Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[pow. Fornal]

-Rozumiem, że wszystko wyjaśniłyście ze sobą..?- pytam wręcz dość głupio Kozi, która stoi przede mną ze smugami tuszu do rzęs na twarzy.

-Ona nie może umrzeć.- mówi, i podchodzi, by się we mnie wtulić.- spędziłam z nią całe życie. Rozumiesz? Całe. Nie może mnie zostawić od tak, musimy coś zrobić.. Czemu akurat ona? Czym sobie na to zasłużyła..?

-Kozi, spokojnie. Paniką i przerażeniem w niczym nie pomożemy. Byłem przed chwilą u lekarza. Da Karolinie leki, dzięki którym działanie choroby nie będzie aż tak widoczne, ale sama choroba będzie postępować. Nie możemy jej zahamować, ale możemy spędzić ten czas z nią. Doktor sam kibicuje waszej drużynie, więc pomaga nam zdziałać jak najwięcej, by zapomniała na te dwa tygodnie choć trochę o chorobie. Jutro dostanie wypis ze szpitala. Mamy równe 15 dni. W między czasie dobrze by było, gdyby zjawiała się tutaj.. Piętnastego dnia, musi być tu..

-Karo opowiadała mi, co chcesz zrobić.. mówiłeś poważnie?

-Jak najbardziej. Chcę, by ostatnie dni spędziła tak, jak tylko sobie wymarzy. Nie może cierpieć psychicznie..

[pow. Giers]

Piętnaście dni, piętnaście nocy, piętnaście dób. Dużo godzin, mało czasu. Sporo strachu. Siedzę na łóżku szpitalnym z powyginaną kartką i długopisem. Co chwila przykładam długopis do papieru z myślą zapisania czegoś, jednak brakuje mi słów.

Co jest moim marzeniem?

W dzieciństwie marzyłam o wielu rzeczach. O księciu na białym koniu, o wymarzonej lalce z sklepowej witryny, o misiu, którego oczy uroczo błyszczały w moją stronę. Chciałam być dorosła, po prostu marzyłam o wszystkim, i o niczym. Z czasem marzenia się zmieniały. Będąc w gimnazjum marzyłam o najpiękniejszej sukni na balu, czy też małym pupilu, który został by moim drugim przyjacielem. Minęło kilka lat. Spotkałam wiele osób, jednak na mojej drodze stanęli również niewłaściwi ludzie. Byłam asertywna, jednak samą asertywnością nie uratujemy świata. Nie zawsze wszystko dzieje się tak, jak my byśmy tego chcieli. Zdarza się, że ludzie robią coś wbrew naszej woli. To było moim następnym marzeniem. Umieć zapominać krzywdy, umieć zapomnieć dotyk niewłaściwych osób. Na próżno. Wspomnienia i blizny ciągną się przez całe życie. A my? Uciekamy w wir samotności i pytań.

Czemu ja? Czemu nie mogę zapomnieć?

Po gimnazjum zaczęłam rozumieć, czym jest prawdziwe marzenie. I marzeniem nie jest chęć posiadania. Kupienie najpiękniejszej lalki, czy też najsłodszego lizaka nie będzie spełnieniem marzenia. Marzenie polega na spełnianiu pewnych etapów. Na spełnianiu siebie.

Siedzę i myślę.

Co jest moim marzeniem..?

Myślę nad tym, o czym na prawdę marzyłam. Szukam rzeczy, które chciałam wykonać, ale nie zdążyłam, lub nie pokonałam lęku, by to zrobić. Zastanawiam się chwilę, i zapisuję pierwsze punkty, które wpadają mi na myśl. Nie muszę ich wykonać. Zapiszę je, żeby wiedzieć, że mimo strachu marzyłam. Chciałam coś osiągnąć.

Kartka powoli zaczyna się zapełniać jednak idzie mi to z trudem. To kartka dla Tomka. Cholera, znam go dosłownie kilka dni, a powierzam mu siebie. Powierzam mu swoje sekrety, marzenia. Czy dam radę powierzyć mu przeszłość?

***

[pow. Fornal]

Wchodzę do szpitala. Chciałbym móc powiedzieć, że wstałem dziś wcześnie, dlatego już do niej pędzę, jednak byłoby to kłamstwem. Dzisiejsza noc była ciężka. Natłok nieprzyjemnych myśli, i natłok jej portretów w moich myślach nie dały mi zasnąć. Kurwa.. znam ją kilka dni, nawet nie tydzień.. Ale stała się dla mnie ważna. Stała się moją przyjaciółką, którą boję się wydać światu, by nikt jej nie skrzywdził. Chciałbym zostawić ją w swoich ramionach. I jestem na siebie zły.. Mam jebane wrażenie, że gdybym wcześniej ją znalazł, gdybym wcześniej złapał ją w swoje objęcia żyłaby dłużej, i żyłaby dla mnie. Wiem, że gdybym był wcześniej, może obyłoby się bez blizn, bez ran bolących nawet mnie tak bardzo od środka. Chciałbym, cofnąć czas i znaleźć się przy niej kilka lat wcześniej. Być i powiedzieć "Nie pozwolę cię zranić". Za późno.. Świat jest okrutny..

Przyspieszam kroku, by znaleźć się w sali Karoliny. Całą noc była sama, i czuję się jakbym marnował czas nie będąc teraz przy niej.

-Cześć, już jestem. Jak się spało?- pytam, i przytulam na powitanie atakującą.

-Hej, w miarę, ale zdecydowanie wolałabym być teraz gdzie indziej.

-Dlatego cię stąd zabieram. No właśnie, muszę iść do lekarza po wypis, zaraz wrac..

-Czekaj Tomek.. Siedziałam dość długo, i rozmyślałam w nocy. Ale już wiem..- mówi, i nastaje chwila ciszy.

-Co wiesz?

-Spisałam te marzenia. I ja nie oczekuję, żebyś je spełnił. Ich jest tam multum. Spisałam je, żeby.. Nie.. po prostu je spisałam.- mówi, i podaje mi kartkę.

Za nic nie wiem co odpowiedzieć. Biorę kartkę do ręki i przytulam ją.

-Zrobię wszystko, by móc je spełnić dla ciebie.- mówię, i chowam kartkę do kieszeni.- Zaraz wrócę. Idę po twój wypis.

Idę do lekarza zajmującego się Karoliną po potrzebną kartkę. Staję na przeciwko niego. Przygląda mi się uważnie, a w jego oczach mogę wyczytać współczucie.

-Tomku, widzę, że cię to boli. Dlatego pamiętaj, pilnuj jej najlepiej jak potrafisz. Postaraj się, żeby przeżyła ten czas najpiękniej jak może.

Patrzę się w prost na niego, biorę kartkę z wypisem i wychodzę w milczeniu. Mimo tylu rzeczy, które chciałbym wyrzucić z siebie mam brak słów. Nie potrafię powiedzieć czegokolwiek.

Idę do sali Karoliny i bez słowa biorę jej rzeczy z łóżka. Stoję i patrzę na jej zmęczoną, lecz piękną twarz, i czekam w ciszy, aż któreś z nas odważy się powiedzieć słowo, w tej niezręcznej sytuacji.

-To co? Idziemy?- przerywa ciszę Giers.

-Tak, jasne.- odpowiadam, i z uśmiechem otwieram drzwi.

Kierujemy się w stronę mojego samochodu. Pakuję rzeczy Karoliny do bagażnika.

-Tomek, za chwilę wracam. Lecę jeszcze szybko do szpitala na chwilkę. Dosłownie 5 minut!- mówi, a ja wsiadam do auta.

Wyciągam kartkę, którą otrzymałem dosłownie 15 minut temu. Czytam ją z wielkim skupieniem. Są to marzenia różne, ale jedno pewne- wszystkie dla niej ważne. Widzę idącą do auta Karolinę. Chowam ponownie kartkę w kieszeń. Wsiada, i zapina pasy.

-To co? Jedziemy domu.- mówi z uśmiechem.

-Czekaj, jeszcze nie. Poważnie nie jadłaś nigdy nic na stacji benzynowej? Żadnego hotdoga? Żadnego jedzenia na szybko?- pytam trochę roześmiany.

-Widzę, że zacząłeś czytać kartkę. Ale tak, poważnie. Zawsze uczono mnie, by jeść tylko zdrowo, i jakoś tak mi zostało.- mówi, i uśmiecha się.- Zawsze chciałam, ale albo nie było mi po drodze, albo nie miałam ochoty lub czasu.

-A teraz? Masz ochotę? Bo czas masz.

- A po drodze jest?

-Jeśli chcesz, może być.- mówię, a Karolina kiwa twierdząco głową.

Odpalam silnik i jedziemy.

Włączam losową playlistę, na połączonym z moim telefonem Spotify. Okazuje się, że trafiłem na jedną z lubianych przez Karolinę składanek, dzięki czemu przez drogę na stację benzynową śpiewamy udając, że nikt nas nie słyszy. Ludzie przechodzący na chodnikach patrzą się na nas jak na idiotów, jednak nie zważając na ten fakt włączamy muzykę jeszcze głośniej, i otwieramy dodatkowo tylnie okna auta. Jedno marzenie spełnione.

Dojeżdżamy na stację, i wchodzimy do środka. Stajemy przy kasie, a ja składam zamówienie.

-To co? Jakiego Ci zamówić?- pytam zamyśloną Karolinę.

-Nie wiem, jaki polecasz? Nie jadłam nigdy żadnego.

-No ja znam kilka dobrych.

-Wybierz mi jakiegoś dobrego.- mówi, a ja stoję i myślę.

Nie potrafiąc wybrać, uśmiecham się, i kupuję wszystkie możliwe, które uważam za smaczne. Płacę, i wychodzimy.

-Nie wiedziałam, że jesteś aż tak głodny.- mówi zdziwiona Karolina.

-Nie jestem. Nie wiedziałem jaki wybrać dla ciebie więc wziąłem wszystkie dobre. Posmakujmy każdy, i wybierzemy najlepszy.- mówię, i zaczynam się śmiać.

Wchodzimy do auta, a ja odpalam silnik.

-Nie jemy?

-Nie, pojedziemy w jedno miejsce je zjeść.- mówię i wyruszam.

Jedziemy kilkadziesiąt kilometrów za miasto. Z daleka widzę już opuszczony stary budynek. Widzę tablicę "Zakaz wjazdu" jednak wymijam ją, i wjeżdżam na opuszczoną posesję.

-Tomek.. Nie wiem czy to dobry pomysł..

-Zaufaj mi. Nic więcej.- mówię, i wysiadam z auta. Podbiegam do drzwi pasażera, i otwieram je Karolinie.

-Elegancko.-mówi, i zaczyna się śmiać.

Bierzemy hotdogi, i kierujemy się w stronę bardzo wysokiego budynku.

-Tomek, boję się tam wejść.

-Spokojnie, przy mnie nic ci się nie stanie.- uśmiecham się, i daję Karolinie rękę. Odwracam się w stronę starego budynku, i kieruję się przed siebie. Mijam tabliczkę "Budynek do wyburzenia" i idę dalej.

Powoli wchodzimy po schodach starego szpitala. W oczach dziewczyny widzę strach, i jednocześnie podekscytowanie. Z jednej strony zżera ją jej lęk wysokości, z drugiej strony pobudza szczęście, że spełnia coś, co zawsze chciała zrobić. Wejść na wysoką budowle i pokonać lęk wysokości.

Docieramy na samą górę. Siadamy, podziwiając widoki wokół.

-Skąd znasz to miejsce?

-Gdy czasem nie miałem humoru, i miałem dość wielu rzeczy chciałem uciec. Wyjeżdżałem za miasto, i zazwyczaj kierowałem się tutaj. To tu siedziałem, gdy miałem dość świata.- mówię, i nastaje nagła cisza.

-Ja uciekałam od świata ranami. To była moja ucieczka od problemów, czy też ludzi. To jest długa historia i obiecuję, że ci opowiem, ale na prawdę nie dziś. Nie psujmy tego dnia.- mówi, a ja patrzę na nią w ciszy.

Siedzimy jedząc hotdogi, i opowiadając śmieszne historie z dzieciństwa. Rozmawiamy tak, jakbyśmy znali się od zawsze. Rozmawiamy tak, jakbyśmy byli dla siebie od zawsze, na zawsze.

Robi się ciemno. Czerwcowe niebo przybiera już granatowy kolor. Wstaję i podaję Karolinie rękę. Atakująca stoi na przeciwko mnie.

Stoimy w ciszy. Patrzę się wprost w jej oczy. Widzę odbijające się w nich gwiazdy. Jej oczy są cudowne.

Podchodzę bliżej, stojąc na przeciw dziewczyny, i podnoszę ją do góry. Swoje długie nogi splata za moimi plecami, a swoimi świecącymi oczami wpatruje się we mnie. Ręce delikatnie trzyma na moich barkach, jednak nie trzyma się ich kurczowo, pokazując, że ma zaufanie, i nie spadnie.

Stoimy tak w ciszy. Niebo robi się coraz ciemniejsze. Zbliżam twarz bliżej Karoliny, i łącze nasze usta w pocałunku. Czuję się jak w niebie. Ale..

-Przepraszam, nie powinienem tego robić. Pewnie sobie tego nie życzysz. Ja przepraszam..- mówię, rozłączając nasze usta z pocałunku.

-Błagam, nie mów nic. To już szóste marzenie, które dziś spełniasz. Nie przepraszaj.-mówi, i łączy ponownie nasze usta w namiętnym pocałunku. Dawno nie było mi tak cudownie.

_***_

Hejhej!

Ważna informacja! Zrobię wszystko, żeby rozdziały pojawiały się regularnie, jednak nie jestem pewna, czy będę w stanie pisać je na bieżąco, przez wakacyjną prace 💔

Piszcie, jak podobają wam się rozdziały, co mogę poprawić, co wam się nie podoba itp 💕

Buziaki!

Mth 💫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro