Rozdział 32. Blizny i płomienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To trochę taki rozdział o niczym, ale jednocześnie potrzebny, by pchnąć fabułę dalej. Wciąż cierpię na brak porządnych zapasów, a mam jeszcze kilka dość pilnych projektów. Czemu doba nie ma 48 godzin? Choć pewnie wtedy też brakowałoby mi czasu, znając mój pisarski pracoholizm i ulubioną ostatnio prokrastynację. 


Przez kolejnych kilka dni Aki nie miała okazji porozmawiać z G. Ciągle go nie było, przez co miała wrażenie, że jej unika. A przecież wcale nie musiało tak być. To nie pierwszy raz, kiedy Prawa Ręka wyjeżdżała na dłużej w interesach rodziny. Każdy ze Strażników miał swoje obowiązki, z których wywiązywał się przed Giottem, więc Aki nie mogła wiązać nieobecności G ze sprawą ciasta. Zresztą gdy tak o tym myślała, wydawało jej się to strasznie głupie.

Pozostali domownicy, nie mając w pobliżu autora całego zamieszania, bardzo szybko zapomnieli o sprawie. Zresztą dokuczanie z tego powodu Aki nie było zabawne. Co innego G, który przecież wielokrotnie podkreślał, że Hiszpanka jest dla Vongoli jedynie kolejną gębą do wykarmienia i nie ma dla niej cieplejszych uczuć. Teraz jednak wszyscy zauważyli, że coś jest na rzeczy i nie zamierzali mu tego przepuścić.

Giotto westchnął ciężko nad filiżanką kawy. Chwilowo nie miał żadnych naglących papierów do wypełnienia, G wyjechał jeszcze przed świtem, więc też nie dyszał mu w kark, że jest coś do zrobienia. Mimo to Primo się martwił. Ostatnie wydarzenia zmieniły wiele planów członków Vongoli. Giotto nie był w stanie przekonać Ugetsu do podróży do Japonii, choć ta była zaplanowana już dawno temu. Strażnik Deszczu jednak nie chciał zostawiać rodziny w tak niepewnym momencie. A teraz, gdy G robił wszystko, by być jak najczęściej poza domem, Asari czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo Giotta, choć ten miał przecież pozostałych Strażników do dyspozycji. Primo nie miał już argumentów na upartość przyjaciela. Zresztą to nie był pierwszy raz, kiedy pozostali robili po swojemu pomimo jego próśb.

Do tego jeszcze niepewna sytuacja pomiędzy Aki a G. Dla Giotta powód zachowania Strażnika Burzy był oczywisty, zresztą zauważył to już dawno. Sugestia Eleny jedynie wyczuliła go na te drobne szczegóły, które wszystko potwierdzały. A to, że przyjaciel uciekał od konfrontacji, doprowadzało go do szału. Najwyraźniej G wciąż trzymał się tej głupiej myśli, że prędzej czy później Giotto poprosi Aki o rękę, choćby po to, by uciąć spekulacje na temat jej pochodzenia czy własnego małżeństwa. Nic do niego nie docierało. Giotto był ostatnią osobą, która zrobiłaby coś takiego obojgu. Zwłaszcza kiedy widział, jak powoli zaczynają darzyć się miłością.

To nie tak, że nie rozumiał zachowania przyjaciela. To wciąż był G, który nie chciał się do nikogo zbytnio zbliżać ze względu na swoją przeszłość. Widział jedynie swoje wady i błędy, nie dając sobie szansy na normalność. To miała być chyba forma kary. Chyba nie przewidział jednak, że w ten sposób ucierpi ktoś oprócz niego.

Prawdą również było, że zarówno charakter G, jak i rosnące wpływy Vongoli sprawiały, że pojawiało się więcej przeciwników. To było zupełnie normalne, że obok nowych sojuszników zyskiwali również wrogów, bo nie każdemu odpowiadało to, co reprezentowali sobą Giotto i reszta. A G nie miał problemu, by jednym słowem bądź gestem kogoś do siebie zniechęcić. Prawą Rękę obchodziła jedynie Vongola, a wciąż też zdarzało mu się nie przewidzieć wcześniej konsekwencji swoich czynów. Nic dziwnego, że nie chciał ściągać uwagi przeciwnika na innych. I o ile pozostali Strażnicy poradzą sobie, tak w przypadku Aki mogłoby się to skończyć tragicznie.

A jednak Giotto uważał, że G postępuje niesprawiedliwie wobec dziewczyny. Jeśli chciał odwrócić jej uwagę od siebie, powinien traktować ją na równi z resztą rodziny zamiast się dystansować i tylko chwilami pozwalać sobie na gesty troski, które wprawiały ją w zakłopotanie. Aki wciąż była przekonana, że G za nią nie przepada, a jego zachowanie ostatnimi czasy podyktowane było troską o Vongolę. Przez co czuła się gorzej. A przecież nic z tego nie było winą Aki. Giotto nigdy o tym tak nie pomyślał. To normalne, że chcieli chronić swoich najbliższych czy nie zgadzali się na to, by ranić słabszych. Taka od początku była idea Vongoli. A jednak G swoim zachowaniem sprawiał, że Aki czuła się winna, kiedy stawała w centrum tych wydarzeń.

– Wyglądasz na zmartwionego, przyjacielu – odezwał się Ugetsu, chcąc zwrócić uwagę Giotta.

Stał w gabinecie Primo od kilku minut, a ten tego zupełnie nie zauważył. Kogoś innego pewnie by to zirytowało, Asari zaś chciał jakoś pomóc.

Giotto podniósł spłoszone spojrzenie na przyjaciela. Zupełnie się wyłączył, a to nie przystawało szefowi Vongoli. Nie chciał nawet sobie wyobrażać złości G, gdyby o tym usłyszał albo go na tym przyłapał. Choć paranoja przyjaciela wcale nie była lepsza.

– Wybacz, Ugetsu. Parę spraw zaprząta mi głowę – powiedział skruszony.

– Czy słusznie podejrzewam, że jedna z nich wyjechała znowu o świcie? – zapytał Japończyk.

Giotto skinął głową.

– Obawiam się, że do niczego nie możemy go zmusić – przyznał Ugetsu. – Choć sam uważam, że jego zachowanie ostatnimi czasy wymaga przygany. Powinien być nieco bardziej świadomy faktu, że sam sprawia Aki dyskomfort swoimi czynami, a to psuje atmosferę w domu.

– Kolejny raz zachowuje się jak idiota – marudził Giotto. – To, że wiem, dlaczego, wcale go nie usprawiedliwia i nie pomaga. Może jednak powinien go uziemić w rezydencji.

– Zamknie się w gabinecie pod pretekstem pracy – podpowiedział Ugetsu.

– Wiem i nie poprawia mi to nastroju. Masz rację, nie mogę go do niczego zmusić. Nawet jeśli sam sobie robi krzywdę.

Ugetsu uśmiechnął się smutno. Giotto przejmował się sytuacją najbardziej z nich wszystkich, bo chciał dla swoich najbliższych szczęścia. Frustrował go fakt, że sam nic nie może zrobić oprócz bezsilnego przyglądania się. To nikomu z nich nie przyniesie niczego dobrego.

– Potrzebujesz mnie do czegoś, Ugetsu? – zapytał Giotto, chcąc odwrócić swoją uwagę chociaż na chwilę.

– Właściwie to Lampo zaproponował wyjście do Paradiso i pomyślałem, że tobie również przyda się świeże powietrze.

~ ⋅ ~

G minął bramę cmentarza trochę bardziej skupiony na innych rzeczach. Jednak nie potrafił odpuścić. Za głęboko to w nim siedziało, żeby pozwolił sobie na przełożenie wizyty. Nie spodziewał się jednak, że przy nagrobku Sary spotka Aki.

Zauważył ją już z daleka, jak układa kwiaty na płycie. Nikt jej nie towarzyszył, co było trochę dziwne. Giotto raczej nie był zbyt entuzjastycznie nastawiony do tego, by Aki wychodziła z rezydencji sama. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Niby ich rodzinne miasteczko powinno być bezpieczne dla członków Vongoli, ale zawsze znajdzie się ktoś, kogo niecne zamiary mogą wyrządzić krzywdę. G o tym nie zapominał. Może i początkowo myślał o tym, jak o uciążliwym problemie, tak teraz naprawdę mu zależało, by takie sytuacje się nie powtarzały.

Nie wycofał się, choć przeszło mu to przez myśl. Ostatnie tygodnie omijał Hiszpankę, czując się głupio. Wyrzucał sobie, że niepotrzebnie się wyrwał, przez co mogło dojść do nieporozumienia. Co prawda Giotto już mu zmył głowę, że zachowuje się cokolwiek niedojrzale, skoro nie chciał sprawy wyjaśnić, ale obawiał się, że konfrontacja niepotrzebnie namiesza bardziej.

Teraz też czuł w tym rękę przyjaciela. Mimo to nie uciekł, ale podszedł bliżej, nie ukrywając swojej obecności. Aki jednak była chyba zbyt skupiona na własnych myślach, by go zauważyć. Drgnęła nerwowo, gdy przykucnął obok i położył własny bukiet na płycie.

– G.

– Ciebie się tu akurat nie spodziewałem – stwierdził spokojnie.

Aki zarumieniła się i odwróciła spojrzenie. Powstrzymał westchnięcie na ten widok. Zdawał sobie sprawę, że sam skomplikował sprawy pomiędzy nimi swoim głupim zachowaniem, ale i tak jakaś część jego samego miała nadzieję, że Aki podejdzie do tego dojrzalej. A to przecież on był starszy.

– Giotto poprosił, żebym przyniosła twojej siostrze świeże kwiaty – wyjaśniła cicho.

– Wysłał cię samą?

– Nie, Lampo ze mną był, ale powiedział, że nie wejdzie na cmentarz i jak skończę, mam do niego dołączyć – wytłumaczyła nieco nerwowo. – Przepraszam, nie powinnam się zgadzać. Nie będę ci dłużej przeszkadzać.

Chciała odejść spłoszona myślą, że znowu go zdenerwowała. Teraz dotarło do niej, że to nie był najlepszy pomysł, na jaki Giotto mógł wpaść. Może gdyby przyszła tu z nim, towarzyszyła mu, a tak stała się intruzem, który znowu niepotrzebnie ingerował. A przecież doskonale wiedziała, jak bolesny dla G był temat jego siostry. Nikt nie miał prawa się w to wtrącać, zwłaszcza ktoś tak obcy jak Aki.

Nie spodziewała się, że G złapie ją za rękę. Niezbyt mocno, by nie uczynić jej krzywdy, ale do tej pory raczej unikał niepotrzebnego kontaktu fizycznego.

– Nie musisz uciekać – powiedział. – Nie zrobiłaś nic złego, Aki.

– Ale...

– Możesz zostać. Nie mam nic przeciwko.

Widział po jej minie, że mu nie uwierzyła. Mógł sobie sam pogratulować, że ją do siebie zniechęcił. Sam nie do końca wiedział, co robi, gdy Hiszpanka była w pobliżu. Jak jakiś zakochany idiota.

Jeszcze przez chwilę się wahała, ale ostatecznie porzuciła myśl o ucieczce. Towarzyszyła mu w milczeniu, nie mając pojęcia, czy powinna się odzywać. Tę historię znała jedynie z opowieści Giotta. Rozumiała jej ciężar i emocje, które wryły się głęboko w obu mężczyzn. Nawet nie próbowała stwierdzać, co w tym wszystkim było właściwe. Nie miała do tego prawa. Do tego to była przeszłość, której zmienić nie mogli. Pozostała jedynie nauka płynąca z tamtych wydarzeń. Właśnie dlatego wybrała milczenie. Poza tym wątpiła, żeby G życzył sobie jej współczucia.

Mimo to obserwowała go ukradkiem, nie mogąc się powstrzymać. Paskudna blizna na twarzy wciąż ją nieco przerażała, choć w żaden sposób nie czuła się zagrożona w jego towarzystwie. W końcu dotarło do niej, że ten strach skierowany był wobec okrucieństwa świata, który raz na zawsze naznaczył G. Mogła się tylko domyślać, do czego doszło tamtego wieczoru, pozostawiając na nim tak jednoznaczne ślady. A przecież dużo głębsze blizny nosił na duszy. Aki z głębi serca mu współczuła. Było w tym coś głęboko niesprawiedliwego i budziło bunt w duszy Hiszpanki. Nikt, absolutnie nikt nie powinien tak cierpieć.

G nie zwracał na Aki uwagi przez parę minut zatopiony w myślach. Na modlitwę się nie ważył, choć Knuckle z uporem maniaka powtarzał mu, że boże przebaczenie istniało dla wszystkich. Może nawet nie chciał wybaczenia. Jeśli jednak mógłby o coś się modlić, to jedynie o spokój duszy Sary, gdziekolwiek trafiła. Wystarczająco wycierpiała się za życia.

– Pewnie cię obrzydza – odezwał się niespodziewanie.

Może i Aki próbowała być dyskretna, ale nie mógł nie zauważyć, że go obserwuje. A że stał zwrócony do niej blizną, mogła jej się lepiej przyjrzeć.

– To nie wygląd świadczy o człowieku – odparła. – Lecz serce.

– Serca nie widać na pierwszy rzut oka.

Aki zerknęła na nagrobek, potem na niego samego.

– Mogę się mylić, ale znamy się już na tyle długo, bym choć trochę wiedziała, co skrywają twoje blizny, G. Nie traktuj mnie, proszę, jak trzpiotki zamkniętej w złotej klatce. Rozumiem więcej, niż ci się wydaje.

– W żaden sposób nie próbowałem ci ubliżać, Aki. To nigdy nie było moim zamiarem.

W postawie dziewczyny dostrzegł pewne napięcie. Nie był głupi, domyślał się, jak wiele sprzecznych sygnałów jej dawał. Giotto miał rację, źle postąpił i teraz musiał zmierzyć się z konsekwencjami.

– Wybacz, Aki – dodał. – Wygląda na to, że sprawiłem ci przykrość swoim zachowaniem.

– Rozumiem, że musiałeś wyjechać w sprawach Vongoli – odparła. – Tego nie mam ci za złe. Nie dałeś mi jednak okazji podziękować za ciasto. Sprawiło mi wiele radości. Choć nie do końca rozumiem, skąd ta zmiana w sprawie. Wydawało mi się, że nie będziesz chciał do tego wracać.

– Chciałem poprawić ci nastrój – wyjaśnił cicho. – Nic innego nie przyszło mi do głowy.

Aki uśmiechnęła się.

– To był naprawdę miły gest – powiedziała. – Dziękuję, G.

– Drobiazg.

Na chwilę zamilkli każde pochłonięte przez własne myśli. Aki postanowiła nie drążyć tematu, przede wszystkim przez wzgląd na miejsce. Poza tym ta głupiutka myśl wciąż wydawała się nierealna. Powinna cieszyć się z tego, co udało jej się osiągnąć.

– Wracamy? – zapytał G.

– Lampo może się już niecierpliwić – przyznała.

– Tchórzliwy dzieciak – prychnął Strażnik Burzy.

Nic jednak nie dodał. Wiedział, że gdyby zagrożenie było realne, Lampo nie towarzyszyłby Aki sam i nie zostawiłby jej u bramy cmentarza. Mimo to ta jego beztroska sprawiała, że ciężko było o nim myśleć jak o Strażniku Primo. A przecież każdy z nich miał przydzielone obowiązki.

– Jesteście – stwierdził Lampo oparty o murek. – Zmęczyłem się czekaniem.

– To jedyne, do czego się nadajesz – prychnął G.

Ich słowna przepychanka trwała aż do rezydencji. Aki nawet nie próbowała ich uspokajać, choć było widać, że stała się spokojniejsza. I właśnie to Lampo zamierzał powiedzieć Giottu, by ten przestał się zamartwiać o przyjaciółkę.

~ ⋅ ~

– Czy ciebie Bóg opuścił?!

Nie za często zdarzało się, by Elena straciła nad sobą panowanie. To raczej Deamon był bardziej emocjonalny, zwłaszcza kiedy ktoś próbował mu krzyżować plany. Swój gniew łagodził starannie przygotowaną nauczką dla delikwenta, choć w rzeczywistości nigdy nie zapominał raz popełnionego błędu. Elena zaś wychowana w książęcym domu dość szybko nauczyła się tonować swoje emocje i nie pozwalać im na przejęcie kontroli. Spokojnie obserwowała sytuację i w oparciu o to podejmowała decyzje o kolejnych krokach. W ten sposób powstrzymywała również niektóre z wybryków męża, dając mu czas na ustosunkowanie się do sprawy, która go tak wzburzyła.

Tym razem jednak po całym domu rozeszło się jej oburzenie. Domownicy oderwani od swoich zajęć zeszli do holu, w którym Elena strofowała dopiero co przybyłego G. Nietrudno było zauważyć powód wzburzenia kobiety – dotychczas szpecące twarz Prawej Ręki blizny ukryte zostały pod tatuażem.

– Pewnie nawet przez chwilę nie pomyślałeś, jak to wpłynie na pozycję Giotta w oczach naszych sojuszników – perowała dalej. – Widziałeś się w ogóle w lustrze? Wyglądasz jak pospolity przestępca. Nic do ciebie nie dociera. Czy ty mnie w ogóle słuchasz, G?

– Każde twoje słowo, Eleno – odparł zupełnie nieprzejęty złością kobiety.

To zdenerwowało ją jeszcze bardziej, ale Deamon powstrzymał ją przed wyrzuceniem z siebie kolejnego potoku słów. Spojrzała na męża z oburzeniem.

– Myślę, że w tej sprawie ktoś inny ma najwięcej do powiedzenia – oznajmił spokojnie.

Sam nie patrzył zbyt przychylnie na płomienny tatuaż, który może i ukrywał blizny, ale wciąż zwracał uwagę. Z pewną satysfakcją pomyślał, że Alaude będzie wściekły, kiedy to zobaczy. W końcu jako szef tajnej policji skojarzy tylko jedno.

Giotto również do nich dołączył, choć miał świadomość, że rozmowa o tym na forum publicznym niewiele zmieni. G nie zamierzał się tłumaczyć wszystkim ze swoich decyzji. Giotto widział to w jego postawie. Dopóki sama Elena sztyletowała go spojrzeniem, znosił to cierpliwie, ale już więcej osób, które wymagały od niego usprawiedliwienia, ani myślał tolerować.

– Myślę, że to nie jest dobre miejsce, by o tym rozmawiać – oznajmił rozjemczo.

– W żadnym sprawa nie będzie wyglądać lepiej, Giotto – odparła z oburzeniem Elena. – Możesz unikać tematu, ale w tym wypadku przygotuj się na falę niezadowolenia. Naprawdę myślisz, że nikt tego nie zauważy?

– Eleno, jestem pewny, że G miał swoje powody, by to zrobić. Obcy mogą mówić, co chcą, ale my powinniśmy go wspierać.

– Naprawdę, doskonała myśl – fuknęła kobieta. – Mam nadzieję, że jesteś gotowy na piekło, które właśnie we dwóch zamierzacie rozpętać.

Odwróciła się i ruszyła schodami na górę, ignorując również męża, który pognał za nią. Reszta domowników również zaczęła się rozchodzić, pozwalając, aby to Giotto zganił najlepszego przyjaciela. W końcu wszyscy mieli świadomość, że Elena nie bez powodu poczuła się oburzona.

– Poradzimy sobie i z tym – stwierdził Giotto.

– Tatuaż nie sprawi, że będę innym człowiekiem. To nie wygląd świadczy o człowieku – zacytował Aki sprzed kilku dni. – A arystokracja za mną i tak nie przepada, więc żadna strata.

– Jeśli jesteś pewny tej decyzji, masz moje pełne wsparcie. Chociaż nie mogę tego powiedzieć o pozostałych. Mogą mieć jeszcze przez jakiś czas opory, by to zaakceptować.

– To nic, z czym nie mógłbym żyć – odparł G. – I tak jest już po wszystkim.


Następny rozdział: 1 września

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro