Co chłopcy robią w ukryciu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rudy głęboko westchnął i popatrzył się w drewniany sufit. Przymróżył oczy kiedy promienie słońca zaczęły prześwitywać przez luki w deskach.

- Jak tu spokojnie- niemal szeptał unosząc nieśmiało kąciki ust ku górze.

- Należy się nam trochę spokoju. W końcu po całym ciężkim roku nauki i tej przeklętej maturze przyszedł czas na wolność.

- A mi tam wcale nie było tak źle- Rudy przybrał skwaszony wyraz twarzy nachylając się nad Zośką.

- Może i nie jak każde lekcje tak świetnie ci szły.

- Ej- żachnął się pokręcił głową- byłem słaby z rysunku.

Zośka zaśmiał się głośno i westchnął wypoczęty. Tak zaczęli ostatnie wolne wakacje w ich życiu. Byli jeszcze młodzi, nie do końca świadomi tego co ich czekało. Racja, że akurat tych chłopców mądrość nie pominęła i potrafili myśleć czasem bardzo odpowiedzialnie. Nie zmieniało to jednak faktu, iż ich natura była bardzo delikatna, nieprzygotowana na wojnę. Szczególnie Zośki, on mimo swojej stonowanej postawy życiowej w głębi serca był tylko małym chłopcem. Dokładnie tym samym, który w wolnej chwili czytał poezję romantyczną i układał w swoim sekretarzyku zbierane znaczki.
Aczkolwiek drugą kwestię sam zbierający traktował niesamowicie poważnie. Nawet kiedy jego koledzy pociesznie podśmiewali się z jego zainteresowań zaczynał się nieco boczyć i mówić, że to bardzo cenne zbiory i po prostu się nie znają.

- Rysunek Janeczku to jest nic przy twoim mózgu.

- Chciałbym Zośka w te wakacje gdzieś pojechać. Rozmawiałeś już z Zeusem?

- Mówił coś o górach.

- O, no i to jest plan. Nie byliśmy dawno w górach. Alek też jedzie prawda?- szturchnął go pociesznie po ramieniu i usiadł opierając się o ścianę. Siedzieli w domku na drzewie na posiadłości Zawadzkich. Lubili tu razem przyjeżdżać i jak dzieci zaszyć się w nim wysoko w koronie drzewa udając, że cały świat poza nim nie istnieje. Wzięło ich tym razem na przemyślenia, z jednej strony rozmawiali o wycieczce, z drugiej obu trapiło pewne uczucie, którego nie znali.

- Rudy- zaczął pierwszy Zawadzki natychmiast poważniejąc.

- Hm?- Janek włożył do ust źdźbło trawy.

- Słuchaj bo... jak czujesz się z tym wszystkim, że to się kończy?

- Co kończy Tadeusz?- odwrócił twarzą do przyjaciela. Atmosfera zmieniła się nagle z tej błogiej na poważną. Zaciekawiły go słowa Zośki.

- Nie czujesz, że od skończenia szkoły te wszystkie dorosłe problemy uderzają w nas podwójnie? I dopiero teraz czujesz ich sens? Skończyła się nasza szkoła, już nie jesteśmy takimi dziećmi jak wtedy. To miesiąc roznicy, a mam wrażenie, że nagle tamte problemy były takie bezsensowne, teraz dużo się zmieni.

Rudy zamilkł. Wiedział, że Tadeusz jest emocjonalny, ale nie przypuszczał, że tak bardzo weźmie do siebie wchodzenie w dorosłość. On sam uważał przecież, że nie planuje swojej nagłej zmiany, a rozpoczęcie studiów nie znaczy, że przestanie zachowywać się jak kiedyś. Oczywiście, wykłady nie są tym samym co lekcje z przyjaciółmi, będzie musiał bardziej skupić się na tym co chce osiągnąć w zyciu i budować sobie jego fundamenty, ale czy to ma oznaczać przemianę?
Nie patrzył na to wszystko od strony jaką widział Zośka.

- Nic się nie zmieni Tadek, a ja nigdzie się nie ruszam- chciał podświadomie powiedzieć mu, że wyolbrzymia i cała jego troska o przyszłość jest niepotrzebna.

- Ale Rudy ja czuję...

- Zośka, ale nie ma o czym rozmawiać- ubiegł go Janek.- Czym ty się martwisz? To bez sensu, ja tu zostaję, ty też, co będzie dalej się okaże. Po co się tym martwić?

Zośkę zabolało serce. Czy Rudy nie widział tego, jak bardzo mimo powierzchownej skorupy bał się życia jakie na niego czekało. Bał się zmian, bał się dorosłości i utraty tego co miał. Bo przecież miał dużo, miał wszytsko czego chciał. Wyniki, przyjaciół, rodzinę, nic nie zapowiadało się na upadek, mimo to czuł się jakby zmiany miały dotknąć nie tylko jego życia zawodowego, ale i całego szczęścia.

- Ja tylko chciałem, żebyś zrozumiał.

- Ależ ja rozumiem, błąd jest w twoim myśleniu. Bo widzisz Tadek, ty za dużo myślisz. Przestań czasem, nie warto.

Delikatny Zawadzki wziął sobie do serca jego słowa. Nie był Rudym i nie potrafił tak radośnie patrzeć na wszystko dookoła. Rudy we wszystkim widział pewnego rodzaju szansę, początek czegoś, nowe możliwości. Chciał odkrywać swoją przyszłość, osiągać więcej, czuć jak spełniają się jego marzenia. Zośka przecież chciał tego samego, rzecz w tym, że młody chłopiec widział razem ze zmianami idące z nimi w parze obawy. Wymarzone studia otwierały oczywiście bramę do sukcesu, ale ciągnęły za sobą nowe środowisko, którego nie znał. Zakończenie szkoły oznaczało przecież dumę z własnych wyników, ale też utratę szkolnego życia i z pewnością przyjaciół. Zawadzki miał w głowie pewien problem, który nie pozwalał mu rozkwitnąć, otóż wszystko zawsze sprowadzało się do zmian, a tych chłopiec szczerze nienawidził.

- Rudy, ale...

- Daj spokój. Chcesz zostać w miejscu? Owszem możesz nie iść do przodu, ale co będziesz z tego mieć? Nic. Nic Zośka, obudzisz się za wiele lat jak Wiktor Ruben zdając sobie sprawę z tego, że czas na osiągnięcie czegoś minął. Poza tym utrzymanie na siłę przeszłości nic nie daje, nie da się jej odtworzyć, wszystko mija czy chcemy czy nie, a na miejsce tego stworzy się nowe.

Zanim właściwie skończył mówić o wszystkim co chciał zorientował sie w swoim całym zabieganiu, że Tadeusz już dawno nie słucha, a po jego policzku spływają łzy. Zganił się w myślach za to jak bardzo go zignorował i szybko zmienił wyraz twarzy z pewnego siebie na bardzo zatroskanego.

- Zosiu...- zbliżył się do niego, wyciągnął rękę w jego kierunku i pogładził po mokrym policzku. Gdy poczuł jego łzy na własnej skórze coś nim mocno wstrząsnęło, jego własne sumienie i to co czuł do przyjaciela.

- Przepraszam, że nie jestem tobą Rudy, ja bardzo bym chciał, ja...

Nie dał rady skończyć gdy głos mu się załamał, a oczy zalały się falą łez. Czuł jak coś ściska mu serce, wywód Bytnara choć mądry, wydawał mu się zimny i nieludzki. Rudy miał bowiem racje, Tadeusz o tym wiedział, ale nie potrafił od tak zacząć myśleć tym torem, chciał ciepła, wsparcia, chciał zrozumienia i kogoś, kto wejdzie z nim w ta dorosłość razem, nie pchając go na siłę. Za rękę, raźniej. Trochę załował, że zaczął ten temat. Ufał Rudemu, co więcej wiedział, że ma on na takie rzeczy odmienne spojrzenie, ale spodziewał się pomocy w nieco innej formie. Ale nie zmusi go do mówienia tego co chce usłyszeć.

Rudy za to sam nie wiedział co mu powiedzieć. Bo co ma mówić? Uważał, że Tadeusz dramatyzuje, nie rozumiał jego problemu w nadchodzących zmianach i nie potrafił mu pomóc. Chyba, że swoim sposobem, ale to tylko właśnie pogorszyło sprawę. Bardzo lubił Tadeusza, ale czy to miało wystarczyć, żeby przestać myśleć po swojemu, a zacząć jak on sam by zrozumieć problem? Bo tylko tak mógł postarać się mu pomóc. Chciał, ale nie chciał. Tylko tyle mógł wywnioskować.

- Zośka-  chciał zacząć kolejny monolog, ale wypowiedzenie jego imienia wywołało w Zawadzkim tylko większy płacz. Rudemu znowu do głowy przyszło, że przyjaciel przesadza, że robi to bez powodu i w ogóle najlepiej żeby przestał i zrozumiał, że to w jego myśleniu jest błąd. Ale był to pierwszy raz kiedy widzi płaczacego przyjaciela i jego serce, nadal czyste i dobre zwyczajnie cierpi kiedy widzi coś podobnego.

Postanowił więc odpuścić, co mu w końcu szkodzi. Oczywiście różniły ich poglądy, ale zrozumiał, że nie jest to już dyskusja o tych różnicach, a Zośka zwyczajnie chciał mu się zwierzyć. W nieudolny sposób, bo rzadko to robił, ale potrzebował pomocy. Niekoniecznie takiej jak przystało na dorosłych ludzi.
W głowie Tadeusza za to szalała myśl, czy dorosłość oznaczała wyzbycie się emocji i problemów? Czy teraz już nie należy mu się troska i miłość tylko sucha rozmowa, przyjęcie faktów i jak przystało na kogoś dorosłego nagła zmiana postawy bo przecież "tak rozsądniej".

Rudy tylko przytulił Tadeusza, objął go silną dłonią i przycisnął do siebie chłopca, nawet jeśli był od niego dużo wyższy. Pozwolił Tadeuszowi zatopić nos w jego koszuli, był tak blisko, że poczuł nawet zapach jego mydła, pachniał miętą. Ostatni raz czuł ten zapach podczas lekcji wychowania fizycznego, niedługo przed końcem roku kiedy zajęcia były znacznie luźniejsze. Grali wtedy w siatkówkę na dworze. Siatkę uplotł im sam nauczyciel kiedy poprzednia po prostu się rozpadła, nie chciał odbierać uczniom zabawy podczas ostatnich dni szkolnych to też przyniósł swoją własną. Nie była tak mocno napięta jak ta kupcza, ale najważniejsze było, że da się grać i nikt nie przejmował się warunkami.

Rudy był wtedy z Zośką w jednej drużynie, Alek za to w przeciwnej. Na początku trochę dąsał się tym faktem, ale potem przyjął to za soczystą rywalizację i nagle spodobał mu się pomysł ogrania przyjaciół. Każdy z chłopców dobrze radził sobie z piłką, ale Alek ze swoim wzrostem dominował w tego typu grach to też obaj ze swoją drużyną musieli dużo bardziej się starać. Słońce świeciło bardzo mocno, w powietrzu unosił się zapach lata nawet jak na wczesną porę roku. Z początku gra nie szła im za dobrze, co wyrównali wynik ten nagle tracił na wartości po kolejnym serwie Dawidowskiego. Zośka bardzo chciał utrzeć nos przyjacielowi, niech zapamięta tą grę jako swoją porażkę, przecież nie zawsze musi wygrać. Zdrowa rywalizacja bardzo go wtedy motywowała.
Widział jak decydujący serw przyjaciela wznosi się nad siatką i nagle jego pewność siebie wzrosła, więc wybił się najmocniej jak potrafił i z całą siłą uderzył w piłkę nad ziemią, aż ta spadła na puste pole drużyny Alka. Tadeusz sam zdziwiony swoją siłą nie przewidział co zrobi po tym jak już upora się z piłką. Na szczęście Rudy owszem i chcąc ratować przyjaciela przed upadkiem pobiegł od razu w jego stronę łapiąc Zośkę pod ręce. Oczywiście obaj upadli, ale Janek był dumny, że zamortyzował upadek Zośki. Był dobry w upadaniu, z takim wzrostem  i wagą człowiek po prostu się tego uczy.
Znalazł się cały pod Zośką, wtedy pierwszy raz czuł wyraźnie zapach jego mydła i potu. Ale nie był to ostry pot jak innych mężczyzn, dla Rudego wydawał się naturalny, nie przeszkadzał mu.
Zośka był taki dumny, a  Rudy razem z nim. Nawet Alek pogratulował mu skoku niechętnie przyznając, że jemu podobny nigdy nie wyszedł. Zośka był z siebie dumny. Wygrali.

Teraz Rudy czuł ten zapach ponownie, ale sytuacja znacznie się różniła. Nie chciał przecież zostawiać tamtego życia, ale nieuchronnie uświadamiał sobie, że musi.
Pogładził Zośkę po plecach dalej mocno go trzymając. Więc jednak Tadeusz nie jest zawsze taki twardy jak się wydaje.

- Wszystko będzie dobrze Zosiu. Jestem z tobą- Tadeusz jak zaczarowany spowolnił oddech.- Dorastasz, ale nie jesteś w tym sam. Nie zostawię cię- jego słowa były takie kojące...

Zośka ich pragnął, chciał by właśnie tak do niego mówił, z ciepłem, nie dyplomacją. W gruncie rzeczy Tadeusz dalej był chłopcem, a  oni tak samo potrzebują pomocnej dłoni.
Rudy choć go nie rozumiał i wiedział, że nie zrozumie w sposób w jaki Tadeusz by chciał, postanowił nie zmieniać jego głowy.

- Dorastamy razem Tadziu, ja i ty. Cały świat wokół nas może się zmieniać, ale nie zmieni tego co mamy.

Zośka podniósł się gwałtownie i przylgnął do ciała mniejszego chłopca, pociągnął go za mankiety koszuli i wytarł w nie łzy. Rudy czuł na skórze mokre ślady co naprawdę łamało mu serce. Trzymał go mocno, nie chciał przecież puszczać. Od dawna chciał powiedzieć Rudemu o swoich obawach, ale nigdy nie było na to dobrej okazji. Albo spotykali się w grupie, albo było zbyt wesoło żeby psuć to swoim głupim płaczem. Nawet teraz uważał, że powinen go przeprosić za zniszczenie popołudnia, ale nie mógł dłużej trzymać w sobie tego strachu. Nie pomogło również to, że Rudy wspomniał o planach na wakacje. Bardzo chciał zwyczajnie z nim rozmawiać, śmiać się, robić plany... Nic jeszcze nie stracił, ale bał się właśnie jej nadejścia.

- Nie zostawiaj mnie nigdy Rudy, nigdy nigdy tego nie rób.

- Nigdy nigdy tego nie zrobię, zawsze będziemy my dwaj przeciwko światu. .

To uspokoiło Zośkę, jego serce zwolniło, odetchnął z ulgą. Nie wiedział co go czeka, ale samo zapewnienie Rudego dawało mu siłę na przeciwstawienie się rzeczywistości. Ich oddechy się przeplatały, nawet Rudy uronił łzy z całego nakładu emocji, ale i ze szczęścia bo miał obok duszę, której całe życie szukał. Leżała tu, płakała, bała się tego co ją czeka, ale była jego. A razem dadzą radę. Teraz byli dziećmi, teraz wolno im było płakać dlatego to robili. To co chłopcy robią w ukryciu, boją się. Każdy sie czegoś boi, nawet jeśli jest to dorosłość.
W ostateczności nie mieli powodu obawiać się jej nadejścia. Nigdy nie mieli jej zaznać, stracili ją.
Ale mieli siebie.

To miało być wesołe, potem nie, potem stwierdziłam, że niech będzie, a i tak wyszło jak wyszło. Wybaczcie błędy i poprawcie jeśli takowe . Trzymajcie się tam wszyscy.

Dziękuję bardzo _Pr0vince_ bo to był jej pomysł, ja tylko go rozwinęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro