22.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W drodze powrotnej Elizabeth pod nosem śpiewała niezbyt wesoły utwór, który jednak często w trudnych chwilach dodawał jej siły. Dziewczyna jednocześnie myślała o całej zaistniałej sytuacji rozważając kwestie zarówno mniej ważne, jak i bardzo istotne. Zastanawiała się, czy to dobrze, że nauczycielka obrony przed czarną magią zauważyła jej zainteresowanie dyrektorem Hogwartu... Bo jeśli ona to spostrzegła, równie dobrze to samo mogą zaobserwować uczniowie, którzy z kolei mogą zacząć rozsiewać plotki. Z drugiej zaś strony wiedziała, że rówieśnicy czują swojego rodzaju respekt do profesora Snape'a, znają jego możliwości i przez to starają się nie stwarzać sytuacji, w których dyrektor mógłby w najlepszym wypadku obdarować ich miesięcznym szlabanem. Poza tym pani Salerie, czy jak też poleciła na siebie mówić, Aloysia, była osobą, którą Krukonka uważała za swoją przyjaciółkę. Spędzały ze sobą sporo czasu i tyle samo o sobie wiedziały, co znacznie ułatwiało kwestie obserwacji, zupełnie jak to było w przypadku Cesariusa.

Dziewczyna nagle ocknęła się ze swych myśli, mając wrażenie, że nie tylko ona znajduje się w pobliżu korytarza. Jak się wkrótce okazało obawy młodej kobiety potwierdziły się, gdy zza rogu korytarza, prowadzącego do innej klatki schodowej, wynurzyła się tajemnicza zakapturzona postać odziana w czarne szaty. I choć odległość dzieląca obie postacie była całkiem spora, Elizabeth zauważyła, iż strój przybysza został wykonany z drogich materiałów.

Zatrzymała się, czując bardzo dziwny chłód. Nie wiedziała czy taką temperaturę roztacza ów postać, czy może to nagłe spotkanie wywołało u niej poczucie braku bezpieczeństwa lub nawet strach.

Jedno jest pewne – gdy zakapturzona postać odwróciła głowę w stronę Krukonki, ukazując metalową maskę, dziwnie podobną do tych, które nosili zwolennicy Czarnego Pana, serce młodej kobiety zamarło, a skóra okryła się gęsią skórką.

– Panno Claride!– krzyknął za nią profesor Flitwick.

Elizabeth szybko odwróciła się za siebie, widząc majaczącego na początku korytarza profesora zaklęć, a następnie zwróciła głowę w stronę postaci, której już nie było. Krukonka odskoczyła i krzyknęła:
– Merlinie! Widział to pan, panie profesorze?
– Co takiego? – zapytał nauczyciel, zdyszany swoją wędrówką.
– Tutaj ktoś... był – wskazała na miejsce spotkania tajemniczej postaci, a zaraz po tym zmarszczyła brwi. – Dosłownie przed sekundą, naprawdę pan tego kogoś nie widział?
– Zapewnią panią, że gdybym tutaj coś zauważył, nie ośmieliłbym się kłamać – mruknął Flitwick, zrównawszy się z uczennicą.
– Nieważne – powiedziała po chwili ciszy, nadal patrząc przed siebie. – Czemu mnie pan szukał?
– Chciałem panią poinformować, że nasz chór zyskał pozwolenie na dalsze spotkania, nie tylko w celu ćwiczenia występów dla szkoły.
– To cudowna informacja, kiedy kolejne spotkanie? – Rozpromieniła się.
– Jaki mamy dziś dzień? Straciłem trochę rachubę czasu – zapytał nauczyciel.
– Czwartek.
– Zatem spotkamy się jutro, proszę przekazać to innym uczniom, ponieważ ja poinformuję tylko tych, których spotkam.
– Dobrze, nie ma problemu. Tylko jeśli pan pozwoli, panie profesorze, zrobię to w porze obiadowej, kiedy większość będzie zgromadzona w Wielkiej Sali.
– Szczegóły pozostawiam pani, jedyne czego oczekuje, to przynajmniej dziewięćdziesięcio procentowej frekwencji na jutrzejszym spotkaniu.
– Załatwię to.
– Mam też taką nadzieję – Uśmiechnął się przyjaźnie.

Kiedy Filius Flitwick odszedł, Elizabeth pobiegła do swojego dormitorium.
– Co niespodziewanie może posiąść człowiek, jednak nie jest to rzeczą materialną, a jednocześnie zależy od osobistych upodobań i wierzeń? – zapytała kołatka w kształcie orła.
– Powiedziałabym, że chodzi o miłość, ale dlaczego od wierzeń?
– Istnieją osoby, które w miłość nie wierzą. Odpowiedź poprawna – wytłumaczył orzełek, odsłaniając wejście.
– Głupcy – mruknęła kobieta pod nosem.

Kiedy przechodziła obok fotela spostrzegła smacznie śpiącego nań kota, którego odruchowo pogłaskała.

– Oj, nie musiałaś się od razu budzić – powiedziała do kotki, która zwróciła ku niej łepek z jeszcze zamkniętymi oczyma. – Czekaj, mam coś dla ciebie.

Dziewczyna pobiegła do swojego pokoju w poszukiwaniu ostatniego pakunku. Po kilku minutach poszukiwań zakończonych niepowodzeniem, palnęła się otwartą dłonią w czoło.

– Skleroza nie boli – mruknęła, zła na siebie.

Wróciła do pokoju wspólnego prefektów naczelnych i zgarnęła prezent lezący na stoliku pomiędzy kanapą, a kominkiem. Chwilę po tym siedziała na dywanie przed fotelem kotka i rozwijała kolorowy papier, którym owinęła podarunek.

– Mam dla ciebie miseczkę i twoje ulubione smakołyki – poinformowała kotkę, która jak na komendę zaczęła ruszać noskiem, badając nęcący zapach. – No chodź, dam ci troszkę. 

Położyła granatową miskę w kocie łapki podzieloną na dwie części – na wodę oraz karmę – obok kominka, po czym napełniła obie komory, zadowolona z zainteresowania kotki.

– Dobra, ty sobie tutaj jedz, a ja... – zaczęła, oddalając się do swojego pokoju – muszę się zająć czymś, co nie daje mi spokoju.

Elizabeth natychmiast od przekroczenia progu pomieszczenia podeszła do swojej szafki nocnej, na której zostawiła różdżkę. Wzięła ją, po czym odwróciła się do wyjścia. Kiedy jednak stanęła tuż przed futryną, do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Zawróciła z powrotem do pokoju, tym razem jednak kierując się w stronę szafy,  z której wyjęła szytą na miarę szatę z głębokim kapturem, której rękawy stworzono ze skóry, a całą resztę z czarnego aksamitu. Niewielu mogło pozwolić sobie na taki ubiór, ale mimo wszystko wyglądała w nim jak czarodziej, a nie mugol, co bardziej wtapiało ją w otoczenie.

Po przebraniu wyszła szybkim krokiem z pokoju wspólnego, idąc ostrożnie w stronę miejsca spotkania z dziwną postacią. Kiedy dotarła na miejsce i dokładnie rozejrzała się na boki, zaczęła się zastanawiać czy to wszystko co widziała było prawdą. Odczuła dokładnie obecność dziwnej postaci, ale najbardziej zastanawiał ją fakt, dlaczego tak natychmiastowo zniknęła. I ta maska...

Elizabeth nabrała głośno powietrza.

– Malfoy! – szepnęła, będąc lekko przerażona i podekscytowana jednocześnie.

"Zobaczyłam go tylko przez chwilę, bo pewnie zsunęła mu się niewidka, którą zaraz poprawił" pomyślała, patrząc w stronę gabinetu dyrektora.

Po kilku sekundach dziewczyna zaczęła iść w stronę kamiennej chimery, zastanawiając się nad bajeczką, którą wciśnie Severusowi przy pierwszym spotkaniu.

Dystans dzielący miejsce spotkania od gabinetu dyrektora nie był wyjątkowo duży, więc Krukonka specjalnie zwolniła swe kroki do minimum, by zyskać więcej czasu dla własnych myśli. Nie zdążyła wymyślić nic ciekawego i wiarygodnego, a już stała przed kamiennym posągiem. Nie mogła wejść ot tak do gabinetu, mimo że znała hasło. Musiałaby mieć jakieś wsparcie ze strony osób trzecich, na przykład polecenie od innego nauczyciela, które mogłoby polegać na sprowadzeniu Snape'a do pokoju nauczycielskiego albo jakiegokolwiek innego odległego pomieszczenia.

Poza tym, nawet jeśli to by się udało, co miałaby zrobić dalej. Wejść do gabinetu zwyczajnie przywitać się z byłym śmierciożercą, ojcem jednego z najbardziej rozpoznawanych Ślizgonów w Hogwarcie? Lucjusz jej nawet nie znał, chociaż bardzo możliwe, że kojarzył jej ród.

Gdy tak sekundy mijały, a Elizabeth prowadziła coraz bardziej skomplikowane procesy myślowe, kamienna chimera wydała z siebie kilka zgrzytów, po czym zaczęła się odsuwać, by ukazać wejście w postaci krętych schodów, pnących się w górę.

"Cholera" zaklęła w myślach Elizabeth, po czym odeszła szybko na parę kroków, a następnie powoli szła w stronę gabinetu, udając, że dopiero co dochodzi do swojego celu.

– Claride – powiedział Severus, a w jego głosie można było usłyszeć nutę zdziwienia.
– Panie dyrektorze, właśnie pana szukałam.
– W jakim celu? – spytał, podchodząc do uczennicy, która zaczęła się nieco bardziej stresować.
– Bo... – zerknęła szybko w stronę wejścia, które dopiero co się zamknęło. – Jest taka sprawa...
– Jaka? – zapytał, wpatrując się w uciekającą wzrokiem na bok dziewczynę. – Wiesz, że nie ma sensu kłamać. Nie lubię kłamstw, a i tak wiem, kiedy to robisz.
– Zawsze? – zdziwiła się, na chwilę gubiąc wątek.
– Owszem – potwierdził.
– No bo... Pamięta pan, kiedy rozmawialiśmy o – Obejrzała się, upewniając czy są na korytarzu sami. – o Lucjuszu Malfoyu?
– Mhm – mruknął, lekko mrużąc oczy.
– To, przepraszam, że tak się określę, ale cholera jasna, o mały włos nie dostałam dzisiaj zawału, gdyż jestem pewna, że go zobaczyłam – wytłumaczyła się na jednym wdechu.
– Skąd taka pewność?
– Wracałam z małego spacerku i szłam tamtym korytarzem – Wskazała palcem za siebie.– I poczułam taki okropny chłód, a zaraz po tym zobaczyłam jakąś dziwną postać, na pewno to była sylwetka męska...
– Mam rozumieć, że nie widziałaś twarzy tej postaci – przerwał jej.
– No nie...
– Za dużo herbaty Claride – Powoli odszedł od dziewczyny.
– Panie dyrektorze! – zawołała za nim i wyprzedziła go. – On miał maskę, taką... No taką jak nosili wszyscy śmierciożercy – powiedziała i przygryzła lekko wargę, jednocześnie ściągając brwi.

Snape stał świdrując spojrzeniem Krukonkę. Po kilku chwilach westchnął.

– Wiesz co, Claride? Masz taką jedną wadę, która jest jednocześnie zaletą. Ciebie też nie da się okłamać.


Drodzy moi czytelnicy. To jest bardzo ważna informacja, taka NAPRAWDĘ ważna. Nie będę pisać już dłużej na Wattpadzie... Ale! Będę pisać na swoim blogu, także luzik arbuzik.

Ale Claudii dlaczego?

Ano dlatego, że dzisiaj moja wspaniała przyjaciółka @TatoueMoi podniosła dzisiaj rano alarm (nie obudziła mnie na szczęście xDD), że Wattpad usunął jej książkę i kilku osobom także. Ja idąc za radą przyjaciółki zaczęłam w pośpiechu kopiować swoje książki, którym na szczęście nic się nie stało, a cała sytuacja, jak to tłumaczy moderacja WP, wynika z małych opóźnień zapisu na serwerach albo czegoś w tym rodzaju. I wiecie co? Pomyślałam sobie, że skoro to nie pierwsza taka sytuacja, bo wielokrotnie podczas pisania rozdziałów wyskakuje mi wyjątkowo irytujący błąd typu "nie udało się nam zapisać tekstu, prosimy o sprawdzenie połączenia internetowego", to zwyczajnie przeniosę się na bloga, gdzie nie będziecie mieć reklam i wszystko będzie ładnie uporządkowane.

Mało tego! Postanowiłam, że ulepszę swoją pierwszą książkę, którą tutaj zadebiutowałam. Postaram się zrobić to jeszcze do końca wakacji, ale uwierzcie na słowo, poprawić/dodać/zmienić 72 rozdziały to nie jest takie "hopa-siupa". Dodałam już na blogu opcję subskrybowania przez maila; sam blog jest myślę ładny pod względem kolorystyki, także ten... Do zobaczenia na innym ekranie :D

https://theycallmeclaudii.blogspot.com/

(Jeśli wam tutaj link nie wytworzy hiperłącza, to na 100% działający znajduję się w opisie mojego profilu ;d)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro