5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłam coraz bardziej zmęczona. Nogi powoli zaczynały już odmawiać mi posłuszeństwa. Jednak udało mi się jakoś dojść o własnych siłach.

Weszłam do środka i położyłam się na łóżku.

Oczy same mi się już zamknęły, a ja odpłynęłam.

Tenebris

Zasnęłam.

Znowu pojawiłam się w pokoiku z matką i dzieckiem, które było w kołysce.

I kontynuowała swoją kołysankę.

(Piosenka załączona powyżej)

Na końcu dodała

- Szkoda, że nie mogłam Cię wychować, a zrobił to On - w jej głosie było słuchać żal.

- Nie twoja wina, poza tym żyje - stwierdziłam.

Chwile milczałyśmy, jednak przerwałam tą niezręczną ciszę.

- Tak z ciekawości, będziesz mnie nawiedzać tylko w snach? - zapytałam.

- Zobaczymy, a co? Już tęsknisz? - zapytała, a na jej twarzy pojawił się cwany uśmieszek.

- Nawet Cię nie znam, poza tym skąd mam widzieć czy przypadkiem to nie nie jakieś sztuczki Saurona?

- Masz prawo tak myśleć. Ale czy mówiłabym o nim źle? Czy żałowałabym tego, że jednak to on Cię wychował i to jeszcze męcząc w męczarniach, niszcząc psychicznie i fizycznie - podeszła do mnie i za pomocą magi wszystkie rany się pokazały.

A ja znowu poczułam ból, wróciły wspomnienia...

Jednak widząc mój ból rany zniknęły razem z bólem.

- Myślałam, że się zagoiły... - rzekłam oszołomiona.

- Niestety moja droga. Twoje rany nigdy nie znikną.

- To dlaczego rany znikały?

- Iluzja. One będą krwawić do póki nie umrzesz.

Popatrzyłam na nią zszokowana.

- Byłam i jestem przy tobie w każdym momencie. Po śmierci jestem duchem i staram się Ci pomagać.

- Ciekawe - parsknęłam - I ja niby mam Ci w to uwierzyć?! Słuchaj, jestem sama, mogę liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Ewentualnie na niektóre osoby. Jednak nie uwierzę Ci. Bo w takim razie, gdzie byłaś kiedy płakałam, byłam załamana, nie widziałam co robić. A ty pojawiasz się z dupy tak naprawdę i co? Liczysz, że na ślepo Ci uwierzę? Żałosne."

To powiedziawszy obudziłam się.

Podniosłam się i szybko popatrzyłam na rękę.

Przejechałam palcem próbując odkryć, ukryte niby rany.

Po chwili poczułam ból, a rany się pojawiły na nowo i zaczęły krwawić.

- Ku*wa - przeklnęłam, gdy jedna z kropki spadła na pościel.

Szybko przejechałam ponownie palcem po przedramieniu i rany natychmiast zniknęły.

- Ufff - odetchnęłam.

- Co jeżeli ta kobieta to moja matka, ale tak naprawdę - zaczęłam rozmyślać.

Rozejrzałam się po pokoju, ale niczego dziwnego nie zauważyłam, dlatego też poszłam spać dalej.

Obróciłam się na prawą stronę i zasnęłam wgapiona w swoje przedramię.

Obudziłam się jeszcze przed wschodem słońca.

Z nerwów nie mogłam kontynuować snu.

Podniosłam się z łóżka.

Cichaczem wymknęłam się z zamku.

Jedyne czego obecnie potrzebowałam to się przejechać konno, wdychając świeże, czyste powietrze. Które przywoływało tyle wspomnień, tych dobry jak i złych. Chociaż czy można nazwać je złe? Każdy dzień był dla mnie jak nowa lekcja, zyskiwałam tylko doświadczenie. Byłam w stanie wiele rzeczy przewidzieć.

Wyszłam z zamku, a obok mnie zjawiła się Ariel.

Poklepałam ją po szyi i wsiadłam.

Ruszyłyśmy przed siebie.

Niebo nadal było ciemne.

Gwiazdy świeciły jasno. Razem z księżycem oświecały drogę.

Wiatr był zimny i przenikliwy.

Z czasem zaczęło się robić coraz jaśniej.

Klacz pognała na wzgórze.

Na szczycie zatrzymała się, a ja zsunęłam się z jej grzbietu.

Ptaki zaczynały jak to zwykle śpiewać, gdy tylko słońce zaczęło się ukazywać.

Promienie słońca, zaczynały się pokazywać nad horyzontem.

Po moim policzku spłynęła łza. Dawno nie widziałam tak pięknego wschodu, w ogóle wschodu.

- Zatem... Być może to nasz ostatni wschód słońca. Zbliża się to, czego obawiałam się najbardziej. Wojny ostatecznej. Która ma zdecydować kto wygra. Jeżeli wygra Sauron, będę męczona już do końca świata, czyli w sumie na wieki. Jednak, jeżeli wygra dobro...

- Jeżeli wygra dobro to...? - zapytał znajomy mi głos, za mną.

Legolas

- Czemu nie śpisz? - zapytałam.

- A ty? - zapytał dociekliwie, z uśmieszkiem na twarzy.

- Nie mogłam już dłużej spać. Wracaj, wyśpij się.

- Jeżeli i ty to uczynisz, uczynię i ja - nie dawał za wygraną.

Podeszłam do niego i przytuliłam się do niego.

A on swoim z czułością odwzajemnił uścisk.

Tego uczucia właśnie mi brakowało. Tego cudownego poczucia bezpieczeństwa. Świadomości, że jest dobrze. Mimo, że cały świat się wali, to nadzieja płynie dzielnie w żyłach.

Jak to mówią, „nadzieja umiera ostatnia".

Ale czy tak będzie i tutaj?

Czy większość nie stchórzy, gdy tylko przyjdzie co do czego?

Uwolniłam się z uścisku i powiedziałam:

- Jedź, ja bym jeszcze chciała pobyć sama.

On popatrzył na mnie i rzekł:

- Dobrze, ale pamiętaj. Na mnie zawsze możesz liczyć. Kocham Cię

- Ja Ciebie chyba też - odpowiedziałam, wymuszając ze swojej strony uśmiech. Nie chciałam aby zobaczył, tego że nawet zapomniałam jak się uśmiecha. Zapomniałam wielu rzeczy.

Przez ciągłe udawanie twardej zapomniałam już jaka jestem, ale tak naprawdę. A może tak naprawdę nigdy nie byłam sobą? Może po prostu byłam zbyt manipulowana by odkryć siebie. Za bardzo targały mną uczucia. Chęć pokazania wszystkim swojej siły.

W środku umieram. Czuję jak gdyby to wszystko miało się skończyć. Zaczynam zapominać, o tym co było dawniej. Czuje jakbym się odradzała jednocześnie umierając. Niestety nie mogę się nikomu powiedzieć o swoich przeżyciach. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta, nie mogę okazywać słabości. W ogóle, że posiadam jakiekolwiek pozytywne uczucia. Inni mają się mnie bać, mam być nieobliczalna. Bez uczuć. Maszyna do zabijania.

Właśnie taką miałam być. Miałam służyć Sauronowi!

W końcu na horyzoncie pojawiło się słońce. Pełne nadziei, radości.

Dobra, trzeba wziąć się w garść. Otarłam ręka łzę.

Dobra dosyć już tego rozczulania się nad sobą.

Wsiadłam na klacz i stępem ruszyłyśmy z powrotem do zamku.

- A co powiesz na to, aby zmienić Ci imię? - zapytałam klacz która zarżała zaciekawiona - Myślałam nad Asteria. Co ty na to? - zapytałam a ona po chwili zastanowienia potrząsnęła głową na zgodę.

Stwierdziłam, że stare imię było już do kitu. Świat się zmienia, więc pewne szczegóły również można zmienić.

[...]

Cicho wjechałam do zamku.

Na uliczkach, ledwo co dało się przepchać. Wszyscy się zbierali, aby wyjechać.

Zwłoki martwych ludzi, orków oraz elfów leżały na drodze.

Jedna osoba, a za jej rozkazem giną miliony.

Weszłam do sali tronowej, nie była ona duża.

Podeszłam pod sam tron.

Nikt tam nie siedział od wielu lat. Był cały zakurzony. Jednak gdy tylko dmuchnęłam, z pod grubej warstwy kurzu ukazało się piękne i czyste złoto.

A może gdyby faktycznie oszukać przeznaczenie? Wybrać pewniejszy scenariusz?

A gdy Sauron zostanie pokonany, ja przejęłabym Mordor. Mogłabym w tedy podbić resztę Śródziemia, w końcu i tak wszyscy widzą we mnie tylko jedno.

- Wszystko w porządku? - zapytał Legolas wchodząc cicho do sali.

- Nie - odpowiedziałam.

On podszedł do mnie i przytulił od tyłu.

- Pamiętaj, zawsze mi możesz o wszystkim powiedzieć. Kocham Cię.

- Ja Ciebie też. Czy jeżeli pokonalibyśmy Saurona, a ja zaczęłabym podbijać inne krainy odciąłbyś się ode mnie?

- Skąd takie pytanie? - zapytał.

- Tak po prostu - odpowiedziałam delikatnie zamyślona.

- Ruszamy! - nagle ktoś krzyknął, a my oderwaliśmy się od siebie.

- To ja idę po konia. Ty możesz sobie go przywołać w każdej chwili. Ja jednak już nie.

- Ją - poprawiałam go.

- Zatem zostajesz jak rozumiem?

- Tak.

- Za to mam nadzieję, że jeszcze do zobaczenia!

- Pa!

Ten się tylko uśmiechnął i znów zostałam sama.

Wydychane powietrze wyszło ze mnie głośno.

Jak mi się nic już nie chce.

Stałam wgapiona w tron.

- Idziesz? - zapytał Aragorn, który stanął obok mnie.

- Nie. Później was jakoś dogonię. Jak narazie mam pewne sprawy na głowie.

- Ok. Zatem do zobaczenia - rzekł i przytulił na pożegnanie.

Nastał wieczór

Wszyscy już odeszli.

Zostałam tylko ja, (nie licząc oczywiście trupów).

Siedziałam na murze i patrzyłam jak ostatnie promienie słońca zachodzą. Jak mrok zaczyna opanowywać ziemię i wszystko inne.

- Nie idziesz ze swoimi przyjaciółmi? - zapytała nagle jakaś osoba.

Szybko zerwałam się i wyciągnęłam miecz.

Jakaś postać podeszła i delikatnie dotknęła miecza i powoli go opuszczała.

Miała kaptur wiec szybko kazałam jej go ściągnąć:

- Ściągaj kaptur! Ruchy - pośpieszyłam ją.

- Już już! Co tak nerwowo księżniczko Mordoru - zapytała z ironią w głosie, ściągając kaptur.

Była to elfka o ciemno brązowych włosach i błękitnych oczach.

- Kim jesteś? - zapytałam.

- Nazywam się Mara i jestem tak jak ty córką Saurona.

- Nie wyglądasz - stwierdziłam patrząc na nią z pogardą.

Jej twarz nie wskazywała na złą naturę. Była delikatnie okrąglutka, a blask radości bił jak promienie słońca w bezchmurny dzień.

Zaśmiała się na moje określenie jej.

- To fakt, nie wyglądam i nie jestem taka.

- Jeśli faktycznie nią jesteś powinnaś chyba mieć jakieś znamię.

Elfka posłusznie odwinęła rękaw lewej ręki, a na przed ramieniu widniał znak Saurona. Identyczny jaki posiadałam i ja.

- To ja mam siostrę? - dopytalam zmieszana.

- Mamy wspólnego ojca. Matki nie.

- Nie rozumiem. Udało Ci się uciec czy co?

- Mojej matce, jednak dość szybko zmarła, a potem zajął się mną mój starszy brat, ale to nie jest istotne. Nie znam Saurona tak jak ty - mówiła ale jej przerwałam.

- To się ciesz. Jednak nadal nie wiem po co tu przyszłaś. I w jaki sposób mnie znalazłaś.

- Chciałam Cię poznać. A znalazłam Cię dzięki temu, że należysz do tej całej wyprawy z pierścieniem. A o ile dobrze wiem to jeszcze wczoraj toczyła się tu wojna.

- A nie boisz się mnie? - zmieniam temat.

- Nie, a czemu miałabym?

- No nie wiem, może dlatego, że jestem córką Saurona? Która to już wiele jak nie tysiące osób zabiła. Bez uczuć i tp

- Każdy ma uczucia i ty także. Tyle, że ty je dobrze maskujesz. Bo tak cię wychowano, bo tak jest łatwiej.

Nastała niezręczna cisza.

Nagle na nasze twarze zaczął kapać deszcz.

Odwróciłam się i ruszyłam do sali tronowej, aby nie zmoknąć.

Ona jak głupia ruszyła za mną.

- A kto Ci powiedział, że możesz za mną iść.

- A co nie wolno mi?

- Nie.

- No weź chyba nie zostawisz mnie tak na deszczu.

Zaczęło padać coraz bardziej.

Przewróciłam oczami.

- Uznam to za tak - stwierdziła.

- Nie licz na nic więcej - warknęłam otwierając drzwi.

Weszłyśmy.

Szybko za pomocą magii sprawiałam, że wszystkie pochodnie zaświeciły się z trzaskiem.

Ruszyłam w stronę tronu.

Stanęłam przed nim.

- Chciałabyś, chciałabyś go zabić. Chciałabyś mieć władzę nad innymi - zaczęła.

- Nie. Ja nie dążę do władzy. I tak jak tylko Sauron zostanie pokonany, to Mordor należy do mnie. Więc nawet nie muszę się starać o tron.

Powoli i delikatnie usiadłam na tronie.

Jakie to cudowne uczucie. Masz wrażenie, że cały świat jest Ci poddany. Nie ma takiej siły, która zdołałaby Cię osłabić, zniszczyć. Nie dziwie się, że niektórzy tracą zmysły przy władzy.

- Ale leje - ściągnęła mnie na ziemie Mara.

- A co się stało z twoją mamą? - zapytałam spokojnie i z powagą.

- Pewnego razu poszła na targ i już z niego nie wróciła, obstawiam, że ją porwali i zabili.

- Rozumiem. A brat?

- Brat jest dla mnie jak najlepszy przyjaciel. Ale pewnie dla Ciebie to słowo jest obce i dalekie.

- Nie. Nie jest mi obce.

- No proszę, czyli jednak masz uczucia. Czyli wynika na to, że nie jesteś takim potworem.

Narrator

Tenebris wstała i zamknęła oczy, a w sali światło było słabsze niż wcześniej.

Mara stała wgapiona w siostrę jak by ducha zobaczyła.

Tenebris powoli otworzyła oczy, których barwa ponownie była czerwona i rzażyła się ogień, a źrenice zwęziły się w cienkie czarne słupki.

Na twarzy Mary malowało się przerażeniem.

- Nadal uważasz, że nie jestem potworem. Sauron torturował mnie i robił pranie mózgu. Zatem naprawdę sądzisz, że nie jestem potworem? Zabijałam tysiące istnień tylko i wyłącznie z własnych zachcianek. Mogłabym i Ciebie zabić nie czując winy. Jest tu tyle trupów, że nawet nikt by się tobą nie przejął.

Światło z powrotem się zapaliło, a oczy z powrotem wróciły do dawnych barw.

Mara zamknęła oczy, jak gdyby próbowała pojąć co się właśnie stało.

Tenebris jednak spokojnie usiadła na tronie, nie odrywając wzroku z rzekomej siostry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro