5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego ranka Elizabth obudziła się ze świadomością tego, że swoje dzisiejsze zajęcia rozpocznie dwugodzinną lekcją eliksirów. Kobieta miała zamiar zrobić karierę muzyczną, jednak zdawała sobie sprawę, że z biegiem czasu staje się to coraz trudniejsze, więc chciała mieć awaryjny plan B, dlatego też nie zrezygnowała z edukacji w Hogwarcie. Jej drugi plan na życie opierał się na karierze uzdrowiciela-alchemika, produkującego eliksiry do celów wyłącznie medycznych. Zdawała sobie sprawę z tego, że taka praca wymaga ogromnej odpowiedzialności, ponieważ wystarczyłoby jakieś przekroczenie wymaganej dawki składniku, a cały wywar stałby się zbyt słaby lub nawet zbyt mocny. Wiadomym jest jednak, że nad takimi eliksirami nie pracował jeden uzdrowiciel, a cały zespół, z czego kilku z nich miało za zadanie sprawdzić zdatność eliksiru do użytku, więc odpowiedzialność rozkładała się po równo na każdej osobie. Z roku na rok było u profesora Snape'a coraz trudniej. Od zawsze był wymagający, lecz co roku podnosił poprzeczkę.

– Ces, jak się miewasz? – spytała Krukonka swojego przyjaciela, gdy dogoniła go na schodach.
– Dobrze, nie narzekam, a ty?
– Wyśmienicie.
– No tak, dzisiaj poniedziałek... Masz e l i k s i r y – powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
– Owszem, ale nie tylko to składa się na mój dobry humor.
– A co jeszcze? – spytał, zaciekawiony.
– To cie zwali z nóg!
– Zatem może lepiej poczekajmy nim usiądę przy stole – zaproponował, błyskając zębami.
– Jak sobie życzysz.

Tylko poza weekendami można było podziwiać tak bardzo zatłoczoną Wielką Salę. Setki głów o różnych kolorach włosów, robiły przedziwne wrażenie zwłaszcza tuż przy wejściu. Z niewiadomego powodu Elizabeth siedzący uczniowie, a szczególnie ich czupryny kojarzyły się z jakimś rodzajem ogników o niespotykanych kolorach. Może to przez blask, który rzucały wiszące u góry świece?

Cesarius wraz z przyjaciółką podeszli do jednej z ostatnich części wielkiego stołu, która była wyznaczona dla klasy szóstej i zasiedli pośród rówieśników.

– Co cię tak cieszy? – zaczął Cesarius, wznawiając poprzedni temat rozmowy.
– Wczoraj dostałam punkty!
– Od kogo? – zapytał podejrzliwym tonem.
– Zgaduj – Wyszczerzyła się.
– No nie mów!
– Z ręką na sercu.
–To gratuluję, a z jakiej to okazji?
– Za moje gitarowe popisy – odparła dumna.
Młodzieniec pokiwał głową i zaklaskał cicho parę razy.
– Nie wiem czy mam ochotę na jedzenie – mruknęła Elizabeth, patrząc na posiłki wyeksponowane na talerzach i półmiskach.
– Jasne, że masz! Zobacz! – Przychylił się w jej stronę i wskazał palcem kierunek.
– Merlinie, podaj mi – poprosiła go, szarpiąc za rękaw.
– Wiedziałem, że tak to się skończy – zaśmiał się cicho, wyciągając rękę po słoiczek z kremem czekoladowym.
– Jesteś kochany – rzekła, patrząc mu w oczy niczym zakochana.
– No raczej.

Krukonka rozejrzała się po stole w poszukiwaniu świeżych bułek i dzbanka z herbatą.

– Jak ty możesz pić gorzką herbatę – zdziwił się Cesarius, obserwując poczynania towarzyszki.
– Taka jest najlepsza – stwierdziła, odstawiając dzbanek i biorąc się za smarowanie pieczywa.
– Ble – Wystawił język i napił się ze swojego kielicha. – Moja lepsza.
– Ale zabija prawdziwy smak herbaty.
– Nie przekonuje mnie to.
– Trudno, ja nie lubię słodzonej i już, a cukier wyrządza szkody dla organizmu – Pokiwała palcem. – Nawet mugole o tym wiedzą.
– Bo może ich się to tyczy.

Elizabeth pokręciła głową z niedowierzaniem. Cesarius był bardzo uparty. Nie namawiała go przecież do przestania używania cukru, a chciała uświadomić o jego wadach.

Odwróciła się w stronę stołu Puchonów i odnalazła wzrokiem Allie, która stuknęła łokciem zaczytaną w "Proroku Codziennym" Victorię, by ta zwróciła uwagę. Pomiędzy siostrami był rok różnicy, ale najczęściej siedziały obok siebie.

– Widziałeś najnowszy numer? – spytała Krukona, przerywając mu w jedzeniu.
– Ne, a szo? – odpowiedział z pełnymi ustami, marszcząc brwi.
– Ces, prosiłam cię tyle razy...
– Nie moja wina – zaczął, po czym przełknął resztki jedzenia – że zawsze zadajesz pytania w takich momentach. To prowokacja.
– Jasne – Uśmiechnęła się.
– Ale wracając do tematu, nie widziałem, a jest tam coś ciekawego?
– Właśnie chce się dowiedzieć. Victoria ledwie się od niego odrywa.
– Hmm... Poczekaj – poprosił wstając i podszedł do Padmy Patil.
– Hej, skarbie – przywitał się ze swoją dziewczyną szybkim pocałunkiem – Czytałaś już "Proroka"?
– Pewnie, mocny numer. Sam zobacz – odparła, podając Krukonowi gazetę.

CZY LUCJUSZ MALFOY NA PEWNO ZOSTAŁ OBDARZONY POCAŁUNKIEM DEMENTORA?

Po okropnym dla nas wszystkich, nie tylko czarodziejów, czasie znaczna większość śmierciożerców poddała się, nie posiadając dłużej przywódcy (...) Ustalono, że zostaną uwięzieni w Azkabanie, fortecy na środku morza, uprzednio będąc poddani procesowi wyssania całkowitego szczęścia (...) jednak mamy świadomość, że Dementorzy w czasie wojny stali za Czarnym Panem (...) Czy polecenie zostało wykonane? A jeśli tak, to czy na wszystkich śmierciożercach? (...) Jak do tego doszło? (...) Pojawiły się pogłoski  świadczące o pewnym... "niedociągnięciu" (...) Czy Lucjusz Malfoy wraz ze swoją żoną Narcyzą przebywają na wolności? I co na to nasz Minister Kingsley Shacklebolt? Relacja już na stronie 10.

– Hej, Eli – mruknął Cesarius, podchodząc powoli do swojego poprzedniego miejsca. – Musisz to zobaczyć.

Po kilku minutach, gazeta wylądowała na stole

– Nie wiem co mam o tym myśleć. Malfoy? Na wolności? – Przetarła sobie oczy. – Cholera, znów zapomniałam. Nie rozmazałam się? – spytała, nachylając się w stronę przyjaciela.
– Ani trochę.
– Dobrze... Wierzysz w to? – zapytała poważnym tonem.
– Trudno mi powiedzieć. Z jednej strony jest to nieprawdopodobne. Malfoy był jednym z najbardziej zagorzałych zwolenników Czarnego Pana.
– Pozwól, że ci przerwę. Tak naprawdę nie mamy o tym pojęcia, przecież profesor Snape... – przerwała.
– Co?
– Właśnie! – zawołała, a kilku sąsiadów spojrzało na nią przelotnie. – Przecież jego też uważano za zwolennika, zwłaszcza w roku wybuchu wojny.
– No tak, wszystko na to wskazywało.
– Masz rację, ale spójrz na to z innej strony. Severus był uważany za sługę Czarnego Pana, a tak naprawdę grał. Może zatem Lucjusz i Narcyza, która w sumie nie wiem dlaczego znalazła się w tym artykule i dlaczego ją też pociągnięto do odpowiedzialności, bo jedyne co akceptowała u Voldemorta to jego fioł na punkcie czystości krwi – Nabrała oddechu – może zatem nie byli tymi, kim wszyscy myślą, że byli.
– Masło maślane, ale wiem o co chodzi.
– A kto z żyjących może o tym mieć jakieś pojęcie? – spytała, sugerując tonem głosu, że zna odpowiedź.
– Nasz ukochany dyrektor – mruknął, kiwając głową.
– Dokładnie – powiedziała i zerknęła w stronę osoby, o której była mowa, lecz nie było go na miejscu. – A gdzie on jest?
– Eee... Może na lekcji?
– CO? – Wytrzeszczyła oczy.

Cesarius spojrzał na nią, dusząc się ze śmiechu i wskazał na zegar ścienny.

– Merlinie drogi, dlaczego tu jest jeszcze tak dużo uczniów?!
– Dużo? Pierwszaki już dawno wyszły, a nie każdy zaczyna od rana! – krzyknął za pędzącą przyjaciółką.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro