9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Króciutkie słowo wstępu. Założę się, że większość z was nie widziała rosyjskiego wydania Harry'ego Pottera, ale jest tak przekozackie (a zwłaszcza wyobrażenie Severusa), że musiałam się z wami tym podzielić. Autorką jest artystka MarinaMichkina, którą wypatrzyłam na DeviantArtcie i naprawdę ciężko się nie zgodzić, że o ile Alan Rickman odwalił kawał dobrej roboty, idealnie prezentując Mistrza Eliksirów w filmach, to ta kobietka narysowała go tak, jak (przynajmniej ja) zawsze sobie go wyobrażałam.


Na lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami pogoda zmieniła się drastycznie. Niebo, które przez kilka godzin było przesłonięte deszczowymi chmurami nareszcie zaczęło się wypogadzać, ukazując nieco błękitno-szarawego nieboskłonu.

Same zajęcia opieki były również pozytywne, ponieważ Hagrid przygotował dla nich trutołapki. Były to małe stworzonka o długiej i grubej sierści, bardzo dobrze komponującej się z otoczeniem. Ich futro występowało najczęściej w odmianie ciemnozielonej podchodzącej pod khaki, burej i żółtawej. Ich łapki były niewielkie, ale zakończone ostrymi pazurami, służącymi do rycia w ziemi. Zwierzątka łatwo płoszyły się przy gwałtownych ruchach, na szczęście Hagrid zdążył oswoić je z ludźmi.

Kiedy po lekcji zabił dzwon ogłaszający długą przerwę obiadową, Elizabeth udała się wraz ze wszystkimi do Wielkiej Sali. Tym razem jednak nie weszła od razu do pomieszczenia, a wmieszała się w tłum powolnie idących uczniów z różnych domów, by usłyszeć jak najwięcej rozmów.

– Kto? – spytał jakiś chłopak półszeptem, przykuwając uwagę Krukonki.
– A jak myślisz, ta stara jędza McGongall! – odpowiedział mu drugi.

Elizabeth pokiwała głową, uprzednio rzucając chłopakom miażdżące spojrzenie, którego i tak nie zauważyli. Miała szacunek do nauczycieli, zwłaszcza takich jak Minerwa McGonagall.

Ponownie nadstawiła ucha.

– Myślałam, że zaraz zemdleje.

Elizabeth zmarszczyła brwi, przysłuchując się rozmowie dwóch dziewczyn. Wydawało jej się, że jedną z nich jest Padma, dziewczyna Cesariusa.

– Kiedy tak staje za nią, albo o coś ją pyta.

Krukonka przez przypadek uderzyła kogoś z łokcia.

– Oj, sorki – przeprosiła, a jakiś młodszy Puchon mruknął:"nic się nie stało"
– Haha, tak, albo jak uśmiecha się do niego znad swojego pucharu.
– Nie wiem jak tak można patrzeć na Snape'a.

Elizabeth strzeliła sobie otwartą dłonią w czoło, przez co kilku jej sąsiadów spojrzało na nią ze zdziwieniem. Te plotkary o wyjątkowo małym ilorazie inteligencji posądzały panią Salerie o romans ze Snapem.
"Przecież ona jest z jego rodziny" pomyślała i westchnęła, ubolewając nad głupotą koleżanek.

Nagle usłyszała, jak ktoś wypowiedział jej imię. Skupiła się maksymalnie i zdołała usłyszeć fragment rozmowy:
– To dla mnie chore. Rozumiem, okazał się działać dla Zakonu i został odznaczony Orderem Merlina, ale żeby czuć do niego cokolwiek poza szacunkiem? Absurd! – Elizabeth namierzyła źródło rozmowy i starała się ujrzeć osoby w niej uczestniczące, ale bez powodzenia.
– Może i tak, ale nie tylko ona jedna do niego startuje.
– To mnie dziwi jeszcze bardziej – zaśmiała się jakaś dziewczyna.
"To przyjaciółka Pansy Parkinson!" krzyknęła w myślach "Plotkara numer dwa zaraz po bliźniaczkach Patil"
– Rozumiem, że jakieś działanie eliksiru miłosnego, tej Amertuncji czy jak jej tam, ale tak bez niczego?
– A skąd wiesz, może pan S się tak podbudowuje? Podaje po kryjomu jakimś wybranym dziewczynom eliksiry odurzające, tak na przykład do posiłku. Kochana, stary kawaler to różne rzeczy w głowie mu siedzą! – odparła uczennica, a Elizabeth wydawało się, że u tej drugiej widzi barwy Hufflepuffu.
"Puchonka i Ślizgonka, a zwłaszcza Dafne Greengrass? Coś mi tu nie pasuje" przeszło jej przez myśl, ale po chwili zastanowienia stwierdziła, że przynależność do domu to nie jest żadna reguła na zawieranie znajomości.
–... Poza tym ta Krukonka z szóstego roku ma fajny tyłek – Dafne pokiwała głową.
"Dzięki" pomyślała Elizabeth analizując, czy aby na pewno sobie tego nie uroiła.
– Inne też są niczego sobie, to jest najdziwniejsze. Oczywiście, nie dorastają nam do pięt, ale sama przyznasz, że są troszeczkę mniej pospolite...

Dalszej rozmowy nie dało się słyszeć, bo cała powolnie wędrująca grupa znalazła się przed Wielką Salą, skąd rozbrzmiewał gwar rozmów. Dziewczyna przepchała się do przodu i podbiegła do swojego stałego miejsca przy stole, gdzie zasiadał już Cesarius.

– Aż tak bardzo zgłodniałaś? – uniósł brwi, rozbawiony.
– Nie, Ces, chociaż to też, ale nie w tym rzecz – Złapała oddech i podjęła – tak jak ci mówiłam, zaczęłam trochę węszyć wokół wiesz czego..
– Sprawy Malfoyów?
– Nie, na brodę Merlina.
– Oj wiem, zgrywam się. Ja też mam ci coś do powiedzenia – przerzucił nogę na drugą stronę ławki i usiadł do niej bokiem, by mogła mówić mu wprost do ucha.
– Miałam dobre podejrzenia.

Chłopak otworzył usta i spojrzał na nią lekko przestraszony, ale Elizabeth przekręciła mu twarz do poprzedniej pozycji.

– Usłyszałam fragment rozmowy Dafne ze Slytherinu i jakiejś dziewczyny, chyba Puchonki, nie jestem do końca pewna.
– Jeśli Puchonka to tylko Felixia Gorge.
– Skąd wiesz?
– Zaufaj mi, to też taka z ekipy "Daj-Mi-Minute-A-Cały-Hogwart-Się-Dowie".
– No więc rozmawiały o naszym Mistrzu Eliksirów i mnie.
– I podchodzisz do tego w ten sposób? Tak jakoś luźno, nie wiem nawet jak to określić – Pomachał dłonią parę razy i wzruszył ramionami.
– Bo wiesz co jest najgorsze? Mam konkurencje! – pisnęła mu troszkę za głośno do ucha, przez co chłopak natychmiast się odsunął. – Przepraszam, Ces, niechcący.
– W moich oczach to i tak wszystkie rywalki zmieciesz z drogi do serca wybranka, chyba, że twój luby nie jest wystarczająco mądry, żeby zobaczyć twoje zalety... Ale to wtedy znaczyłoby, iż nie jest ciebie wart. Tyle.

Elizabeth wpatrzyła się w niego i uśmiechnęła.

– Oooo, kochaniutki jesteś – Przechyliła głowę. – Tylko ja jakoś nie jestem co do tego przekonana.
– Daj spokój! Zresztą te twoje rywalki to nawet wyjdą na plus. Bo jeśli by się okazało, że jesteś sama z tym, to w razie jakiegoś wycieku szkoła nabijałaby się tylko z ciebie, a tak to z ciebie i kilku dziewczyn.
– Wow, no to było podbudowujące – zmierzyła go spojrzeniem.

Chłopak wyszczerzył zęby.

– W każdym razie, wiem już na czym stoję– mruknęła.
– Otóż to. A teraz moja kolej. Podpytałem Padmę tak jak prosiłaś.
– Super, i jak?
– Nie wspomniała mi niczego o tobie, co jest logicznym, skoro wie o naszej długoletniej przyjaźni, jednak – Uśmiechnął się szatańsko.
– Co? – Elizabeth poszła w jego ślady.
– Znam parę nazwisk, które są potwierdzone.
– No z tym potwierdzeniem...– Skrzywiła się Elizabeth.
– Naprawdę! Przytoczyła mi kilka sytuacji. Dwie z nich sam widziałem, ale po prostu jakoś tego nie zarejestrowałem, bo nie patrzę na inne poza Padmą, ale kiedy mi to powiedziała, zastanowiłem się i doszedłem do wniosku, że faktycznie ma rację.
– Dajesz – mruknęła, wpatrując się w przyjaciela z powagą.
– Pierwsza, taka zagorzała, która podobno specjalnie narażała się na ryzyko szlabanu, to Romilda Vane.

Elizabeth poruszała ustami, z których chłopak wyczytał:"To ta z Gryffindoru?" i w odpowiedzi skinął głową. Krukonka uniosła jedną brew w górę, nie mogąc się nadziwić. Przecież Romilda była przez pewien okres czasu znana w Hogwarcie, jako dziewczyna obsesyjnie bujająca się w Harrym Potterze, a teraz chciała dobić się do jego największego nemesis?

– Dalej poproszę.
– Druga to podobno Pansy Parkinson.
– Eee, ona nie chodzi do szkoły.
– Tak, ale Padma mówiła o jakichś listach, które wyjątkowo irytowały Snape'a. Z tego co mi powiedziała wynika, że dyrektor zlecił Filchowi odbieranie i palenie każdego listu opatrzonego jej nazwiskiem.
– To cudownie, skreślamy z listy.
– Trzecią, jak się domyślam jesteś ty, a reszta to tam jakieś niepotwierdzone brednie, oparte na pogłoskach i tym, że jakaś dziewczyna "A" spojrzała w oczy "B", czy też raczej w tym przypadku "S".
– Czyli bzdety.
– Mhm – mruknął.
– Dzięki ci, Ces.
– Nie ma za co – Usiadł przodem do stołu i nałożył przyjaciółce porcję ryżu z półmiska. – Smacznego.


I jak, i jak? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro