31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Severusie – odezwał się Lucjusz, zarzucając na głowę kaptur, a także biorąc do ręki swoją maskę.

– Tak? – Mistrz eliksirów zrównał się z przyjacielem.

Dracon przebywający do tej pory w gabinecie, wyczuł moment, w którym dwójka starszych mężczyzn chce o czymś porozmawiać, dlatego też opuścił pomieszczenie.

– Jestem od ciebie starszy o te kilka lat, mam nieco więcej doświadczenia w niektórych kwestiach, myślę, że nie obrazisz się, jeśli tak stwierdzę – Spojrzał na przyjaciela, opierając się na laseczce – i naprawdę, wiedząc przez co przeszedłeś i poniekąd nadal przechodzisz, ponieważ tylko my doskonale wiemy, jakie to uczucie pozostać wśród żywych, po tych wszystkich... głupstwach, jakie popełniliśmy będąc młodzianami, to chciałbym udzielić ci pewnej rady lub po prostu się czymś z tobą podzielić.

Snape stał słuchając uważnie swojego przyjaciela, nawet przez sekundę nie myśląc o tym, by przerwać jego monolog.

– Pamiętasz, w jakich okolicznościach poznałem Cyzię? – spytał po chwili zastanowienia.

– Tylko to, co mi zdradziłeś.

– Cyzia w moim życiu pojawiła się bardzo niespodziewanie i dziękuję Merlinowi, że akurat w takim momencie. Głupi byłem, że przez kilka lat nie zwracałem na nią uwagi, wtedy wszystko pewnie potoczyłoby się inaczej. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że kochamy się wzajemnie, wmawiałem sobie, że to tylko chwilowe, minie z czasem i to niedługo, jak jakieś głupie zauroczenie... A całą tą podświadomą potrzebę kobiecej miłości oraz ogólnie miłości drugiego człowieka, której niestety mi brakowało, starałem się zastąpić potęgą czarnej magii. I wiesz co wtedy nastąpiło, Severusie?

Dyrektor stał, nadal słuchając przyjaciela.

– Pewnego wieczoru, zaraz po tym gdy zakończyliśmy nasze małe zebranie zwolenników idei czystości krwi, a także osób pałających zainteresowaniem do czarnej magii, moi towarzysze rozeszli się do pokojów, a ja zostałem sam w pokoju wspólnym. Było późno, więc wiedzieliśmy, że nikt nam nie przeszkodzi. Stałem, tuż przed kominkiem, Merlinie, pamiętam każdy szczegół, i nagle poczułem, jak ktoś łapie mnie bardzo delikatnie za przedramię. Odwróciłem się i zobaczyłem Narcyzę. Pierwszym, co przyszło mi na myśl, to wyszarpnąć się, obrzucić ją jakimś podłym spojrzeniem i odejść – Malfoy spojrzał na swoje dłonie oparte na główce węża – lecz zamiast tego stałem, patrząc jej w oczy, nie potrafiąc nic zrobić.

Snape oparł się o biurko i założył ręce, będąc nieco zainteresowany tą historią. Do tej pory słyszał tylko, iż poznali się na ostatnim roku Lucjusza w Hogwarcie.

– Powiedziała mi wtedy takim aksamitnym tonem, a jej głos był dla mnie tak kojący, że nie jestem w stanie tego przekazać, że zwyczajnie się o mnie martwi, ponieważ jestem jedynym z tej grupy, który jeszcze nie do końca zatracił się w tym szaleństwie. Nie wiem, czy wiesz, Severusie, ale Narcyza, owszem, wyznawała ideę czystości krwi i chciałaby, aby na świecie było więcej rodów podobnych do mojego, czy do jej własnego, ale nie chciała, by wydarzyły się takie rzeczy, do jakich doprowadziliśmy. W tamtym momencie coś we mnie puściło, taki gest złamał moją dumę i wszystkie moje bariery, a ja powiedziałem jej całą prawdę. Powiedziałem, że nie spotkałem nigdy piękniejszej i bardziej inteligentnej kobiety, niż ta, która stoi przede mną i z miejsca przeprosiłem ją, że byłem takim dumnym palantem, który wypierał się tego wspaniałego uczucia. Pamiętam, że zaśmiała się tylko i stwierdziła, iż mi to wybacza, ale jednocześnie ostrzegła mnie, że miłość trzeba pielęgnować na każdym kroku, dlatego też chce, abym spojrzał na to do czego zmierzam w kwestii czarnej magii z zupełnie innej perspektywy i zapytał sam siebie, czy aby na pewno jest to tego warte. I wiesz co?

– Zacząłeś inaczej postrzegać rzeczywistość? – spytał Severus.

– Dokładnie. A jedyne czego mogę żałować, to tego, iż to ja nie byłem pierwszym, który rozpoczął tę relację. Rozumiesz, Sev? Życie jest krótkie, minie szybko, a czekanie w takich sprawach jest bezcelowe.

– Lucjuszu, wy byliście w innej sytuacji – odparł Snape odwracając od przyjaciela wzrok.

– Proszę cię, mogę ci podać przykłady kilku tego typu związków, które nawiązały się w trakcie nauki jednej ze stron i wcale nie zostały źle odebrane przez społeczeństwo.

– A jeśli tym razem będzie inaczej?

– Jesteś dyrektorem, a ministerstwo nie wtrąca się w sprawy Hogwartu. – Malfoy uśmiechnął się łobuzersko. – Przemyśl to, proszę. To tak na odchodne... żegnaj.

Severus skinął głową, odprowadzając przyjaciela do drzwi.

– Cholera, niewidka się prawie zużyła – mruknął Lucjusz na schodach, narzucając na siebie pelerynę.

Malfoy wyszedł na korytarz i zobaczył swojego syna rozmawiającego z Elizabeth.

– O, twój tata chyba wyszedł – stwierdziła cicho dziewczyna, wskazując Draconowi wejście do gabinetu, które właśnie się zamykało.

– Korytarz pusty? – spytał Lucjusz, nie odkrywając się.

– Prawie. Kręcą się jacyś Krukoni – odpowiedział Draco.

– Niech pan tylko nie straszy jakiejś biednej dziewczyny.

– Spokojnie, tylko ciebie sobie upatrzyłem – odparł, a Elizabeth miała wrażenie, że się do niej uśmiecha.

– Czyli to było celowe? – spytała będąc dogłębnie zszokowana.

– Nie do końca – rzekł pozostając w ukryciu – Niewidka zsunęła mi się, gdy byłem na szczycie schodów, w tym samym momencie cię zobaczyłem i natychmiast poznałem...

Dracon roześmiał się, doskonale wiedząc, jak jego ojciec zakończy to zdanie.

– I szczerze mówiąc nie mogłem się powstrzymać.

– Dobra, ale jak mnie pan poznał? – spytała uśmiechając się lekko do śmiejącego się Ślizgona.

– Czy to ważne? – zapytał.

– Trochę.

– Dla "trochę" nie warto marnować energii na wyjaśnienia. – Wyłonił się spod peleryny niewidki, puszczając młodej kobiecie oczko. – Żegnajcie.

I zniknął.

– Salazarze, dawno się tak nie uśmiałem – przyznał Draco przecierając oczy.

– Twój ojciec to niezły agent jest – stwierdziła Elizabeth kręcąc głową. – Zachciało mu się, no proszę, ja o mało na zawał nie zeszłam.

– I tak mu już pewnie wybaczyłaś – powiedział szczerze uśmiechnięty.

– Tylko w połowie – Podniosła dumnie głowę i odeszła, ponownie rozśmieszając Dracona.

Elizabeth natychmiast wróciła do swojego dormitorium, przywitała się z Cesariusem i poszła po swoją gitarę, z którą niedługo potem powróciła do pokoju wspólnego.

– I jak tam? – spytał Cesarius.

– Wybrałam utwór – odpowiedziała szczerząc się do przyjaciela.

– Jaki? – zaciekawił się.

– I tak nie znasz mugolskiej muzyki.

– Co nie znaczy, że nie możesz mi go zagrać – odparł, rozsiadając się wygodniej w fotelu.

– Tak naprawdę liczyłam, że to zaproponujesz. Dobrze, że wcześniej odrobiłam wszystko, co miałam zadane, a wiesz czemu?

– Czemu? – zapytał.

– Pojutrze zaplanowano pierwsze cztery występy, a że brakowało jednego chętnego, to się zgłosiłam.

– A masz już dostatecznie przećwiczony utwór? – zdziwił się.

– Potrafiłam go zagrać już dawno. Sam zresztą zobacz. – Stuknęła różdżką w gitarę, której szarpane struny natychmiast zabrzmiały o wiele głośniej.

Elizabeth ustawiła odpowiednio potencjometry, sprawdziła strój gitary, pokręciła kółeczka nadgarstkami, następnie zrobiła kilka ćwiczeń rozgrzewających przed graniem i zaczęła szarpać struny, jednocześnie mając w głowie kolejne dźwięki utworu, które chciała uzyskać.

Po kilku minutach spojrzała na przyjaciela i powiedziała:

– Utwór to Europa – oznajmiła, a Cesarius patrzył na nią, jak w transie.

– To było niesamowite. Jeśli nie wygrasz kategorii dla instrumentów, Eli, to przysięgam, że uduszę tego kogoś z jury, który dał najmniej punktów z całej reszty.

Krukonka uśmiechnęła się do niego, czując satysfakcję.

– Dziękuję bardzo.

– A teraz wybacz mi, moja droga, ale mam do dokończenia kilka linijek wypracowania na transmutacje i ten utwór mnie tak mega zainspirował, że chyba dostanę zań wybitny.

Chłopak odszedł, a po chwili młoda kobieta wyszczerzyła się sama do siebie i zaczęła grać wszystko, co przyszło jej do głowy odcinając się na chwilę od rzeczywistości. Po parunastu minutach odłożyła instrument, by zasiąść w fotelu. Wpatrzyła się w płomienie kominka i zaczęła myśleć nad wszystkim, co powiedział jej dzisiaj Draco w kwestii Severusa.

– Daje sobie dwa dni – powiedziała pod nosem. – Jeśli tego nie zrobisz po tych dwóch dniach, Elizabeth, to lepiej zamilknij na wieki i wybij sobie wszystko z głowy. Pojutrze albo już nigdy. Postanowione – stwierdziła, łapiąc się za swoje dłonie, które uścisnęła i po chwili rozłączyła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro