26.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– A kiedy zaczniemy? – spytała Elizabeth, wpatrując się w Ślizgona.

– Może od jutra? – zaproponował. – Dzisiaj na pewno nie, bo chciałbym mieć czas dla siebie.

– Jasne, rozumiem. Zresztą ja i tak mam dzisiaj próbę. – Pokiwała głową z aprobatą., kończąc swój posiłek.

Kilkadziesiąt minut po obiedzie Krukonka ponownie szła do Wielkiej Sali, tym razem jednak ze swoją gitarą, przewieszoną przez plecy. Ostrożnie stąpając po schodach, by przypadkiem nie uderzyć główką instrumentu o posadzkę, schodziła na parter, jednocześnie podśpiewując melodię jakiegoś mugolskiego utworu.

Kiedy po obiedzie pożegnała się z Draconem i wróciła do swojego dormitorium, sporo rozmyślała na temat tego, że jeden z jej przyjaciół odzyskał rodzinę. Do tej pory bardzo współczuła Ślizgonowi – był zmuszany przez samego Voldemorta do wykonania zadania, które ostatecznie go przerosło. Chłopak nigdy jej tego nie mówił, ale Elizabeth domyślała się, że możliwym było, iż Czarny Pan zagroził chłopakowi utratą ukochanych rodziców. Później, gdy potężny czarnoksiężnik zniknął na dobre, jego rodzice, a przynajmniej Lucjusz Malfoy, mieli zostać obdarzeni pocałunkiem dementora. Na szczęście wszystko ostatecznie wyszło na prostą. Jeśli Lucjusz jest cały i zdrowy, a jedyny uszczerbek, jaki odniósł zalicza się do jego finansów, gdyż rząd czarodziejów zajął jego majątek, to mama Dracona, Narcyza, na pewno też jest bezpieczna.

"Nie wiem co gorsze" pomyślała przez chwilę Elizabeth, zeskakując na półpiętro "posiadać rodzinę, która się tobą nie przejmuje, bo przecież praca jest najważniejsza, czy w ogóle jej nie mieć".

Nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi na to pytanie, Krukonka kontynuowała swoją wędrówkę.

– Cześć – przywitała się z niewielką ilością osób, zebraną w Wielkiej Sali.

– Cześć – odpowiedziało jej kilka osób niezbyt radosnym tonem.

Elizabeth wywróciła dyskretnie oczami.

"Nie chce ci się chodzić na spotkania, to po prostu nie przychodź" pomyślała, rzucając kątem oka na Gryfona i Puchonkę, którzy siedzieli na swoich miejscach z miną skazańca.

– Moi drodzy, troszkę was oszukałem. Próby nie będzie, ale mam dla was wiele ważnych informacji – zaczął profesor Flitwick, kiedy dołączyli już wszyscy – rozmówiłem się z naszym dyrektorem, otrzymując pozwolenie na zorganizowanie małych zawodów. Jako iż bardzo dużo osób z naszego chóru nie gra w quidditcha, ponieważ albo go nie lubi albo po prostu nie posiada predyspozycji do wykonywania takiego sportu, postanowiliśmy dać innym szansę wykazania się. Po przerwie świątecznej będą miały miejsce następujące wydarzenia... – Tu Filius odchrząknął i wyciągnął spory kawałek pergaminu zapisany jego własnym, nieco koślawym pismem – turniej magiczny, od razu objaśnię wam, co poszczególne pozycje oznaczają. – Odchrząknął ponownie. – Turniej magiczny, to po prostu pojedynki magiczne, w których będziecie mogli używać tylko nieszkodliwych zaklęć służących do samoobrony.

– Jak na przykład expelliarmus? – zapytała rok młodsza od Elizabeth Ślizgonka.

– Dokładnie tak, panno Casiddy. Dalej... – Powrócił do listy. – występy artystyczne. Chodzi tutaj głównie o umiejętności muzyczne, czyli śpiew oraz granie na instrumentach – Spojrzał przelotnie na Elizabeth. – do tego konkursu, który powinien was najbardziej interesować, przyjmujemy zgłoszenia do pokazów solowych lub w duecie, nie można wystąpić grupą.

Kilka osób odezwało się, wyrażając cicho swoje niezadowolenie.

– A jeśli na przykład dwie osoby by śpiewały, a trzecia im przygrywała? – spytała Krukonka, myśląc natychmiast o Victorii oraz Allie.

– Prawdę mówiąc, panno Claride, nie myślałem o takiej ewentualności, ale to raczej nie wchodzi w grę.

– Rozumiem – odpowiedziała – A gdyby trzecia osoba, ta która by grała, nie chciała być brana w punktacji pod uwagę? Wie pan o co mi chodzi?

– Tak, wiem. Hmmm.. Myślę, że to byłby dobry pomysł, tylko musiałbym zostać poinformowany, kogo miałbym później oceniać, a kogo nie.

– Ok, łatwizna – rzekła Elizabeth i kątem oka zobaczyła, jak spora część grupy uśmiecha się do rówieśników, a nawet przybija z nimi piątki.

– Te dwie dyscypliny będą miały miejsce tu, w Wielkiej Sali – poinformował, zsuwając się ze swojego stołeczka. – Są jeszcze inne, które dotyczą każdego przedmiotu, jakiego naucza się w Hogwarcie, ale one będą oceniane przez nauczycieli ich uczących. Oj, byłbym zapomniał. Nie zapomnieliśmy także o uczniów uzdolnionych w dziedzinie plastyki. Dla nich zrobiliśmy kategorię na zaprojektowanie najlepszego przebrania na Halloween.

– A ta część artystyczna, panie profesorze? – spytał Gryfon, który jeszcze do niedawna miał ochotę stąd wyjść.

– Stworzyliśmy jury specjalnie na tę okazję.

– I kto w nim jest, panie profesorze? – Rozległy się pytania.

– Nie chcecie, żeby to pozostało tajemnicą? – zapytał, rozglądając się po uczniach.

Prawie wszyscy przecząco pokręcili głowami.

– No dobrze. W jury będę ja, profesor McGonagall, profesor Sprout oraz profesor Snape, taka sama komisja będzie oceniać pojedynki, z tą różnicą, że zamiast Pomony pojawi się profesor Salerie.

Cały chór z wyjątkiem Elizabeth wydał się być zszokowany na wieść o Snapie w składzie jury. Krukonka zaśmiała się cicho i przygryzła język, będąc rozweselona tym faktem.

"Severus zna się na muzyce" pomyślała, nadal nie przestając się uśmiechać.

– Ach, jeszcze jedna, a w zasadzie dwie, bardzo ważne informacje. Możecie wziąć udział tylko w jednej dyscyplinie. Chciałem żebyście mogli wykazać się w maksimum trzech, ale Severus powiedział, że tu zacytuję: "Uczniów jest za dużo, żeby brali udział w trzech naraz. Poza tym, nie wiemy, jak to wyjdzie, więc lepiej nie ryzykować stratą czasu".

Elizabeth zaśmiała się, a profesor Flitwick spojrzał na nią karcąco.

– Przepraszam. – Powstrzymała się od parsknięcia.

– Wracając... Jedna dyscyplina. Ogólnie cały zamysł tych konkursów jest taki, że w drugim półroczu punkty dla domów będą zdobywane głównie poprzez wygrane w dyscyplinach, a nie wiedzę na przedmiotach, co wcale nie znaczy, że macie przestać się uczyć i obijać. – Pokiwał ostrzegawczo palcem w stronę niektórych delikwentów, których najwidoczniej tyczyła się ta uwaga. – Druga, już finalna informacja jest taka, że jeśli do konkursu muzycznego zgłosi się duet z dwóch różnych domów i akurat ten wygra, oba domy dostaną taką samą liczbę punktów, co duet pochodzący z tego samego domu. Czy jest to dla was jasne?

– Tak – potwierdzili wszyscy.

– Dobrze. Nie wiem, czy panna Claride przekazywała wam informacje o tym, że od teraz próby będą regularne?

– Tak. – Ponownie rozległy się przytakiwania.

– Nie do końca o to chodzi. Jeśli ktoś chciałby sobie przećwiczyć swój występ, sprawdzić, jak to wszystko rozbrzmiewa tutaj, w Wielkiej Sali, bo jak wiecie w tym pomieszczeniu panuje zupełnie inna akustyka, to zapraszam na próby o dowolnej godzinie, oczywiście w chwilach wolnych, kiedy sala nie będzie zajęta, ani nie będzie ciszy nocnej – Na potwierdzenie tych słów podniósł głos, który specyficznie odbił się od kamiennych ścian. – A teraz państwa żegnam. Zgłoszenia przyjmuję już dzisiaj po kolacji, ale radzę się dobrze zastanowić nad tym, czy chcecie brać udział w właśnie tej kategorii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro