18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krukonka wzięła kilka dużych oddechów.

"Jeśli zawalę eliksiry, to zyskam więcej czasu na swoją pasję artystyczną" mówiła sobie w myślach. Starała się przekonać samą siebie co do słuszności tej myśli, ale w głębi duszy doskonale wiedziała, że przemysł muzyczny jest coraz bardziej oblegany, przez co z roku na rok trudniej zaistnieć. Ponadto czarodzieje zaczęli odchodzić od grania na instrumentach, a to wszystko z powodu wynalezienia pewnego zaklęcia, które sprawia, że zaczarowana gitara lub cokolwiek innego może zagrać wszystko co tylko sobie zażyczymy. Oczywiście nie przekreślało to całkowicie szansy na zrobienie kariery, ale znacznie ją zmniejszało.

Elizabeth odgoniła od siebie natrętne myśli i wzięła moździerzyk, do którego włożyła uprzednio pokrojony korzeń imbiru. Do plasterków korzenia dodała także dwie łyżeczki wody miodowej, która znacznie ułatwiła miażdżenie.

Po tej czynności sprawdziła różdżką temperaturę wody w kociołku, a kiedy uznała, że jest odpowiednia oraz minęły trzy minuty od czasu dodania ostatniego składnika, wrzuciła zawartość moździerza. Roztwór po kilku sekundach zmienił swoją barwę na ecru, czasem tylko mieniąc się przyjemną dla oka delikatną żółcią. Elizabeth nachyliła się na chwilę nad kociołkiem, po czym odsunęła się ze skrzywioną miną.

Tak jak się spodziewała roztwór miał okropny zapach, więc pomyślała o dodaniu mięty pieprzowej, która mogłaby temu zapobiec, jednocześnie wzbogacając eliksir o bardzo orzeźwiający mentolowy smak.

Zerknęła z tyłu na klasę i zobaczyła, że wszyscy są już przy swoich stanowiskach.

Z pewną dozą niepewności spojrzała na regał ze składnikami.

"Że też nie pomyślałam o tym od razu" pomyślała, przygryzając w zastanowieniu wargę.

Przeniosła wzrok na profesora Snape'a, który z pozornie stoickim spokojem stał nieopodal swojego biurka. Jego założone ręce i pogardliwy wzrok zdradzały spore podirytowanie oraz chęć zrobienia wyjątkowo trudnego sprawdzianu w celu znacznego przerzedzenia uczniów w klasie. Krukonka raz jeszcze spojrzała na regał, potem na eliksir, który był już prawie gotowy.

"Jeśli chcesz coś dodać to teraz, bo została ci minuta i czterdzieści dwie sekundy" powiedział bardzo poważnie głosik w jej głowie.

Elizabeth ruszyła w stronę regału ściągając na sobie chwilowe spojrzenie kilku uczniów oraz bardziej uważny wzrok dyrektora. Po chwili była już z powrotem przy swoim stanowisku i  dodała ostatni składnik do wywaru, po czym zamieszała go dwa razy w kierunku ruchu wskazówek zegara. Wywar nie zmienił swojej barwy, ale to przecież nie o to chodziło.

Dziewczyna odgarnęła swoje ciemnobrązowe kręcone włosy i nachyliła się ponownie nad kociołkiem, tym razem czując przyjemny miętowy aromat.

− Mniej więcej w tym momencie każdy z was powinien już skończyć − oznajmił Snape, jeszcze przez chwilę patrząc na Elizabeth.

Krukonka westchnęła ciężko, czując narastający lęk. To co powiedział profesor Snape zanim ukończyła eliksir sprawiło, że lekko zwątpiła w swoje umiejętności.

− Już możesz się pakować − usłyszała dyrektora, który sprawdzał teraz wszystkie kociołki, jak zwykle zaczynając od końca. − Marnujecie mój cenny czas i wspaniałej jakości składniki.

Jedna z dwóch Gryfonek w klasie, która była następna w kolejności zdałaby test, ale gdyby chodziło w nim o stworzenie eliksiru wiggenowego. Elizabeth, kiedy tylko usłyszała dźwięk zapinającej się torby i szelest ubrań wyobraziła sobie, jak Snape pokazuje dziewczynie drzwi od sali, a ona pospiesznie zabiera rzeczy i wychodzi. Następnie nauczyciel podszedł do Ślizgona, który o dziwo wykonał dobry eliksir. Zaraz po nim była Victoria, którą Elizabeth obserwowała kątem oka. Kiedy Snape od niej odszedł i udał się do niewielkiej Puchonki, przyjaciółka pokazała jej kciuka zwróconego w górę.

"Victoria miała nieco inny wywar" pomyślała, stukając nerwowo w stolik obok kociołka. "A mimo to Severus uznał go za poprawny".

− Panno Claride − mruknął obok niej Severus.

Elizabeth zrobiła pół kroku w tył, dając nauczycielowi wolną przestrzeń wokół kociołka. Czuła spory ciężar w płucach na skutek miarowo wzrastającego niepokoju. Była ostatnia w kolejności sprawdzania i była jedną z pięciu osób, które zostały w klasie.

Gdy dyrektor odszedł bez słowa, dziewczyna odetchnęła.

− Jak widzicie zostało was pięcioro − oznajmił, po czym usiadł za biurkiem − Ogłaszam przerwę.

Krukonka zerknęła na Victorię, która podobnie jak i cała reszta, była nieco zdziwiona. Przyjaciółki szły przez chwilę obok siebie i choć nie mówiły nic, tak naprawdę pogratulowały sobie nawzajem.

− Panno Claride − odezwał się Mistrz Eliksirów − Na słówko.

Victoria dyskretnie klepnęła przyjaciółkę w ramię i opuściła salę, zamykając za sobą ciężkie drzwi.

− Słucham.
− Usiądź, proszę − wskazał jej wyczarowane przed chwilą krzesło.

Elizabeth zasiadła we wskazanym miejscu nie bardzo wiedząc o co może chodzić nauczycielowi.

− Czy zrobiłam coś złego?
− O dziwo nie − odparł, uśmiechnąwszy się lekko − Jak widzisz większość klasy niestety odpadła − sarkastycznie zaakcentował przedostatnie słowo − więc mogę zmienić nieco tok nauczania.
− To znaczy? − zdziwiła się.
− Z tego co mi wiadomo, a są to informacje potwierdzone, gdyż podpytałem każdego z opiekunów domów − wstał i podszedł do regału z praktycznymi pracami uczniów − jesteś jedyną osobą, która wiążę swoją przyszłość z eliksirami...
− Niemożliwe − przerwała Elizabeth, śledząc wzrokiem mężczyznę − Ta Gryfonka, eee Matilda?

Severus skinął głową.

− Z tego co mi wiadomo chciałaby się dostać do Ministerstwa i objąć posadę na dziale... jak to się nazywało...
− Weryfikacji Magicznych Napojów − dokończył dyrektor, wracając z trzema fiolkami eliksirów − Poniekąd masz rację, ale znów mi przerwałaś − odparł chłodno.

Krukonka spuściła spojrzenie i mruknęła coś w stylu:"Racja, przepraszam".

− Wracając. Matilda owszem, chce dostać się do tego działu, ale tam wymagana jest wiedza średniozaawansowana. Może wydać ci się to dziwne, lecz pracownicy na tym dziale nie sprawdzają nowych eliksirów bardzo dokładnie, gdyż jest to ostatni, że tak to określę, etap weryfikacji. Najczęściej, jeśli nie zawsze, nowe odkrycia w tej dziedzinie pochodzą od uzdrowicieli-alchemików− Tu znacząco spojrzał na kobietę siedzącą przed nim. − A jak wiadomo, uzdrowiciele mają wybitną wiedzę w dziedzinie ważenia esencji, więc tak na dobrą sprawę ostatni etap jest oficjalną legalizacją danego wywaru i sprawdzeniem, czy nadaje się do przechowywania chociażby w aptece, czy zwykłym domu.

Elizabeth chłonęła każde jego słowo, co jakiś czas tylko przytakując, by wiedział, iż wszystko co mówi jest dla niej jasne.

− Z tego co mi wiadomo, reszta z waszej piątki, bo teraz pozostałe osoby, które odpadły jakoś mało mnie nie interesują, nie są związane przyszłościowo z tą wspaniałą sztuką, a jeśli tak, to tylko w stopniu podobnym do Matildy − powiedział i zamilkł, wpatrując się znad fiolek w uczennicę.
− Rozumiem − oznajmiła Krukonka i potarła niespokojnie dłonie − Panie Profesorze?
− Tak?
− Zatem co ma pan na myśli, mówiąc o zmianach w nauczaniu?
− To, że skupię się bardziej na tobie.

Doskonale wiedziała, że nie ma tutaj żadnej dwuznaczności, ale chcąc nie chcąc na jej twarzy zagościł delikatny rumieniec i nieśmiały uśmieszek, który chciała zatuszować podparciem twarzy o swoją rękę.

− Oczywiście mam na myśli twoją edukację − skwitował, przysuwając się nieco do biurka. − Dlatego też właśnie cię teraz wezwałem. Mam dla ciebie mały test.

Krukonka skrzywiła się nieco.

− A jego wynik nie zależy od twojej dalszej edukacji. Jest jedynie informacją dla mnie, jak szybko wprowadzasz zagadnienia teoretyczne do praktyki i czy w ogóle potrafisz je zastosować, co jest niezwykle ważne.

Dziewczyna oparła brodę na splecionych dłoniach, siedząc teraz blisko biurka. Z niewiadomych powodów widok tej jakże skupionej pozycji wprawiał Severusa w rzadko spotykane rozbawienie, które oczywiście zdołał ukryć.

− Wiesz co to za eliksiry? Akurat to powinnaś wiedzieć, więc proszę nie niszcz mojej opinii na temat twojej osoby.
− A jaka jest? − zaciekawiła się.
− Najpierw to, potem może się dowiesz − odparł zagadkowo, patrząc na nią wzrokiem, od którego zrobiło jej się ciepło.

Elizabeth wzięła fiolkę i odwróciła się w stronę niewielkiego kominka, w którym nadal tlił się ogień. Stwierdziwszy, iż światło z niego padające nie jest dostatecznie duże, żeby mogła zobaczyć gęstość oraz dokładną barwę roztworu, spojrzała na nauczyciela pytająco.

− Możesz.

Kobieta sięgnęła po swoją różdżkę i niewerbalnie wypowiedziała zaklęcie lumos. Zrobiło to niemałe wrażenie na starszym czarodzieju, ale uznał, że lepiej nie mówić tego na głos, ponieważ jego uczennica mogłaby "obrosnąć w piórka" i ostatecznie się rozleniwić.

− Mam wątpliwości − oznajmiła niepewnie − bo nie wiem, czy mam przyjąć, że są to eliksiry poprawne, czy wykonane źle.

Severus uśmiechnął się przebiegle.

− Opcja druga.
− Trochę trudno − mruknęła pod nosem. − Wydaje mi się...
− Chcę tylko odpowiedzi pewne.
− Pewne? − spytała, wpatrując się we flakonik.
− Jedynie takie mnie satysfakcjonują, inaczej mogłabyś zgadnąć.
− Mhm... Moim zdaniem tutaj jest Amortencja, to znaczy miała być... mogę otworzyć?
− Jeśli ci to pomoże.

Krukonka wyjęła korek z flakonika i postawiła go na biurku, wypatrując jakichkolwiek oparów.

− Amortencja na pewno, ale nie wytwarza spirali z oparów. Ilość fasolek Sopophorusa najprawdopodobniej odpowiednia...
− Kontynuuj − dodał, kiedy uczennica zawahała się.
− Powiedziałabym, że ktoś dodał zamiast kwiatostanu lawendy, to całą roślinę wraz z łodyżką, ale niech mi pan wybaczy, panie profesorze, tego naprawdę nie jestem pewna.
− Dalej.

Kobieta wzięła kolejną fiolkę.

− Eliksir Uspokajający − oznajmiła, po czym dodała pod nosem − szkoda, że jest niedobry bo bym chętnie wypiła.

Snape parsknął.

− Zła proporcja składnika standardowego do ilości wody, przez co wytrącił się osad i jest na dnie.
− Co byś z tym zrobiła? − spytał, zaskakując dziewczynę.
− To zależy, czy pyta pan o porcję jak na cały kociołek, czy taką jak w tej fiolce.
− Przyjmijmy, że na kociołek.
− Jeśli na kociołek, to dodałabym pół miarki wody z rzeki Lete.
− Źle, wystarczy jedna czwarta, z połową miarki nadal byłaby rozcieńczona.
− I − Podrapała się po głowie, będąc nieco wytrącona po ostatniej uwadze nauczyciela − dodałabym jeden owoc jemioły.
− Tobie, panno Claride, na eliksirach tylko jemioła w głowie − Uśmiechnął się przebiegle.
− Zatem odpowiedź była zła? − spytała, koncentrując całą swoją siłę woli, na zignorowanie tej dwuznaczności.
− Absolutnie, była jak najbardziej poprawna. Teraz ostatnia.
− Eliksir zapomnienia, lecz ten jest poprawny.
− W istocie − potwierdził, przyjmując od niej ostatnią buteleczkę.

Elizabeth spojrzała na niego i wtedy przyszła jej do głowy pewna myśl, która jeszcze przez bardzo długi czas ją nurtowała. Dlaczego wybrał akurat te eliksiry? Przecież każdy z nich miał inny stopień trudności, z czego Amortencja miała największy. Może akurat uczniowie takie warzyli i kilka z nich zostało wykonanych źle, a on chciał ją sprawdzić, jak to sam powiedział, ale może było w tym jakieś drugie dno? Amortencja, eliksir uspokojenia i zapomnienia. Miłość, uspokojenie, czy też raczej w tym przypadku ostudzenie i zapomnienie.

Czy Severus chciał jej przez to coś powiedzieć?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro