Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następny dzień zaczął się spokojnie. Na niebie nie było ani chmurki, a słońce grzało mocno. Cirra, Markus i Rebecca zbudzili się dość wcześnie, zjedli śniadanie, po czym wyruszyli – Markus na zakończenie, Rebecca do pracy, a Cirra szukać fragmentu. Właśnie wtedy też z apartamentu Cassandry wyruszyli Icarus i jego podwładna.

- Zdaję się, że ktoś ma ten fragment przy sobie... Czuję, że jego energia się oddala... Idziemy za nią. – zarządził Icarus.

***

Markus zajął miejsce pośród tłumu innych uczniów. Ceremonia zaraz miała się zacząć, zegar zbliżał się do 10:00. Wreszcie, godzina wybiła i dyrektor szkoły zaczął prawić swoje coroczne kazanie o tym jak to jest dumny z młodzieży, jak to wspólny wysiłek opłacił się, bo wyniki testów końcowych były o całe 2% lepsze niż rok przedtem, i tak dalej. Markus ledwo silił się, żeby tego słuchać. Jego myśli były z Cirrą, liczył, że uda jej się znaleźć fragment i będą o krok bliżej do skompletowania artefaktu. Gdy tak rozmyślał czy Cirrze udało się już coś znaleźć, dyrektor skończył mowę i zaczęła przemawiać przewodnicząca samorządu szkolnego, ze stałą wazeliną w stylu: „Kochani nauczyciele, praca nasza była wielka, ale wasza jeszcze większa.". Wchodziła w końcówkę swojej mowy, kiedy stało się.

Nagły huk, wszyscy zaczęli panikować. Czy to strzał z pistoletu? Brzmiało podobnie, zwłaszcza gdy nigdy nie słyszało się strzału z pistoletu. Tłumy zaczęły biec ku drzwiom wyjściowym z auli, licząc, że ocalą swoje życia. Markus też poderwał się, ale on rozejrzał się, by zobaczyć co jest źródłem paniki. I wtedy zobaczył Jego. Chłopak o włosach czarnych jak noc i czerwonych oczach, ubrany w czarny płaszcz, a obok niego dziewczyna o ciemnobrązowych włosach.

- Icarus. – szepnął do siebie.

- To tamta. – rzucił Icarus do Cassandry, wskazując na dziewczynę o błękitnych włosach. Dziewczyna zaczęła uciekać, skacząc między ławkami, a Icarus wymierzył w nią palcami i zaczął miotać w nią magicznymi promieniami. Dziewczyna była zaskakująco dobra w unikaniu ich. Jej ruchy były płynne, eleganckie... Prawie jak taniec śmierci, gdzie zły krok oznaczał smutny koniec. W końcu dziewczyna dobiegła do drzwi auli i zniknęła w korytarzu.

- Za nią! – krzyknął Icarus do swojej partnerki i rzucił się w pogoń. Markus bez chwili namysłu pobiegł za nim. Dobiegli do stołówki, gdzie wbiegła niebieskowłosa unikając promieni śmierci. Icarus wskoczył do środka za nią, a tuż za nim Cassie. Markus tylko kilka sekund po nich.

Sytuacja była nieciekawa. Dziewczyna unikała jak mogła, ale ataki Icarusa były bezlitosne. Ledwie miała czas atakować między promieniami swoimi wodnymi ostrzami, rzucanymi niczym bumerangi. Icarus był za szybki. Ataki mijały go kompletnie.

- Proszę cię, wiem, że maga wody stać na więcej, nawet Atlantia nie jest tak żałosna... – powiedział Icarus i ostentacyjnie ziewnął, nie przestając celować w dziewczynę. Markus postanowił wtedy coś zrobić. Rozejrzał się dookoła i zobaczył stertę metalowych tacek. Bez chwili namysłu złapał jedną i rzucił w Icarusa... ku jego zdziwieniu, cios nie chybił. Tacka trafiła ciemnowłosego prosto w czoło.

- Co do cholery... Kto śmie?! – oburzył się Icarus, przerywając atak na czarodziejce wody. Skierował wzrok w stronę Markusa i w mgnieniu oka nawiązał z nim kontakt wzrokowy. Zmarszczył brew. – Ty.

Markus złapał kolejną tackę i dał nura pod stół, licząc, że uda mu się coś zaimprowizować. Icarus bez wahania strzelił w stół, rozrywając go na kawałki, ale promień trafił w tackę Markusa. Zamiast ją zniszczyć, odbił się i trafił w sufit, uszkadzając go poważnie. Fragment tegoż sufitu spadł tuż obok Icarusa.

- Na Ifrit, czy ja śnię, czy jakiś kretyn z tacką robi ze mnie głupiego? – zdenerwował się ciemnowłosy. – Dosyć tego. Droga Ifrit, wybacz, ale użyję mocy mojej, nie twojej.

Na te słowa Icarus machnął ręką i potężny powiew wiatru wyrwał z rąk Markusa tackę.

- O niebo lepiej... No, a teraz pora to kończyć...

Icarus wymierzył w Markusa... I oberwał w tył głowy wodnym ostrzem.

- Co do... Jeszcze nie zwiałaś? Twój biały rycerz prawie oddał życie, żebyś sobie uciekła. – zdziwił się Icarus, odwracając się w stronę czarodziejki wody.

- To nie „mój rycerz", ale ryzykował życie za mnie, więc i ja ryzykuję swoje za niego. – oznajmiła dziewczyna.

- Jak szlachetnie. Doprawdy, wzruszyłem się. Wiesz, że zginiecie oboje, prawda?

- Trudno. – odparła dziewczyna. – Jeżeli tak musi być, to odejdę czyniąc, co należy.

- Pięknie, pięknie. Jakże poetycko. No dobra, to które pierwsze?

- Ty! – rozległ się dziewczęcy głos z góry. Icarus podniósł wzrok i ujrzał tylko spód stopy, która uderzyła zaraz w jego twarz.

- Cirra! – ucieszył się Markus, widząc kto zadał powalający Icarusa cios.

- Jedna i jedyna. – uśmiechnęła się dziewczyna.

Cassandra spojrzała na Cirrę ze sporym zaciekawieniem. Wiedziała od chwili, gdy tamta się pojawiła, że było w niej coś... specjalnego.

- A więc znowu się spotykamy, Cirra... – powiedział Icarus, podnosząc się z ziemi. – Bolało jak spadłaś z nieba? Bo mnie jak jasna cholera. Swoją drogą, dzięki za spowodowanie całego tego bajzlu z rozwaleniem tabliczki. Zupełnie nie miałem planów na ten tydzień. Fajnie, że ją tak sobie rozpierniczyłaś w drobny mak, żebyśmy sobie szukali. Bardzo przyjemne zajęcie rodzinne, co?

- Rodzinne? – zdziwił się Markus. – Cirra, o czym on mówi?

- Och, nie powiedziała ci? Jestem jej bratem... A może powinienem powiedzieć... Jego bratem.

- Nie waż się. – rzuciła groźnie Cirra.

- Wiesz... wkurzasz mnie. Bardzo. Więc pozwól, że się jednak ważę... Cyrus. Mół mały, głupi braciszku.

- Ty... – mruknęła Cirra przez zaciśnięte zęby i ze łzami w oczach.

- Co, myślisz, że para magicznie wyhodowanych cycków robi z ciebie kobietę? Hah, a to o mnie mówią, że postradałem rozum... Ale to nie ja paraduje jako jakieś homo-niewiadomo, myśląc, że jestem wielkim bohaterem. A nasza siostrzyczka jest jeszcze głupsza, że na to pozwala... Bo co, bo chciała mieć młodszą siostrę? Obrzydliwe i głupie. Aż żałuję, że jej nie zabiłem, kiedy miałem okazję. Ale nic to, kiedy skończę z tobą, dokończę porachunki i z nią...

- Przestań... – mówiła przez łzy Cirra.

- Spokojnie, będzie miała szybką śmierć, tak jak ten twój kochaś... Ignotus, tak? Ugh, ten był jeszcze gorszy. Chciał się ożenić z taką pokraką jak ty. Zasługiwał na śmierć.

Na te słowa w Cirrze coś pękło. Szybko machnęła ręką, a wiatr złapał wszystkie sztućce z całej stołówki. Wszystkie skierowały się ostrzami w stronę Icarusa.

- Myślisz, że się boję, Cyrus? Ha, dobre sobie... – zaśmiał się Icarus. Wtem, trzy widelce wbiły mu się w ramię z zawrotną prędkością.

- O kur... – syknął czarnowłosy, wyciągając sztućce z ramienia. – No dobra, nie należy cię lekceważyć. Zanotowane.

Icarus zaczął biec ku Cirrze, podczas gdy ta ciskała w niego nożami i widelcami. Niektóre wbijały mu się, inne zdołał ominąć. W końcu podbiegł dość blisko, by móc jej wymierzyć solidnego kopniaka, ale gdy już zaczął wykonywać cios, złapała go za nogę i rzuciła nim o posadzkę. Złapała jeden z krążących wokół niej noży i skoczyła z nim na brata. Wbiła mu go w dłoń i wysyczała:

- Nie masz prawa mówić źle o Atlantii, ani o Ignotusie.

Po tych słowach zaczęła obracać wbity nóż, a jej brat zaczął się wić w bólu. Wtedy do akcji wkroczyła Cassandra. Jednym susem doskoczyła do walczących i zepchnęła Cirrę z Icarusa. Zaczęły się ze sobą siłować, podczas gdy Icarus powoli podnosił się, starając się wyciągnąć nóż z dłoni. W końcu naraz Cirra przewróciła Cassandrę i Icarus wyjął nóż. Natuchmiast rzucił go w stronę Cirry, celując w serce. Ta jednak nie dała się tak łatwo zabić. Posłała szybki powiew wiatru i nóż poleciał z powrotem w stronę Icarusa. Ten uniknął go bez problemu.

- Hah, pudło. – uśmiechnął się ciemnowłosy. I wtedy dało się słyszeć dwa odgłosy wbijanych ostrzy naraz. Mina Icarusa zrzedła. W plecy miał wbity nóż Cirry i wodne ostrze czarodziejki.

- Cholera... – wymamrotał, padając na ziemię. Wtedy Cassandra szybko podbiegła do niego, podniosła go z ziemi i zniknęli w chmurze dymu. Gdy już siwe kłęby opadły, na polu bitwy zostali tylko Cirra, Markus i czarodziejka wody.

- I więcej nie wracaj! - krzyknęła Cirra, po czym padła na kolana i wybuchła płaczem. Kochała swojego brata, ale zarazem nienawidziła go. Wiedziała, że on to zrobi, ale miała cichą nadzieję, że będzie inaczej. Była rozczarowana wszystkim. Chciała się po prostu zwinąć w kłębek i umrzeć.

- Zostawię was samych. - powiedziała niebieskowłosa dziewczyna do Markusa. - A, i proszę, weźcie to.

To mówiąc podała Markusowi fragment tablicy.

- Tak po prostu? Prawie cię o to zabili... - powiedział Markus.

- Właśnie dlatego zabierzcie to draństwo sprzed moich oczu. Nie jest warte swojej ceny. - odparła dziewczyna. - A teraz spadam, zanim jakiś kolejny wariat tu wpadnie. Dzięki za uratowanie mi tyłka. Na razie.

Po tych słowach odeszła, zostawiając Cirrę i Markusa samych.

- Cirra, wszystko w porządku? - spytał chłopak, kucając obok niej.

- Nie, nic nie jest w porządku... - odparła Cirra przez łzy. - Ja... Dlaczego on to zrobił?

- Nie wiem, nie znam twojego brata... - przyznał szczerze Markus. - Ale... Nie wiem na ile cię to pocieszy, ale... Zupełnie nie obchodzi mnie co powiedział. Co mnie obchodzi twoja przeszłość? Tu i teraz nie jesteś tym kimś z przeszłości. Jesteś Cirra, i tyle. A twój brat to dupek, nie powinnaś mu dać się zniszczyć emocjonalnie. Jesteś lepsza od niego.

- Markus... To miłe z twojej strony... - powiedziała Cirra, ocierając ręką policzek z łez. Gdy już wytarła co mogła, przytuliła się do Markusa. - Dzięki.

- Do usług. Ale teraz może lepiej się stąd zabierzmy. Pewnie zaraz zjedzie się policja. - zaproponował Markus.

- Racja, chodźmy. - przytaknęła Cirra i razem podnieśli się z podłogi, po czym jak najszybciej opuścili budynek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro