się zarówno on, jak i ona, ale jednocześnie sprawiało mu to jakąś niespotykaną dotąd satysfakcję, tak samo jak sam fakt dostawania listów od młodych i często atrakcyjnych kobiet. Śmiało można stwierdzić, że podbudowało to pewność siebie i ego Severusa, a gierki słowne, przez które Elizabeth w sposób, jego zdaniem, śmieszny opuszczała głowę, dostarczały mu sporej ilości samozadowolenia.

− Chciałam zapytać o tę aferę wokół "Proroka Codziennego", czy bardziej artykułu, jaki się tam pojawił − zaczęła, ostrożnie dobierając słowa.

Profesor Snape przypatrywał jej się przez dłuższą chwilę, po czym dał znać głową, by podążyła za nim do gabinetu. Gdy znaleźli się pod posągiem strzegącym wejścia, zerknął na nią znacząco.

− Ojej, przecież nie będę pana nachodzić − żachnęła się.
− Zobaczymy − Uśmiechnął się lekko. − Asfodelus.

Chimera przesunęła się, ukazując kręte schody.

− Dzień dobry, profesorze Dumbledore − pomachała ręką do portretu wiszącego niedaleko biurka.
− Co za brak szacunku! − wykrzyknął inny, były dyrektor Hogwartu.
− Nie przesadzaj, Fineasie − sapnęła jakaś grubsza kobieta − Dziewczynka chciała się tylko przywitać.

Black odwrócił się niezadowolony, a po chwili zniknął całkowicie z portretu. Severus wskazał dziewczynie fotel przy masywnym biurku, zasiadając naprzeciw. Machnął różdżką, uciszając wszystkie prowadzące ze sobą rozmowę portrety. Elizabeth spojrzała w ich stronę. Nie były oburzone, ale nie dlatego, że już do tego przywykły. Zaklęcie tworzyło jakby barierę dźwiękochłonną, za którą niczego nie było słychać.

Mistrz Eliksirów oparł się o biurko i lekko pochylił w stronę Krukonki.

− Skąd pomysł, panno Claride, że udzielę ci informacji na ten temat?
− Domyślałam się, że tego pan nie zrobi...
− Ale?
− Wolałam spróbować. Trochę mnie to nurtuje, zresztą podejrzewam, że nie tylko mnie.

Severus przypatrywał jej się dłuższą chwilę, zanim przerwał ciszę.
− Jak sądzisz, czy rodzina Malfoyów została słusznie potraktowana pocałunkiem dementora?
− Trudne pytanie − stwierdziła. − I tak i nie.
− Rozwiń, proszę − odparł, wstając i podchodząc w wyjątkowo elegancki sposób do sporego, porcelanowego imbryka.
Rzucił jej spojrzenie przez ramię, odsłaniając dwie filiżanki.
− Poproszę − powiedziała i skinęła głową z wdzięcznością. − Z jednej strony Lucjusz uczestniczył już nawet w pierwszej wojnie czarodziejów, więc przestępstwa, jakie popełnił na pewno się namnożyły.
− Wtrąciłbym coś do tego, ale jaką mam gwarancję, że nie powiesz o naszej rozmowie nikomu?
− Naprawdę pan sądzi, że chciałabym narażać się na pański gniew?

Mistrz Eliksirów wzruszył ramieniem, pijąc herbatę.

− Zauważyłem, że lubisz ryzyko.
− Ale nie do tego stopnia − odpowiedziała, mieszając łyżeczką w filiżance, mimo że herbata nie była słodzona.
− Denerwujesz się? − spytał po chwili.
− Nie − skłamała.

Zawsze się denerwowała w jego obecności. Miało to bezpośredni związek z jej uczuciami. Chciała wypaść jak najlepiej w jego oczach, a nad niektórymi reakcjami jej ciała po prostu nie potrafiła zapanować.

− Wracając do tematu − zaczął − Trochę się mylisz. Zapewne zdajesz sobie sprawę, że Lucjusz Malfoy nienawidził, podobnie zresztą jak inni śmierciożercy, mugolaków.
− A pan? − zapytała.
Severus nabrał nieco powietrza w usta i zmierzył kobietę chłodnym spojrzeniem.
− Sam jestem półkrwi. Nie przerywaj mi.
Elizabeth skinęła głową i wpatrzyła się w dłonie Mistrza Eliskirów, które powolnym, pełnym gracji ruchem, kreśliły koła na krawędzi filiżanki.
− Tak więc jak mówiłem, Lucjusz nienawidził mugolaków, ale nie oznacza to wcale, że lubił się nad nimi znęcać. Niechętnie uczestniczył w takich... rozrywkach. W naszych kręgach każdy nadstawiał karku za co innego. Lucjusz miał wiele kontaktów, miał bogactwo i żyłkę do interesów, dlatego też Czarny Pan wykorzystywał go częściej do jakichś przekupstw, czy przekrętów − zrobił pauzę, nawiązując krótki kontakt wzrokowy z uczennicą − A to co mówiłaś o drugiej wojnie... Lucjusz kochał swoją rodzinę i kiedy tylko Czarny Pan ponownie się pojawił, był przerażony. Wiedział, że chowa do niego urazę, ponieważ ten nieco go zawiódł i naprawdę bał się o to co może stać się jego rodzinie, Narcyzie i Draconowi. Początkowo nie był w złej sytuacji, ale poźniej... Później Czarny Pan był wściekły, a to nikomu nie wróży dobrze.
− Mogę o coś zapytać?
− Mhm − Severus napił się herbaty.
− Jaki w tym wszystkim miała udział Narcyza?
− Nigdy nie należała do śmierciożerców, ale przebywała wśród nich, bo nie miała wyjścia, gdy zaczęliśmy spotykać się w Malfoy Manor. Narcyza była bardzo podobna do Lucjusza. Jedyną różnicą był fakt, że ona wiedziała, kiedy odwrócić się od Czarnego Pana.
− Z tego co się właśnie dowiedziałam, to wnioskuje, że jest całkiem spora szansa na to, iż oboje żyją. Światem rządzi pieniądz. Lucjusz mógłby "wykupić" swoją rodzinę.

Dyrektor patrzył na nią znad filiżanki. Elizabeth przez chwilę utrzymywała kontakt wzrokowy, a później sama napiła się herbaty.

− Możliwe − odparł zdawkowo, odstawiając porcelanę na talerzyk.

Ponownie oparł się o biurko, lecz tym razem począł bardzo intensywnie wpatrywać się w kobietę.

− Eee, nie bardzo rozumiem dlaczego pan na mnie tak patrzy.
− Nie dowiesz się.

Krukonka zmarszczyła brwi, próbując wyczytać cokolwiek z twarzy mężczyzny. Mistrz Eliksirów podparł brodę, kciukiem gładząc się w okolicach ust. Elizabeth z trudem oderwała do niego spojrzenie, wbijając je dla odmiany w talerzyk pod filiżanką. Severus uśmiechnął się ledwie zauważalnie.

− Panie dyrektorze? − spytała, mając wrażenie, że od ostatniego zdania minęło kilkanaście minut.
− Tak? − wydał z siebie niewiarygodnie przyjemny dla ucha pomruk.
Krukonka poruszyła niespokojnie nogą.
− Czy − zaczęła lekko drżącym głosem, po czym odchrząknęła − Czy to znaczy, że Lucjusz jest na wolności, czy nie?
− Boisz się, panno Claride?
− A kto nie bałby się śmierciożercy?
− Byłego.
− Ale nadal.
− Wnioskuję, że mnie też się boisz.
− Nie − odparła, nie bardzo wiedząc do czego zmierza mężczyzna − Pan to co innego.
− Mogłem dodać ci eliksiru do herbaty, kiedy ją parzyłem. Mogłaś się nawet nie zorientować.
− Jeszcze żyję − stwierdziła, opierając się wygodnie w fotelu.
− Istnieją eliksiry działające od wewnątrz z opóźnieniem, praktycznie nie do wykrycia − Nadal patrzył na nią intensywnie.
− I po co miałby pan to robić?
− Bo mi podpadłaś, panno Claride. Nie musiałbym ci skracać życia, ale taki eliksir przeczyszczający, dlaczego nie?
Elizabeth wpatrzyła się pełnym obaw wzrokiem w swoją pustą już filiżankę. Severus powstrzymał się od parsknięcia. Reakcja uczennicy była warta tej gry aktorskiej.
− Proszę opuścić mój gabinet, panno Claride.
− Dlaczego?
− Pani obecność przeszkadza mi w kończeniu mojej pracy.
− Aha − mruknęła, nie bardzo wiedząc co powiedzieć − To... Dziękuję za herbatę.
− Pięć galeonów − mruknął, przenosząc wzrok na jakieś papiery leżące teraz przed nim.

Krukonka uśmiechnęła się półgębkiem i ruszyła w stronę drzwi.

− Panie profesorze? − zaczęła, przystając przy schodach. − Ale w herbacie niczego nie było?
− Zobaczysz wieczorem − Zmrużył oczy i uśmiechnął się przebiegle.

Młoda kobieta wróciła do swojego dormitorium i do końca dnia zastanawiała się nad wszystkim, co dzisiaj usłyszała.


Back from the dead.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro