Rozdział IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[pow. Giers]

Jest po 4 w nocy. Wracamy z spotkania z Kochanowskim, które po restauracji przeciągnęło się jeszcze na wspólny wypad do baru i na wspólne przejście po mieście.

Odkluczamy cicho drzwi do pokoju. Tomek wpuszcza mnie przodem. Wchodzę, i lecę wziąć szybki prysznic.

Kładę się do łóżka, i przeglądam social media.

kuba_kochan obserwuje Cię.

O! Kubuś! Uśmiecham się, i przed snem dodaję zdjęcie w koszulce środkowego. Odkładam telefon, a z łazienki wychodzi Tomek. Zamykam oczy udając, że śpię.

Przyjmujący kładzie się do łóżka, i przykrywa się lekką pościelą.

-Karolina? Śpisz?

-Nie.- mamroczę coś sama do siebie pod nosem, zlewając trochę Tomka.

-Powiedz mi, jak to jest być kochaną? - mówi, a moje serce przestaje na chwilę bić.

Nie otwieram oczu, udając, że śpię. Nie odzywam się ani słowem.

-Mam nadzieję, że to wspaniałe uczucie. Śnij dobrze, malutka.- mówi po chwili ciszy, i daję mi buziaka w czoło.

Próbuję się nie uśmiechnąć. Bo tak, to wspaniałe uczucie.

Pierwszy raz czuję się dla kogoś ważna. Pierwszy raz ktoś pokazuje mi, że nie widzi się we mnie tylko siatkówki. Pokazuje mi, że też jestem człowiekiem, który potrzebuje uczuć. Tylko jest jedno ale. Świadomość mówi mi, że to moje ostatnie dni. Czy na pewno chcę być kochana, z świadomością, że zostawię osobę, która coś do mnie poczuje samą na tym świecie?

Leżę w zamyśleniu dłuższy czas, i po chwili zaczynają do mnie wracać wszystkie wspomnienia, i fobie.

"Prędzej umrzesz, niż ktoś cię pokocha"

"Jesteś niczym"

"Takiego czegoś jak ty nie da się pokochać"

"Już dawno powinnaś umrzeć"

W oczach pojawiają się łzy. Wszystkie słowa, które usłyszałam od tego człowieka kręcą się w mojej głowie. Próbuję zamknąć oczy i zasnąć, jednak nie potrafię. W głowie przewija się milion momentów, gdy mogłam to zrobić. Już dawno mogłam się zabić. Mogłam skoczyć, gdy miałam okazję, mogłam się przepić, gdy miałam czym, mogłam podciąć ostatecznie żyły, gdy chciałam zniknąć. Mogłam. Mogę i teraz.

Wstaję cicho z łóżka, i kieruję się do swojej walizki. Przekopuje się delikatnie do jej dna, by znaleźć malutkie pudełeczko. Znajduję, a ręce zaczynają mi się coraz bardziej trząść. Na palcach podchodzę do drzwi łazienki. Wchodzę, i zamykam pomieszczenie.

Staję przy zlewie i patrzę się w lustro. Widzę zapłakaną dziewczynę. Nie ma żadnych atutów. Jej włosy straszne, twarz zmęczona, i wyczerpana życiem. W jej oczach widać tylko brak nadziei, i jakichkolwiek ambicji, a z drgania ust można wyczytać łzy, i chęć zniknięcia. W lustrze widzę porażkę. W lustrze widzę po prostu siebie.

Patrzę na swoje ręce. Na przed ramionach widnieją blizny, i rany, a w dłoniach trzymam małe pudełeczko. Otwieram je, a do zlewu wsypuje się pięć metalowych staromodnych blaszek. Biorę jedną z nich do ręki i wpatruję się w blask odbijający się od ostrego przedmiotu. Wpatruje się w niego, a w głowie bije się z myślami. Boję się krwi. Nigdy nie lubiłam tego widoku. Ale nie mogę dłużej tu zostać. Muszę zniknąć.

Przykładam metalowe narzędzie do nadgarstka i przejeżdżam nim delikatnie wzdłuż przedramienia. Patrzę się w górę, by nie widzieć widoku ciemnoczerwonej cieczy. Czuję powoli spływającą ciecz, i słyszę spadające pojedynczo na podłogę krople. Mimo wolnie patrzę w dół, a na widok krwi zaczyna kręcić mi się w głowie.

Spadam z hukiem w dół.

Biorę kawałek papieru i delikatnie wycieram nadgarstek.

Słyszę pukanie do drzwi, a serce zaczyna mi bić coraz szybciej.

-Karolina? Wszystko okej?- słyszę głos przyjmującego.

-Tak, oczywiście, a czemu pytasz?- mówię trzęsącym się z przerażenia głosem.

-Co się dzieje słońce, masz dziwny głos?

-To od zmęczenia, idź spać zaraz też w końcu zasnę.- mówię przez łzy, a Tomek otwiera drzwi od łazienki. Patrzę na niego cała w łzach, a jego wzrok skupia się na moim nadgarstku, który mimo próby nie udaje mi się ukryć przed jego szklanymi oczami.

-Czemu mi to robisz?- pyta próbując pohamować łzy, i podchodzi bliżej mnie. Bierze moją żyletkę do ręki. Podnosi ją lekko przed siebie, dalej wpatrując się w moje oczy.- Wiesz jak się poczułem właśnie? Wiesz, jak bardzo mnie to zabolało?- pyta, a ja dalej wpatruje się ze łzami w jego oczy.- Czy ty sobie wyobrażasz, jak bardzo mnie tym ranisz?- mówi, i przejeżdża żyletką wzdłuż swojego przedramienia, a ja wyrywam narzędzie z jego dłoni i rzucam na drugi koniec łazienki.

-Kurwa! Czemu to zrobiłeś?!- krzyczę przez łzy, ocierając ranę przyjmującego.- Czemu kurwa?! Czemu?!

-Nawet to mnie tak nie zabolało. Nic mnie nie zaboli bardziej niż twoje rany.- mówi, i tamuje krew na mojej ręce. Zaciska mały ręcznik na swoim ramieniu, by zatamować krew ulatniającą się z jego ręki.

Patrzy się na mnie ze łzami, a ja jedyne na co mam ochotę w tej chwili to wtulić się w niego i zniknąć. Ale nie potrafię, nie potrafię nic. Siedzę na zakrwawionej podłodze i płaczę. Łzy z moich oczu wychodzą jak nigdy.

-Wiesz co? W tej chwili mam ochotę tylko i wyłącznie policzyć twoje rany i blizny, i tyle samo zadać ich sobie. I nie obchodzi mnie, czy bym się wykrwawił. Chciałbym ci tylko pokazać, że nawet tak wielka ilość ran na moim ciele nie bolała by mnie tak, jak jedna mała rana na twojej skórze. Więc wyobraź sobie co czuję, widząc tak wielką ilość ran i blizn na twoim ciele. Czuję się jakbym umierał od środka. Czuję, jakbym to ja miał umrzeć w tej chwili.

Przyjmujący wychodzi z łazienki, a ja zostaję z brzmiącymi mi w głowie słowami Tomka.

Po chwili wraca z bandażami i wodą utlenienioną. Ściąga zaciśnięty ręcznik z mojego ramienia, i polewa moje ramię wodą utlenioną. Nakłada opatrunek, i związuje na nim bandaż. Identycznie robi z swoją ręką.

-Proszę cię, idź się położyć.- mówi z totalnym spokojem i smutkiem w głosie.- Zaraz przyjdę, tylko tu sprzątne.- mówi, a ja z opuszczoną głową wychodzę z łazienki.

Kładę się do łóżka, a po pięciu minutach siatkarz wychodzi z łazienki i kładzie się obok mnie w łóżku.

-Proszę cię, nie rań mnie więcej. Nie zrób mi tego nigdy więcej. Obiecuję ci, że chociaż jedna nowa rana na twoim ciele wystarczy, bym w jeden wieczór wykąpał się we własnej krwi. Jedna rana. Więc proszę cię, nie każ mi umierać za chwilę słabości.- mówi, a ja przytakuje, nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa.- proszę, nie musisz nic mówić, tylko przytul mnie. O nic więcej cię nie proszę.- mówi, a ja wstaję, i siadam na przyjmującym. Patrzę wprost w jego tęczówki, i kładę się na jego umięśnionym torsie. Przykrywa nas cienką pościelą, a ja wsłuchuję się w jego powoli normujący się oddech. Zasypiam.

_***_

(PROSZĘ, PRZECZYTAJ DO KOŃCA!)

Witajcie!

Przepraszam, ale rozdziały będą pojawiały się losowo- nie potrafię wstawiać ich regularnie.

Dzisiejszy rozdział jest inny pod wieloma względami. Wlałam w niego jeszcze więcej uczuć, i włożyłam w niego trochę łez, które mam nadzieję wyczuliście czytając go.

Co u was? Jak mijają wam wakacje?

Mi bardzo dobrze, i chciałam podziękować wam za miły odzew co do pytania o oneshoty.

A więc kolejne pytanie, co sądzicie o założeniu instagrama dla was? Byłyby tam informacje i pytania dotyczące książki.

Buziaki!

Mth 🌹

Edit.: Konto powstało- volleyballsouvenir

Zapraszam🌹

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro