1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Zatem, czy mogę już iść? – spytała wyraźnie zmęczona dziewczyna z szóstego roku.

– Sądzę, że tak – odparła Minerwa McGonagall, wskazując ruchem dłoni wyjście z gabinetu.

Młoda kobieta opuściła pomieszczenie i puściła się biegiem przez korytarz. Była ostatnim prefektem naczelnym, który miał za zadanie stawić się w gabinecie profesor transmutacji w celu złożenia raportu o wykonanych zadaniach. Od czasu odbudowy i delikatnej zmiany zamku, czyli dokładnie rok po wojnie, Hogwart nie zmienił się tylko pod względem wizualnym. Zmieniły się także panujące w nim zasady. Od teraz zaostrzono możliwości korzystania z działu Ksiąg Zakazanych w bibliotece. Kiedyś wystarczyło mieć dobre oceny i poprosić o zgodę na przebywanie w tej części biblioteki swojego opiekuna, jednak teraz taką zgodę musiał wydać sam dyrektor... A kto nim był? Severus Snape. Nikt tak naprawdę do końca nie wie, jakim sposobem udało mu się przeżyć, ale pewnym jest, że został odznaczony Orderem Merlina Pierwszej Klasy za swoje zasługi na rzecz świata czarodziejów. Gdyby nie te wspomnienia i to co Harry Potter powiedział podczas ostatecznego pojedynku z Voldemortem, zostałby najprawdopodobniej obdarzony pocałunkiem dementora, jak jego "koledzy współpracownicy", ale na całe szczęście nic takiego nie miało miejsca i sądząc po zachowaniu Snape'a, taki obrót sprawy bardzo przypadł mu do gustu.

"Minusy bycia Krukonem" pomyślała, wspinając się po pierwszej z siedmiu klatek schodowych.

Inną zaś zmianą w Szkole Magii i Czarodziejstwa były te, wyżej wspomniane, raporty prefektów naczelnych. Przed wojną prefekci nie byli jakoś szczególnie obserwowani przez swoich profesorów, ponieważ ci uważali, że mogą im dostatecznie ufać. Teraz jednak, kiedy na jaw wyszły różne złe zachowania prefektów, głównie tych ze Slytherinu, którzy korzystali ze swojej władzy, wykonywanie obowiązków było bardzo restrykcyjnie monitorowane. Dodatkowym zobowiązaniem prefektów naczelnych, oprócz pilnowania porządku, patrolowania korytarzy, wprowadzania uczniów młodszych klas i ogólną pomoc w różnych sprawach rówieśników i nauczycieli, stało się składanie cotygodniowego raportu, w którym trzeba było poinformować profesor Minerwę McGonagall, że dobrze (lub też nie) wykonało się obowiązki w minionym tygodniu. Większość prefektów uznała to za jeden wielki żart, lecz perspektywa powrotu do zwykłego, wspólnego dormitorium, szybko zmieniła ich zdanie.

– A gdzie to się złotko tak późno chodzi? – zatrzeszczała kołatka w kształcie orła, osadzona na drzwiach dormitorium prefektów naczelnych domu Roweny Ravenclaw.
– Daj spokój, przecież wiesz. Raport – wysapała Krukonka, starając się złapać większy oddech.
– Nie ma przebacz. – Kołatka wzruszyła małymi skrzydełkami. – Co potrafi odebrać życie, ale bez tego nie może ono zaistnieć?
– Woda.
– Słusznie. – Wejście rozsunęło się.
– Merlinie, jak ja uwielbiam tutaj być – zawołała dziewczyna, siadając na kanapie i wyciągając nogi w stronę kominka.
– Dlaczego byłaś tak długo? – odezwał się z bocznego korytarzyka męski głos.
– Poszłam później niż zwykle.
– To wiem. – Krukon stanął przy kominku.
– Wiesz jak to ze mną jest – mruknęła prefekt naczelna – miałam naprawdę fajny pomysł w głowie i musiałam go spisać. – Na dowód swych słów wskazała podbródkiem zapis nutowy, leżący na stoliku przed nią.
– Zastanawiam się czasem jak ty to wszystko łączysz. – Podrapał się po głowie chłopak.
– To nie jest nic trudnego, Cezarze.

Chłopak wywrócił oczami, co nie umknęło uwadze jego koleżance. Stał blisko kominka, więc wesoło tańczące płomienie oświetlały jego wysoką i chudą sylwetkę. Znali się od dziecka i byli wieloletnimi przyjaciółmi; nawet w Hogwarcie trafili w to samo miejsce, do tego samego domu.

– Nie wiem dlaczego mnie tak ciągle nazywasz – mruknął pod nosem.
– Powinieneś odbierać to jako komplement. – Krukonka podniosła się na łokciu, a ciemne włosy spłynęły jej po ramieniu. – Cezar był wybitnym mugolskim dyktatorem, naprawdę.
– No dobrze, ale nie jestem Cezarem, tylko Cesariusem – odparł.
– Brzmi podobnie – rzekła po chwili, obserwując światło od ognia, tańczące w jego bardzo jasnych, krótkich włosach.
– Ty zatem możesz być mugolską królową Elizabeth, przynajmniej nic w tym imieniu nie trzeba przekręcać. – Pokiwał palcem w stronę dziewczyny, zmierzając w stronę swego pokoju.
– Mi to odpowiada. Dobranoc.
– Śpij dobrze. – Puścił jej oczko, a ona odpowiedziała uśmiechem.

Krukonka tej nocy nie mogła zasnąć. Wiedziała czym ryzykuje, decydując się na taki krok, ale opuściła dormitorium. Jej spacer zaczął się od powolnego przechadzania korytarzem nieopodal Pokoju Życzeń i gabinetu dyrektora, o którym niewielu wiedziało, że znajduje się w tym miejscu. Można by pomyśleć, że było to bardzo nieprzemyślane ze strony Elizabeth, jednak pomimo tego, że Severus Snape był dyrektorem, to większość czasu spędzał w swych ukochanych, zimnych i obślizgłych lochach, pełnych Ślizgonów i ingrediencji do eliksirów.

Krukonka zatrzymała się przy jednej z nieożywionych zbroi i zobaczyła w niej swoje odbicie, za sprawą wpadającego przez okno blasku księżyca. Wieczór, czy też raczej noc była wyjątkowo bezchmurna i gwieździsta. Kobieta lubiła przechadzać się późnymi wieczorami, ponieważ były one ciche, z dala od szkolnego zgiełku, który często ją męczył. Uwielbiała sobotnie wieczory, pełne muzyki, odpoczynku i relaksu. Nie była typem odizolowanej samotniczki, ale nie przepadała też za dużymi grupami ludzi. Wolała spędzać czas w doborowym towarzystwie swoich przyjaciół oraz bardzo dobrych kolegów. Dobrze odnajdywała się także w starszym towarzystwie, jednak przez jej łobuzerski charakter, rzadko kiedy miała ku temu okazje. Starała się jak najmniej narzekać, każdą przeciwność losu traktując jako osobisty test, który powinna zdać z jak najlepszym wynikiem, a także traktować życie jak dobrą zabawę. Oczywiście, rozumieć można to różnie. Elizabeth nie była typem osoby, która miała stuprocentową frekwencję na jakichkolwiek imprezach, spotkaniach towarzyskich. Jej czerpanie radości z życia opierało się bardziej na robieniu niegroźnych psikusów, w przeciwieństwie do legendarnych braci Weasleyów, oraz na sposobie zachowania, którzy inni określali jako "zaraźliwie energiczny", "radosny", a nawet czasem "głupkowaty".

Podczas swojej powolnej wędrówki, pełnej rozmyślań z ciemności wyłoniła się jej ukochana kotka, Mia. Nazwała ją tak, ponieważ był to kot rasy syjamskiej i wspólnie z mamą, która towarzyszyła jej przy zakupie zwierzątka, zdecydowała, że dla tak pięknej i dumnie wyglądającej kotki, trzeba nadać równie piękne i dumne imię. Padło na to, gdyż miało ono związek z historią tych wspaniałych kociaków.

– Mijciu, co ty tu robisz? – spytała, podnosząc kotkę na ręce i całując ją w czółko. – Głupolku, jeszcze ktoś nas znajdzie. – Zanurzyła twarz w sierści kota i zrobiła kilka cichych kroków w tył, chcąc powoli wrócić do swojego dormitorium.

Nagle, poczuła jak jej plecy stykają się z czyimś ciałem. Naprawdę, nie musiała się odwracać, mogłaby mieć nawet zawiązane oczy, wszędzie rozpoznała by tego człowieka.

– Obawiam się, że na to jest już za późno – odezwał się niski, męski głos.

No i jaaaaak? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro