30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Cezik, będziesz dzisiaj w pokoju wspólnym? – zapytała Elizabeth podczas kolacji.

– Tak, czemu pytasz?

– Mnie nie będzie przez jakąś godzinkę, więc postanowiłam cię poinformować, żebyś mnie nie szukał.

Krukon zmarszczył brwi.

– No dobrze – odparł. – A masz jakieś, no wiesz...

– Hm?

– Randewu? – spytał, ruszając brwiami.

– Randewu miałam dzisiaj rano z eliksirami – powiedziała żartobliwie, a przyjaciel parsknął.

– Z wybitnym skutkiem. – Uśmiechnął się, nalewając sobie herbaty.

Młoda kobieta zerknęła na zegar ścienny, po czym stwierdziła, iż do przybycia Lucjusza Malfoya zostało niecałe siedemnaście minut.

– Właśnie w tym momencie zaczyna się czas, w którym mnie nie będzie – poinformowała, wstając od stołu.

Elizabeth natychmiast udała się do stołu Ślizgonów, stając przed Draconem, który prowadził żywą rozmowę z siedzącym naprzeciw niego Blaisem Zabinim oraz Astorią Greengrass.

– Sorki, że wam przerwę, ale Draco mam do ciebie mega ważną sprawę.

Astoria spojrzała podejrzliwie na Krukonkę, a chłopak odwrócił się do przyjaciółki.

– Co tam? – udał, że nie rozumie powodu jej przybycia.

– Mieliśmy dzisiaj taki temat jeden na obronie, z którego słyszałam, że jesteś super i bardzo bym chciała, byś mi coś wytłumaczył – odparła Elizabeth składając na szybko, jak najsensowniejszą wypowiedź.

– A racja, już coś mówiłaś – rzekł Dracon, podnosząc się z miejsca.

– To z nią miałeś się widzieć, tak? – spytała Astoria, patrząc na ukochanego.

– Tak, kochana. Wrócę do was za jakąś godzinę, może nawet mniej. – Uśmiechnął się i pocałował ją w skroń.

– Merlinie, Draco, jesteś mega uroczy – mruknęła Elizabeth, gdy oddalili się od grupki. – Chyba po tatusiu – dodała cicho.

– Ha! Wiedziałem, że ci się spodobał.

– Ja po prostu potrafię docenić facetów tego typu – odparła dumnie, na co chłopak się uśmiechnął. – A ogólnie to masz jeszcze jakieś docinki z tej kategorii?

– Jakoś nie, co dziwi nawet mnie samego – odrzekł zupełnie szczerze.

– Nie ważne. Bardzo dobrze, że się to niektórym znudziło.

Skierowali się w stronę ukrytego wejścia.

– Eli – zwrócił się Dracon.

– Słucham.

– Kiedy mu powiesz? – spytał, a Elizabeth jęknęła. – Wspierałaś mnie i nadal mnie wspierasz, więc teraz przyszła moja kolej – wytłumaczył.

– Nie wiem, czekam na dobrą sytuację.

– Przecież możesz, a w zasadzie musisz, taką stworzyć. Jest twoim nauczycielem, nie może do ciebie przyjść, zwłaszcza jeśli teoretycznie mieszkasz z innym uczniem w dormitorium.

– Wiem, ale mógłby...

– No co?

– Nie wiem... Wezwać mnie pod jakimś pretekstem, czy coś – mruknęła Elizabeth, patrząc pod stopy, by nie przewrócić się na schodkach.

– Y-y... – Pokręcił głową. – To tak nie działa.

– To co mam robić? Pomóż mi, Dracon, bo mnie to tak dusi od środka, że powoli sobie nie radzę.

– Natknij się na niego gdzieś na korytarzu, zapracuj na szlaban – Puścił przyjaciółce oczko.

– Ostatnio, kiedy mnie złapał, to zagroził utratą odznaki. On jest taki poważny i chłodny, że ja naprawdę nie potrafię zdobyć się na coś takiego, bo mam wrażenie, że mnie zmiesza z błotem...

Ślizgon parsknął.

– Salazarze, udana jesteś. Wiesz, że Snape jest bliskim przyjacielem mojego ojca?

– Mniej więcej.

– Ile ja przez te wszystkie lata nasłuchałem się opowiastek z nim w roli głównej. On się kreuje na takiego, Eli, on nie jest takim zimnym draniem, za jakiego chce uchodzić.

– To w takim razie byłby fantastycznym aktorem.

– O i to jakim. Gdybyś stworzyła odpowiednią sytuację i wyrzuciła z siebie wszystko, co leży ci na sercu, to gwarantuję, że wziąłby cię i zaniósł do swojej sypialni.

– Draco! – krzyknęła przez ramię, czując gorąco na policzkach.

– Jestem tylko szczery. – Wyszczerzył się wyczuwając zakłopotanie młodszej Krukonki. – To normalna sprawa, Eli. Potrzeby człowieka. Chyba nie jesteś aseksualna, prawda?

– No nie, ale wiesz... Nie rozmawiam z nikim o takich rzeczach i się czuję niekomfortowo.

– Rozmawiać nie rozmawiasz, ale myślisz czasem na pewno.

– Ano – potwierdziła cicho.

– Normalna sprawa, naprawdę – powiedział Dracon i wyszedł za dziewczyną na siódme piętro. – Poza tym, wiesz, zawsze masz mnie.

Elizabeth uśmiechnęła się do przyjaciela, który zrównał z nią krok.

– Znasz hasło? – spytał z ciekawości, gdy stanęli przed posągiem.

– Ja znam – usłyszeli głos Lucjusza Malfoya. – Ogniomiot.

Chimera powoli odsunęła się, odsłaniając kręte kamienne schody.

– Nie idziesz? – spytał Dracon, zorientowawszy się, że Elizabeth za nim nie podąża.

– Chyba nie, wolałabym wam nie przeszkadzać.

– I co będziesz robić?

– A powłóczę się po mało uczęszczanych miejscach w zamku.

– Absolutnie, panno Claride – odezwał się Lucjusz, odsłaniając swoją maskę spod peleryny niewidki. – Pani obecność nie będzie nam wadziła w niczym. Zapraszam zatem do środka – Podał jej swoją prawą dłoń, którą także wysunął spod peleryny.

– Prawdę mówiąc, panie Malfoy, nie śmiałabym odrzucić takiego zaproszenia – Przyjęła jego rękę, delikatnie łapiąc za silne, męskie palce, jednocześnie patrząc na wyraziście niebieskie oczy mocno kontrastujące z szarą maską.

– Takową też miałem nadzieję – Poprowadził ją do pierwszego stopnia, po czym ustawił się za nią, ze względu na wąskie przejście.

Dracon uśmiechnął się lekko do Elizabeth, która puściła do niego oczko.

– Witaj, Severusie – przywitał się z dyrektorem ojciec Dracona, zdejmując pelerynę oraz maskę.

Krukonka spojrzała na wysokiego blondyna od góry do dołu, zauważając, iż ma zapleciony warkocz ze swoich platynowych włosów oraz inną szatę niż ostatnio. Zmianom nie uległ tylko jego zarost, który z jakiegoś powodu zdawał się wcale nie rosnąć oraz oczywiście laska dżentelmeńska z główką węża.

– Usiądźcie. – Snape wskazał ruchem ręki trzy krzesła znajdujące się naprzeciw miejsca dla dyrektora.

Elizabeth zajęła siedzenie po lewej stronie, mając po swojej prawej Dracona.

– Stało się ostatnio coś ciekawego? – spytał Lucjusz, kierując swoje pytanie bardziej w stronę syna.

– Oj, tak. – Potwierdził Draco. – Niedługo w szkole odbędzie się wiele różnych konkursów. Ja startuję w pojedynkach, a Elizabeth w artystycznym. Są jeszcze przedmiotowe.

– Żałuję, że nie będę mógł tego zobaczyć – oznajmił szczerze, łapiąc laseczkę drugą ręką. – Przywróć respekt naszej rodzinie, Draco.

– Zobaczysz, ojcze, będę na szczycie listy.

– Zuch chłopak. – Kącik ust Lucjusza zawędrował do góry. – A konkurs artystyczny? – Spojrzał na dziewczynę. – Cóż to za konkurs?

– Występy solowe lub w duecie, mogą być same instrumenty, a capella lub śpiew z przygrywaniem.

– Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby do tej kategorii zgłosiło się najwięcej osób. W końcu Anglia jest, przynajmniej moim zdaniem, artystycznym sercem Europy – zwrócił się do Severusa. – Że też zezwoliłeś na coś takiego – zdumiał się.

– Przyda im się jakaś odmiana, ale spokojnie, Lucjuszu, jestem w jury.

Blondyn roześmiał się szczerze.

– To chyba odmiana będzie dla ciebie – oznajmił, nadal się śmiejąc.

Elizabeth spojrzała na Severusa, który uśmiechał się do swojego najlepszego przyjaciela. Gdy po paru chwilach zdołała oderwać wzrok od tego jakże przyjemnego widoku, przypomniała sobie poprzednie słowa Lucjusza i nagle wstała.

– Coś nie tak? – spytał starszy Malfoy.

– Czy pan powiedział, że Anglia jest artystycznym sercem Europy? – zapytała, wpatrując się w każdego po kolei z dziwnym błyskiem w oku.

– Tak, dokładnie to powiedziałem – odparł, z lekko ściągniętymi brwiami.

– Merlinie, uratował mi pan moją przyszłą karierę – oznajmiła, po czym szybko, bez żadnych głębszych wyjaśnień, opuściła gabinet dyrektora, biegnąc wprost do gabinetu profesora Flitwicka.

– Co się stało? – spytał zdezorientowany Lucjusz.

– Eli chce zostać gitarzystką albo magomedykiem.

– Ostatnio nie pochwaliła się tym pierwszym – rzekł Malfoy z nutką rozczarowania w głosie.

– Przez skromność – odezwał się Snape. – Nie jest typem przechwalającej się kobiety.

Lucjusz, którego uwagę przyciągnęła wypowiedź przyjaciela, spojrzał na Severusa z błyskiem w oku i łobuzerskim uśmieszkiem.

– Przestań, Malfoy – warknął.

– Oj, Sev, czas najwyższy. – Puścił do niego oczko.

W tym samym czasie Elizabeth wpadła niczym torpeda do biura opiekuna Ravenclawu, przeprosiła za gwałtowne najście, po czym wytłumaczyła powód swojego przybycia. Z racji tego, że ów dzień, był ostatnim dniem do składania zgłoszeń na występy artystyczne, Filius ucieszył się z tego, iż jedna z jego ulubionych uczennic wreszcie zdecydowała się na repertuar.

– Zatem, panno Claride, cóż to takiego?

– Santana, tytuł to Europa.

– Ach, wspaniały, pełen romantycznych emocji utwór. – Pokiwał głową Flitwick. – Bardzo dobry wybór, panno Claride.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro