Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biorę głęboki oddech i otwieram drzwi. Wychodzę z szatni. Odruchowo staję w miejscu, chowając głowę w dłonie. Liczę do dziesięciu i odkrywam swoją twarz. Uśmiecham się stojąc samotnie w korytarzu i wchodzę na halę. Uderzam dwa razy w dłonie, a odpowiada mi samotne echo.

Przyspieszam tępa, co krok zwiększając je delikatnie. Zaczynam rozgrzewkę, truchtem wokół parkietu. Biegnę wpatrując się na swoją rękę, na której założone są siatkarskie rękawki. Skupiam na nich wzrok, mimo braku jakiegokolwiek wyróżniającego je elementu. Przenikam je wzrokiem i widzę coś, czego nie może widzieć nikt inny. Coś, czego nikt nigdy nie zobaczy. Odwracam momentalnie głowę w drugą stronę i widzę, że na hali pojawiają się powoli osoby, organizujące mecz. W oczy rzuca mi się Michał- chłopak od dźwięku. Macha ręką w moją stronę włączając żywą piosenkę. Odmachuję i biegam dalej, skupiona tym razem w energiczne dźwięki, rozbudzające mnie po ostatniej, ponownie nie przespanej nocy.

Pośród skupienia pojawiają się wokół dziewczyny z drużyny. Z każdą się witam, jednak nie przystaję na biegu, czekając na ukończenie czasu, który powinnam wyrobić.

Słyszę dźwięk końca truchtu. Biorę piłkę i zaczynam rozgrzewkę z drugą zawodniczką. Rozglądam się wokół i widzę powiększająca się ilość kibiców na trybunach. Na przeciw mnie stoi moja przyjaciółka- Kozłowska we własnej osobie.

Ćwiczymy w barwach MKS Radomka Radom, walcząc za chwilę o finał. Wygrana dzisiejszego meczu to upragniona przez nas wisienka na torcie. Tak długo walczyłyśmy, by się tu znaleźć. Tak długo czekałyśmy, by zajść tak daleko. Musimy go wygrać, nie ma innej opcji.

-No Kozi, dzisiaj łatwe 3:0 i do domu na serial?- śmieję się, mimo świadomości, że ten mecz nie będzie należał do łatwych.

-No jasne, zero zdenerwowania. Kompletne opanowanie. Nikt się nie stresuje.- dołącza się do mojego śmiechu, odbijając piłkę dalej.

Wchodzimy na atak. Czuję się tu swobodnie. W Radomce Radom zajmuję pozycję atakującej, co daję mi dużą satysfakcję. Zawsze marzyłam by zajść co najmniej w to miejsce.

Rozgrzewka trwa. Śledząc piłki, które wylatują spod moich dłoni i rąk nie zauważam, że nastał jej koniec. Słyszę dźwięk który mnie o tym informuje. Piłkę którą trzymam właśnie w dłoniach odrzucam do dziecka, stojącego obok parkietu jako wolontariusz.

Podchodzimy do trenera, który daje nam ostatnie wskazówki.

Patrzę na telebim  i widzę szatynkę, w dwóch dobieranych warkoczach, która na oko ma włosy lekko po za ramiona. Ma dość chudą posturę, jednak nie nazwałabym jej anorektyczką. Kamera przechodzi wokół niej. Widzę opaloną karnację i błękitne oczy. Uśmiecha się szeroko, ze wzrokiem skierowanym w górę, a jej ręka delikatnie macha do ekranu. Kamera znowu zachodzi za jej plecy. Na tyle jej koszulki widnieje nazwisko "Giers" i numer 19. Odwracam się do tyłu, wysyłam buziaka do kamery i wracam wzrokiem do drużyny i trenera. Tak, to ja. Giers we własnej osobie.

-Dziewczyny, walczymy! Pokażcie, co potraficie! Pokażcie, kto tu jest najlepszy! Go, go, go!- krzyczy trener, a ja zostaję przywołana do sędziego, na losowanie.

Wybieram reszkę. Rzut monetą, która toczy się po linii środkowej boiska. Stop. Moneta zatrzymuje się i ukazuje nam się orzeł. Stajemy na linii. Zaczynamy od przywitania się zawodniczek obu drużyn.

Wchodzimy na boisko.

Nasz skład przedstawia się następująco:

-Karolina Giers
-Aleksandra Przepiórka
-Aleksandra Bator (L)
-Patrycja Gądek
-Sonia Kubacka
-Klaudia Kozłowska
-Majka Szczepańska

Zagrywka po stronie przeciwników.

Nie odrywam wzroku od piłki. Skupiam się na niej, nie widząc poza nią prawie że świata.

***

Mecz trwa zawzięcie. Mimo wyniku 2:1 dla nas, przeciwnicy w czwartym secie nie dają nam łatwej wygranej.

W czwartej partii meczu notujemy wynik 22:24 dla naszej drużyny. Piłka meczowa. Na zagrywce stoi Szczepańska, a reszta teamu trzyma kciuki, żeby właśnie w tym momencie włączyła się najmocniejsza zagrywka Majki.

Piłka leci na drugą stronę, i tak! Przeciwnicy nie przyjmują zagrywki Szczepańskiej i notujemy AS Serwisowy.

Zawodniczki z drugiej strony boiska biorą challenge, jednak stoimy pewne wygranej na swoim polu. Czekamy na werdykt.

Sędzia podchodzi i pokazuje w boisko przeciwniczek. Tak! Wygrana!

Skaczemy i piszczymy z radości świadome tego, że oznacza to wejście naszej drużyny do finału. Po policzkach spływają mi łzy szczęścia. Udało nam się!

Po chwili pisków podchodzimy do siatki by pogratulować i podziękować za grę przeciwnej drużynie.

Idziemy na środek, czekając na ogłoszenie MVP. Spiker rozbudza napięcie.

-I MVP dzisiejszego meczu zostaje... Karolina Giers!- słyszę i zaczynam się coraz głośniej śmiać. Szczęścia dzisiejszego dnia nie przerwie mi już nic.

Podchodzę i odbieram nagrodę dzisiejszego starcia.

Zadowolona podbiegam do dziewczyn z teamu. Stajemy w okręgu łapiąc się przy ramionach i skacząc wokół z radości.

Za dwa dni finał. Czas skończyć nadmierną radość i w spokoju, ciężko przygotować się do ostatecznego pojedynku.

Oficjalnie kończymy spotkanie i podchodzimy do kibiców, zrobić wspólne zdjęcia. Spotykam się z dużą ilością miłych słów, przez co dzień staje się już stu procentowo perfekcyjny.

Zdejmuję nakolanniki i odkładam je wraz z MVP na jednym z krzeseł przy parkiecie. Idę zrobić kilka ćwiczeń rozluźniających i rozciągających.

Po 10 minutach wstaję, biorę swoje rzeczy i idę w stronę szatni. Jedyne o czym teraz marzę, to gorąca kąpiel i chwila ciszy.

Kąpiel z płatkami róż, wokół pełno świec, a w tle ulubiona muzyka. Już niedługo.

-Przepraszam, coś ci wypadło!- słyszę głos z daleka. Patrzę do przodu i widzę chłopaka.

Odwracam się za siebie i widzę leżące nakolanniki.

Podchodzę, by je podnieść, jednak w tym samym momencie szybkim krokiem podbiega młody mężczyzna. Podnosi jeden z nakolanników i podaję mi go do ręki, uśmiechając się przy tym i patrząc mi w oczy.

-Uważaj, bo pogubisz wszystko. A tak właściwie, to gratuluję świetnego meczu.- uśmiecham się i nie wiem co mam powiedzieć. Przede mną stoi wysoki brunet, z zarażającym wręcz uśmiechem na ustach. Ubrany jest w czarną koszulkę nike i krótkie, podarte jeansowe spodenki. Przyglądam się przez chwilę twarzy. Widzę dołeczki, które są skutkiem tego pięknego uśmiechu. Mam wrażenie, że mają w sobie coś niezwykłego i mogę na nie patrzeć bez przerwy. Te podniesione kąciki ust są urocze, jednak kieruję wzrok trochę wyżej. Widzę duże, zielone oczy, które świecą się i patrzą wprost na mnie.

-Noo, dziękuję bardzo! Miło mi usłyszeć te słowa od takiej osoby.- mówię lekko zmieszana, uświadamiając sobie, że zbyt długo stałam cicho w miejscu, wpatrując się w przyjmującego tutejszej drużyny- Cerrad Czarnych Radom.

-Życzę powodzenia i na pewno będę wam kibicował.- mówi, dalej utrzymując uśmiech na twarzy.- I mam dość głupie pytanie. Może w wolnym czasie miałabyś czas i chęć spotkać się na jakąś kawę lub lemoniadę?- pyta i również staje się lekko zmieszany.- Wiesz.. ja.. nie chcę do niczego przymuszać.. Jak nie chcesz.. to.. to ja to zrozumiem.

-Tak, jasne. Choćby od zaraz.- uśmiecham się i ciągnę dalej.- to znaczy.. najpierw może pojadę do domu i się lekko ogarnę po meczu. To co? 19?- mówię, a przyjmujący stoi jak wcięty, lekko zmieszany i zdziwiony moją odpowiedzią.

-Oczywiście!- wyciąga telefon i podaję mi go do ręki.- możesz zapisać swój numer? Zdzwonimy się i będę na ciebie czekać pod twoim domem.- mówi, a ja łapię za jego telefon. Wpisuję swój numer i podpisuję "Karolina Giers". W dodatkowych informacjach do kontaktu zapisuje adres mojego domu i oddaję z uśmiechem telefon Tomkowi.

-To co? Do 19?- Przyjmujący kiwa mi twierdząco głową. Biorę nakolanniki z dłoni przyjmującego i wyruszam do szatni. Zamykam drzwi i podchodzę do swojej szafki.

-Te, Giers, co ty tam za podrywy prowadzisz?- pyta na wejściu Kozi.

-Klaudia! Żadne podrywy, zwyczajne wyjście na kawę. Nie rozpędzaj się.- mówię i czuję, że na policzkach pojawiają mi się rumieńce.

-Tak tak, to się teraz nazywa wyjście na kawę? Mama mnie uczyła pojęcia 'randka'.

-Nie przesadzaj, zwykłe spotkanie. Nawet się nie znamy.

-No jak widać znacie, idziecie razem na kawę.- mówi pokazując ostatnie dwa słowa w cudzysłowie.- No na pewno nie znasz Tomka Fornala. Nie oszukujmy się, każda z nas zna jego uśmiech na wylot. Jak wrócisz daj znać jak było.- nie odpowiadam przyjaciółce i tylko przewracam oczami. Biorę swoje rzeczy i lecę pod szybki prysznic.

Ogarniam się tak szybko jak mogę i wybiegam z hali do samochodu. Jadę do domu przyszykować się na umówione spotkanie z przyjmującym.

Jeszcze nigdy rumieńce na twarzy nie utrzymywały mi się tak długo. Za godzinę tu będzie. Czas się przyszykować.

_***_

WITAJCIE!

Jak już zapowiadałam, zaczynam nowe fanfiction! Osoby, które znają mnie już z poprzedniego ff "Owładnięta" o Karolu Kłosie, serdecznie zapraszam do dalszego towarzyszenia mi w pisaniu kolejnych rozdziałów, a osoby nowe, zapraszam do czytania ❤

Pozdrawiam i miłego czytania!

Mth🙈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro