IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


        Obaj podążali za Hiruzenem, powoli stawiając kolejne kroki, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ich sytuacja w tej chwili nie była za ciekawa. Mimo ich szczerych intencji i chęci niesienia pomocy słabszemu, wdali się już pierwszego dnia w bójkę na terenie szkoły. A ta placówka miała zbyt dobrą renomę i zbyt wiele do stracenia, by takie zachowania przepuszczać bezkarnie. Do tego, gdyby świadkiem tej sytuacji była tylko jedna osoba, była szansa, że rozeszłoby się to po kościach. A ich wyczynom przyglądało się pół szkoły.

        Gdy dotarli pod gabinet, westchnęli cicho i spojrzeli po sobie. Nadchodziła chwila kary, której tak bardzo się w tej chwili obawiali.

        Żeby tylko nie dzwonili po rodziców, pomyślał Naruto i się wzdrygnął, błagam...

        Będąc już w środku, zwrócili uwagę na szczegóły. Pomieszczenie należało do tych niezbyt wielkich, ale też nie było zbyt ciasne i nie przytłaczało przebywających tam osób. Urządzone gustownie, utrzymane w jasnych, ciepłych barwach. W kącie stała mała, kremowa sofa, zaś pod oknem znajdowało się biurko, wykonane z całą pewnością z pięknego drzewa kwitnącej wiśni. Był tam też regał, jak zwrócił uwagę Sasuke, zapełniony w tej chwili niemal po brzegi starymi, wartymi niemal małą fortunę księgami. Szkoła musiała wydać nie mało pieniędzy na ten księgozbiór.

        Naruto dostrzegł też, że na jednej ze ścian wisi kilka niewielkich, ale ładnie zrobionych zdjęć. Ukazywały one, wraz z podpisami pod nimi, poprzednich, którzy piastowali posadę dyrektora w tej placówce, a których wraz z wiekiem Śmierć powitała jak starego przyjaciela i zabrała ze sobą do wiecznego snu.

        Hiruzen wskazał im dwa krzesła przed biurkiem, po czym samemu za nim zasiadł, a na jego twarzy malowała się posępna, nieco nawet przerażająca mina. Co on miał z nimi zrobić? Wiedział, że takiego wybryku nie może im popuścić w jakiś sposób ukarać, z drugiej zaś strony... Od lat znał Minato i Fugaku, ojców obu chłopców. Gdy ci byli młodsi, miał przyjemność uczyć ich jako swój pierwszy rocznik. I właśnie na wzgląd tej starej, wieloletniej przyjaźni nie chciał, by ich synowie zbytnio ucierpieli przez panujące tutaj prawa.

        — Nie muszę chyba tłumaczyć — zaczął cicho, drapiąc się po bródce — z jakiego powodu się tutaj znaleźliście.

        — Nie musi Pan — odpowiedzieli z przekąsem. — Zdajemy sobie sprawę z naszej winy.

       — Cieszy mnie to. - Na jego ustach wykwitł niewielki uśmiech. — Ta placówka szczyci się dobrą renomą i nienaganną opinią w mieście, zaś absolwenci tej szkoły osiągają wysokie stanowiska. — Z pogodnego uśmieszku nie pozostał nawet ślad. — Nie mogę tolerować żadnych bójek, kradzieży, bądź innych nieprzyzwoitych uczynków na terenie szkoły.

        — Ale...

        — Proszę zachować ciszę, Panie Uzumaki. - Dyrektor podniósł nieznacznie dłoń na znak, że nie skończył. — Muszę jednak przyznać, że na waszą korzyść działa to, co nakłoniło was do takiego a nie innego działania. Choć nie popieram stosowania przemocy fizycznej, chcieliście dobrze i stanęliście w obronie tego chłopca. Szanuje to, naprawdę chłopcy, szanuje.

       Naruto i Sasuke spojrzeli po sobie w dezorientacji, próbując ze wszystkich sił wykminić to, do czego Hiruzen Sarutobi zmierzał. Wydawałoby się nawet, że chce im odpuścić, ale obaj doskonale wiedzieli, że to tylko ułuda. Takie zamieszanie nie mogło im ujść płazem.

        — Nie mogę jednak tak tego zostawić — odezwał się po chwili ciszy staruszek. — Nie poinformuje waszych rodziców, ale otrzymacie uwagi i... — zamyślił się na chwilę — od jutra, aż do pierwszego listopada będziecie pomagać profesorowi Hidanowi zbierać informacje na lekcje religii.

        Westchnęli cicho. Odkąd wrócili zdążyli się już nasłuchać informacji o poszczególnych nauczycielach i Hidan, nauczyciel religii, szczególnie wielbiący Jashina, należał do tych najbardziej kontrowersyjnych. Choć to i tak lepiej, niż gdyby trafili pod skrzydła Orochimaru, który uczył chemii. Jego wytwory chemiczne, zamiłowanie do zwłok i przerażający wygląd nie napawały do strachu. Tak jakby pomylił zawody i, zamiast wybrać się na studia związane z policją i badaniem miejsc zbrodni, truposzy, poszedł na kierunek, który skupia się na wychowaniu młodego pokolenia...

        — Rozumiemy — odpowiedzieli chórem.

       — Jesteście wolni, możecie wracać na lekcje — powiedział. — Tylko najpierw podejdźcie do pielęgniarki, niech opatrzy tą wargę i spuchnięte oko.

        — T-Tak jest — mruknął Naruto, który zapomniał, że z kącika warg sączyła się drobna stróżka krwi.


***


        Od rozmowy z dyrektorem minęło już kilka dobrych godzin, podczas których po szkole zdążyły się już rozejść plotki na temat porannych wydarzeń. Mówiono, że to ich ostatni dzień w szkole, że na pewno mają zrobić coś charytatywnego, niektórzy nawet spekulowali, że przekupili dyrektora. Obaj mieli to jednak głęboko w dupie i nie zwracali na to nawet uwagi.

        Uzumaki siedział właśnie w jednej z ostatnich ławek w klasie 313, gdzie odbywała się lekcja biologii z profesorem Kakuzu. Z całej siły starał się ignorować, podobnie zresztą jak Sasuke, wzrok całej klasy. Prócz tej nielicznej gromady przyjaciół, z którymi przyszło mu chodzić do klasy, reszta - tak naprawdę mu nieznana - wgapiała się w niego bezczelnie i śmieszkowała pod nosem.

        Ostatnia godzina, Naru. Jeszcze tylko jedna lekcja i będziesz wolny. Wytrzymaj!, mówił sobie w myślach, gdy przyłapywał kolejną osobę na bezczelnym wgapianiu się.

        Gdy w końcu zadzwonił dzwonek, a uczniowie wstawali z ławek, westchnął cicho z ulgą i, mozolnie zbierając swoje rzeczy, wyszedł na korytarz, gdzie już w tej chwili panował niewyobrażalny harmider. Kto by pomyślał, że w tak dobrej szkole uczniowie będą tak niewychowani?

        Z trudem odnalazł miejsce pod jedną ze ścian. Przystanął tam wraz z Uchihą i przyglądał się wszystkim mijanym uczniom. Zwykli, niewyróżniający się niczym kujony, które za wszelką cenę chciały spełnić chore ambicje swoich rodziców. Wzorowe zachowanie, najlepsze oceny na świadectwie, stypendia. Tylko na co to komu? Gdy przyjdzie im pracować, to nie oceny, a umiejętności radzenia sobie na cienkim gruncie będą przydatne.

        Przez krótki moment zamyślił się i nie zauważył, że w jego stronę idzie dziewczyna, z którą na ostatniej imprezie u Ino spędził noc. Sakura wyglądała tego dnia wyjątkowo ładnie, co u niej niezbyt często było spotykane, a na ustach błąkał się szczery, promienisty uśmiech. W końcu nie zachowywała się jak tępa, bezmózga lala, a ujawniła choć rąbek prawdziwej tożsamości.

        Tak mu się przynajmniej wydawało, gdy ta chcąc go wyrwać z zamyślenia, szturchnęła pomiędzy żebra biednego blondyna.

       — Tak, tak? — zamglony wzrok zniknął. — A, Sakura. Cześć. Co tam?

       — Hej, Naruto! — posłała w jego stronę nieśmiały uśmiech i zagryzła wargi. — Jak ci dzień mija? Słyszałam, że miałeś bliskie spotkanie z dyrkiem.

       — Niestety — skrzywił się lekko. — Na szczęście wszystko ułożyło się całkiem dobrze. A u ciebie?

       — Całkiem, całkiem — odpowiedziała szczerze. — Słuchaj, nie miałbyś może ochoty wybrać się gdzieś dzisiaj wieczorem? Jakiś spacer, kino, restauracja? - zapytała. — Później możemy iść do mnie, jeśli będziesz chciał. Rodzice wyjechali na kilka dni poza miasto i mam całą chatę dla siebie.

        Naruto nie zastanawiał się długo. Szlaban nałożony przez matkę się skończył, on zaś miło wspominał ostatnie chwile spędzone z Sakurą. Długa rozmowa przy alkoholu, upojna noc i pożegnalny lodzik następnego dnia. Postanowił się więc zaryzykować.

        — Jasne, czemu nie — odpowiedział, uśmiechając się ciepło. — Zdzwonimy się gdzieś po południu, okey? — zapytał, gdy do jego uchu dobiegł dźwięk dzwonka.

        — Jasne!

        Uzumaki pognał w stronę sali gimnastycznej, gdzie miała odbyć się jego ostatnia lekcja. Wf był prowadzony przez Kisame, potężnie zbudowanego kulturyste, którego uzębienie przypominało kły rekina.

       Nauczyciel szybko sprawdził obecność, po czym zarządził piętnastominutową rozgrzewkę i kazał się namyślić w co dzisiaj pograją. Większość chłopaków zagłosowało za nożną, co Naruto niezbyt się spodobało. Postanowił więc zawitać na siłownię wraz z kilkoma innymi osobami, w tym Shikamaru i Sai'em, a także Chouji'm.

        Odliczał każdą minutę do dzwonka, niezbyt słuchając swoich przyjaciół i tego białasa, a gdy w końcu wybiła piętnasta, a po szkole rozległ się dźwięk dzwonka kończący dzisiejsze zajęcia, Naruto wybiegł ze szkoły. Teraz już wystarczyło wrócić do domu, pograć chwilę na komputerze, przespać się kilkanaście minut, by przed ósmą wykąpać się i wyjść na randkę z Sakurą.

        Wiedział, że Sasuke ma jeszcze kilka spraw na mieście do załatwienia, więc nawet na niego nie czekał. Nie ociągał się więc i wyszedł, nie oglądając się za siebie ni razu.

        Minął bramę szkoły i grupkę dziewczyn, wśród których rozpoznał Asami Kangae, Hisokę Osamu i Chinmao Yakushi. Pierwsza z nich zaszczyciła go tylko przelotnym spojrzeniem. Druga z kolei nawet nie zwróciła na niego uwagi, skupiona na opowiadaniu szczegółowej historii z wielkim zapałem. Musiał nawet przyznać, że Ino miała rację. Ta dziewczyna była niewyobrażalnie głośna i nadpobudliwa, a do tego dość wulgarna.

        W zamyśleniu nie zwrócił uwagi na to, że na jego drodze stanął popielatowłosy okularnik. Nim się spostrzegł, było już za późno i zderzył się.

       — Jak łazisz, ty pierdo... — warknął mężczyzna, ale urwał gdy zobaczył z kim ma do czynienia. — Proszę, proszę. Uzumaki...

       — Kabuto... — Naruto ścisnął mocniej dłonie, a knykcie niebezpiecznie szybko pobielały. — Złaź mi z drogi.

        — Dawno cię nie widziałem, blondasku — zwrócił mu uwagę starszy z rodzeństwa Yakushi. — Gdzieś się tyle podziewał? Przestraszyłeś się, że dostaniesz ode mnie w mordę? A może twoja mamusia znalazła kochanka, a ojczulek jak wierny pies pognał za nią na drugi koniec kraju? — W jego głosie słychać było niewyobrażalną ironię.

        — Nie powinno cię to interesować, leszczu — warknął cicho. — Zostaw mnie w spokoju, dobrze ci radzę.

       — No dawaj — szepnął mu na ucho gdy spostrzegł, że jego siostra przygląda się całej sytuacji. — Uderz mnie. Wiem, że tego chcesz. Udowodnij wszystkim, że to, co z tobą działo się przez te wszystkie lata, stworzyło z ciebie potwora.

        — Nic nie wiesz. — Jego głos wydawał się teraz nieco stłumiony, ale nadal powarkiwał. 

       — Wiem aż nadto, przyjacielu — odpowiedział mu, uśmiechając się kpiąco. — Nie martw się, nikomu nie powiem. Bądź tylko grzeczny, a nikomu nie stanie się krzywda...

       Uzumaki ryknął z bezsilności i ruszył dalej, uderzając z bara swojego wroga. Nie oglądając się za siebie, ruszył dalej, klnąc pod nosem jak zawodowy szewc.

       Minęła dłuższa chwila nim Naruto zostawił za sobą gmach szkolny. Znajdował się teraz pośród wielu uliczek miejskich, po których nadal spacerowało mnóstwo osób. Niektórych nie zaszczycał spojrzeniem, innych obdarowywał uśmiechem. Mimo wszystko jednak, słowa Kabuto nadal gnieździły się gdzieś w jego głowie i wywoływały strach. Tylko Sasuke wiedział jaki był prawdziwy powód wyjazdu. I co ta przeprowadzka z nim zrobiła. Gdyby ta informacja rozeszła się po szkole, obaj mieliby poważne kłopoty.

       

***


        Zbliżał się już do domu, gdy poczuł, że jest obserwowany. Na początku było to tylko niewyraźne uczucie, które w każdym następnym krokiem się powiększało. Nie był tego rzecz jasna w stu procentach pewny, męczyło go jednak od środka takie nieprzyjemne kłucie, jakby szykowały się jakieś kłopoty.

        I miał w sumie racje, trzeba przyznać. Nie zdążył się dobrze obrócić, ani tym bardziej zastanowić, gdy poczuł, jak czyjeś ramiona chwytają go za szyje, a inne za nogi i ręce. Został brutalnie zaciągnięty do jednej z nielicznych uliczek, które mimo słońca wysoko nad horyzontem, była skryta w cieniu. 

        Nie przypatrzył się nawet agresorom. Poczuł jedno uderzenie w policzek, drugie w skroń. Gdy upadł na ziemię, miał kilka sekund nadziei, że pozwolą mu stanąć do równej walki, ale umarła ona szybko. Był kopany, bity - nie tylko przez pięści, ale i pałki teleskopowe, a także kije bejsbolowe - opluwany, przygniatany do ściany. Prawe oko było całe zasiniałe i opuchnięte, z nosa nieprzerwanie ciekła krwista jucha, zaś usta - teraz sine - wypluwały raz za razem kolejne dawki śliny zmieszanej z krwią. Z całą pewnością miał też połamaną rękę i co najmniej jedno żebro.

        Gdy napastnicy zadowolili się już skatowaniem jego ciała, wyciągnęli go na pustą ulicę i wyrzucili do jednego z niewielkich rowów. Na odchodne rzucili tylko jedno zdanie, które Naruto zapamiętał, nim kompletnie stracił przytomność:

        — Na przyszłość pamiętaj, śmieciu, do kogo ruszasz z pięściami.

      

***


        Nieprzytomnego Namikaze znalazła młoda dziewczyna, która tego dnia wybrała się na przechadzkę po tej pięknej dzielnicy. Długie, piękne brąz włosy zawiały na wietrze, zaś kobieta krzyknęła, gdy dostrzegła zmasakrowanego chłopaka. W błękitnych oczach zalągł się strach, ale także determinacja.

        Szybko wyciągnęła telefon i wystukała odpowiedni numer. Po kilku sygnałach została połączona.

        — Pogotowie? — zapytała, sprawdzając puls chłopaka. — Potrzebna pilna pomoc na podmiejską dzielnicę. — Jej głos lekko drżał. — Konoha. Nieprzytomny chłopak, chyba pobity. Ma złamaną rękę, krwawi z nosa, ust i niewielkiej rany na szyi. Na oko lat osiemnaście, blondyn.

        — Proszę podać dokładną lokalizację i przedstawić się, bym mogła przekazać ratownikom jak najwięcej informacji. — Głos w słuchawce wydawał się obojętny.

       — Juri — odpowiedziała. — Znajduje się na skrzyżowaniu Kazekage i Mizukage. Proszę się pośpieszyć.

        — Pomoc została wysłana. Proszę czekać na przyjazd ratowników. - Po czym nastąpił głuchy sygnał.

        Dziewczyna przyklękła przy chłopaku i spojrzała na jego stan. Jeszcze dychał co oznaczało, że żyje. Jak długo jednak pozostanie w takim stanie?

      

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro