32.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia tuż po nieco nudnej lekcji zielarstwa Elizabeth od profesor Sprout otrzymała zadanie dostarczenia pewnej dojrzałej już rośliny, która była zamiennikiem niektórych składników przy tworzeniu eliksirów. Krukonka bardzo ucieszyła się z tego powodu, a zanim opuściła cieplarnię numer cztery zapytała nauczycielkę gdzie może przebywać teraz dyrektor.

– Kochana, Severus skończył swoje lekcje równo z nami, zatem będzie pewnie u siebie w klasie.

– Dobrze, dziękuję – powiedziała Elizabeth i żwawym krokiem opuściła cieplarnie, zmierzając natychmiast do drugiego dziedzińca Hogwartu, wychodzącego w stronę Zakazanego Lasu.

Młoda kobieta minęła po drodze sporo uczniów z różnych domów, z których niektórzy zaciekawieni zerkali na to co niesie w rękach. Nic dziwnego, bowiem był to bardzo piękny okaz rośliny uberstik, która swoim wyglądem przypominała przerośniętą fasolo-marchewkę z natką w kształcie sporych listków na długich łodyżkach.

Gdy znalazła się w podziemiach zamku zdołała powstrzymać swój stres, zamieniając go w podekscytowanie, dlatego też w momencie pukania do drzwi klasy cierpliwie czekała na pozwolenie wejścia, uśmiechając się przy tym szeroko.

– Wejść – usłyszała znajomy głos ze środka klasy.

– Dzień dobry, panie dyrektorze – przywitała się z uśmiechem na widok lubego. – Przyniosłam coś panu.

– Uberstik. Faktycznie Pomona nie przesadziła, kiedy mi opowiadała, jaki to jej wyrósł – stwierdził oglądając roślinę, spoczywającą nadal w ramionach dziewczyny.

Elizabeth wpatrzyła się w jego oczy, oceniające przyszły składnik eliksirów. Nagle podniósł na nią wzrok.

– Czemu ty mi ją dostarczyłaś? – zapytał mierząc dziewczynę bacznym spojrzeniem.

– Bo pani Sprout musiała natychmiast udać się do pani Pomrey, poza tym już się przyzwyczaiła, że co tydzień o tej godzinie, po lekcji zielarstwa, mam dwa okienka.

– Bardzo dobrze, potrzebna mi będzie pomoc.

– Bardzo chętnie – Uśmiechnęła się Elizabeth, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele.

– To było polecenie, nie zapytanie – odparł spojrzawszy na uczennicę łobuzersko.

– Co wcale nie oznacza, że mam obowiązek spełnienia wszystkich zleconych mi zadań.

– Oj, Claride – zniżył głos do pomruku – nie sądzę byś się przy jakimkolwiek moim poleceniu zastanawiała.

Elizabeth cieszyła się ogromnie, że w tamtej chwili odwrócił się i sięgnął jakąś misę z regału, ponieważ poczuła pieczenie na policzkach i miała ochotę zapiszczeć, gdyż mężczyzna ją zawstydził.

– Połóż obok tego – polecił stawiając naczynie na ławce.

– Czemu nie zwykła, metalowa?

– Akurat ty powinnaś to wiedzieć.

– Wiem o zastosowaniach uberstika, nie o jego... czymś tam, co pan zamierza zrobić.

– Odpowiednio przygotować, by nadawał się do eliksirów – oznajmił śledząc wzrokiem Elizabeth. – Przy okazji, czy wiesz jakie składniki zastępuje?

– Róg jednorożca, w postaci stałej, a sok z rośliny zastępuje skrzeloziele.

Skinął głową i oparł się o ławkę, tuż obok dłoni dziewczyny. Młoda kobieta spojrzała na niego, jednak mężczyzna nie nawiązał kontaktu wzrokowego. Krukonka zerknęła na jego silne, męskie dłonie noszące bardzo charakterystyczne ślady, które informowały o tym, że ich posiadacz nie boi się pracy fizycznej. Elizabeth przygryzła wargę i zabrała swoją dłoń, gdyż okazało się to łatwiejsze, niż zwalczanie swojej pokusy wzięcia mężczyzny za rękę. Snape zwrócił wzrok ku niej, przez chwilę w milczeniu utrzymując kontakt wzrokowy, a następnie odszedł znów do regaliku, z którego wyciągnął dziwny przyrząd podobny do kilkukrotnie powiększonej igły, z tą różnicą, że był pusty w środku.

– Widzisz te zgrubienia? – spytał wskazując palcem na miejsca, które wyglądały, jak kulki wrośnięte w korzeń.

– Widzę – potwierdziła.

Severus wręczył jej przyrząd, przytrzymał roślinę, a kiedy dziewczyna wzięła narzędzie, ujął jej dłoń w swoją własną i poinstruował, lecz dziewczyna delektowała się jego dotykiem, nie instrukcjami.

– Pewnym ruchem przebijasz te zgrubienia, pancerzyk jest naprawdę mocny, więc nie obawiaj się, że przebijesz na wylot – powiedział wbijając wydrążony w środku kolec do zbiorniczka rośliny. – Podstaw naczynie.

Elizabeth szybko wykonała polecenie.

– Pytałaś dlaczego nie metalowa... dlatego, że metal pozbawia właściwości alchemicznych soku rośliny.

Krukonka obserwowała, jak ciecz z wnętrza korzenia przelewa się do miseczki.

– O Merlinie – zawołała zaskoczona, kiedy zauważyła, że roślina natychmiast się kurczy. – Ale dziwaczne.

Severus spojrzał na nią z ukosa i uśmiechnął się lekko. Dziewczyna przykucnęła przy ławce nadal obserwując cały proces, którym była zaciekawiona.

– I co dalej, panie profesorze? – spytała, gdy ostatnia kropla z jednego zbiorniczka wpadła do naczynia, a korzeń drastycznie się skurczył..

– Teraz – zaczął, wyciągając igłę z jednego miejsca. – Zrób to samo, ale niżej.

Elizabeth wzięła przyrząd, złapała uberstika i z całej siły spróbowała dostać się do jego wnętrza, jednak skórka okazała się zbyt mocna.

– Nie mogę – sapnęła po chwili.

– Panno Claride, naprawdę chcesz, by pokonała cię taka mała roślinka? – zapytał Snape.

– Kiedy ma naprawdę mocny ten pancerz.

– Spróbuj jeszcze raz.

Krukonka ponowiła próbę, spięła mięśnie i naparła na roślinę, ale nic się nie wydarzyło. Mistrz eliksirów po raz drugi ujął jej rękę.

– Komedia, Claride, komedia, przecież pokazywałem ci, jak masz to zrobić – mruknął przebijając skórkę.

– No śmieszne bardzo – powiedziała patrząc na lecący sok. – W ogóle co to za nazwa, uberstik, jak z niemieckiego.

– Twój ton sugeruje, że nie lubisz tego języka – stwierdził.

– Oj nie, bardzo nie lubię. Jest taki twardy i nieprzyjemny, niech pan sobie wyobrazi jakąś niemiecką parę, która mówi sobie czułe słówka, a dla osoby postronnej to jakieś – zastanowiła się, po czym rzekła – Notenputzer schildkrötenvareinen.

Severus parsknął, powstrzymując się od śmiechu.

– Znasz niemiecki?

– Nie – odparła.

– Tak sądziłem – Uśmiechnął się szczerze rozbawiony. – Najzabawniejsze z tego jest to, że te słowa, no prawie te, bo nieco je przekręciłaś, mają znaczenie.

Elizabeth zaśmiała się i spojrzała na roślinę, która wyglądała teraz, jakby za parę dni miała całkowicie uschnąć.

– Powiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy, a co mi się kojarzy z niemieckim.

Snape pokręcił głową, przymykając oczy, po czym odwrócił się, by z regału wziąć kolejny przedmiot. Tym razem Elizabeth wiedziała, jakie jest jego zastosowanie – przyrząd przypominał złączone u góry nożyce, z tym że zamiast ostrzy posiadał dwie sporej wielkości płaskie blaszki, pomiędzy które wkładało się jakiś składnik, a następnie zaciskało rączki, miażdżąc go.

– Odmierz palcem odległość od natki do korzenia i utnij w tym miejscu – Podał jej sztylecik.

– Już – oznajmiła biorąc do ręki nać.

Severus wziął korzeń i umieścił go w narzędziu do miażdżenia i mocno ścisnął, starając się, by każda kropla soku spłynęła do miseczki. Elizabeth miała bardzo dużą ochotę na rozśmieszenie nauczyciela, dlatego też położyła natkę na czubku swojej głowy i przytrzymując ją jedną ręką, zrobiła głupią minę, po czym stanęła przed Snape'em.

Dyrektor spojrzał na nią i skomentował:

– Wyglądasz, jak dorodna mandragora.

– Mam się cieszyć, czy płakać? – zapytała rozbawiona.

– Zależy, jak sobie to zinterpretujesz. – Wyjął zwiędnięty korzeń z narzędzia i odłożył na półkę ze składnikami, do których uczniowie nie mieli dostępu.

– A nać?

– Pasuje ci – odparł.

– Pytam poważnie, panie profesorze.

– Do wyrzucenia.

– A może ma też jakieś zastosowania, sprawdzał pan?

– Nie ma. Idź już – polecił.

Elizabeth stała, obserwując opiekuna Slytherinu przelewającego sok do jednego ze słoików. Severus spojrzał na nią pytająco.

– Muszę coś panu powiedzieć – zaczęła czując jak powoli traci panowanie nad stresem. – Coś bardzo, ale to bardzo ważnego.

– Słucham – odparł, jednak nie doczekał się odpowiedzi.

Krukonka spuściła wzrok, ale wiedziała, że może nie być bardziej odpowiedniej chwili.

– Źle się czuję psychicznie, bo się od czegoś powstrzymuje... To nie jest nic, co wykracza ponad jakieś zasady.

"Chyba, że moralne według niektórych" przeszło jej przez myśl.

Severus zmrużył lekko oczy, bacznie ją obserwując.

– Jeżeli to coś w żadnym stopniu nie jest krzywdzące dla ciebie lub dla innych osób, to dlaczego się powstrzymujesz?

– Bo mnie to przerasta.

Snape poczuł lekkie ukłucie w okolicach serca, przeczuwając o co może dziewczynie chodzić. Spojrzał na blat biurka, a po chwili podniósł wzrok, napotykając jej błagalne spojrzenie, wyrażające w tamtej chwili więcej, niż jakikolwiek gest, czy słowo.

– Claride – zaczął, po czym zrobił pauzę. – Elizabeth, wiem o czym mówisz, doskonale wiem.

Krukonka tylko na niego patrzyła, niezdolna do jakiegokolwiek posunięcia.

– Rzecz w tym, że uważam, że taka młoda, piękna i inteligentna kobieta, jak ty, powinna być przy osobie, która umożliwi jej rozwój i która sama się rozwija. Przy osobie chociaż mniej więcej w swoim wieku.

Dziewczyna przełknęła cicho ślinę, czując okropny ucisk w gardle.

– Kiedy ja nie lubię osób w swoim wieku, jakoś mnie odrzucają – powiedziała cicho.

Severus miał ochotę powiedzieć jej wiele rzeczy w tamtym momencie, ale nie znalazł na to odwagi. Kłamał samemu Voldemortowi, a teraz stał prawie bezbronny wobec uczuć, jakie żywiła do niego dojrzała już Krukonka.

– Przemyśl to, proszę – rzekł tylko, a ona powoli opuściła salę ze świadomością, że na nic więcej się w tej chwili nie zdobędzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro