Rozdział XVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[pow. Fornal]

Dziś 16 lipca. Stoję w korytarzu atakującej ubierając kurtkę. Nadszedł ten moment, gdy powrót do szpitala stał się faktem. 

Otwieram drzwi wyjściowe, a z dworu odpycha mnie zimny wiatr. Pogoda jakby wyczuwając mój nastrój zgrywa się z jego ponurym akcentem, dobijając mój humor do całkowitego poziomu -1.

Atakująca wychodzi za mną, zakluczając swój dom. Patrzy się na mnie bladym, zmęczonym wzrokiem, a ja nie potrafię rzec czegokolwiek. Otwieram drzwi auta pasażerce, która wchodzi do niego z delikatnym uśmiechem. Okrążam auto, i wsiadam za kierownice. Czas ruszać.

Jedziemy, jednak mimo moich obaw, nie jedziemy w głuchej ciszy. Jedziemy w rozmowie, jednak nie jest ona niezręczna. 

Dojeżdżamy do miejsca, do którego nie chciałem trafić. Szpital. Wysiadamy z auta, i kierujemy się do wejścia. 

Lekarz prowadzący Karolinę widząc nas na korytarzu, przyspiesza nasze przyjęcie na salę szpitalną. 

***

Siedzę obok łóżka Karoliny. Rozmawiamy, jednak za wszelką cenę próbuję unikać tematu jej śmierci. 

-Tomek kurwa, stój.- mówi słabym, lecz stanowczym głosem.- Ja chce z tobą porozmawiać tylko o jednym. O tym co jest teraz. 

-Karoli...

-Proszę cię.- mówi, a moje oczy przez taflę trzymanych w nich łez stają się lustrem.- Ja chciałam ci podziękować. Za każde spełnione marzenie, za każdą pomoc, którą mi ofiarowałeś, za każdy uśmiech, który trafił od ciebie w moją stronę.- mówi, a jej ręka splata się z moją dłonią.- Chciałam ci podziękować za każdy pocałunek, który mi oddałeś, i za każdy moment pożądania, który pozwoliłeś mi wykorzystać. I dziękuję ci, że spotkałam osobę, do której mogłam coś poczuć. I poczułam.

-Karo, ja.. się bałem. Nie potrafiłem tego powiedzieć, ale wiedz, że cię.. kocham. No kocham cię jak nikogo innego, cholera.- mówię delikatnie gestykulując, a w międzyczasie wycierając łzy, których nie udało mi się wstrzymać. 

-Szczerze? Tylko na te dwa słowa czekałam. Bałam się tego momentu wiedząc, że umieram, i cię opuszczę. Ale.. gdy cię pokochałam, chciałam tego odwzajemnienia.. i.. ja ciebie też.- mówi, a ja nachylam się przed jej twarzą, i składam na jej ustach pocałunek, a z moich oczu coraz bardziej zaczynają wymykać się łzy.

-Tak bardzo dziękuję, że ze mną byłaś. Pozwoliłaś mi pomóc spełniać swoje marzenia, a tym samym uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

-To ja dziękuję za spełnienie marzeń. Mimo bólu, który przysparza mi ta choroba, czuję się szczęśliwa. Wiem, że mogę umrzeć w spokoju. Wiem, że moje najważniejsze marzenie spełniło się. Czekałam z odejściem do tego momentu. Teraz wszystkie sprawy tutaj mogę zostawić bez słowa. Tylko wspomnienia zabiorę ze sobą, do góry. Kocham cię.- mówi, a ja wtulam się w jej ciało.

Po policzkach spływa mi coraz większa ilość łez. Nie dochodzą do mnie słowa atakującej, nie dochodzi do mnie to, że znika z mojego życia. Nie zobaczę jej uśmiechu, i nie usłyszę jej spokojnego, opanowanego głosu. Zostaję tu sam.

Przestaję słyszeć jej oddech. Zaciskam oczy, i próbuję nie dopuszczać do siebie myśli, że odeszła. Nie, nie mogła mi tego zrobić. 

Podnoszę głowę z jej klatki piersiowej. Zamknięte oczy. 

-Karolina?- mówię cicho, dotykając jej ramiona.- Proszę, obudź się.-szepczę znów cicho.- Wiem, że nie mogłaś mi tego zrobić.

Lecz jednak to zrobiła. Nie ona, lecz śmierć. Zabrała mi ją. 

Wychodzę i idę po lekarza. Kogokolwiek. 

Przychodzi, i utwierdza mnie w tym, co przed chwilą się stało. Ona nie żyje.

Siadam na krześle koło łóżka, i płaczę. W pokoju zaczynają zbierać się ludzie, którzy zaraz zabiorą ją stąd. Jedna z nich patrzy się na mnie, przyglądając się uważnie każdej mojej łzie.

-Pan Tomek?- pyta niezręcznie.

-Tak, czemu pani pyta?- odpowiadam.

-Chyba pani Karolina nie zdążyła tego panu przekazać.- mówi, i daje mi kopertę z moim imieniem.- Leżała w ręce pani Karoliny. Najszczersze kondolencje z powodu jej śmierci.. Bardzo pan musiał kochać swoją dziewczynę.- mówi, a ja zostawiam to bez słowa. Nie jestem w stanie odpowiedzieć nic.

Dalej w ciszy obserwuję ludzi. 

-Zostawić pana tu na chwilę samego?- pyta jeden z mężczyzn w białym fartuchu po pewnym czasie.- możemy dać panu dosłownie dwie minuty.- odpowiada, a ja automatycznie przysuwam ze zrozumieniem krzesło do jej łóżka. Mężczyzna wychodzi, a ja przyglądam się szatynce.

Spojrzałem na nią, była jak śnieg. Piękna, ale zimna. Zrozumiałem, że opuściła mnie po raz ostatni- już na zawsze.  

Siedzę wygłaszając swój monolog. Tak, nie potrafię przestać mówić jej, jak ją kocham. Nie potrafię jej opuścić. Biorę jej dłoń, która automatycznie przemywana jest łzami. Nie potrafię inaczej..

Minął mój czas. Lekarze wchodzą, i przykrywają ją folią. Łóżko razem z Karoliną skierowane jest ku drzwiom. 

Wychodzę, jednak wiem, że nie mogę już za nią podążać. Muszę odetchnąć. Muszę dać sobie chwilę.

Wychodzę z szpitala i wyciągam Malboro. Pamiętną mi zapalniczką odpalam papierosa, przypominając sobie chwile, gdy razem z atakującą wymienialiśmy spojrzenia i dym między naszymi ciałami. Wypuszczam dym w niebo myśląc- czy czas do wieczora zanim zobaczę moją gwiazdkę, będzie mi się aż tak dłużył?

Wydycham biały dym przenikając go przekleństwami i łzami. Biorę do rąk kopertę z moim imieniem. Otwieram, i zaczynam czytać.

*****************************************  

Drogi Tomku,

Piszę ten list z świadomością, że przeczytasz go po mojej śmierci. Pożegnania nie są łatwe dlatego piszę go, nie będąc pewna, czy będę w stanie powiedzieć Ci wszystko co czuję. 

Zacznijmy od rzeczy, z którą z pewnością zwlekałam. Nie potrafiłam tego wyjawić prosto. Te rany.. Było wiele powodów, niektóre już poznałeś. Jednak, gdy najbliżsi dla mnie ludzie zaczęli wmawiać mi, że jestem nikim, poddałam się. Zaczęłam rany, a Ty je zaprzestałeś. Stałeś się bliską osobą. Lecz inną niż wszystkie. Ty w przeciwieństwie do wszystkich pokazałeś mi, że jestem kimś, kto potrafi być kochany. To TY sprawiłeś, że poczułam się dla kogoś ważna. To dzięki Tobie dowiedziałam się, jak to jest kogoś kochać. Mam nadzieję, że odważyłam się to powiedzieć, ale kocham Cię. Kochałam. Stałeś się moim światem, z którego nie chciałam odchodzić. Stałeś się światłem, które przebiło światło w tunelu, w tunelu śmierci, której tak bardzo chciałam. 

Chciałam Ci również podziękować za każde marzenie. Za każdy wyjazd, pocałunek, czy wspólną noc. Za mecz, i możliwość spędzenia urodzin z tak cudownymi osobami jak Ty i Kochan. Dziękuję Ci za to, że przy mnie byłeś. Mimo moich prób zniknięcia z tego świata, i świadomości, że i tak stąd zniknę, byłeś i we mnie wierzyłeś. Pokazałeś mi, że jestem na tyle silna, w swojej głowie pokonać śmierć. Pokazać jej, że potrafię spotkać się z nią "twarz w twarz" i powiedzieć, że jestem na nią gotowa. 

I skoro dostałeś ten list, stałam się gotowa. Odeszłam razem z nią, z nadzieją, że za długi (mam nadzieję, że tam, u góry zleci mi to szybko, bo tęsknota cholernie boli...) spotkamy się. 

Mam nadzieję, że będziesz żył szczęśliwie. Pamiętaj, że w każdy smutny dzień, możesz spojrzeć w niebo. Tak jak obiecałam, będę przy Tobie. Będę Twoją gwiazdą, obserwującą Cię, i pilnującą, by nic Ci się nie stało.

Kocham Cię, 

na wieki Twoja, 

Karolina.

*****************************************

To nie złudzenie. Ona.. na prawdę mnie opuściła. Odeszła. Zakończyła swój ostatni set. Przegrała ten Tie Break, ostatnie 15 dni, 15 punktów wygrała drużyna śmierci. Zdobyła najważniejsze trofeum, jej życie.

Wyrzucam papierosa na ziemię i przygniatam go białym butem.

Zostałem sam. 

_***_

Witajcie. 

Rozdział dość smutny.. Co tu dużo mówić.. 

Przy jeszcze żadnym rozdziale nie wahałam się tak, jak przy tym. 

Przy całej książce wylałam dość sporo łez i emocji, ale o tym już niedługo, w podziękowaniach. Nadchodzi koniec tej opowieści. Nadszedł koniec wspólnej historii Karoliny i Tomka. 

Buziaki dla Was,

Mth.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro