20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po tym jak skrzat domowy zniknął z pokoju Prefektów Naczelnych z domy Roweny Ravenclaw, Elizabeth rzuciła swój plecak na kanapę, a sama usiadła niedaleko niego, wpatrując się beznamiętnie w kominek.

Była tak wytrącona z równowagi, że nawet nie miała siły zmienić ubrania na lżejsze. Jednak po kilku minutach siedzenia nieopodal kominka temperatura w pomieszczeniu, znacznie przewyższająca tą na zewnątrz, dawała o sobie znać.

Elizabeth westchnęła, zabrała swój plecak i podreptała do swojego pokoju. Tam przebrała się w jeden z jej ulubionych, jak to mówiła, "zestawów zimowych", składający się z ciemnoniebieskiej bluzki z długimi rękawami, rozmiar większej czarnej bluzy oraz wygodnych, acz przylegających do ciała spodni tego samego koloru.

Krukonka wypakowała ubrania zimowe z plecaka, piżamę, bieliznę oraz trzy zapakowane prezenty. Dwa z nich wrzuciła ze złością na dół szafy, która stała około dwóch metrów od jej łóżka, natomiast jeden położyła delikatnie na materacu. Zaraz po tym sięgnęła ręką pod łóżko, wydobywając czwarty pakunek, bardzo różniący się od poprzednich, gdyż ozdobiony srebrno-zielonym papierem.

Zanim Elizabeth zeszła z powrotem do pokoju wspólnego, szybkim ruchem różdżki oczyściła gitarę z maleńkiej warstwy kurzu, która z uwagi na ciemny kolor wykończenia instrumentu była bardzo widoczna, a następnie przewiesiła sobie ją przez plecy.

W pokoju wspólnym usiadła na krawędzi stolika i nie zwlekając zaczęła grać, zapominając o otaczającym ją świecie.

Po paru lub parunastu minutach wspaniałej harmonii i jedności ze swoim instrumentem, Elizabeth wybudziła się z muzycznego transu, zwabiona odgłosem cicho szeleszczących szat.

– Pozwoli pan, że jeszcze chwilę sobie pogram – powiedziała do mężczyzny opierającego się o ścianę nieopodal kominka.

Skinął głową w odpowiedzi. Ku własnemu zdziwieniu dziewczyna przestała stresować się w jego obecności. Nie wiedziała, czy jest to spowodowane tym, że dzięki grze jest bardzo rozluźniona, czy tym, że sytuacja sprzed godziny prawie całkowicie pozbawiła ją sił.

– To jeden z kawałków, po który sięgnęłam na początku nauki i przez długi czas nie potrafiłam go zagrać – oznajmiła, starając się nawiązać rozmowę z profesorem.
– Santana – skomentował po chwili, a Elizabeth spojrzała na niego roziskrzonymi oczami – Black Magic Woman.

Krukonka przerwała grę wpatrując się w milczeniu w swojego nauczyciela. Kiedy zorientowała się, że robi to stanowczo za długo, odwróciła wzrok i wlepiła go w struny swojego instrumentu, uprzednio nerwowo odrzucając do tyłu ciemne włosy.

Snape parsknął, po czym oparł się o kominek, kierując przelotne spojrzenie na wesołe płomienie tańczące w środku.

Dopiero wówczas Elizabeth mogła ukradkiem lustrować wzrokiem całą sylwetkę ukochanego, podkreśloną przez dobrze dobrany surdut i takie same spodnie. Spod ciemnego materiału w okolicach mankietów oraz kołnierza nieśmiało wyglądała śnieżnobiała koszula, nadająca całej kreacji przyjemnego dla oka kontrastu.

Wtedy przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Prawą stopą wystukała odpowiedni rytm, do którego zaczęła grać kiedyś zasłyszany, mugolski utwór rockowy.

Severus skierował wzrok na uczennicę, która ciepło się do niego uśmiechała.

– Claride, nawet nie próbuj – ostrzegł z małym uśmieszkiem, błąkającym się gdzieś w kącikach ust – Przecież wiesz, że jestem półkrwi.
– To skoro to było takie oczywiste, to niech pan powie co grałam.
– Kiss – odpowiedział, wymieniając samą nazwę zespołu.

Elizabeth przeczuła, że zna tytuł utworu, ale z oczywistych powodów nie chce go wymieniać.

– Zgadza się– potwierdziła – I was made for loving you – dodała, czując niemały zawód i lekki ucisk, gdzieś w okolicy serca.

Kobieta odłożyła gitarę na kanapę, a następnie odwróciła się do stolika, zabierając z niego starannie zapakowany prezent.

– Swoją drogą, jak pan tu wszedł? – spytała, rzucając mu spojrzenie przez ramię.
– Nauczyciele mają wstęp do każdego dormitorium – odparł, robiąc krok w stronę dziewczyny.
– Tak bez zagadki? – spytała zawiedziona. – Mam coś dla pana.
– Zazwyczaj nie przyjmuje prezentów.
– Dla mnie pan zrobi wyjątek – mruknęła, podchodząc do mężczyzny, ze schowanymi za plecami rękoma.
– Skąd ta pewność? – zapytał, charakterystycznie unosząc jedną brew.
– Mam odpowiedzieć tak, jak powinnam odpowiedzieć, czy być sobą? – zastanowiła się na głos.
– Tak jak powinnaś.
– To po prostu.
– A jeśli miałabyś być sobą? – zapytał, przygotowując w myślach wiele możliwych wersji.

Po tylu latach nauczania Elizabeth Severus spodziewał się wielu rzeczy, ale tego chyba jeszcze nie słyszał.

– Poczułam to w jajnikach – uśmiechnęła się szatańsko, starając się tamować wybuch śmiechu.

Snape spojrzał na nią zażenowany

– Haha, żartuję – odparła, wręczając mu sporych rozmiarów, lecz za to bardzo płaski pakunek.
– Winyl? – spytał, analizując rozmiary.
– Taaak – odparła – Nie sądziłam, że od razu pan rozpozna.
– Mam ich dużo – skwitował krótko.

Severus odwinął zielono-srebrny papier, a po ujrzeniu okładki albumu The Division Bell natychmiast powiedział:
– Trafiony, dziękuję.

Elizabeth uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.

– Jednakże wiem skąd informacja o tym, że posiadam gramofon – dodał, oglądając płytę. – Muszę sobie porozmawiać z Aloysią, dlaczego to sprzedaje informacje uczniom o mojej osobie.
– Bez przesady. Przecież z gatunkiem musiałam sama trafić.
– I skąd ci przyszedł taki pomysł?
– Nie wiem... To po niektórych widać. Mi zawsze mówią, że widać czego słucham... Może przez ubiór, albo zachowanie. Nie mam pojęcia.
– Tak czy inaczej, nie przygotowałem nic w zamian.

Krukonka dzięki kilku krokom pokonała dystans dzielący ją od fotela, na którym wygodnie się ułożyła i spojrzała na Mistrza Eliksirów, chcąc coś powiedzieć.

– Nie, Claride, nie – uprzedził ją, zmywając przebiegły uśmieszek z jej twarzy.
– Nawet nic nie powiedziałam – oburzyła się, zagłębiając w fotel.
– Wiesz, że to niepoprawne siedzieć tak przy swoim nauczycielu? – spytał niezadowolony, zasiadając naprzeciw niej.
– Ojeju, wielkie mi halo – mruknęła, siadając prosto. – Dlaczego pan taki jest?

Severus spojrzał na Krukonkę, której humor wyraźnie się popsuł. Po paru chwilach mierzenia się wzrokiem, pstryknął palcami, wzywając jednego ze skrzatów.

– Dwie herbaty i ewentualnie coś do nich – polecił, po czym stworzenie zniknęło z cichym pyknięciem.

"Właśnie, a ja miałam iść po kakao" przypomniała sobie, lecz zignorowała tę myśl, po tym jak w jej ręku znalazł się kubek pięknie pachnącej i parującej herbaty.

Schyliła się po kruche czekoladowe ciastko, leżące na talerzyku zostawionym przez skrzata.

– Jaki jestem? – spytał niespodziewanie Snape, wprowadzając dziewczynę w chwilowe zdezorientowanie.
– No taki. Praktycznie wszystkiego pan sobie odmawia.
– Nie mogę nie odmówić romansu ze swoją uczennicą.

Elizabeth nabrała powietrza, po czym znów je wypuściła.

– Nie mówię przecież o tym... Kto powiedział, że... Że chodzi o związek w czasie szkoły – mruknęła nieśmiało, mieszając herbatę okrężnym ruchem ręki.
– Elizabeth, posłuchaj mnie uważnie. Dla mnie będziesz uczennicą nawet po szkole.

Kobieta poczuła nieznośny uścisk w gardle, a chwilę po nim pieczenie oczu.

– Ale czemu? – spytała słabym głosem. – To przez to, że jestem taka i tak się zachowuję? Mogę się zmienić.
– W miłości nie chodzi o to, żeby się dla kogoś zmieniać, tylko właśnie o to, żeby być przy nim sobą – odpowiedział chłodno, wstając z miejsca. – I nie, nie o to chodzi.

Severus wziął większy łyk herbaty, po czym ponownie spojrzał na dziewczynę, która dopiero co promieniała radością, a teraz siedziała zgarbiona z wyrazem pustki w oczach.

– Taką mam zasadę. To wszystko. Nawet gdybyś... – zaczął, a na kilka sekund w jego myślach pojawiła się Lily. – Po prostu taka zasada. Powinnaś patrzeć na osoby w swoim wieku.

Po tym zdaniu Elizabeth straciła trzy rzeczy: towarzystwo swojego lubego, który opuścił pokój wspólny, dobry humor, a także większą część nadziei na udany związek.


Wiem, że już tutaj znaczna część czytelników jest zawiedziona itd. ale to można powiedzieć taka mała przestroga z mojej strony, żebyście nigdy nie ignorowali swojej intuicji, bo nawet jeśli ktoś wam powie, iż wszystko zmierza w dobrym kierunku, lecz wy w głębi duszy czujecie, że jednak coś jest nie tak... To niestety, ale bardzo możliwe, że faktycznie jest coś nie tak. Postaram się skończyć to ff do końca miesiąca, ale niczego nie obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro