Rozdział 2. Burzowa Prawa Ręka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stara brama pamiętała lepsze czasy. Była zasunięta, odgradzając teren dawnego parku rozrywki od drogi. Już stąd było widać, że to miejsce zostało opuszczone wiele lat temu. Niegdyś miejsce pełne zabawy, śmiechu, radości, dziś niegościnne gruzowisko, echo dawnych dni. Nikt tu nie zaglądał, wszyscy już zapomnieli, że coś takiego istniało. Intruza mogły czekać kłopoty, gdy nieuważnie postawi krok w złym miejscu.

Perfekcyjna kryjówka dla kogoś, kto nie chce rzucać się w oczy, a nie może wrócić do społeczeństwa. A może nie ma dokąd. Pozornie opuszczony park miał swych mieszkańców, o których tylko nieliczni wiedzieli. Nie zwracali na siebie uwagi, żyjąc z dnia na dzień ze znienawidzonym jarzmem, którego nie mogli się pozbyć. Nie mieli jednak wyboru, sytuacja zmusiła ich do wybrania mniejszego zła, które przeklinali, gdy tylko mogli.

Kilka miesięcy temu doszło tu do bitwy. Pierwszy sprawdzian młodego następcy i jego tworzącej się wciąż rodziny. Musieli się zmierzyć z kimś, kto był niebezpieczny i przebiegły mimo swego młodego wieku. Z zagrożeniem nie tylko bezpośrednio dla nich, ale również dla całego świata, którego stali się częścią. Może nie zdawali sobie wtedy sprawy z wagi tej misji, może wykonali ją z niechęcią, twierdząc, że to ich nie dotyczy, lecz dzięki temu zyskali potężnego sojusznika, który mimo niechęci stawał po ich stronie, gdy było to konieczne.

Budynek dawnego kina straszył swoim wyglądem. W środku panował półmrok, w którym każdy cień wydawał się wrogiem. Przynajmniej większość potencjalnych, nieproszonych gości zostało skutecznie odstraszonych. Rezydenci tego miejsca nie lubili obcych. To miało być tylko ich miejsce, choć trudno powiedzieć, żeby nadawało się do życia. Tak jednak wybrali i pewnie ciężko będzie ich przekonać do zmian. Może należało to uszanować. Lepiej nie robić sobie z nich wrogów, choć zdobycie ich zaufania może okazać się trudnym zadaniem.

Aki poruszała się cicho, lecz pewnie. Prawdopodobnie jej obecność nie została jeszcze zauważona i bardzo to sobie ceniła. Wolała zaskoczyć swego rozmówcę, by w razie czego bezpiecznie się oddalić, jeśli sytuacja stanie się nieprzyjemna.

Wiedziała, że spotka tu tylko jedną rezydentkę. Pozostali dwaj wyszli już jakiś czas temu i pewnie nie wrócą zbyt szybko, więc się na nich natknie. To spotkanie będzie miało miejsce później, gdy uzna to za stosowne.

Powitał ją lekko cyniczny, pewny siebie uśmiech. W tym przypadku trudno było powiedzieć, że się stęskniła, ale to nie z jego powodu znalazła się w Kokuyo. Weszła do zrujnowanego pomieszczenia i rozejrzała się.

– Kim jesteś? – Usłyszała cichy, dziewczęcy głos.

Jego właścicielka siedziała w ciemnym kącie. Drobna dziewczynka o granatowych włosach upiętych z tyłu z końcówkami odstającymi ku górze, jednym, fioletowym oku i drugim przykrytym opaską. Miała na sobie trochę za luźny mundurek szkoły Kokuyo z sąsiedniego miasta. Była wyraźnie niedożywiona i wychudzona, a teraz także zaniepokojona obecnością intruzki.

– Przysłał mnie twój szef. Mam na imię Aki. – Uśmiechnęła się łagodnie.

Dziewczynka była dość nieufna, więc miała nadzieję, że tym drobnym przekłamaniem zdobędzie chociaż jej uwagę. Trochę to smutne, że Reborn szczycący się tytułem ekskluzywnego, domowego korepetytora nie uczulił swego ucznia na takie rzeczy. Choć mogło to wynikać z sytuacji, jaka panowała w tej kwestii.

– Szef? – zapytała.

– Tak. Ty jesteś Chrome Dokuro, prawda?

Odpowiedziało jej skinienie głową. Aki już wcześniej została uczulona na sprawę Strażniczki Mgły, ale dopiero teraz, po zapoznaniu się z rzeczywistością, stwierdziła, że najprawdopodobniej tu jest dla niej najtrudniejsze zadanie.

– Miałam zobaczyć, czy wszystko u ciebie w porządku – powiedziała łagodnie. – Pomyślałam, że zjemy razem śniadanie, jeśli masz ochotę.

Chrome nie odpowiedziała, przyglądając się nowo przybyłej. Na jej policzkach wykwitł rumieniec zawstydzenia, co tylko potwierdzało fakty, które Aki poznała przed przybyciem do Japonii. Opuszczona, samotna, niepotrzebna do tego stopnia, że gdyby nie Mukuro, który używał jej ciała, pozostając w więzieniu, byłaby martwa.

Aki usiadła na oparciu starej sofy. Z torby wyciągnęła pudełko z kanapkami, wyciągnęła kromkę dla siebie i podała pojemnik dziewczynce. Ta jednak nie poruszyła się.

– Nie krępuj się.

Chrome wymamrotała coś pod nosem, co miało być chyba odmową. Aki uśmiechnęła się lekko i położyła pojemnik na siedzeniu sofy.

– Zostawię je tutaj, gdybyś się zdecydowała. Nie musisz się mnie obawiać. Zaopiekuję się tobą.

Przez chwilę siedziały w ciszy. Krępującej i nerwowej. Chrome przyglądała się tej dziwnej dziewczynie trochę ze strachem, nie wiedząc, czego od niej oczekuje. Musiała być zahukana przez świat dookoła, a te warunki nie pomagały. Było jednak za wcześnie, by coś zmienić w kwestii tego miejsca. Najpierw potrzebne było zaufanie.

– Pójdę już – odezwała się Aki. – Wpadnę do ciebie za kilka dni. Trzymaj się, Chrome.

Kiedy wyszła, uśmiech zniknął z jej twarzy. Chciała zobaczyć, czy dziewczynka zje to, co przyniosła, ale usłyszała powracających towarzyszy Strażniczki, więc dziś postanowiła odpuścić.

~ · ~

Hayato Gokudera miał dzisiaj pecha. Nie, jego pech ciągnął się już od kilku dni. Zwykłe przeziębienie rozłożyło go tak, że przez dwa dni musiał leżeć w łóżku niezdolny do poruszania się. Początkowo zamierzał i tak pójść do szkoły, choćby miał się czołgać – przecież nie można zostawić ochrony Dziesiątego Yamamoto – ale podejrzewał, że szef będzie z tego powodu zmartwiony, więc odpuścił. Pożałował tego, gdy o wszystkim dowiedziała się Bianchi i postanowiła dokarmić swego chorego brata Trującą Kuchnią. Czy ona naprawdę nie łapie, że na jej widok jest mu jeszcze gorzej, a żołądek skręca się na samo wspomnienie tych przeklętych ciasteczek przed każdym występem? A może robi to specjalnie z kobiecej złośliwości? Z nią wszystko było możliwe. Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego jego siostra jest ukochaną Reborna. Przecież to jest więcej niż nierealne. A jednak. Chyba nigdy nie zrozumie kobiet.

Jakoś to przetrwał, lecz pech sprawił, że zaspał i teraz biegł na złamanie karku do szkoły. A miał taki doskonały plan pójść po Dziesiątego i powitać go jak należy. Przecież nie może tego pozostawić temu durnemu Yamamoto, który gada tylko o baseballu i lekceważy naprawdę ważne sprawy. Jakim cudem ten maniak został Strażnikiem, czort jeden wie.

Do klasy wpadł kilka minut przed dzwonkiem i to, co zobaczył, nie mieściło mu się w głowie. Przy tablicy stał Dziesiąty i obserwował jakąś nieznaną dziewczynę, która tłumaczyła mu jakieś zadanie. Stała stanowczo za blisko jego szefa, była obca, poza tym wspieranie Tsuny było w jego kompetencjach.

Zaciskając w dłoni pasek od torby, podszedł bliżej. Ze złości zupełnie zapomniał, że powinien najpierw odpowiednio przywitać Dziesiątego i przeprosić zarówno za dzisiejsze spóźnienie, jak i za nieobecność przez ostatnie dni.

– Coś za jedna? – warknął na dziewczynę.

Zerknęła na niego jedynie kątem oka, po czym wróciła spojrzeniem do tablicy. Za to zareagował Tsuna, słysząc ten napastliwy ton swojego Strażnika Burzy.

– Gokudera... – zaczął, ale wtedy Aki popukała go palcem w ramię, by wrócił do rozwiązywanego zadania. – Potem ci wyjaśnię.

To w żaden sposób nie ułagodziło gniewu Hayato, a poufałe zachowanie dziewczyny jeszcze bardziej go rozsierdziło.

– Co ty myślisz, że robisz? – warknął na nią znowu.

Tsuna chciał zareagować ponownie, obawiając się, że jeśli tego nie zrobi, w ruch pójdzie dynamit. Hayato zawsze zbyt gwałtownie reagował, kiedy chodziło o niego, do tego nie znosił ludzi dookoła.

Aki mu na to jednak nie pozwoliła.

– Nie rozpraszaj się, Decimo. – Ostatnie słowo podkreśliła z odrobiną szacunku, po czym spojrzała na Hayato bez cienia lęku. – Nie masz powodu podnosić głosu, Hayato Gokudera. Chyba powinna zależeć ci na dobrych ocenach tak ważnej osoby, prawda?

Mówiła uprzejmym tonem, w który wkradły się dość stanowcze nuty. W żaden sposób nie pokazała, że obawia się gniewu Hayato, co w sumie nie powinno dziwić Tsuny. Przecież ta dziewczyna uśmiechała się bez strachu nawet do Hibariego!

– Nie będziesz mi dyktować, co mam robić – warknął Gokudera. – Kim ty niby jesteś?

Aki uśmiechnęła się lekko, jej spojrzenie na moment skierowało się gdzieś ponad ramię wkurzonego chłopaka, przez co stracił trochę rezon i odwrócił się. Jednak nikogo tam nie dostrzegł, przez co uznał, że dziewczyna stroi sobie z niego żarty.

– Odpowiadaj! – zażądał.

– Nie zwykłam spełniać roszczeń osób, które nie mają żadnego znaczenia.

– Jestem Prawą Ręką Dziesiątego i nie pozwolę, żeby jakaś dziewucha się tu panoszyła!

Jej postawa coraz bardziej go drażniła i Tsuna pomimo upomnienia od Aki obserwował sytuację z przerażeniem. Zupełnie też nie rozumiał, dlaczego nowa uczennica zachowuje się w ten sposób. Wyczuł, że jej uprzejmość wobec Hayato była podszyta innymi emocjami, choć nie potrafił dobrze nazwać żadnego z nich.

Aki przestała się uśmiechać. Spojrzała na Gokuderę z powagą i ani myślała cofnąć się przed rozwścieczonym chłopakiem.

– Prawą Ręką? – powtórzyła. – Ktoś tak skupiony na sobie i atakujący wszystkich dookoła jest kpiną, a nie Prawą Ręką. Radziłabym się trochę uspokoić i zacząć używać głowy.

– Ty...

– Yo! O, Gokudera, wyzdrowiałeś?

W tym momencie dołączył do nich szeroko uśmiechnięty Yamamoto. Przed lekcjami miał trening, więc dołączył do nich niemal na ostatnią chwilę. Wydawało się, że zupełnie nie zauważył napiętej atmosfery.

– Poznałeś już Aki – dodał Takeshi.

Hayato spojrzał na Strażnika Deszczu nadal wściekły, do tego rozdrażniony beztroskim zachowaniem Yamamota, który nic sobie nie robił z gromów rzucanych z zielonych oczu.

– Nie gadaj do mnie, jakbyśmy się przyjaźnili – warknął na niego. – Co to za jedna?

Takeshi spojrzał na Aki, która uprzejmym gestem zachęciła go do odpowiedzi, a sama zerknęła na tablicę.

– Decimo, nie skończyłeś – zwróciła mu uwagę.

Tsunę zastanowiło, że odkąd Hayato wszedł do klasy, zaczęła tak go nazywać, choć nie miał pojęcia, co ten przydomek znaczył. Jednak widocznie działał drażniąco na Strażnika Burzy.

– Aki przyjechała kilka dni temu z Włoch – wyjaśnił w tym czasie Yamamoto. – To miła dziewczyna, tylko... – zawahał się.

Nie dane mu jednak było niczego dodać, bo w tym momencie zaczęła się lekcja i musieli zająć swoje miejsca.

Hayato nie potrafił pozbyć się niepokoju. Ta dziewucha zupełnie mu się nie podobała. Była zbyt bezpośrednia wobec Dziesiątego, choć znała go jedynie parę dni. Do tego Włoszka – tu już zaczął podejrzewać ją o powiązania z mafią. Nie byłoby to nic dziwnego, zwłaszcza że nie tak dawno temu musieli stawić czoła zarówno Mukuro Rokudo i jego gangowi oraz zbuntowanej Varii. Włoska mafia już sporo wiedziała o Dziesiątym, możliwe, że to kolejna zabójczyni, która miała go na celowniku. Na to Hayato nie mógł pozwolić. Zresztą na pewno wiedziała o tożsamości Dziesiątego. Włoskie "Decimo" oznaczało właśnie Dziesiątego, więc dziewucha musiała być w pełni świadoma, z kim zaczęła mieć do czynienia.

Na razie postanowił poobserwować jej zachowanie. W końcu się zdradzi jakimś nieuważnym ruchem. Obracał się dyskretnie w jej stronę, na czym go złapała po kolejnym razie. Uśmiechnęła się do niego uprzejmie i skinęła głową tak, aby nie zwrócić uwagi nauczyciela. Gokudera poczuł, że pieką go policzki i do końca lekcji już się nie odwrócił.

Postanowił wypytać Dziesiątego o Włoszkę w czasie przerwy. Im więcej informacji zbierze, tym lepiej. Może nie będzie musiał czekać z działaniem kilka dni. To mogło mieć kluczowe znaczenie, a im szybciej pozbędzie się zagrożenia, tym lepiej. Też cenił te spokojne dni, które wróciły po pokonaniu Varii.

Jednak nie wyglądało na to, aby Aki zamierzała ruszyć się ze swojej ławki tuż za plecami Tsuny. Jej uśmiech z każdą chwilą był coraz bardziej irytujący. Aż świerzbiły go ręce.

– Sprawdź, czy nie ma cię gdzieś indziej – warknął na nią.

– Jestem pewna, że nie ma – odparła swobodnie. – Jeśli chcesz o coś zapytać, nie krępuj się.

– Skąd mam wiedzieć, że powiesz prawdę?

Aki przyłożyła palec do ust w geście zastanowienia. Przy tym nie kryła zupełnie, że była to raczej gra niż rzeczywiste działanie. Hayato odczytał to jak jawną kpinę i wkurzył się jeszcze bardziej. Już nie znosił tej dziewuchy, a wyglądało na to, że jeszcze przez jakiś czas będzie musiał ją znosić.

– Może nie mam powodów, żeby cię oszukiwać? – zasugerowała.

Hayato prychnął gniewnie. Aki uśmiechnęła się mimowolnie z nutą nostalgii. Nie sądziła, że Gokudera będzie go przypominać do tego stopnia, choć musiała przyznać, że znoszenie ciągłego prychania Strażnika Burzy było dla niej czymś nowym. Mimo to nie powstrzymała się przed obserwowaniem chłopaka przez resztę dnia ku jego złości i przerażeniu Tsuny.

~ · ~

To był długi, męczący dzień, ale już się kończył. Wszystkie najważniejsze punkty zostały odhaczone. Humor psuła mu tylko ta dziewucha z Włoch. Nie miał pojęcia, po co przyjechała, ale to nie wróżyło nic dobrego. Próbował ją nawet śledzić, lecz zniknęła gdzieś pomiędzy uliczkami. Zwyczajny człowiek się tak nie zachowuje. Musiała być z mafii. Pytanie tylko, z której? Jakie są jej cele? W przypadek nie zamierzał uwierzyć.

Kolejna wkurzająca osoba, która doprowadza go do szału. Że też dookoła jest tylu idiotów. On sam by wystarczył do chronienia Dziesiątego. W końcu jest jego Prawą Ręką. Kto lepiej nadaje się do tego zadania jak nie on? Na pewno nie ta irytująca dziewucha.

Z tego wszystkiego nie spojrzał ani razu w okno. Nie zauważył, że jest obserwowany, co wyraźnie bawiło obserwatorkę. Po jego zirytowanej minie wiedziała, o kim myśli.

– Znowu go obserwujesz. – Usłyszała.

– Jesteś zazdrosny?

Tylko zerknęła na postać stojącą za nią. Nie chciała, by wyczytał z jej oczu tęsknotę. Pewnie i tak się domyślał. Powtarzali ten cykl tyle razy, że żadne z nich już nie zaskoczy. Może tylko pokolenia były inne. Jednak ich to nie do końca dotyczyło. Wieczność utkwiona w przeszłości, przerywana rozstaniami, udawana. Już zawsze razem, ale nie tak, jak tego oczekiwali.

Prychnął rozbawiony i otoczył ją ramionami. To była jedna z niewielu chwil, kiedy mogli sobie na to pozwolić. Odrobina czułości – tyle im zostało, gdy przytulała policzek do jego. Tego nieskrytego pod tatuażem.

– Wiesz, że mam słabość do takich charakterów – powiedziała.

– Jeszcze będzie przeklinał, że nie zginął w tamtej walce.

– Bez niego byliby niekompletni.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał, patrząc na nią uważnie.

Uśmiechnęła się lekko i przymknęła oczy, pozostawiając go bez odpowiedzi. Nie miała jeszcze pewności, czy rzeczywiście do tego dojdzie, ale tych kilka dni pozwoliło jej zrozumieć wybór Dziewiątego. To marzenie żyło w Pierścieniach Vongoli, potrzebowało tylko wykonawców tej idei.

– Chyba ich przeceniasz – prychnął.

– Sam wiesz, co może osiągnąć grupa dzieciaków – zachichotała.

– Z pokolenia na pokolenie robisz się coraz bardziej pyskata – stwierdził.

– Jestem wolna, choć przywiązana do trzonu. Robię, co mogę, aby wola została wykonana, a idea nie upadła. Takie nadaliście mi zadanie.

– Może było to błędem? – westchnął.

– Nie czuję się pokrzywdzona. Podarowaliście mi jeszcze kilka chwil, nim odeszliście. Rodzina jest dla mnie wszystkim. Niczego innego nie mam.

– Aniele...

W ciszy wieczoru wybrzmiały niewypowiedziane słowa. Nie potrzebowali ich. Teraz były tylko echem dawnych dni kpiących z tych, którzy ingerowali w przeznaczenie. Los z nich okrutnie zadrwił, lecz potrafili jeszcze odszukać tych kilka chwil szczęścia, które tak bezczelnie wyrywali. Nie zapomnieli jednak, że nawet najpotężniejsi stawali się bezsilni wobec praw życia. Zbyt boleśnie się o tym przekonali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro